Tytuł: Wyspa Tokio
Wydawnictwo: Sonia Draga, 2012
Ilość stron: 340
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Jak zachowuje się człowiek pozbawiony dobrodziejstw cywilizacji, rzucony
w przypadkowe towarzystwo nieznanych mu ludzi i skazany na ich
obecność, uwięziony w miejscu, z którego nie ma ucieczki? Jaki wpływ na
ludzką psychikę ma tak skrajnie niekomfortowa, prymitywna sytuacja,
kiedy wszelkie znane normy moralne i społeczne tracą rację bytu,
powszechnie akceptowalne zachowania - sens, egzystencja ogranicza się do
bezpardonowej walki o przetrwanie, a wszystkie pragnienia redukują do
jednego: by znaleźć wyjście z tej matni, móc wrócić do dawnego życia, do
cywilizacji, która bezpiecznie określała granice naszego
człowieczeństwa?
Takashi i Kiyoko to małżeństwo w średnim wieku, które wybrało się
jachtem w podróż dookoła świata. Ich rejs brutalnie przerwał tajfun,
który rzucił ich na samotną, bezludną wyspę zagubioną gdzieś na oceanie.
Niedługo potem dołącza do nich grupka dwudziestu trzech młodych
japońskich robotników, którzy uciekli z wyspy w pobliżu Okinawy, a
krótko po nich - kolejnych kilku pechowców, tym razem nielegalnych
chińskich imigrantów. Niewielka wysepka zaludnia się, jej mieszkańcy
siłą rzeczy wchodzą ze sobą w różne relacje.
Pewnego dnia spada z klifu i
ginie na miejscu Takashi, a Kiyoko zostaje na wyspie sama w otoczeniu
trzydziestu jeden mężczyzn. Natychmiast odbywa się losowanie kolejnego
męża jedynej kobiety w tej małej społeczności, jednak działanie to nie
zapewnia upragnionego spokoju i stabilizacji. Wkrótce trzeba
przeprowadzić drugie i trzecie losowanie, kolejni mężowie Kiyoko giną po
niewyjaśnionych upadkach z klifu. Dla kobiety ta sytuacja jest
szczególnie nieznośna, kiedy zatem nadarza się okazja ucieczki z
egzotycznego więzienia, nie waha się ona ani chwili. Niestety, nie
wszystko przebiega zgodnie z planem, a zmiany, jakimi skutkuje decyzja
Kiyoko, są co najmniej niepokojące.
Wyspa Tokio okazała się dla mnie niezłą zagwozdką. Zwyczajnie nie
wiem, co mam o niej myśleć! Z całą pewnością jest to ciekawie
skonstruowana powieść psychologiczna, jednak jej fabuła i styl pisarski
są tak bardzo japońskie, że trudno mi ją jednoznacznie ocenić jako
laikowi, który nie czuje się zbyt swobodnie próbując ogarnąć specyfikę
tej kultury, a zwłaszcza jej aspekty dotyczące stosunków międzyludzkich i
wzajemnych relacji kształtujących się na gruncie społecznym - tak
odmiennych i nie zawsze zrozumiałych dla Europejczyka, pełnych rezerwy,
surowych, minimalistycznych i zrytualizowanych do tego stopnia, że nie
wiadomo, które z nich kwalifikują się jako aspołeczne, a które cieszą
się powszechną aprobatą. Zagubienia czytelnika pogłębia proza autorki,
równie osobliwa, surowa i oszczędna, przepełniona czymś, co Europejczyk
określiłby mianem chłodu emocjonalnego, skupiona na klinicznej analizie
opisywanych zachowań i zjawisk oraz bohaterowie, z którymi jakże trudno
się identyfikować: niesympatyczni, nie wzbudzający jakichkolwiek
ciepłych uczuć, odrażający w swoich zachowaniach, brutalni, odpychający
zewnętrznie i wewnętrznie. Rzadko się zdarza, by powieść nie miała
żadnego pozytywnego bohatera lub by byli oni tak negatywnie jednoznaczni
moralnie - w przypadku książki Natsuo Kirino tak właśnie to odbieram i
nadal nie potrafię rozstrzygnąć, czy to kwestia kulturowych uwarunkowań,
czy zamysłu autorki.
Jeśli jednak trochę się postaramy i odrzucimy kulturową otoczkę, okaże
się, że kryją się pod nią całkiem zwyczajni ludzie reprezentujący cechy
właściwe nam wszystkim, niezależnie od czasu i miejsca, w jakich
przyszło nam żyć. Egoistyczna Kiyoko, Tetsuo rozmawiający ze swą zmarłą
siostrą, bezgraniczne samotny i odrzucony Takashi, agresywny Atama,
Oraga, który szuka ucieczki w szaleństwie, Watanabe, którego trzyma przy
życiu żądza i nienawiść czy GM biorący na siebie rolę lidera
próbującego stworzyć cywilizację - nie da się ukryć, że charaktery
postaci nakreślone są po mistrzowsku, lecz nazbyt naturalistycznie (co z
pewnością miało podkreślić zdziczenie w odcięciu od cywilizacji); czy
wiarygodnie - trudno stwierdzić. Chciałabym wierzyć, że czasem, w
skrajnych sytuacjach górę bierze lepsza strona ludzkiej natury...
Interesujące jest obserwowanie kształtowania się relacji wśród
wyspiarzy: nieunikniona walka o dominację i władzę, o jedyną na wyspie
kobietę, o przetrwanie - choć do tego redukuje się ich egzystencja, z
czasem GM próbuje przeszczepić na nowy grunt elementy znanej
cywilizacji, stworzyć zorganizowane społeczeństwo, ustalić zasady, które
trzymałyby postępujące zdziczenie w ryzach, religię i zwyczaje, które
można by było celebrować i normalne stosunki międzyludzkie; początkowo
są to tylko nieudolne próby zaprzeczające ich osobliwej i dalekiej od
normalności sytuacji, wydawałoby się, ze skazane na niepowodzenie. W
końcu cywilizacje nie powstawały w jeden dzień...
Wyspa Tokio jest powieścią przygnębiającą. Trudno w niej o pozytywne,
podnoszące na duchu uczucia i wartości, jak miłość, przyjaźń, lojalność,
zaufanie, przywiązanie, bezinteresowna troska, wszystko jest podszyte
skrajnym egoizmem: homoseksualizm szerzący się na wyspie jest
podyktowany nie potrzebą serca, ale brakiem alternatywy, zaś troska o
kobietę - wyrachowaną żądzą. Ludzie skazani na swoje towarzystwo głęboko
nienawidzą sytuacji, w jakiej się znaleźli oraz siebie nawzajem -
właśnie dlatego, że nie ma stąd ucieczki - chyba że w szaleństwo lub
śmierć. Nie jest wykluczone, że w normalnym świecie, w zwyczajnych
okolicznościach okazaliby się całkiem sympatycznymi ludźmi zdolnymi do
okazywania pozytywnych uczuć i reakcji dalekich od egoizmu.
Powieść Natsuo Kirino jest interesującym studium zachowań i relacji
grupy ludzi skazanych na siebie, uwięzionych na ograniczonej
przestrzeni. Można się zastanawiać, czy to sytuacja wydobyła z nich
najgorsze, ale niezbędne do przeżycia cechy, co tak naprawdę oznacza
człowieczeństwo i co w nas drzemie pod bezpiecznymi warstwami
ucywilizowania, które jednak tak łatwo z siebie zedrzeć? Mimo, że proza
jest po japońsku oszczędna i ascetyczna, kryje w sobie prawdziwe
bogactwo treści; nie jest może łatwo do niego dotrzeć, ale jestem
zdania, że warto podjąć to wyzwanie.
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/140613/wyspa-tokio/opinia/6553751#opinia6553751
za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga :) |
Nigdy nie czytałam japońskiej prozy, więc trochę się jej obawiam, ale z drugiej strony lubię powieści psychologiczne, więc myślę, że znajdę w tej książce coś jednak dla siebie.
OdpowiedzUsuńRaczej nie mam ochotę na tę książkę, ale za to bardzo podoba mi się Twoja recenzja - piszesz świetnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Za japońskimi książkami nie przepadam, choćby ze względu na ten trudny język w jakim są napisane, nie wiem czy w przypadku tej powieści łatwo bym przełknęła ten styl, ale fabuła tak mnie zainteresowała, że muszę się rozejrzeć za tą pozycją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Widziałam tę książkę w zapowiedziach i jakoś nie poczułam się na siłach, by skosztować literatury rodem z Japonii. To dla mnie zupełna nowość, a że ten tytuł jest wyjątkowo specyficzny, jak piszesz to jeszcze się troszkę po waham. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Japońskie filmy, jednak czy książki? Chyba czas to sprawdzić ! :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię japoński styl pisarstwa. Jest inny od europejskiego, ale jednak bardzo interesujący. Tej pozycji do tej pory nie czytałam, ale coś czuje że zapoznam się z nią bliżej, bo zapowiada się interesująco.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie, choć sądząc po Twojej recenzji, książka nie należy do łatwych. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek czytała powieść japońskiego autora, więc tym bardziej mnie kusi. Będę się więc za nią rozglądać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
pomyślę nad lekturą, wydaje się, że książka ma coś w sobie, aczkolwiek na dzień dzisiejszy muszę się zastanowić nad sięgnięciem po nią
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Chętnie przeczytam tę książkę jeżeli pojawi się okazja:))
OdpowiedzUsuńJa już mam na swoim koncie kilka książek japońskich autorów więc wiem o czym mówisz pisząc, że styl i fabuła są "japoński" ;) niestety do tego trzeba się trochę przyzwyczaić i nawet wniknąć aby w jakikolwiek sposób zrozumieć ich postrzeganie świata.
OdpowiedzUsuńO książce napisałaś jednak niezwykle ciekawie, więc polecę ją mojemu chłopakowi, gdyż studiuje japonistykę :)
Ja już mam na swoim koncie kilka książek japońskich autorów więc wiem o czym mówisz pisząc, że styl i fabuła są "japoński" ;) niestety do tego trzeba się trochę przyzwyczaić i nawet wniknąć aby w jakikolwiek sposób zrozumieć ich postrzeganie świata.
OdpowiedzUsuńO książce napisałaś jednak niezwykle ciekawie, więc polecę ją mojemu chłopakowi, gdyż studiuje japonistykę :)
Uwielbiam powieści Natsuo Kirino, na półce mam jej wszystkie dotychczas wydane książki - oczywiście oprócz "Wyspy Tokio", ale mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Niesympatyczni bohaterowie, chłód emocjonalny oraz niezrozumienie towarzyszące lekturze to chyba znaki rozpoznawcze stylu Natsuo Kirino. Niedawno czytałam "Groteskę" - nie jest to łatwa pozycja, ale warta poznania. A jeszcze wcześniej "Ostateczne wyjście", będące połączeniem kryminału i powieści psychologicznej. Bardzo się cieszę, że wydano u nas kolejną powieść Kirino :)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie zaintrygowała mnie ta książka i choćby ze względu na sama tylko fabułę muszę po nią sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńZ tą autorką od jakiegoś czasu chcę się zapoznać. Nie wiem tylko od jakiej powieści zacząć...
OdpowiedzUsuńWspaniała recenzja! *_* A co do książki - podoba mi się w tej książce ta niezrozumiałość dla europejskiego odbiorcy. Chętnie kiedyś przeczytam :D
OdpowiedzUsuńCiekawie opisałaś Izadoro :), ja sam się Japonią interesuję to też przeczytałem to zainteresowaniem w Japonii kultura jest troszkę inna , jak dla mnie zawsze fascynująca teraz już powoli coraz to bardziej nomrlana wiec muszę kiedyś na pewno to przeczytać i sprawdzić to na własnym oku jak się czyta :)
OdpowiedzUsuńOj waham się, waham. Niby końcowa ocena dobra, ale recenzja wzbudziła we mnie mieszane uczucia...
OdpowiedzUsuńO nie tylko nie powieści przygnębiające, wystraczy, że życie czasami takie jest ;) Wolę teraz optymistyczne, take z nutką nadziei i podbudowujące na duchu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDługo namierzałam się na tą książkę, a potem odpuściłam i teraz po recenzji sądząc - mam się z czego cieszyć. Ja również wolę czytać rzeczy wesołe. W życiu towarzyszy nam wystarczająco wiele smutków.
OdpowiedzUsuń