Tytuł: "Przyzwoitka"
Wydawnictwo: Bukowy Las, 2014
Ilość stron: 410
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Biorąc do ręki powieść nieznanej mi amerykańskiej pisarki Laury 
Moriarty, nie miałam wielkich oczekiwań. Liczyłam po prostu na 
relaksujące chwile z lekką obyczajówką, do której przyciągnęło mnie 
miejsce akcji - Nowy Jork lat 20-tych XX wieku - oraz fabuła oparta na 
losach dwóch skazanych na swoje towarzystwo kobiet o odmiennych 
charakterach, z których jedną miała być przyszła gwiazda kina niemego, 
Louise Brooks. Wszystko to brzmiało na tyle intrygująco, że bez wahania 
sięgnęłam po lekturę. Nie ukrywam, że spora w tym zasługa blurba, który 
umiejętnie podsycił moją ciekawość nie ujawniając praktycznie żadnych 
strategicznych elementów fabuły, a już z całą pewnością nie 
przygotowując na ogromne bogactwo i wielowymiarowość treści, która 
okazała się dla mnie olbrzymim, fantastycznym zaskoczeniem.
Wichita w stanie Kansas, 1921 rok.
36-letnia Cora Carlisle, stateczna i poważana mężatka, podpora 
miejscowej społeczności, zostaje przyzwoitką piętnastoletniej Louise 
Brooks, którą rodzice wysyłają do prestiżowej nowojorskiej szkoły tańca.
 Nie kieruje nią chęć zarobku ani przeżycia przygody - Cora ma swój 
własny interes w podróży do metropolii i początkowo nie zdaje sobie 
sprawy, jak wielkim wyzwaniem będzie dotrzymywanie towarzystwa młodej, 
pięknej, ambitnej, ale też buntowniczej i aroganckiej pannie. Kiedy 
Louise spędza czas doskonaląc swoje umiejętności pod okiem najlepszych 
instruktorów, Cora poznaje Nowy Jork z zupełnie innej strony; 
odwiedzając dzielnice nędzy zamieszkane przez rzesze imigrantów, 
zagłębia się jednocześnie we własną, pełną sekretów przeszłość.
Zarys fabuły sugeruje opowieść o dwóch kobietach prezentujących skrajnie
 odmienne postawy życiowe, a więc zasadzającą się na  nieuniknionym w 
takim przypadku konflikcie. Jednak fakt, że bohaterki dzieli całe 
pokolenie, a miejscem akcji jest najludniejsze i najprężniej rozwijające
 się miasto świata, jak żadne inne odzwierciedlające gwałtowne przemiany
 społeczno-obyczajowe lat 20-tych XX wieku, nie jest przypadkowy, a 
wręcz znaczący. Pobyt w Nowym Jorku staje się punktem zwrotnym w życiu 
obu bohaterek, zaś samo miasto, przechodzące głęboką metamorfozę, w 
którym jak nigdzie indziej mieszają się wpływy i tendencje wszystkich 
możliwych dziedzin życia i sztuki składając się na mozaikowy i 
reprezentatywny portret ówczesnego amerykańskiego społeczeństwa, wyrasta
 na niemal pełnoprawnego bohatera powieści. Wszystko to sprawia, że 
fabuła Przyzwoitki nabiera wieloznaczności i głębi; przez pryzmat 
losów Louise i Cory czytelnik może obserwować burzliwe zmiany obyczajowe
 Ameryki w pierwszej połowie XX wieku.
Wbrew pozorom to nie Louise jest dominującą bohaterką i to nie na jej 
losach koncentruje się fabuła. Owszem, jej krzykliwa, przytłaczająca, 
barwna osobowość zdaje się zawłaszczać fabułę, wręcz rozsadzać ramy 
powieści - w końcu szalenie ambitna, charakterna i niebywale 
utalentowana buntowniczka nie bez powodu stała się gwiazdą kina niemego i
 ikoną swoich czasów - jednak jej losy są zaledwie tłem dla opowieści o 
życiu Cory, od początku postaci nieco tajemniczej i skrytej, odrobinę 
pretensjonalnej, by nie rzec nudnej, pozbawionej fantazji realistki i 
tradycjonalistki. Wraz z rozwojem fabuły czytelnik przekonuje się, jak 
mylne było pierwsze wrażenie; krok po kroku poznaje dramatyczne 
wydarzenia z przeszłości bohaterki, które ukształtowały jej charakter i 
uczyniły ją taką, jaka jest. Nie mogę Wam zdradzić, w czym rzecz, 
niemniej przekonacie się, że bohaterka skrywa niejedną tajemnicę, zaś 
każda z nich - zważywszy na czasy, w jakich przyszło jej żyć - mogłaby 
doprowadzić ją i jej najbliższych do zguby. 
Ironią losu jest to, że te dwie na swój sposób niezależne kobiety, z 
których każda ucieleśniała to, czego druga nie tolerowała i nie 
akceptowała, stały się dla siebie inspiracją; Louise odnalazła w swojej 
towarzyszce namiastkę matki, która dała jej motywację do działania i 
wiarę we własne możliwości oraz tak potrzebny zdrowy rozsądek 
wprowadzający element równowagi w jej impulsywną naturę. Cora pod 
wpływem dziewczyny wyrwała się z letargu, w jakim dotąd upływało jej 
życie i przekonała się, że warto walczyć o własne szczęście. I chociaż 
relacje, jakie między nimi się nawiązały, nie były specjalnie serdeczne 
czy wylewne, delikatna nić porozumienia zaistniała i mogła zaprocentować
 w przyszłości. Śledząc dalsze losy Cory i Louise czytelnik będzie mógł 
przekonać się, na ile zapoczątkowane wtedy zmiany były istotne i która z
 bohaterek potrafiła mądrze wykorzystać je w późniejszym życiu.
Przyzwoitka po prostu urzeka bogatą i barwną warstwą 
społeczno-obyczajową. Przepaść pokoleniowa między Louise a Corą 
uświadamia, jak wielki skok obyczajowy nastąpił w ciągu zaledwie 
dwudziestu lat. Najwyraźniej dostrzegalne różnice cechują modę i fryzury
 - podczas, gdy Cora wciąż wciska się w gorset i niewygodne, długie 
suknie, Louise cieszy się swobodą spódnic o skandalizującej długości 
przed kolana. Równie istotne są różnice w zachowaniu, postawach 
życiowych i oczekiwaniach wobec świata obu bohaterek - nie wszystkie są 
kwestią odmiennych doświadczeń życiowych i charakterów, niektóre są po 
prostu znakiem czasów - ale też ich otoczenia. W tym miejscu wkraczamy w
 obszar problemów społecznych zaakcentowanych w powieści. I ponownie 
osadzone są one głównie w środowisku Nowego Jorku (choć nie wszystkie - 
 prowincjonalne miasteczko na Środkowym Zachodzie ma swoje problemy 
rasowe, Ku-Klux Klan czy Dust Bowl), które w latach 20-tych przeżywa 
swój boom gospodarczy i kulturalny. Okres prosperity ma jednak swoje 
ciemne oblicze, a jest nim problem rzesz imigrantów napływających do 
amerykańskiej metropolii w pogoni za lepszym życiem ze wszystkich stron 
świata. Niewyobrażalna nędza, przytułki zapełniające się sierotami, 
nielegalne adopcje, a raczej proceder noszący znamiona niewolnictwa, 
upadłe kobiety - wśród których zdarzają się i trzynastoletnie 
dziewczynki - oto druga strona medalu i rzeczywistość, którą poznajemy 
dzięki głównej bohaterce powieści. 
Laura Moriarty rzecz jasna nie wyczerpuje tematu - raczej porusza go na 
tyle, na ile pozwala na to życiorys Cory Carlisle - niemniej jednak 
udało jej się zwrócić uwagę na niezwykle charakterystyczne i istotne 
bolączki określonego czasu i miejsca. To jednak nie wszystko, gdyż 
autorka pokusiła się o rozszerzenie perspektywy; tak umiejętnie 
pokierowała losami głównej bohaterki, że czytelnik ma okazję obserwować 
zmieniające się realia i obyczajowość Ameryki na przestrzeni 
dziesięcioleci - co prawda w kilku zaledwie aspektach, ale już tylko to 
jest niezwykłą przygodą. Wielki Kryzys i Dust Bowl, prohibicja, walka o 
równouprawnienie płci i prawo do stosowania antykoncepcji oraz kontroli 
narodzin, sytuacja imigrantów, kolorowych, kobiet, homoseksualistów - 
motywy o różnej wadze i natężeniu przydają fabule dramatyzmu i barw, nie
 przytłaczając jej jednakże; zgrabnie wplecione w losy głównej bohaterki
 tworzą fascynującą, wielowymiarową fabułę dostarczającą coś znacznie 
więcej, niż niezobowiązującą, prostą rozrywkę.
Przyzwoitka to intrygująca powieść oferująca o wiele więcej, niż można
 by się spodziewać. Wykreowanie fabuły zasadzającej się na grze 
kontrastów okazało się znakomitym posunięciem, i nie chodzi mi rzecz 
jasna tylko o skrajnie odmienne charaktery, postawy życiowe i styl bycia
 bohaterek, lecz o całą otoczkę społeczno-obyczajową; zderzenie 
wielkomiejskiej i małomiasteczkowej mentalności, jasne i ciemne strony 
nowojorskiej prosperity, historyczne zawirowania i ich wpływ na 
amerykańskie społeczeństwo na przestrzeni kilkudziesięciu lat ukazane 
przez pryzmat losów głównej bohaterki okazały się zaskakująco dobrym 
pomysłem na fabułę, w dodatku rewelacyjnie wykorzystanym. Nie mogłam 
sobie życzyć lepszej lektury.
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/212387/przyzwoitka/opinia/17921445#opinia17921445
|  | 
| za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las :) | 

 
w Nowym Jorku spędziłam ponad dwa lata, więc już chociażby z samego sentymentu chętnie po nią sięgnę, a jeszcze jak warta spędzenia z nią kilku dni to tym bardziej koniecznie :)
OdpowiedzUsuńcałuski
Tak myślałam, że najprędzej recenzję znajdę u Ciebie. Czuję się cudownie zachęcona. Totalnie wpisuje się w moje gusta.
OdpowiedzUsuńAaaale długaśna recenzja Ci wyszła :) Dużo zachwytów miałaś do opisania. Nieczęsto czytam obyczajówki, ale ta wygląda bardzo smakowicie. Nie wiem czemu, ale jakoś ta fabuła pasuje mi do Twojej osobowości (z tej malutkiej strony, od której Cię znam), nie dziwi mnie więc, że książka aż tak Cię zachwyciła :)
OdpowiedzUsuńBrzmi wspaniale, choć muszę przyznać, że opierając się na samej okładce, tytule i opisie, raczej nie sięgnęłabym po tę książkę. Cieszę się, że pokazałaś, co w sobie kryje :)
OdpowiedzUsuńZarys fabuły rewelacyjny! No zazdroszczę Ci lektury :)
OdpowiedzUsuńRzadko wybieram lektury z takimi ramami czasowymi w fabule, ale kurczę, tą książką mnie skusiłaś. :)
OdpowiedzUsuńMało kto potrafi przekonać mnie do lektury tak skutecznie jak Ty. Sama prawdopodobnie w ogóle nie zwróciłabym na nią uwagi a tak ... trafia na listę pożądanych :-)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię tego typu przyjemne zaskoczenia :)
OdpowiedzUsuńKto by pomyślał, że w takiej niepozornej pozycji zostanie poruszone szerokie tło społeczno-obyczajowej. jestem ciekawa jak w ciągu pokolenia zmieniło się społeczeństwo, obyczaje- więc jak będę miała okazję to z chęcią sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńbrzmi bardzo, ale to bardzo zachęcająco... :3
OdpowiedzUsuńSpodziewałabym się jakiegoś romansidła, a tu całkiem poważna lektura, jestem zaintrygowana :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie tą książką, gdyby nie ty pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi, teraz będę się za nią rozglądać.
OdpowiedzUsuńPowiem tak: ufam Twoim opiniom jak chyba żadnym innym w sieci. Już kilkakrotnie przekonałam się, że to, co podoba się Tobie, podoba się też i mnie. Dlatego skoro tak wysoko oceniasz tę książkę, to będę się za nią rozglądać. Poza tym, te lata 20. XX wieku bardzo mnie kuszą. :-)))
OdpowiedzUsuńnajpiękniejsza chwila dla czytelnika to ta, gdy przeciętna w jego mniemaniu opowieść, urasta do rang małego arcydzieła :) ostatnio kolekcjonuję tego typu wrażenia i życzę jak najwięcej ich Tobie.
OdpowiedzUsuńNie podejrzewałabym, że to tak ciekawa książka. Chętnie poznam losy obu pań. :))
OdpowiedzUsuńZ Twojej recenzji wnioskuję, że to książka idealnie dla mnie. Muszę koniecznie po nią sięgnąć:)
OdpowiedzUsuńMoże być niezłe. Choć podejdę ostrożnie do lektury;)
OdpowiedzUsuńNie ma dla mnie lepszej zachęty do czytanie niż twoja soczysta recenzja :) Czułam, że ta książka to będzie coś!
OdpowiedzUsuńChyba po raz pierwszy zdarzyło się, że mam tak bardzo odmienne od Twojego zdanie na temat książki. Dla mnie powieść Moriarty jest agitacyjna, krytykująca jak leci wszystko, co stanowiło podstawy życia społecznego w początkach XX wieku - zarówno to, co złe i niszczące, jak i to, czemu powinien hołdować każdy porządny człowiek, czyli moralność, przyzwoitość czy wierność. Autorka wyznaje zasadę totalnej wolności i rozluźnienia obyczajów, nie przedstawia argumentów drugiej strony, nie daje czytelnikowi możliwości samodzielnego decydowania, tylko kawę na ławę mówi: to jest złe, to jest dobre - jeśli uważacie inaczej, jesteście zacofani.
OdpowiedzUsuńOwszem, stosunki społeczne, pewien fałsz w kontaktach międzyludzkich, niewiedza oraz rasizm zostały ukazane ciekawie i wyczerpująco, zabrakło mi tu jednak zdecydowanie specyficznej poetyki, lekkości, jaką charakteryzowały się lata 20-te i 30-te w Stanach Zjednoczonych. Zbyt toporna agitacja za homoseksualizmem i zrywaniem przysiąg małżeńskich niemal do reszty zagłuszyła świetny wątek Louise Brooks, gwiazdy kina niemego. Przeczytałam, zdanie na temat książki sobie wyrobiłam, ale nie zamierzam do niej nigdy wracać, nawet myślami. Na blogu o niej nie piszę, zbyt mało rzeczy mi się w niej podobało, ograniczam się do kilku słów na Lubimy Czytać.