Moi drodzy,
dziś - wraz z grupką zaprzyjaźnionych blogerów - chciałabym zaprosić Was na kolejny post, w którym proponujemy Wam idealne lektury na długie, ponure, jesienne wieczory.
Kilkunastu blogerów o dość zróżnicowanych gustach literackich wybrało specjalnie dla Was książki, które umilą Wam ten trudny czas ;)
Jestem pewna, że każdy z Was znajdzie tu coś dla siebie, czego serdecznie Wam życzymy. Zapraszamy do lektury! :)
Paula z bloga Mój świat - szelest kart
Na długie jesienne wieczory polecam trylogię Niepokorne pióra Agnieszki Wojdowicz. Akcja rozgrywa się na przestrzeni lat 1895-1905 i opowiada o trzech hardych przyjaciółkach, które walczą o możliwość życia zgodnie z własnymi przekonaniami. To, co one same uważają za dobre dla siebie, nie podoba się najbliższemu otoczeniu. Agnieszka Wojdowicz staranną, estetyczną polszczyzną uwodzi czytelnika, który już po pierwszych rozdziałach sam nie wie, czy bardziej koncentrować się na stylu, czy dać się porwać przeżyciom bohaterek. Na stronach wszystkich trzech tomów doskonale widać, jak dobrze pisarka czuje się w czasach i miejscach, które obrała za materię fabuły. Niezależnie, czy miejscem akcji jest dziewiętnastowieczny Kraków, Wiedeń, czy też Zakopane czasów Stanisława Witkiewicza ojca, nie są one jedynie tłem, a niezmiernie istotnym elementem, który składa się na niezapomniany klimat opowieści. Autorka wykazała się prawdziwym kunsztem, oddając ducha czasu i miejsc, wiernie odmalowując ówczesne nastroje. Niepokorne pochłaniają niepostrzeżenie, ani się człowiek obejrzy, a nastaje ten cudowny moment, w którym przestaje się zauważać rzeczywistość wokół siebie, a całkowicie zanurza w świecie schyłku wieku dawno minionego. Agnieszka Wojdowicz jest mistrzynią słowa i obrazu. Skreśliła piękne opowieści i sprawiła, że podróż w czasie i przestrzeni stała się faktem. Niepokorne to jedna z najcudowniejszych serii, jakie czytałam.
Zuzanna z bloga Sanepid Literacki
Książka na długie, jesienne wieczory? Nie podam żadnej opasłej cegły, księgi lub ksiąg wręcz (a chodziły mi po głowie Księgi Jakubowe). Znajdziecie pewnie tyle propozycji, że moja, o zwykłych gabarytach, pewnie będzie tylko na dwa lub trzy wieczory (chyba, że się zaczytacie, być może kolejny raz). Otóż moja propozycja, na wskroś klasyczna, to Wichrowe Wzgórza Emily Bronte. Nie powinnam się teraz rozwodzić nad tym, jak cenię tę powieść za jej formę, choć dla tych, co lubią zajrzeć do środka, to pewnie nie lada przyjemność przeczytać coś tak dobrze napisanego. Nie będę też wspominała o niejasnościach związanych z autorstwem i teoriach niemal spiskowych o rodzeństwie z plebani w Haworth. Powiem o klimacie książki, który jest jedyny w swoim rodzaju. Stare domostwo, wiatr wiejący nad wrzosowiskami, mrok nie tylko ten fizyczny, ale i metafizyczny. I tajemnica. Te wszystkie składniki połączyły się w jedną z najbardziej popularnych powieści w historii literatury, jedną z moich ulubionych powieści w ogóle.
To też opowieść o ludziach złych, o egoistach, o okrutnikach. A jednak nasze serca kibicują im i życzą spokoju po wsze czasy. Tak łatwo przecież towarzyszyć w przygodach dobrych ludzi, a tutaj jednak jest coś, co sprawia, że chcemy dobrego zakończenia po latach łez, cierpień, bólu i okrucieństwa bohaterów. Otóż, znów klasycznie, a jednak jakże inaczej w tym wypadku - MIŁOŚĆ, moi drodzy. O innym niż zazwyczaj obliczu, ale jednak. Jeśli ktoś lubi, gdy w tle pojawia się muzyka, polecam ścieżkę dźwiękową z ekranizacji z 1992 roku. I nie bójcie się, ekscytujcie się!
Kasia z Kącika z książką
Na długie jesienne wieczory gorąco polecam Trylogię Arturiańską Bernarda Cornwella, którą otwiera Zimowy monarcha. To kolejna wersja historii o Arturze, jednak dzięki wiarygodnemu odtworzeniu realiów epoki łatwo jest uwierzyć, że historia ta naprawdę miała miejsce. Postaci stworzone przez autora straciły swój mistycyzm i stały się żywymi ludźmi. Bohaterowie nie są czarno-biali, jak w tradycyjnej legendzie, każdy pokazuje zarówno dobrą, jak i mroczną stronę swojego "ja". Artur, choć odważny i szlachetny, okazuje się również próżny i samolubny. Lancelot to tchórzliwy, zakochany w sobie narcyz, który pomiata słabszymi od siebie, a Ginewra to z pewnością nie łagodna i cierpliwa niewiasta... Dzięki plastycznemu, lecz prostemu językowi i wartkiej akcji powieść czyta się szybko i przyjemnie. Jestem pozytywnie zaskoczona dziełem Cornwella, który z pozornie maksymalnie wykorzystanego już motywu stworzył pasjonującą i oryginalną historię.
Agnieszka z Niebieskiego Stoliczka
Nic tak nie leczy jesiennej chandry, jak trup w szafie książce. Podobno. Nie lubię kryminałów, dlatego szczerze się zdziwiłam, że znalazł się taki, który mnie zaczarował. Dosłownie.
Anna jest niepozorną dziewczyną, zafascynowaną muzyką i trochę wycofaną. Abel ma opinię trudnego, w dodatku w mieście krąży plotka, że handluje narkotykami. Jak to bywa, dziewczyna czuje fascynację "złym" chłopcem. Ktoś, kto tworzy piękną baśń dla siostrzyczki, nie może przecież być niebezpieczny. Zaczyna iskrzyć. Sielankę przerywa pierwszy trup.
Baśniarz to niezwykła książka. Każde zdanie jest dopieszczone. Żadna litera nie jest zbędna, a przez fabułę dosłownie się płynie. Autorka opracowała kilka zgrabnych zwrotów akcji, stworzyła wiarygodne postaci i cudowny, zimowy klimat. Do samego końca nie byłam pewna, kto jest mordercą. Tym, co tak naprawdę wyróżnia powieść, jest baśniowość wkradająca się w akcję. Nie mylić z jakimiś straszydłami wyskakującymi zza drzewa. Książka pięknie komponuje się z kubkiem parującej czekolady i cieplutkim kocykiem. Polecam zwłaszcza tym, którzy myślą, że kryminały nie są dla nich!
Gosia z bloga Zielono Mi
Książka na długie jesienne wieczory? Nie tak łatwo wytypować tę jedną. Ale gdybym musiała ograniczyć się do jednego tytułu, wybrałabym taką, w której wciąż można coś nowego wyczytać, którą można bez końca odkrywać i delektować się. Dla mnie taką książką jest Mistrz i Małgorzata Michaiła Bułhakowa. To książka - rzeka! Jest tam miłość, namiętność, zdrada, przyjaźń, poświęcenie, odpowiedzialność, krytyka władzy i gloryfikacja bliskości, pytanie o człowieczeństwo, absurd mieszający się z goryczą, stanie na straży prawdy, na nowo realizowany motyw pisarza wyklętego, powrót do pełnych prostoty i oczywistości fundamentów chrześcijaństwa, a to wszystko okraszone humorem, farsą, groteską z alegoriami przeplatającymi się z toposami czy archetypami. Bo ograniczyć się do tego, że jest to powieść szkatułkowa, książka o książce, opowieść o odważnym i prześladowanym pisarzu namiętnie zakochanym w żonie to mało. Powiedzieć, że jest to opowieść o komunistycznej Moskwie i organizującym w niej swój bal szatanie to wciąż mało. A stwierdzenie, że jest to historia o tym, jak pewien złośliwy i ironiczny diabeł odziera z zakłamania rosyjską władzę i ówczesny ustrój to potraktowanie tej opowieści po macoszemu. Dlatego na długie wieczory doskonały jest Mistrz... - bo wielowątkowy i wieloproblemowy, ale nie nudny i nie przegadany, bo ma wartką akcję, ale nic z powieści bulwarowej. A najnowsze tłumaczenie dostarcza kolejnego powodu, by zaprzyjaźnić się z ferajną Wolanda :)
Wiedźma z bloga Buszująca w książkach
Idealna książka na długie, jesienne wieczory? Cykl Królowie przeklęci Maurice'a Druona! To fantastycznie napisane powieści, pełne spisków, zdrad, namiętności, wojen i morderstw. Oszustwa, kłamstwa, ambicje, intrygi i dążenie do władzy - to wszystko można w nich odnaleźć. Wielowątkowość i mnogość postaci oraz piękny, wysmakowany język powieści sprawiają, że trudno oderwać się od lektury. Muszę też wspomnieć o tym, że najnowsze wydanie cyklu jest po prostu przepiękne, ręce same wyciągają się w ich stronę. Polecam wszystkim gorąco, nie tylko miłośnikom historii!
Kasiek z bloga Z pasją o dobrych książkach
Gdyby ktoś mnie zapytał, jaką książkę mogłabym czytać do końca świata jesienią, nie miałabym problemu z odpowiedzią. Władca Pierścieni, ta epicka opowieść, jest doskonała do wiecznych powtórek. Za każdym razem można odkryć w niej coś nowego, czymś innym się zachwycić, odczytać nową życiową prawdę. Moim zdaniem za pierwszym razem nie jesteśmy w stanie w pełni zachwycić się tą opowieścią. Za pierwszym razem możemy tylko poczuć, że to nasz świat, nasz tęsknota. Dopiero kolejne czytania pokazują nam piękno detali, szczegółowość opisu, uniwersalność tematyki. A gdy już opatuleni kocykiem, z kubkiem gorącej herbaty w dłoni wpadniemy w ten świat, możemy sięgnąć po Silmarillion i inne książki o Śródziemiu. Nie ma czegoś takiego, jak za częste czytanie Tolkiena. Sama mam już ochotę na lekturę, na powrót do Lorien, do Fangornu. Oj, wyczuwam lekturę Tolkiena tej jesieni! Do czego i Was gorąco zachęcam!
Agnes z Dowolnika
Książka na długie, jesienne wieczory? Nie musiałam zastanawiać się długo - to cykl Ziemiomorze autorstwa Ursuli Le Guin. Opowieść o życiu, magii, ale przede wszystkim o tym, jak osiągnąć wewnętrzną harmonię, jak żyć w zgodzie ze sobą. Cudowna, niespieszna narracja, pełna szczegółów; bogaty świat i wewnętrzne światło bijące ze stron umilą i rozświetlą każdy ciemny, jesienny wieczór.
Alicja z bloga Kot w Bookach
Długie jesienne wieczory sprzyjają melancholii i mroczniejszym nastrojom, o ile więc za dnia chętnie przysiadłoby się z Lovecraftem czy Stokerem, o tyle ciemność z nadmiarem ponurych tematów już niezbyt dobrze działa na psychikę - i potrafi na długo zniszczyć dobry nastrój. Na takie sezonowe czytanie wybrałabym więc coś o klimacie, który nie zdołuje za bardzo, ale i nie będzie przesadnie radosny. Musi to być coś stanowiącego połączenie jednego i drugiego, by odzwierciedlało aktualne humory i dawało widoki na poprawę. Najchętniej wskazałabym jakiś dłuższy cykl epickiego fantasy, bo strasznie brakuje mi świata, w który mogłabym wsiąknąć na dłużej. Jako że sama ostrzę sobie na niego zęby, wymienię Koło czasu Roberta Jordana - tam, gdzie magia ściera się z wszechogarniającą ciemnością - a jeśli na tym zejdzie mi czas do wiosny, to tym lepiej!
Beata z bloga Powiało Chłodem
Kiedy złota polska jesień zamienia się w zimną pluchę, nie ma nic lepszego niż herbata, kocyk i książka. Pytanie tylko, jaka? Tak niesprzyjająca aura może często powodować chandrę, dlatego też moim zdaniem książka na jesień powinna posiadać swoistą moc budowania wewnętrznej siły, inspirowania i pokazywania właściwej drogi, swoistego światełka w tunelu. Dla mnie takimi tytułami są wszystkie tytuły z biograficznej serii Williama Whartona, a w szczególności Opowieści z Moulin du Bruit i mój ukochany Dom na Sekwanie. Obie te książki, choć niezbyt grube, zapełniły mi liczne, nie tylko jesienne wieczory. Opowieści o rodzinie Whartona, jej radościach i smutkach nieraz pozwoliły mi zapomnieć o własnych problemach. Pokazywały też, jak niezwykła moc drzemie w spracowanych ludzkich dłoniach i ile można osiągnąć, gdy ma się wsparcie bliskich. Choć życie rodziny Whartonów nie było pozbawione tragedii ani nie obfitowało w szczególne luksusy, nieraz wydawało mi się cudownie sielankowe. Co by się nie działo, zawsze mogli polegać na sobie, swoich dłoniach i pomyślunku, czerpiąc z życia pełnymi garściami. I może właśnie w tych historiach odnajdziecie ciszę i spokój paryskich prowincji wraz z sekretem czystej radości, czyli coś w sam raz na zimne, jesienne wieczory.
Moreni z bloga Z pamiętnika książkoholika
Wyznaczenie tylko jednej książki na długie, jesienne wieczory to zadanie sadystycznie trudne. Bo kto widział, żeby wybierać jedną książkę do polecenia na tak długi okres? Normalnie poleciłabym cały cykl Naomi Novik o smoku Temeraire, bo to mój zasadniczo ulubiony cykl i obok pratchettowskiego Świata Dysku polecam go zawsze i każdemu. Ale doszłam do wniosku, że tym razem byłoby to zbyt oczywiste.
Dlatego pomyślałam sobie, że dobrą lekturą na jesień byłaby debiutancka powieść Marty Krajewskiej Idź i czekaj mrozów. Ma odpowiednią, czyli sporą objętość, a to znaczy, że na przynajmniej tych kilka długich wieczorów wystarczy. Co prawda sama jesień bezpośrednio nie odgrywa tutaj jakiejś szczególnej roli, ale fabuła jest ściśle związana z przemijaniem pór roku. I z samym przemijaniem oraz zmianami jako takimi. No i czytając, z jednej strony możemy sobie przypomnieć o przyjemnej wiośnie i ciepłym lecie, a z drugiej dowiemy się, dlaczego ktoś może wyczekiwać zimy. Przy czym będziemy dobrze się bawić, bo to zdecydowanie jedna z lepszych powieści fantasy tego roku ( a na pewno jedna z najlepszych powieści w tym konkretnym klimacie fantastyki od czasów Anny Brzezińskiej).
Kasia z Biblioteki pod Marcepanem
Gdy Karolina zaproponowała mi udział w tym poście, byłam pewna, że wybór jednej książki idealnej na jesień nie będzie wcale taki trudny, a jednak intuicja mnie zawiodła. Bo jak wybrać tę jedną jedyną z istnego oceanu wspaniałych powieści, które chciałabym, aby i inni przeczytali? Jako wielka fanka romansów, takich od serca i sag rodzinnych, chciałabym polecić Wam książkę Joanny Jax Dziedzictwo von Becków. Bo czyż szybko zapadający zmrok, deszcz uderzający o szyby i ciepłe napoje w wielkich kubkach nie są idealną otoczką do romansu, który wstrząsnął mną tak, że najpierw nie spałam do czwartej w nocy, aby móc poznać zakończenie historii, a potem nie mogłam zasnąć, bo nie potrafiłam opędzić się od tych wszystkich emocji? Joanna Jax stworzyła piękną historię o miłości, która rozgrywa się między polską nauczycielką Marią a oficerem SS Wernerem, którzy spotkali się jeszcze przed wybuchem wojny. Rozdzieleni przez wydarzenia z 1939 roku żyli z daleka od siebie, nie wiedząc nawet, czy ukochana osoba żyje. I jak dla mnie jesień jest idealną porą roku, by zagłębić się w tak piękną historię miłosną, oddać się jej całemu i zżyć z bohaterami wykreowanymi przez autorkę. Pozwolić porwać się miłości, która połączyła dwójkę tak różnych ludzi - arystokratę, którego rodzina święcie wierzy w hasła wygłaszane przez przywódcę Trzeciej Rzeszy, i ubogą nauczycielkę, która wierzy w prawdziwą miłość i wolność.
No i jeszcze ja ;)
Kiedy za oknem ciemno, zimno i ponuro, przewrotnie lubię sięgać po książki, których bohaterowie mają jeszcze gorzej. A czyż może być coś gorszego, niż bycie członkiem ekspedycji polarnej, która została uwięziona na długie lata w arktycznym lodzie? Wyobraźcie sobie nieszczęsnych, przemarzniętych do szpiku kości mężczyzn, wystawionych na działanie mrozu, od którego pęka szkliwo na zębach, których dzień po dniu zabija nie tylko zimno, ale głód, choroby, brak nadziei na ocalenie, fizyczne i psychiczne wycieńczenie, topniejące morale, będące zarzewiem konfliktów i aktów przemocy. Wyobraźcie sobie ludzi zdanych tylko i wyłącznie na siebie i swych towarzyszy, których każdy dzień to niekończąca się walka z rozszalałą naturą, własnymi słabościami - cielesnymi i duchowymi i desperackie próby radzenia sobie z zaistniałą sytuacją: od stopniowego popadania w otchłań szaleństwa, rozpaczy, otępienia, poprzez szaleńcze akty odwagi po wyzbycie się wszelkich moralnych hamulców i utraty człowieczeństwa, byle tylko pozostać przy życiu. Jeśli jeszcze dodać do tego tajemniczą, śmiertelnie groźną istotę, czającą się w ciemnościach Arktyki i polującą na marynarzy, istotę rodem z eskimoskich legend, sytuacja bohaterów staje się, mówiąc kolokwialnie, nie do pozazdroszczenia. Uwierzcie, że nie ma przyjemniejszej czynności w długie, jesienne wieczory, niż zagłębienie się w fascynującą, hipnotyzującą lekturę, a taką jest właśnie Terror Dana Simmonsa. Ponad sześćset stron niezwykle sugestywnych opisów arktycznej przyrody i zmagań z ekstremalnymi warunkami uwięzionych w lodzie marynarzy, walka o zachowanie życia i człowieczeństwa przy pogłębionej analizie psychologicznej poszczególnych bohaterów, narastająca z każdą stroną groza, o źródłach, które autor pozostawił do odkrycia czytelnikowi, wreszcie świadomość, że powieść oparta jest na faktach, a wraku dziewiętnastowiecznego okrętu Terror dotąd nie odnaleziono, niesamowicie działa na wyobraźnię i pozwala docenić prozaiczne ciepło kubka z gorącą herbatą, podręcznego kocyka i możliwość oderwania się od koszmaru opisanego przez Simmonsa w dowolnej chwili. Jego bohaterowie nie mieli tego szczęścia, ale o tym przekonajcie się już sami.
Zuzanna z bloga Sanepid Literacki
Książka na długie, jesienne wieczory? Nie podam żadnej opasłej cegły, księgi lub ksiąg wręcz (a chodziły mi po głowie Księgi Jakubowe). Znajdziecie pewnie tyle propozycji, że moja, o zwykłych gabarytach, pewnie będzie tylko na dwa lub trzy wieczory (chyba, że się zaczytacie, być może kolejny raz). Otóż moja propozycja, na wskroś klasyczna, to Wichrowe Wzgórza Emily Bronte. Nie powinnam się teraz rozwodzić nad tym, jak cenię tę powieść za jej formę, choć dla tych, co lubią zajrzeć do środka, to pewnie nie lada przyjemność przeczytać coś tak dobrze napisanego. Nie będę też wspominała o niejasnościach związanych z autorstwem i teoriach niemal spiskowych o rodzeństwie z plebani w Haworth. Powiem o klimacie książki, który jest jedyny w swoim rodzaju. Stare domostwo, wiatr wiejący nad wrzosowiskami, mrok nie tylko ten fizyczny, ale i metafizyczny. I tajemnica. Te wszystkie składniki połączyły się w jedną z najbardziej popularnych powieści w historii literatury, jedną z moich ulubionych powieści w ogóle.
To też opowieść o ludziach złych, o egoistach, o okrutnikach. A jednak nasze serca kibicują im i życzą spokoju po wsze czasy. Tak łatwo przecież towarzyszyć w przygodach dobrych ludzi, a tutaj jednak jest coś, co sprawia, że chcemy dobrego zakończenia po latach łez, cierpień, bólu i okrucieństwa bohaterów. Otóż, znów klasycznie, a jednak jakże inaczej w tym wypadku - MIŁOŚĆ, moi drodzy. O innym niż zazwyczaj obliczu, ale jednak. Jeśli ktoś lubi, gdy w tle pojawia się muzyka, polecam ścieżkę dźwiękową z ekranizacji z 1992 roku. I nie bójcie się, ekscytujcie się!
Kasia z Kącika z książką
Na długie jesienne wieczory gorąco polecam Trylogię Arturiańską Bernarda Cornwella, którą otwiera Zimowy monarcha. To kolejna wersja historii o Arturze, jednak dzięki wiarygodnemu odtworzeniu realiów epoki łatwo jest uwierzyć, że historia ta naprawdę miała miejsce. Postaci stworzone przez autora straciły swój mistycyzm i stały się żywymi ludźmi. Bohaterowie nie są czarno-biali, jak w tradycyjnej legendzie, każdy pokazuje zarówno dobrą, jak i mroczną stronę swojego "ja". Artur, choć odważny i szlachetny, okazuje się również próżny i samolubny. Lancelot to tchórzliwy, zakochany w sobie narcyz, który pomiata słabszymi od siebie, a Ginewra to z pewnością nie łagodna i cierpliwa niewiasta... Dzięki plastycznemu, lecz prostemu językowi i wartkiej akcji powieść czyta się szybko i przyjemnie. Jestem pozytywnie zaskoczona dziełem Cornwella, który z pozornie maksymalnie wykorzystanego już motywu stworzył pasjonującą i oryginalną historię.
Agnieszka z Niebieskiego Stoliczka
Nic tak nie leczy jesiennej chandry, jak trup w szafie książce. Podobno. Nie lubię kryminałów, dlatego szczerze się zdziwiłam, że znalazł się taki, który mnie zaczarował. Dosłownie.
Anna jest niepozorną dziewczyną, zafascynowaną muzyką i trochę wycofaną. Abel ma opinię trudnego, w dodatku w mieście krąży plotka, że handluje narkotykami. Jak to bywa, dziewczyna czuje fascynację "złym" chłopcem. Ktoś, kto tworzy piękną baśń dla siostrzyczki, nie może przecież być niebezpieczny. Zaczyna iskrzyć. Sielankę przerywa pierwszy trup.
Baśniarz to niezwykła książka. Każde zdanie jest dopieszczone. Żadna litera nie jest zbędna, a przez fabułę dosłownie się płynie. Autorka opracowała kilka zgrabnych zwrotów akcji, stworzyła wiarygodne postaci i cudowny, zimowy klimat. Do samego końca nie byłam pewna, kto jest mordercą. Tym, co tak naprawdę wyróżnia powieść, jest baśniowość wkradająca się w akcję. Nie mylić z jakimiś straszydłami wyskakującymi zza drzewa. Książka pięknie komponuje się z kubkiem parującej czekolady i cieplutkim kocykiem. Polecam zwłaszcza tym, którzy myślą, że kryminały nie są dla nich!
Gosia z bloga Zielono Mi
Książka na długie jesienne wieczory? Nie tak łatwo wytypować tę jedną. Ale gdybym musiała ograniczyć się do jednego tytułu, wybrałabym taką, w której wciąż można coś nowego wyczytać, którą można bez końca odkrywać i delektować się. Dla mnie taką książką jest Mistrz i Małgorzata Michaiła Bułhakowa. To książka - rzeka! Jest tam miłość, namiętność, zdrada, przyjaźń, poświęcenie, odpowiedzialność, krytyka władzy i gloryfikacja bliskości, pytanie o człowieczeństwo, absurd mieszający się z goryczą, stanie na straży prawdy, na nowo realizowany motyw pisarza wyklętego, powrót do pełnych prostoty i oczywistości fundamentów chrześcijaństwa, a to wszystko okraszone humorem, farsą, groteską z alegoriami przeplatającymi się z toposami czy archetypami. Bo ograniczyć się do tego, że jest to powieść szkatułkowa, książka o książce, opowieść o odważnym i prześladowanym pisarzu namiętnie zakochanym w żonie to mało. Powiedzieć, że jest to opowieść o komunistycznej Moskwie i organizującym w niej swój bal szatanie to wciąż mało. A stwierdzenie, że jest to historia o tym, jak pewien złośliwy i ironiczny diabeł odziera z zakłamania rosyjską władzę i ówczesny ustrój to potraktowanie tej opowieści po macoszemu. Dlatego na długie wieczory doskonały jest Mistrz... - bo wielowątkowy i wieloproblemowy, ale nie nudny i nie przegadany, bo ma wartką akcję, ale nic z powieści bulwarowej. A najnowsze tłumaczenie dostarcza kolejnego powodu, by zaprzyjaźnić się z ferajną Wolanda :)
Wiedźma z bloga Buszująca w książkach
Idealna książka na długie, jesienne wieczory? Cykl Królowie przeklęci Maurice'a Druona! To fantastycznie napisane powieści, pełne spisków, zdrad, namiętności, wojen i morderstw. Oszustwa, kłamstwa, ambicje, intrygi i dążenie do władzy - to wszystko można w nich odnaleźć. Wielowątkowość i mnogość postaci oraz piękny, wysmakowany język powieści sprawiają, że trudno oderwać się od lektury. Muszę też wspomnieć o tym, że najnowsze wydanie cyklu jest po prostu przepiękne, ręce same wyciągają się w ich stronę. Polecam wszystkim gorąco, nie tylko miłośnikom historii!
Kasiek z bloga Z pasją o dobrych książkach
Gdyby ktoś mnie zapytał, jaką książkę mogłabym czytać do końca świata jesienią, nie miałabym problemu z odpowiedzią. Władca Pierścieni, ta epicka opowieść, jest doskonała do wiecznych powtórek. Za każdym razem można odkryć w niej coś nowego, czymś innym się zachwycić, odczytać nową życiową prawdę. Moim zdaniem za pierwszym razem nie jesteśmy w stanie w pełni zachwycić się tą opowieścią. Za pierwszym razem możemy tylko poczuć, że to nasz świat, nasz tęsknota. Dopiero kolejne czytania pokazują nam piękno detali, szczegółowość opisu, uniwersalność tematyki. A gdy już opatuleni kocykiem, z kubkiem gorącej herbaty w dłoni wpadniemy w ten świat, możemy sięgnąć po Silmarillion i inne książki o Śródziemiu. Nie ma czegoś takiego, jak za częste czytanie Tolkiena. Sama mam już ochotę na lekturę, na powrót do Lorien, do Fangornu. Oj, wyczuwam lekturę Tolkiena tej jesieni! Do czego i Was gorąco zachęcam!
Agnes z Dowolnika
Książka na długie, jesienne wieczory? Nie musiałam zastanawiać się długo - to cykl Ziemiomorze autorstwa Ursuli Le Guin. Opowieść o życiu, magii, ale przede wszystkim o tym, jak osiągnąć wewnętrzną harmonię, jak żyć w zgodzie ze sobą. Cudowna, niespieszna narracja, pełna szczegółów; bogaty świat i wewnętrzne światło bijące ze stron umilą i rozświetlą każdy ciemny, jesienny wieczór.
Alicja z bloga Kot w Bookach
Długie jesienne wieczory sprzyjają melancholii i mroczniejszym nastrojom, o ile więc za dnia chętnie przysiadłoby się z Lovecraftem czy Stokerem, o tyle ciemność z nadmiarem ponurych tematów już niezbyt dobrze działa na psychikę - i potrafi na długo zniszczyć dobry nastrój. Na takie sezonowe czytanie wybrałabym więc coś o klimacie, który nie zdołuje za bardzo, ale i nie będzie przesadnie radosny. Musi to być coś stanowiącego połączenie jednego i drugiego, by odzwierciedlało aktualne humory i dawało widoki na poprawę. Najchętniej wskazałabym jakiś dłuższy cykl epickiego fantasy, bo strasznie brakuje mi świata, w który mogłabym wsiąknąć na dłużej. Jako że sama ostrzę sobie na niego zęby, wymienię Koło czasu Roberta Jordana - tam, gdzie magia ściera się z wszechogarniającą ciemnością - a jeśli na tym zejdzie mi czas do wiosny, to tym lepiej!
Beata z bloga Powiało Chłodem
Kiedy złota polska jesień zamienia się w zimną pluchę, nie ma nic lepszego niż herbata, kocyk i książka. Pytanie tylko, jaka? Tak niesprzyjająca aura może często powodować chandrę, dlatego też moim zdaniem książka na jesień powinna posiadać swoistą moc budowania wewnętrznej siły, inspirowania i pokazywania właściwej drogi, swoistego światełka w tunelu. Dla mnie takimi tytułami są wszystkie tytuły z biograficznej serii Williama Whartona, a w szczególności Opowieści z Moulin du Bruit i mój ukochany Dom na Sekwanie. Obie te książki, choć niezbyt grube, zapełniły mi liczne, nie tylko jesienne wieczory. Opowieści o rodzinie Whartona, jej radościach i smutkach nieraz pozwoliły mi zapomnieć o własnych problemach. Pokazywały też, jak niezwykła moc drzemie w spracowanych ludzkich dłoniach i ile można osiągnąć, gdy ma się wsparcie bliskich. Choć życie rodziny Whartonów nie było pozbawione tragedii ani nie obfitowało w szczególne luksusy, nieraz wydawało mi się cudownie sielankowe. Co by się nie działo, zawsze mogli polegać na sobie, swoich dłoniach i pomyślunku, czerpiąc z życia pełnymi garściami. I może właśnie w tych historiach odnajdziecie ciszę i spokój paryskich prowincji wraz z sekretem czystej radości, czyli coś w sam raz na zimne, jesienne wieczory.
Moreni z bloga Z pamiętnika książkoholika
Wyznaczenie tylko jednej książki na długie, jesienne wieczory to zadanie sadystycznie trudne. Bo kto widział, żeby wybierać jedną książkę do polecenia na tak długi okres? Normalnie poleciłabym cały cykl Naomi Novik o smoku Temeraire, bo to mój zasadniczo ulubiony cykl i obok pratchettowskiego Świata Dysku polecam go zawsze i każdemu. Ale doszłam do wniosku, że tym razem byłoby to zbyt oczywiste.
Dlatego pomyślałam sobie, że dobrą lekturą na jesień byłaby debiutancka powieść Marty Krajewskiej Idź i czekaj mrozów. Ma odpowiednią, czyli sporą objętość, a to znaczy, że na przynajmniej tych kilka długich wieczorów wystarczy. Co prawda sama jesień bezpośrednio nie odgrywa tutaj jakiejś szczególnej roli, ale fabuła jest ściśle związana z przemijaniem pór roku. I z samym przemijaniem oraz zmianami jako takimi. No i czytając, z jednej strony możemy sobie przypomnieć o przyjemnej wiośnie i ciepłym lecie, a z drugiej dowiemy się, dlaczego ktoś może wyczekiwać zimy. Przy czym będziemy dobrze się bawić, bo to zdecydowanie jedna z lepszych powieści fantasy tego roku ( a na pewno jedna z najlepszych powieści w tym konkretnym klimacie fantastyki od czasów Anny Brzezińskiej).
Kasia z Biblioteki pod Marcepanem
Gdy Karolina zaproponowała mi udział w tym poście, byłam pewna, że wybór jednej książki idealnej na jesień nie będzie wcale taki trudny, a jednak intuicja mnie zawiodła. Bo jak wybrać tę jedną jedyną z istnego oceanu wspaniałych powieści, które chciałabym, aby i inni przeczytali? Jako wielka fanka romansów, takich od serca i sag rodzinnych, chciałabym polecić Wam książkę Joanny Jax Dziedzictwo von Becków. Bo czyż szybko zapadający zmrok, deszcz uderzający o szyby i ciepłe napoje w wielkich kubkach nie są idealną otoczką do romansu, który wstrząsnął mną tak, że najpierw nie spałam do czwartej w nocy, aby móc poznać zakończenie historii, a potem nie mogłam zasnąć, bo nie potrafiłam opędzić się od tych wszystkich emocji? Joanna Jax stworzyła piękną historię o miłości, która rozgrywa się między polską nauczycielką Marią a oficerem SS Wernerem, którzy spotkali się jeszcze przed wybuchem wojny. Rozdzieleni przez wydarzenia z 1939 roku żyli z daleka od siebie, nie wiedząc nawet, czy ukochana osoba żyje. I jak dla mnie jesień jest idealną porą roku, by zagłębić się w tak piękną historię miłosną, oddać się jej całemu i zżyć z bohaterami wykreowanymi przez autorkę. Pozwolić porwać się miłości, która połączyła dwójkę tak różnych ludzi - arystokratę, którego rodzina święcie wierzy w hasła wygłaszane przez przywódcę Trzeciej Rzeszy, i ubogą nauczycielkę, która wierzy w prawdziwą miłość i wolność.
No i jeszcze ja ;)
Kiedy za oknem ciemno, zimno i ponuro, przewrotnie lubię sięgać po książki, których bohaterowie mają jeszcze gorzej. A czyż może być coś gorszego, niż bycie członkiem ekspedycji polarnej, która została uwięziona na długie lata w arktycznym lodzie? Wyobraźcie sobie nieszczęsnych, przemarzniętych do szpiku kości mężczyzn, wystawionych na działanie mrozu, od którego pęka szkliwo na zębach, których dzień po dniu zabija nie tylko zimno, ale głód, choroby, brak nadziei na ocalenie, fizyczne i psychiczne wycieńczenie, topniejące morale, będące zarzewiem konfliktów i aktów przemocy. Wyobraźcie sobie ludzi zdanych tylko i wyłącznie na siebie i swych towarzyszy, których każdy dzień to niekończąca się walka z rozszalałą naturą, własnymi słabościami - cielesnymi i duchowymi i desperackie próby radzenia sobie z zaistniałą sytuacją: od stopniowego popadania w otchłań szaleństwa, rozpaczy, otępienia, poprzez szaleńcze akty odwagi po wyzbycie się wszelkich moralnych hamulców i utraty człowieczeństwa, byle tylko pozostać przy życiu. Jeśli jeszcze dodać do tego tajemniczą, śmiertelnie groźną istotę, czającą się w ciemnościach Arktyki i polującą na marynarzy, istotę rodem z eskimoskich legend, sytuacja bohaterów staje się, mówiąc kolokwialnie, nie do pozazdroszczenia. Uwierzcie, że nie ma przyjemniejszej czynności w długie, jesienne wieczory, niż zagłębienie się w fascynującą, hipnotyzującą lekturę, a taką jest właśnie Terror Dana Simmonsa. Ponad sześćset stron niezwykle sugestywnych opisów arktycznej przyrody i zmagań z ekstremalnymi warunkami uwięzionych w lodzie marynarzy, walka o zachowanie życia i człowieczeństwa przy pogłębionej analizie psychologicznej poszczególnych bohaterów, narastająca z każdą stroną groza, o źródłach, które autor pozostawił do odkrycia czytelnikowi, wreszcie świadomość, że powieść oparta jest na faktach, a wraku dziewiętnastowiecznego okrętu Terror dotąd nie odnaleziono, niesamowicie działa na wyobraźnię i pozwala docenić prozaiczne ciepło kubka z gorącą herbatą, podręcznego kocyka i możliwość oderwania się od koszmaru opisanego przez Simmonsa w dowolnej chwili. Jego bohaterowie nie mieli tego szczęścia, ale o tym przekonajcie się już sami.
Skusiłabym się na "Terror", choćby dlatego, że właśnie jest -7 na termometrze i bardzo, ale to bardzo nie chce mi się wyjść z domu. A jak sama piszesz, może być gorzej;)
OdpowiedzUsuńOtóż to! 😀
UsuńŚwietne zestawienie, dzięki niemu przypomniałam sobie o Trylogii arturiańskiej, którą miałam przeczytać wieku temu. Ostrzę sobie również zęby na "Terror", ale z tą historią poczekam na zimową aurę :)
OdpowiedzUsuńHa, trylogia arturiańska wciąż przede mną, a czekanie z Terrorem na zimową aurę to całkiem niezły pomysł! 😀
UsuńTerror koniecznie muszę wreszcie przeczytać! A Dziedzictwo też polecam, bardzo dobra powieść.
OdpowiedzUsuńNad Dziedzictwem się zastanawiam 😊
UsuńSłyszałam prawie o wszystkich, ale powiedzcie mi jedno: "DLACZEGO TEN CZAS TAK SZYBO UCIEKA I DLACZEGO DOBA NIE MA WIĘCEJ GODZIN?!". Chętnie przeczytałabym większość z nich, ale ciągle brakuje mi na nie czasu :(
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszam do nas 😍
Świat oczami dwóch pokoleń
Chyba każdy z nas zadaje sobie czasem to pytanie ☺
UsuńAle zestaw się trafił. Znam połowę książek i one są u mnie na liście "nigdy więcej". Nie wiem, na ile w takim razie mogę inspirować się drugą połowę ;-)
OdpowiedzUsuńKtóre książki Ci tak podpadły?
UsuńSerię Niepokorne kocham! I faktycznie pasuje na jesienne wieczory;)
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że Ci się spodobała! 😊
UsuńA ja cieszę się, że zgodziłaś się wziąć udział 😘
OdpowiedzUsuńAle fajny pomysł :) "Mistrz i Małgorzata" to powieść dobra na każdą porę roku, ale jesienią smakuje chyb najlepiej :) "Królowie przeklęci" i "Wichrowe wzgórza" mi też kojarzą się z jesienią. Na "Terror" też ostrzę sobie pazury, ale jego grubaśność trochę mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńZ listy polecanek czytałam już "Baśniarza" i faktycznie powieść ta nadaje się szczególnie na jesienne wieczory ;) Pozdrawiam Zakładka do Przyszłości
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na posta! :) Propozycje książkowe super. Mnie najbardziej zainteresowały książki: "Baśniarz", "Terror" oraz Trylogia Arturiańska. Zapisałam na listę pozycji do przeczytania.
OdpowiedzUsuńCiekawy, różnorodny zestaw. Mnie najbardziej przekonuje "Terror". Od dawna jest na mojej liście lektur do przeczytania.
OdpowiedzUsuń"Królowie przeklęci" - popieram! A "Terror" bardziej pasuje mi do długich, zimowych wieczorów, ale... ogólnie można polecać go o każdej porze roku;)
OdpowiedzUsuńczytałam jedynie "Mistrza i Małgorzatę" oraz "Wichrowe Wzgórza" ;)
OdpowiedzUsuń