poniedziałek, 24 czerwca 2013

Fotorelacja z koncertu Paula McCartneya

Cóż Wam mogę powiedzieć? To było wydarzenie życia. Żadne słowa nie oddadzą ogromu i intensywności emocji, jakie towarzyszyły prawie trzygodzinnemu koncertowi sir Paula McCartneya, który odbył się w sobotę 22 czerwca na Stadionie Narodowym w Warszawie. Niewiele brakowało, a w ogóle bym się na nim nie pojawiła - udział w koncercie miał być prezentem dla córki, która porządnie napracowała się nad pierwszym gimnazjalnym świadectwem i od kilku lat jest wielką fanką Beatlesów. A że w wyprawie do stolicy ktoś musiał jej towarzyszyć, padło na męża, zawodowego kierowcę, który potrafi podołać znacznie dłuższym niż - bagatela - trzystu sześćdziesięciu kilometrowa, pięciogodzinna podróż samochodem. Jednak dwa dni przed Wydarzeniem zdecydowaliśmy, że pojedziemy we trójkę, i już. Kupując jedne z najtańszych biletów nie spodziewaliśmy się fantastycznej widoczności, ale nastawiliśmy się na niepowtarzalną atmosferę, jaka z pewnością musi panować podczas występu gwiazdy największego formatu i postanowiliśmy się tym zadowolić - na stadionie okazało się jednak, że lepsze miejsca mają chyba tylko fani bezpośrednio przed sceną; niższe trybuny to było to! Gwarantowały doskonałą widoczność, a kilkudziesięciometrowa odległość od dwudziestometrowej sceny zbytnio nie doskwierała dzięki dwóm ogromnym telebimom. Byliśmy zaskoczeni - i zachwyceni!


przed Stadionem Narodowym - dach na szczęście był zakryty

trybuny jakąś godzinę przed rozpoczęciem koncertu


z córką w oczekiwaniu na Paula

Koncert w Warszawie zainaugurował europejską część trasy koncertowej ex - Beatlesa Out There (pozostałe dwa mają się odbyć w Weronie i Wiedniu) - i było to wydarzenie historyczne. Czwórka z Liverpoolu nigdy nie zagrała w Polsce, dwa lata temu warszawska Sala Kongresowa gościła co prawda Ringo Starra, ale dopiero Paul McCartney zelektryzował tłumy w podobny sposób, jak miało to miejsce w czasie rozkwitu beatlemanii w latach 60-tych i z nawiązką wynagrodził długoletnie oczekiwanie na występ. Żwawy, pełen wigoru, tryskający energią siedemdziesięciojednoletni muzyk był w znakomitej formie, której mógłby mu pozazdrościć niejeden nastolatek: grał na zmianę na gitarze i fortepianie bez chwili przerwy choćby na łyk wody, prowadził dialog z publicznością, zagadywał po polsku doskonale się przy tym bawiąc, zagrał trzydzieści osiem piosenek w ciągu niemal trzech godzin fantastycznego show. Wśród utworów były największe hity zespołu The Beatles i The Wings przeplatane solowymi kompozycjami Paula; zarówno mocne, rockowe kawałki, jak Lady Madonna, Back in USSR (w tle na telebimie widniał napis "Free Pussy Riot") czy We can work it out; nastrojowe, liryczne ballady w typie Yesterday, All my loving, And I love her czy premierowa świeżynka - utwór napisany dla żony Nancy, My Valentine oraz utwory ilustrowane pokazami pirotechnicznymi: Helter Skelter i absolutnie genialny Live and let die - na samo wspomnienie mam gęsią skórkę.



wreszcie jest!



McCartney oczarował publiczność zwracając się do niej po polsku - wyczytałam, że pobierał specjalne lekcje - i choć czytał z kartki, był w tym absolutnie uroczy. Wywołał ogłuszający aplauz już pierwszymi słowami: Cześć Polacy, dobry wieczór, Warszawo!, wszystkie następne wprawiały widzów w ekstazę, jak: Tę piosenkę napisałem dla mojej żony Lindy czy pożegnalne: Musimy iść, cześć! Choć przyznał, że polski jest językiem trudnym do nauczenia, radził sobie z nim lepiej, niż niejeden nasz rodak, wierzcie mi. To było fantastyczne!



Podczas występu nie mogło zabraknąć specjalnych dedykacji dla nieżyjących kolegów z zespołu: Johnowi Lennonowi przypadł utwór Here today, zaś Georgowi Harrisonowi wzruszający Something, przy którym łza kręciła się w oku.
Prawdziwie wyjątkowym i niezapomnianym przeżyciem było odśpiewanie przez publiczność spóźnionego Happy Birthday (Paul obchodził urodziny 18 czerwca) oraz wspólne wykonanie takich evergreenów, jak  O-Bla-Di, O-Bla-Da, Let it be czy Hey Jude - tu trzydzieści tysięcy fanów, śpiewając a capella, zaskoczyło artystę unosząc w górę białe kartki z jego imieniem i zmieniając refrenową frazę na Hey Paul. Szczere wzruszenie widoczne na jego twarzy było najwspanialszym prezentem i uświadomiło wszystkim, że lata sukcesów w karierze muzycznej ani trochę nie zepsuły charakteru McCartneya.


"Maybe I'm amazed", dedykacja dla Lindy

nieśmiertelne "Let it be"




Paul zagrał osiem bisów (dwa lata wcześniej Ringo Starr zmył się od razu po występie i nie wyszedł na scenę mimo wielokrotnego wywoływania przez fanów) udowadniając, że jest prawdziwym wulkanem energii. Wybiegł na scenę niosąc polską flagę (inny muzyk wyskoczył z flagą brytyjską), czym kupił sobie publiczność ostatecznie. Zaczynając koncert energetycznym Eight days a week, zakończył nostalgicznym The end i słowami: See you next time!. Mam nadzieję, sir Paul, tak łatwiej znieść powrót do rzeczywistości.



Ocena organizatora:

 Minusy:
  •  problemy przy bramkach związane z relokacją niektórych biletów (skutek przesunięcia sceny) i chwilową awarią serwerów
  •  problemy z nagłośnieniem i akustyką, ale z czasem brzmienie się poprawiło - niestety, większość mojego nagrania to jeden wielki charkot - wyjątkiem są kawałki śpiewane przez Paula tylko przy akompaniamencie gitary 
Plusy:    
  •  dobra praca służb porządkowych
  •  bezproblemowy wyjazd spod stadionu - kierująca ruchem policja dobrze sobie poradziła z rozładowaniem trzydziestotysięcznego tłumu pieszych i zmotoryzowanych fanów

42 komentarze:

  1. Wcale się nie dziwię, że wydarzenie życia i niesamowicie zazdroszczę - też miałam tam być, ale niestety jestem w środku sesji i nie dałabym rady z makroekonomią ;) Cudowny prezent dla córki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika - wielka szkoda! Ale nieśmiało wierzę, że to nie ostatni koncert Paula w Polsce...
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. Ojeje,ale Wam zazdroszczę! Czytając o tym, jak jemu zakręciła się łza w oku - sama ją miałam!;) Matko, ale jestem płaczliwa;PPP
    Obyś miała jak najwięcej takich wspomnień!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scathach - wcale się nie dziwię twojemu wzruszeniu, sama wciąż na nowo przeżywam:) A na koncercie łzy same płynęły z oczu, tak po prostu:) Dziękuję - i życzę co tego samego:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. No piękne przeżycie:) Takie koncerty są zawsze świetną zabawą:)

    OdpowiedzUsuń
  4. O rety, już sama Twoja relacja robi wrażenie. To naprawdę musiał być niesamowity koncert. Fajnie, że są jeszcze artyści, któym zależy na fanach, publiczności, jakości konceru, którzy przychodzą tak świetnie przygotowani.
    Cichutko zazdroszczę i gratuluję udziału w takim niesamowitym wydarzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ann RK - mnie również pozytywnie zaskoczyła postawa (i kondycja) Paula - zero zblazowania, pozerstwa, wszystkie emocje na twarzy:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. I to jest prawdziwy artysta.

      Usuń
  5. Takiego koncertu mogę Ci tylko pozazdrościć! Niezapomniane wrażenia na całe życie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O rany, jak ja ci zazdroszczę, nawet nie masz pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
  7. O mały włos, miałam tam być. Ale nie udało się. Tym bardziej dziękuję za relację! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Suuuper przeżycie...:) Ciesze się Waszą radością i też ciut zazdroszczę. :) Jest czego przecież. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, ze ogólnie koncert się udał i wyniosłaś z tego pozytywne wrażenia a to najważniejsze. Ja przestałam chodzić na tego typu imprezy, bo denerwował mnie ten tłok i ścisk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cyrysia - nie było ścisku! Nie mogłam uwierzyć, kiedy wyczytałam, że na koncercie było trzydzieści tysięcy ludzi, w ogóle się tego nie czuło - no, może poza momentem, kiedy po imprezie stadion pustoszał, ale i tak ruch szybko został rozładowany:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  10. Alez Ci zazdroszczę :D mam nadzieję, ze pomyślałaś sobie o mnie w trakcie Hey Jude :) mam cichą nadzieję, że ten next time w Polce odbędzie się niebawem :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta - oczywiście, że pomyślałam i odżałować nie mogę, że ciebie nie było:( Może na następnym koncercie Paula się spotkamy!
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  11. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę ! Niezapomniane przeżycia ;) Cieszę się, że zapoznajesz swoją córkę z wartościową muzyką. zapraszam http://qltura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszę się, że koncert taki wspaniały się okazał ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jesteś kolejną osobą, którą znam, która o tym koncercie mówi: wydarzenie życia :-) Oczywiście nie dziwię się temu.
    3 godzinny koncert, 38 piosenek i 8 bisów? Klasa sama w sobie, ŻADEN inny zespół/wokalista nie jest tak oddany fanom, żeby zagrać tak długi koncert.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perry - zgadzam się, Paul pokazał klasę i zupełnie się nie oszczędzał - co jest imponujące głównie ze względu na jego wiek! Trudno wrócić do prozy życia po takim wydarzeniu:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  14. Pozazdrościć takiego koncertu. Tym bardziej, że sir Paul McCartney pokazał klasę, to się chwali, bo prawdziwych mistrzów jest coraz mniej. Gratuluję udanego wypadu :-)
    Miłego dnia :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Super, że koncert się udał, ale przecież NIE MOGŁO BYĆ INACZEJ, ponieważ to Paul! Gwiazda naprawdę w wyjątkowej kondycji - nic tylko pozazdrościć :) :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Moja koleżanka tez była na tym koncercie- zazdroszczę, bo to wielkie wydarzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jejku, super! Strasznie Ci zazdroszczę, to musiało być naprawdę wielkie COŚ :)))

    OdpowiedzUsuń
  18. Super, że Ty i rodzinka jesteście zadowoleni, nie spodziewałabym się też tylu polskich akcentów na koncercie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominika - ja również! Tym bardziej, że Paul powiedział naprawdę sporo po polsku i zaskakująco dobrze sobie poradził:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  19. Oj kochana, ale się cieszę że miałaś okazję tam być :-) Zdarzało mi się już bywać na koncertach gwiazd, ale jeszcze nie spotkałam się z tak dobrym przygotowaniem na polskich fanów. Jestem pod ogromnym wrażeniem :-) No i oczywiście życzę Ci byś jeszcze kiedyś miała okazję znowu go podziwiać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje książki - no widzisz, my bywamy na koncertach rzadko, więc pewnie i z tego powodu wrażenia większe :D Chociaż nie, pewnie dlatego, że to artysta pierwszej klasy, wrażenia są niezapomniane i tak intensywne:)
      Dziękuję*
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  20. I właśnie tak się buduje wspomnienia...:) Fajnie pójść czasem na taki koncert i dobrze, że można sobie na to pozwolić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatriz - oj tam, można, nie można, będę się martwić później :D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  21. Ależ superowo :) Bardzo Ci zazdroszczę, ale jednocześnie cieszę się, że miałaś okazję brać udział w takim wydarzeniu :) Niestety problemy z nagłośnieniem w tym miejscu to już chyba będzie stały problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miqaisonfire - no właśnie, zastanawiam się, czy można tym problemom jakoś zaradzić, czy na to za późno i będą już zawsze. Nie znam się na tym, ale że też nikt o tym nie pomyślał planując budowę?
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  22. To musiało być niesamowite :) atmosfera która opisujesz po prostu chwyta za serce, będziecie mieć wspaniałe wspomnienia :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  23. Przeczytałam raz w południe, ale musiałam wybiec z domu, więc przeczytałam kolejny raz i znów westchnęłam sobie ciężko z zazdrości. Marzył mi się ten koncert okrutnie, ale są wydatki ważne i ważniejsze - np. kiecka do ślubu, o którą codziennie ktoś musi się dopytywać :(

    W każdym razie! Podoba mi się Twoja relacja i fotorelacja, włącznie z przytykami wobec wiadomego koncertu pana z wielkim nosem :)

    Cieszę się, że mogłyście razem z córą [hihi, pamiętam jak wzięłam Was za siostry :)] przeżyć coś tak niesamowitego. Sama być nie mogłam, ale okrutnie raduje mnie, że ktoś, kogo znam, mógł tam być i poczuć to, czego do końca życia się nie zapomina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Futbolowa - a mnie jest przykro, że nie mogło być tam ciebie i Marty Kowalik, bo wiem, jak bardzo wam zależało :(
      Hehe, wiesz, po koncercie Ringo i tak byliśmy zachwyceni, ale teraz dopiero wiem, że to była namiastka tego, co przeżyliśmy w sobotę. Poza tym trochę czuliśmy się urażeni brakiem bisów, choć w czasie występu muzyk był niebywale sympatyczny, naturalny i w ogóle. Ale Beatlesi chyba tak mają :D

      Dziękuję za tyle miłych słów - mam nadzieję, że nie był to ostatni koncert Paula i że spotkamy się na następnym:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  24. tak wielkich koncertów i festiwali największym plusem jest atmosfera - kontakt z innymi fanami, napięcie i oczekiwanie "kiedy się zacznie". widoczność rzadko kiedy pozwala dojrzeć cokolwiek na scenie, ale dla tych wspomnień myślę, że i tak warto.

    OdpowiedzUsuń
  25. Podglądałam kawałki w TV i udawałam, że wcale mnie nie skręca z zazdrości...;-)

    OdpowiedzUsuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.