Tytuł: "Matka noc"
Wydawnictwo: Albatros, 2013
Ilość stron: 270
Okładka: twarda
I udało mi się zwieść wszystkich. I nikt nie dostrzegł we mnie uczciwego człowieka, którego tak głęboko ukryłem.
Wojenna rzeczywistość jak żadna inna rodzi sytuacje, w których
najbłahszy nawet wybór staje się deklaracją bądź zaprzeczeniem
człowieczeństwa, jasno dotąd określone granice między dobrem a złem
przesuwają się w najbardziej nieoczekiwany i absurdalny sposób, a
zaadaptowanie się do postawionych na głowie realiów generuje
niewyobrażalnej rangi dylematy moralne i kryzysy tożsamościowe.
Wyjątkowo wyrazistym przykładem człowieka, którego wojenna rzeczywistość
pokonała, przerosła, zniszczyła, jest Howard W. Campbell jr, sam siebie
określający jako "nazistę z reputacji i bezpaństwowca z przekonania".
Kiedy go poznajemy, przebywa w izraelskim więzieniu oczekując na proces.
Ma być sądzony za współudział w nazistowskich zbrodniach wojennych. Z
pochodzenia Amerykanin, wraz z rodzicami wyjechał do Berlina tuż po
zakończeniu I wojny światowej, tam się wychował, zrobił karierę jako
dramatopisarz, ożenił się z córką szefa policji. W czasie wojny jako
autor nazistowskiej propagandy prowadził audycje radiowe szerzące rasizm
i antysemityzm. W istocie był amerykańskim szpiegiem, a jego audycje
zawierały zaszyfrowane wiadomości niezwykle cenne dla aliantów. Kamuflaż
Campbella był tak doskonały, że stał się człowiekiem powszechnie
znienawidzonym jako zdrajca i nazista, uważany za winnego Holokaustu na
równi z takimi tuzami, jak Eichmann czy Hoess. Po prostu "złu służył
zbyt otwarcie, a dobru zbyt skrycie".
Amerykański rząd co prawda po wojnie uratował mu życie, ale nigdy nie
kwapił się do wyjaśnienia roli, jaką Campbell faktycznie pełnił jako
autor audycji, co tylko generuje w nim zgorzknienie, poczucie krzywdy i
niezrozumienia. W Nowym Jorku, gdzie Howard wegetuje jako dziwak i
odludek, jego wojenna działalność i rzekome przekonania znajdują uznanie
jedynie w oczach członków skrajnej organizacji nienawidzącej Żydów,
Murzynów i Cyganów. Społeczeństwo, które nie zna całej prawdy o
Campbellu, ocenia go niezwykle surowo, ale zgodnie ze stanem posiadanej o
nim wiedzy. Trudno je za to winić, w końcu "jesteśmy tym, kogo udajemy i
dlatego musimy bardzo uważać, kogo udajemy".
Jaki naprawdę jest Howard Campbell? Amerykańskim patriotą czy nazistowskim zbrodniarzem wojennym? I czy on sam wie, kim jest?
Mogę tylko powiedzieć, że w nie nie wierzyłem, że doskonale wiedziałem, jak idiotyczne, szkodliwe i obrzydliwie żartobliwe są te rzeczy, które mówiłem.
Główny bohater Matki nocy, jego historia i to, co o nim myśleć, jest
dla czytelnika kłopotliwą zagadką. Campbell to postać wysoce
niejednoznaczna moralnie, o pełnym niedomówień i niejasności charakterze
- ale niejako niechcący. W wojennej zawierusze gdzieś się zagubił,
zatracił; maska, która sam sobie nałożył, okazała się tak doskonałym
przebraniem, że nie tylko oszukał wszystkich dookoła, ale i samego
siebie. Na tym między innymi polega jego tragizm.
Był świadomy swoich czynów, powierzone mu zadanie wypełniał wyjątkowo
gorliwie, przechodził sam siebie przekonany, że tylko gra, w dodatku w
słusznej sprawie. Skąd więc u niego te wyrzuty sumienia, zagubienie,
kryzys tożsamości - tak absurdalny w gruncie rzeczy, jak cała sytuacja,
jaka stała się jego udziałem? Choć sam nie wierzył w głoszoną przez
siebie, nazistowską propagandę, był wiarygodny dla innych, był
inspiracją, ba! - duchowym wsparciem! Jego teść, szef policji mówi mu:
"To niemożliwe, żebyś oddał wrogowi większe przysługi, niż oddałeś nam.
(...) Wszystkie poglądy, dzięki którym nie wstydzę się niczego, co
robiłem jako nazista, zawdzięczam tobie."
Howard Campbell jest postacią budzącą współczucie, choć właściwie jego
bierność, z jaką poddawał się wojennym realiom i dwuznaczna moralnie
działalność powinny budzić gniew, a być może nawet wstręt. Tymczasem
kryzys, jaki przeżywa bohater Vonneguta, zmusza czytelnika do stawiania
sobie niewygodnych, wyjątkowo trudnych pytań: czy to okoliczności nas
zmieniają czy po prostu wydobywają na wierzch głęboko ukryte drugie ja?
Kiedy udawanie, gra, dorobiona gęba stają się rzeczywistością, faktem?
Czego możemy się o sobie wtedy dowiedzieć - i czy możemy z taką
świadomością żyć?
Campbell zdał sobie sprawę, że niezależnie od tego, co myślał o sobie i
kim w istocie myślał, że jest - tak naprawdę liczyło się to, w jaki
sposób jego działania zostały odczytane i zapisane w ludzkiej
świadomości. Nie uczestniczył w zbrodniach przeciwko ludzkości
osobiście, ale był natchnieniem oprawców - nawet on sam to dostrzega.
Czuje na sobie ciężar winy i pragnie ponieść karę.
Każdy robi coś małego i oto rezultat. Wszystko się sumuje. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy.
Matkę noc charakteryzuje narracja oszczędna w słowach, miejscami wręcz sucha, ale zarazem mocno poruszająca. Jej bohater przeżywa prawdziwą gehennę, życie zamieniło się dla niego w piekło, ale wobec mrocznej rzeczywistości zachowuje zdumiewającą obojętność i niewzruszony spokój. Jej morał mógłby być idealnym epitafium dla Howarda Campbella, a dla czytelnika pełną grozy przestrogą: uważajmy, kogo udajemy. Obyśmy nigdy nie musieli się przekonać, co tak naprawdę w nas drzemie, kogo skrywamy pod maskami zakładanymi stosownie do okoliczności. Vonnegut pokazuje, że tak naprawdę - zamiast nazistów, szpiegów, wściekłego tłumu - powinniśmy się bać samych siebie, banalności zła, które w nas drzemie.
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/168199/matka-noc/opinia/12122306#opinia12122306
recenzja napisana dla portalu Oblicza Kultury :) |
Przyznam, że lektura bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńO pisarzu oczywiście słyszałam, ale trochę obawiam się jego twórczości. Wydaje mi się trudna, najeżona przeróżnymi odniesieniami, których nie będę potrafiła zinterpretować. Kiedyś zapewne zmierzę się z jego książkami, ale raczej jeszcze trochę poczekam.
OdpowiedzUsuńDominika - nie ma obaw, Vonnegut naprawdę pisze bardzo zwięźle i zrozumiale, interpretacja nie jest trudna. Warto się zmierzyć z jego prozą, większość wniosków narzuca się sama:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
O.K. w takim razie nie będę się już wzbraniać przed jego twórczością. Jakoś mi się zakodowało, że to trudne książki, może przez wykłady z literatury, na których profesorka często powoływała się na Vonneguta.
UsuńO i z ostatnimi akapitami w 100% zgadzam się. Sami dla siebie bywamy najgorszym wrogiem.
OdpowiedzUsuńNigdy nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie Ty. Po przeczytaniu recenzji dochodzę do wniosku, że okładka trafiona, jednak nie zwraca takiej uwagi, na jaką książka zasługuje.
OdpowiedzUsuńjusssi - w sumie okładka bardziej by mi pasowała pod "Rzeźnię numer 5" :) Zwraca uwagę o tyle, że rzuca się w oczy nazwisko autora - a to marka sama w sobie:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie słyszałam nic o tej książce. Dzięki za cynk! :)
OdpowiedzUsuńTrudna lektura, ale nie zniechęca mnie to, wręcz przeciwnie - chciałabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Widziałam fil, dawno temu i od lat zabieram się za oryginał (a powinno być odwrotnie;). Dopisuję na listę;)
OdpowiedzUsuńCiekawa książka o ciekawej okładce. Bohater, który sam nie wie kim jest? To brzmi bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńMoją przygodę z Vonnegutem zaczęłam niedawno od "Rzeźni numer 5", teraz mam w planach "Kocią kołyskę", a o "Matce noc" nie słyszałam wcześniej w ogóle. Na którymś z blogów, w komentarzach wyczytałam, że właśnie czytasz Vonneguta i bardzo się zastanawiałam którą konkretnie książkę ;-) "Matkę noc" dopisuję do listy do przeczytania zaraz po "Kociej kołysce".
OdpowiedzUsuńZnany i popularny autor, który od dłuższego czasu widnieje na moim czytelniczym rozkładzie, a za którego nie mogę się zabrać. Może to właśnie "Matka noc" będzie książką od której rozpocznę znajomość z Vonnegutem?
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Swoją zastanawia mnie dysonans między uczuciami bohatera, a tym co tak naprawdę przekazywał większości słuchaczy.
OdpowiedzUsuńA czy ktoś czytał "Syreny z Tytana"? Ciekawi mnie opinia koneserów literatury:)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo ciekawie, chociaż na razie muszę spasować
OdpowiedzUsuń