Tytuł: "Dom wiatru"
Wydawnictwo: Sonia Draga, 2013
Ilość stron: 470
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Przeszłość z teraźniejszością splatają się w oszałamiającą powieść o
szukaniu siebie - rzadko kiedy zdarza mi się natknąć na równie
lakoniczny, co trafny opis wydawcy. Ten zaś idealnie oddaje kwintesencję
fabuły w jednym, niepozornym zdaniu zawierając całe bogactwo przesłania
powieści.
I choć zupełnie nie przemawia do mnie literatura obyczajowa w stylu, że
najlepszym lekarstwem na całe zło tego świata jest sam wyjazd do Włoch, a
najlepiej do Toskanii, tym razem dałam się skusić historii dwóch kobiet
- Madeline i Mii, które dzieli dystans siedmiuset lat i kilku tysięcy
kilometrów, łączy zaś etruskie dziedzictwo i średniowieczna legenda.
San Francisco, 2007 rok.
Madeline Moretti, młoda prawniczka, jest szczęśliwą narzeczoną Chrisa.
Zakochani planują wspólną przyszłość, kiedy nagle ich świat wali się w
gruzy. Christopher ginie w wypadku samochodowym, a Maddy cierpi tak
bardzo, że nieubłaganie stacza się w otchłań depresji. Jej babcia
Isabelle, Włoszka z pochodzenia, wysyła wnuczkę do Toskanii z nadzieją,
że wyjazd pomoże jej uporać się z nieszczęściem, podleczyć zbolałą
duszę. W Villa Santo Pietro goszczą ją przyjaciele babki, Jeanette i
Claus, dzięki którym dziewczyna poznaje bogatą, pełną sekretów historię
tego miejsca. Nieopodal znaleziono bowiem trzy kobiece szkielety
pochodzące z XIV wieku, a przy nich - etruską monetę. Madeline intryguje
też historia ruin starej willi - Casa al Vento, Domu Wiatru, a
dokładnie - średniowieczna legenda o kobiecie, która umiała kontrolować
wiatr; o czarownicy, która za sprawą etruskiej magii zabiła całą
rodzinę, zniszczyła dom - i wszelki ślad po niej zaginął.
Toskania, 1347 rok.
Kilkunastoletnia Mia prowadzi wraz z ciotką Jacquettą przybytek
goszczący pątników z najdalszych zakątków chrześcijańskiego świata,
leżącą na pradawnym szlaku pielgrzymek Villa Santo Pietro. Dziewczyna
nie mówi odkąd w dzieciństwie była świadkiem śmierci matki, jej
pochodzenie skrywa niewyjaśniona tajemnica. Pewnego dnia, w wigilię dnia
świętej Agnieszki, w ich domostwie szuka schronienia młoda para:
Agnesca i Porphyrius Toscano. Niezwykłej urody młoda kobieta przykuwa
uwagę Mii i najwyraźniej skrywa jakąś tajemnicę. Wraz z ciotką
zdecydowane są chronić przybyszów bez względu na konsekwencje.
Nieoczekiwanie okazuje się, że podróż Madeline do Włoch jest w istocie
powrotem do korzeni, a dwie różne kobiety, żyjące w tak odległych od
siebie czasach, mają ze sobą wiele wspólnego...
Przyznajcie, że zarys fabuły brzmi kusząco. Etruska magia,
średniowieczne legendy, stara rodzinna tajemnica i współczesność
przeplatająca się z przeszłością to mieszanka niebywale atrakcyjna,
przynajmniej dla mnie. Początkowo, kiedy okazało się, że autorka
wykorzystuje motyw niemiłosiernie eksploatowany w literaturze
obyczajowej ostatnich lat, czyli wyjazd na włoską prowincję w celu
leczenia złamanego serca, westchnęłam w duchu z rezygnacją spodziewając
się kolejnej, sztampowej fabuły. Na szczęście Hardie udało się znacząco
ubarwić ten schemat wprowadzając takie odświeżające elementy, jak
rodzinna tajemnica z bardzo odległej przeszłości, bo sprzed siedmiuset
lat, więź łącząca kobiety obarczone rodzinnym dziedzictwem w postaci
szczególnych umiejętności, a wszystko to okraszone elementami etruskiej i
średniowiecznej przeszłości Toskanii, dzięki czemu znany i oklepany
motyw nabiera rumieńców. Dobrym rozwiązaniem okazała się również
dwutorowa narracja prowadzona z perspektywy Madeline i Mii. Za jej
sprawą, w miarę rozwoju fabuły poznajemy historie życia bohaterek, ale
także stopniowo odkrywamy coś, co je łączy, a co jest subtelne,
nieuchwytne, mistyczne. Kontrast jest więc podwójny, bardzo malowniczy i
wyraźny: zderzenie magii z rzeczywistością, zarówno współczesną, jak i
tą sprzed kilkuset lat oraz realiów średniowiecznych ze współczesnymi. W
toku fabuły uświadamiamy sobie, że ten kontrast jest pozorny, że czas i
przestrzeń, magia i realność nieustannie się zazębiają, wchodzą w
interakcje, stanowią różne oblicza tej samej rzeczywistości - choć tę
złożoność świata dostrzegają tylko niektórzy. Najpiękniejsze jest to, że
ta idea nie jest narzucona przez autorkę, oczywista; trzeba się jej
raczej domyślać, składać ze wskazówek, aluzji i znaków, jakimi
naszpikowana jest fabuła; to ogromna zaleta tej książki.
Mniej subtelnie udała się autorce konstrukcja powieści: niektóre
rozwiązania, zbiegi okoliczności i nachalne podobieństwa losów obu
bohaterek wydają mi się zbyt grubymi nićmi szyte, a przez to mało
wiarygodne. Rozpraszały zbyt nagłe przeskoki w czasie, zaś niektóre
wątki nie wnosiły nic do fabuły, za to skutecznie utrudniały wyłapanie
jej głównych nici i orientację w najistotniejszych jej elementach. Bez
dwóch zdań "Dom wiatru" jest atrakcyjną i intrygującą książką, mnie zaś
nie przestaje zadziwiać to, że nie wciągnęła mnie ona tak, jak
oczekiwałam. Od początku nie potrafiłam dostatecznie skupić się na
fabule, wielokrotnie traciłam wątek, nie wiedziałam, do czego zmierza
autorka. Wcześniej wymienione mankamenty sprawiały, że powieść wiele
straciła z siły przekazu; zdarzało mi się przywiązywać większą wagę do
pewnych wątków, ignorować zaś inne, a w toku akcji okazywało się, że
należało postąpić odwrotnie. Hardie nie do końca udało się zapanować nad
powieścią, co znacznie utrudnia jej odbiór i w pewnym stopniu odbiera
przyjemność delektowania się lekturą.
Titania Hardie interesującymi losami obdarzyła swoje bohaterki. Historia
prawniczki Madeline zaangażowanej w sprawę pozwu zbiorowego przeciw
koncernowi trującemu swoich pracowników, przeżywającej osobistą tragedię
po śmierci ukochanego pozornie niewiele ma wspólnego z losami ubogiej
dziewczyny z XIV - wiecznej Toskanii, nieślubnej córki wygnanego
biskupa, wraz z ciotką prowadzącej zajazd dla pielgrzymów. Analogie i
związki są nieoczywiste, przynajmniej do czasu, ale w tym tkwi cały urok
fabuły. Moim zdaniem autorka niepotrzebnie, na siłę, tworzy coraz mniej
wiarygodną sieć powiązań - być może obawiając się, że czytelnik nie
domyśli się jej intencji. Skutek jest odwrotny do zamierzonego -
wystarczyłaby delikatna sugestia, nie nachalny cios, by uczynić
nieprawdopodobne wiarygodnym.
Dom wiatru jest powieścią nierówną; choć łatwo zgubić wątek, postaciom
brakuje wyrazistości i trudno się z nimi identyfikować, a realia są
przedstawione dosyć pobieżnie, niesamowity klimat wynagradza to z
nawiązką. Urokliwa Toskania, gdzie odległa przeszłość przeplata się ze
współczesnością, pod ziemią spoczywają starożytne artefakty, w powietrzu
nadal unosi się etruska magia, a klimat średniowiecznych miasteczek
ożywia dawne legendy - wszystko to tworzy magiczną atmosferę, niezwykły
nastrój towarzyszący lekturze. Dwie różne kobiety oddzielone dystansem
stuleci i tysięcy kilometrów, przeżywające osobistą tragedię, mające
podobne pragnienia i doświadczenia, szukające swojej drogi życiowej,
znajdują natchnienie w przeszłości rodziny, w wiedzy przekazywanej z
pokolenia na pokolenie - zapraszam w niesamowitą, inspirującą podróż
przez wieki, a zarazem w głąb siebie.
Moja ocena: 3/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/178537/dom-wiatru/opinia/12217992#opinia12217992
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga :) |
recenzja bierze udział w wyzwaniu czytamy powieści obyczajowe |
Poprzednia książka autorki tak średnio mi podeszła. Niby nie była zła, ale euforii tez nie było. Po twojej recenzji stwierdziłam, ze jednak wstrzymam się na razie z zakupem.
OdpowiedzUsuńanetapzn - a ja się zastanawiam nad "Różanym labiryntem" w ramach relaksu:)
UsuńPozdrawiam serdecznie@
Wiesz, to może jak już nie będziesz miała co czytać. Moim zdaniem bardzo średnie, oczekiwałam czegoś lepszego.
UsuńKarolino, po pierwsze cieszę się, że znów mogę u ciebie gościć:) Oj brakowało mi twoich recenzji strasznie:)
OdpowiedzUsuńCo do książki, to na początku wrażenie zrobiła na mnie okładka - lubię takie klimaty. Treść natomiast hmmm no, co tu dużo mówić, liczę się z twoim zdaniem, a że ostatnio mam dużo mniej czasu na czytanie - wybieram tylko te książki, które rzeczywiście są warte poświęconego im czasu. Nie mówię zdecydowanie nie, ponieważ lubię takie klimaty, ale specjalnie nie będę szukać:)
Pozdrawiam ciepło:)
Julia - ja też strasznie się cieszę z twojej obecności! I mam nadzieję, że niebawem się spotkamy:)
UsuńZgadzam się, okładka jest cudowna, klimat powieści też - ale zabrakło mi tego czegoś, co nie pozwala oderwać się od lektury. No cóż, bywa i tak:)
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo lubię takie opowieści, rodzinne sekrety i odnajdywanie korzeni to moje ulubione wątki w powieściach obyczajowych, więc na pewno sięgnę po tę powieść. Mankamentów trochę wymieniłaś, ale na razie się nie zniechęcam :)
OdpowiedzUsuńDominika - no i bardzo dobrze, że się nie zniechęcasz - może akurat ty nie odczujesz ich tak dotkliwe? Uznałam, że jednak powinnam spróbować opisać, dlaczego książka mnie nie zachwyciła, choć sama koncepcja fabuły jest wyjątkowo atrakcyjna, no i atmosfera powieści robi rzeczywiście spore wrażenie:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Bardzo dobrze, że wszystko opisałaś. Takie recenzje cenię najbardziej. Kiedy każda opinia jest umotywowana :)
UsuńBardzo dobrze, że wszystko opisałaś. Takie recenzje cenię najbardziej. Kiedy każda opinia jest umotywowana :)
UsuńPrzytoczone przez ciebie mankamenty skutecznie zniechęciły mnie do sięgnięcia po tę książkę. A tak ciekawie się zapowiadała. Myślałam, że będzie znacznie lepsza. No cóż, czasami tak bywa.
OdpowiedzUsuńcyrysia - a już myślałam, że ty - wielbicielka dobrych obyczajówek - dasz się skusić! Realia średniowieczne nie są zbyt wyraźne, zaś perypetie Madeline we współczesności już tak. Może warto spróbować?
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Faktycznie z jednej strony brzmi banalnie, ale za to z drugiej bardzo intrygująco. Podoba mi się jak w książkach są dwie bohaterki i ich losy gdzieś się w końcu ze sobą łączą. Ponadto tajemnice rodzinne i zdolności - brzmi świetnie. Ale znowu te minusy trochę osłabiają entuzjazm do książki. Myślę jednak, że dam jej szansę. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCassiel - no właśnie, ciężko się zdecydować, prawda? :D
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Opis mnie nie powala, ale okładka za to bardzo ładna! :)
OdpowiedzUsuńMimo mankamentów, jestem skłonna dać szansę tej powieści
OdpowiedzUsuńLubię klimatyczne powieści :) W tej kwestii na pewno bym się nie zawiodła. Jednak tak jak Ty, zwracam też uwagę na bohaterów, szkoda, że tym brakuje wyrazistości, bo na pewno byłaby to rewelacyjna powieść.
OdpowiedzUsuńDokładałam tę powieść do listy książek, które chcę przeczytać z mieszanymi uczuciami. Niezwykle spodobała mi się okładka - płytka jestem, wiem:) - a przy tym zaintrygował mnie opis. Z drugiej strony "Różany labirynt" był więcej niż słaby i byłam pewna, że raczej nie mam się co spodziewać fajerwerków po nowej powieści Hardie. Widzę, że miałam rację, a z Twojej recenzji wynikają te same wnioski, do których ja dochodziłam przy lekturze poprzedniej książki autorki. Szkoda mojego cennego czasu:)
OdpowiedzUsuńPozdrówka wesołe!
Ania
A już myślałam, ze się czepiam - od razu mi lepiej, że ktoś jeszcze podziela moje odczucia:) Autorki takie, jak Philippa Gregory, Sandra Gulland czy Michelle Moran podniosły poprzeczkę tak wysoko, że naprawdę trudno mnie zadowolić:)
UsuńA okładka rzeczywiście urokliwa, nie ukrywam, że i mnie zwiodła:)
Pozdrawiam serdecznie!
Okładka jest obłędna... Całkowicie mnie zauroczyła! Widzę, że książka niekoniecznie Cię zachwyciła, ale chyba i tak przeczytam, bo czuję od niej jakąś magię...
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie swoją recenzją, bo chociaż powieść nie wywarła jedynie pozytywnego odbioru, chciałabym dać jej szansę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Książka mnie interesuje, choć szkoda, że konstrukcja trochę "leży" i brak tej wiarygodności.
OdpowiedzUsuń"Różany labirynt" to książka pani Hardie która czytałam jakiś czas temu, pomysł na fabułę był fajny, ale wykonanie już gorsze i widzę że podobnie jest w przypadku tej książki, może kiedyś dam jej szansę ... ale okładka jest cudna :)
OdpowiedzUsuńKurczę, mam teraz dylemat. Z jednej strony, najchętniej już bym ją czytała, z drugiej, troszkę mnie powstrzymują Twoje wątpliwości.
OdpowiedzUsuń