Tytuł: "Brak tchu"
Wydawnictwo: Bellona, 2012
Ilość stron: 319
Okładka: miękka
Wiem tylko, że jeśli na czymś choć odrobinę wam zależy, lepiej już teraz się z tym pożegnajcie, ponieważ cały wasz świat pogrąża się, niknie powoli w bagnie przy wtórze serii z karabinu maszynowego.
Być może Brak tchu nie należy do najbardziej znanych utworów Orwella;
być może nie dorównuje siłą przekazu, rozmachem profetycznych wizji,
mocą przestrogi przed zagrożeniem ze strony totalitaryzmu, jakie
niepokoją i zachwycają nas w Roku 1984 czy Folwarku zwierzęcym,
jednak z całą pewnością jest pozycją, na którą warto zwrócić szczególną
uwagę.
Brak tchu nie jest bowiem wyrazem totalnego, wszechogarniającego
pesymizmu, ostatecznego i bezdyskusyjnego, ale raczej epickim
ostrzeżeniem zabarwionym nutą goryczy - i choć trudno dopatrzeć się w
nim choćby cienia nadziei, jakoś łatwiej je przyjąć współczesnemu
człowiekowi. Orwell nie uprawia tym razem czarnowidztwa w wymiarze
politycznym, ale wieszczy na mniejszą skalę, dotyczącą codziennego życia
każdego z nas.
I choć niełatwo przyjąć jego ponure, cyniczne i jak
najdalsze od optymizmu refleksje nad kondycją współczesnego świata
zmierzającego prostą drogą w stronę przepaści, w jakimś sensie są nam
one bliskie i pojawiają się od czasu do czasu gdzieś na obrzeżach
świadomości każdego z nas. Na tym polega dramat głównego bohatera - on
znał inny świat, gdzie życie toczyło się leniwie utartymi koleinami,
często stanowiło nieprzerwane pasmo niedoli, ale paradoksalnie dawało
też kojące poczucie stabilności, bezpieczeństwa, komfort
przewidywalności i pewności jutra, a nie poczucie, że grunt usuwa się
spod nóg, bezpowrotnie przemija rzeczywistość dobrze mu znana - może nie
najlżejsza, ale łatwiejsza do zrozumienia i zaakceptowania. Człowiek
współczesny, żyjący w świecie podlegającym nieustannym i dynamicznym
przemianom, w rzeczywistości niemal "wykrakanej" przez Orwella na
kartach powieści, konfrontując nużącą, koszmarną codzienność z błogimi
wspomnieniami z dzieciństwa, nieraz doznaje bolesnych, gorzkich
rozczarowań. Wpisują się one jednak w nurt życia, godzimy się z nimi
traktując je z rezygnacją jako znak czasów, ale rzadko towarzyszy temu
pogłębiona refleksja. Refleksja, która przyprawia o brak tchu.
Walnąłem granatem w gmach moich snów
George Bowling jest przeciętnym - żeby nie powiedzieć pospolitym -
mężczyzną w średnim wieku; statecznym, grubym komiwojażerem parającym
się sprzedażą ubezpieczeń, mieszkającym w jednym z wielu identycznych
domków na przedmieściach, obarczonym kredytem hipotecznym i rodziną,
wobec której trudno mu wykrzesać cieplejsze uczucia. Wiedzie nudne, mało
satysfakcjonujące życie ograniczające się do monotonnej pracy
pozwalającej mu utrzymać rodzinę i spłacać raty, ale niewiele ponadto.
Choć jest prostym, niewykształconym człowiekiem pozbawionym większych
ambicji i złudzeń co do swego losu, nie można odmówić mu pewnej życiowej
mądrości, daru wnikliwej obserwacji i wyciągania własnych wniosków -
cynicznych co prawda i malkontenckich, ale niepozbawionych podstaw.
Uwagę George'a pochłania wizja nadciągającej wojny, ogarnia go duszne i
niespokojne przeczucie zbliżającej się, nieuniknionej katastrofy -
Anglia jest w przededniu wojny, o czym dobitnie przypominają
przecinające niebo bombowce. Przytłoczony ponurą rzeczywistością - jako
mąż, ojciec, pracownik, obywatel, próbując rozpaczliwie odzyskać
zagubioną pewność jutra i utracone poczucie bezpieczeństwa, podejmuje
sentymentalną podróż do beztroskiej krainy dzieciństwa. Początkowo tylko
w wyobraźni, wreszcie w rzeczywistości wyjeżdża do rodzinnego
miasteczka, które we wspomnieniach jawi mu się jako oaza spokoju,
beztroski, stabilizacji tak potrzebnych do zachowania wewnętrznej
równowagi. Dolne Bilfield staje się dlań symbolem utraconego świata,
które brutalnie podeptał wybuch pierwszej wojny. Dawny angielski
porządek rzeczy odszedł w zapomnienie, powiada, bynajmniej nie
gloryfikując rzeczywistości schyłku epoki imperialnej, ale doceniając
solidną, choć ponurą pewność losu. Jednak konfrontacja wspomnień z
rzeczywistością przynosi George'owi tylko rozczarowanie; czas nie stanął
w miejscu, także i Dolne Bilfield uległo przemianom zamieniającym jego
azyl w kolejne upiorne miejsce na ziemi.
Nie uciekniecie od tego, to po prostu musi nastąpić - padają gorzkie
słowa pozbawiające resztek złudzeń naszego bohatera. - Nadchodzą złe
czasy, a wraz z nimi funkcjonalni ludzie. - prorocze słowa, brzmią
znajomo, prawda? Podobnie jak wizja udręczonych ludzi wciśniętych w
jednakowe uniformy, wychodzących bladym świtem do pracy przez drzwi
swoich identycznych domków, drżących przed widmem bankructwa i bandą
młodych karierowiczów czyhających na ich miejsce pracy, które może nie
zapewnia luksusów, ale pozwala spłacać horrendalne raty kredytu; ludzi
mieszkających na wielkim śmietnisku betonowo - plastikowej dżungli,
będących tak twórcami, jak i ofiarami nowych technologii kontrolujących
ich życie.
Brak tchu nie jest książką pisaną "ku pokrzepieniu serc", a raczej ku
przestrodze. Fatalistyczne, choć mimo upływu czasu przerażająco aktualne
refleksje nad kierunkiem przemian, które popychają świat ku przepaści, a
które zapoczątkowały obie wielkie wojny, nie napawają optymizmem.
Odniesienia do zagrożeń, jakie niesie ze sobą wojna czy totalitaryzm,
tym razem schodzą jednak na dalszy plan - to rozczarowanie życiem
rodzinnym, uciążliwą codziennością, bezsilnością wobec zmian, jakim
nieustannie podlega świat wymuszając naszą akceptację i adaptację
stanowią główny motyw powieści. Brak tchu jest wyrazem przeraźliwej,
nostalgicznej tęsknoty za czasem bezpowrotnie utraconym, smutną
opowieścią o przemijaniu, którego świadomość przychodzi znienacka
zabarwiając duszę goryczą, bezsilnością, beznadzieją; to także wnikliwy
portret psychologiczny udręczonego rzeczywistością człowieka, którego
zbudowana ze wspomnień iluzja runęła jak domek z kart pozostawiając go
bezbronnego wobec ponurej rzeczywistości, w której nie potrafi się
odnaleźć i nieprzyjaznej, groźnej, niepewnej przyszłości czekającej tuż
za rogiem.
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/122896/brak-tchu/opinia/6320103#opinia6320103
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Bellona ;) |
Bardzo lubię "Rok 1984". Gdy nadarzy się okazja i tę chętnie przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Podziwiam cie, że lubisz czytać książki o tematyce wojennej. Ja od nich raczej stronię, więc i tym razem nie zmienię swojego zdania w tej kwestii, ale recenzja jak zwykle rzeczowa i konkretna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Oj niestety to nie dla mnie książka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zazdroszczę ci tego Orwella, nie miałam okazji przeczytać, a bardzo mnie kusi:) Wspaniała recenzja:)
OdpowiedzUsuńJakoś nie przepadam za tym autorem.
OdpowiedzUsuńJa mam w planach zapoznanie się z "Nowomową" Orwella :) A opisana przez Ciebie książka może być również dość ciekawą lekturą...
OdpowiedzUsuńBrak tchu było pierwszą książką Orwella, jaką przeczytałam i uważam, że jest świetna - nie dlatego, że to Orwell, ale dlatego, że doskonale pokazuje ten strach przed nieznanym - tak wielu ludzi to odczuwa, choć nie chcą się przyznać...
OdpowiedzUsuńJeśli o Orwella chodzi to cały czas czaję się na "Rok 1984" i ciągle mi z nim nie po drodze. :)
OdpowiedzUsuńAch nie pewna przyszłość.... strach przed nie znanym sądzę, że to każdego z nas przeraża
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ta pozycja to chyba ciężki kaliber, ale za pewne warty uwagi. Nie jestem fanka Orwella, jednak pesymistyczne i fatalistyczne wizje to coś w czym lubię od czasu do czasu się ponurzać.
OdpowiedzUsuńMam ochotę poznać tę książkę, chociaż na półce czeka rok 1984, więc to będzie moje pierwsze spotkanie z twórczością Orwella. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory czytałam 3 książki Orwella, także i po tę na pewno sięgnę :) Na swojej półce mam jeszcze jedną jego książkę także zacznę od tamtej.
OdpowiedzUsuńMam plany sięgnąć po Orwella, bo czytałam tylko jego doskonały "Rok 1984".
OdpowiedzUsuńWybitnie świetna recenzja! Chociaż nigdy, jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do Orwella, teraz bardzo chętnie zaczęłabym właśnie od tego :)
OdpowiedzUsuń