piątek, 2 sierpnia 2013

"Księga tęsknoty"

Autor: Leonard Cohen
Tytuł: "Księga tęsknoty"
Wydawnictwo: Rebis, 2013
Ilość stron: 250
Okładka: twarda z obwolutą

Tak się jakoś złożyło, że moje dwie najwcześniejsze muzyczne fascynacje wiążą się z Kanadą. Pierwsza to Loreena McKennitt, obdarzona cudownym głosem harfistka i piosenkarka wykonująca muzykę celtycką, której występ miałam przyjemność podziwiać w ubiegłym roku w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca, co było dla mnie spełnieniem licealnego jeszcze marzenia. Druga - to Leonard Cohen, pieśniarz, poeta i powieściopisarz, który zachwycił mnie swoim magnetyzującym, głębokim głosem (przez niektórych uważanym za zbyt monotonny, by uznać go atrakcyjnym) idealnie współgrającym z prostą, melodyjną muzyką. Utwory takie jak Dance me to the end of love, The partisan, So long, Marianne, Hallelujah czy Sisters of mercy do dziś wbijają mnie w fotel i poruszają najgłębsze struny w duszy.


Ale Leonard Cohen, choć bardziej znany szerokiemu gronu odbiorców na całym świecie jako pieśniarz właśnie, zaczynał swą karierę jako literat, autor powieści i wierszy. Księga tęsknoty to dziesiąty już tom poezji 79-letniego Kanadyjczyka będący kontynuacją słynnej Księgi miłosierdzia sprzed niemal trzydziestu lat, który jest pod wieloma względami zaskakujący nawet dla jego wiernych fanów. Cohen zebrał w nim nie tylko wiersze czy teksty piosenek, ale również fragmenty prozy, luźne zapiski i swobodne refleksje okraszone po raz pierwszy autorskimi rysunkami, w dużej mierze ironicznymi autoportretami wzbogaconymi równie poetyckimi lub humorystycznymi komentarzami.

Teksty wchodzące w skład Księgi tęsknoty powstawały na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat i są swoistym podsumowaniem bogatego i burzliwego życia artysty. Spora ich część narodziła się w buddyjskim klasztorze Mount Baldy, w którym Cohen spędził pięć lat szukając oświecenia, próbując oderwać się od tego, co stanowiło treść jego życia i było zarazem znakiem rozpoznawczym jego utworów: charakterystycznej i przedziwnej mieszanki sacrum i profanum, religijnego mistycyzmu i lubieżnej erotyki. U schyłku życia nie braku mocnych i śmiałych akcentów w poezji Cohena, nacechowanych jednak autoironią i gorzkim humorem człowieka zdającego sobie sprawę ze swojego wieku i - co tu ukrywać - zbliżającej się śmierci; nazywa siebie workiem trucizny z zepsutymi zębami, który jest świadomy tego, że znalazł się już na końcu pieśni, na końcu modlitwy, jednak podsumowuje to w wielce wymowny sposób: jestem stary, nie żałuję niczego, ani jednej rzeczy, mimo, że jestem samotny i zły i wypełnia mnie strach oraz pożądanie. Religijne przeżycia i seksualne doświadczenia wciąż współistnieją w centrum jego wszechświata, równie ważne, równie absorbujące, w jednakowym stopniu określające jego naturę, wypierając buddyjskie poszukiwania, które nie wytrzymały konkurencji z gorączkowym pragnieniem doświadczania życia w jego sakralno - erotycznym wymiarze. W tym kontekście jego nie żałuje niczego brzmi nieprzekonująco i niewyraźnie na tle deklaracji: zrozumiałem wreszcie, że nie mam predyspozycji do zagadnień duchowych, wygląda na to, że odsiadywałem deliberując nad bzdurami oraz wyznania uczynionego z rozbrajającą szczerością i nonszalancją człowieka stojącego u kresu życia: właściwie nigdy nie zrozumiałem, o czym mówi (Roshi, duchowy przewodnik). Groteskowy w swej brzydocie starzec, który nie potrafi się wyzbyć swoich pragnień i własnej seksualności, z ogromnym dystansem do siebie i pogodną autoironią przyjmuje do wiadomości efekty upływu czasu żałując jedynie ludzi, którzy połknęli tak wiele, a skosztowali tak mało.

Księga tęsknoty to refleksyjne i nostalgiczne podsumowanie burzliwego życia obfitującego w różnorodne, zmysłowe i mistyczne doświadczenia. Tom poezji Leonarda Cohena jak zwykle zachwyca wnikliwością obserwacji, bogactwem wrażeń, bezpruderyjną i odważną erotyką w fascynujący i wyjątkowy sposób przeplatającą się z doznaniami religijnymi. Takiego chciałabym zapamiętać artystę - nie wyrzekającego się żadnego wspomnienia i do końca pragnącego czerpać z życia pełnymi garściami, jednocześnie pogodnego i pogodzonego z losem, z własnymi słabościami i niedoskonałościami, mającego do siebie ogromny dystans, potrafiącego ironicznym i dowcipnym komentarzem opatrzyć własne życie. Mam jedynie nadzieję, że ten mocny akcent u schyłku życia nie jest jednocześnie ostatnim słowem Leonarda Cohena.

Na koniec - słowo o przekładzie Daniela Wyszogrodzkiego, którym jestem zachwycona. Z radością i wzruszeniem odnalazłam w nim osobowość artysty, jego charakterystyczny rytm i melodyjność, gorączkowość i dynamizm, wyczułam prawdziwość emocji, która zawsze zachwycała mnie w tekstach piosenek kanadyjskiego pieśniarza. Gorąco polecam, tak po prostu.

Moja ocena: 5/5

Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/67349/ksiega-tesknoty/opinia/13096805#opinia13096805

Za książkę serdecznie dziękuję Tłumaczowi, Danielowi Wyszogrodzkiemu :)

21 komentarzy:

  1. Miło przeczytać, ze Cohen ciągle inspiruje, że po Macieju Zembatym i Piotrze Bikoncie kolejni tłumacze sięgają po twórczość barda. Musze zapoznać się z dziełem Daniela Wyszogrodzkiego. Zwłaszcza, ze baaaardzo dawno nie czytałam Cohena:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Zembaty był rewelacyjny w przekładach i interpretacjach Cohena! Chętnie porównałabym przekłady wszystkich trzech tłumaczy moich ulubionych piosenek artysty:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Na jej lekturę mam nadzieję jeszcze w najbliższych dniach! Ale mnie rozochociłaś, chętnie zatopię się w tej melodyjności!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ CI zazdroszczę tego tomu!!! w sumie kupię sobie własny egzemplarz! a co! :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta - warto, gorąco polecam! Znasz to uczucie, kiedy w trakcie lektury nagle spada na ciebie coś w rodzaju gromu z jasnego nieba, jakieś olśnienie? "Księga tęsknoty" zapewniała mi taki bodziec regularnie i często:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Wytrawną fanką Cohena nie jestem, więc książki raczej nie przeczytam. Wole go posłuchać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa - fakt, połączenie jego poezji i głosu jest niepowtarzalne i zapewnia dużo bogatsze wrażenia, niż lektura wierszy, ale i tak warto:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Nie miałam pojęcia, że Cohen nie tylko śpiewa, ale też pisze. Obawiam się jednak, że ta książka raczej nie wpisuje się w moje zainteresowanie. Zastanawiam się natomiast czy nie podsunąć jej mamie, która też bardzo lubi słuchać Cohena :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominika - Cohen nie rozpieszcza nas tomami wierszy - ostatni wydał przed trzydziestu laty, więc myślę, że byłby wspaniałym i niebanalnym prezentem dla twojej Mamy:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Czytałam, że Cohen oprócz muzyki, również pisze. I widzę, że warto zajrzeć. To może być interesująca lektura.

    OdpowiedzUsuń
  7. Głos Cohena jest po prostu nieziemski, a "Hallelujah" w jego wykonaniu to czysta poezja! Nie miałam pojęcia o tej książce i bardzo dziękuję, że podsunęłaś mi ten tytuł. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. malutka s_ka - mojego męża głos Cohena nudzi swoją monotonią, ale on się nie zna :D
      Ja również niedawno dowiedziałam się o najnowszym tomiku wierszy, cieszę się, że mogłam się tą wiadomością podzielić:)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  8. Świetnie dogadałabyś się z moim mężem, który Loreenę McKennitt uwielbia! :)
    Wstyd przyznać, ale bardzo słabo znam muzykę Cohena, a co dopiero jego twórczość literacką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jenah - ależ niespodzianka! Jeszcze nie spotkałam mężczyzny, który zachwyca się głosem Loreeny, ale to chyba ja obracam się w nieodpowiednich kręgach! :D
      Zacznij sobie od jego piosenek, a nuż ci przypadną do gustu?
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    2. Mój mąż to w ogóle ciekawe zjawisko :) To on właśnie sprawił, że zafascynowałam się głosem Sarah Brightman, to on pierwszy puścił mi piosenki Kate Bush. A przy tym potrafi włączyć czasem takie ryki, że mi uszy puchną, choć przecież i ja lubię posłuchać cięższej muzyki :)

      Usuń
  9. Nie miałam pojęcia, że Cohen pisze... Po prostu muszę przeczytać, uwielbiam pozycje, skłaniające do refleksji. A jego głos i mnie wzrusza, choć pamiętam, że gdy na topie była piosenka "In my secret life", miałam jej dość, bo leciało ciągle i wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatriz - ooo, kolejny przebój, który uwielbiam! I strasznie podobają mi się te kobiece chórki, są rewelacyjne!
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  10. Loreenę uwielbiam. Cohena też. Ich utwory są magiczne. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! Nominowałam Twojego bloga do Versatile Blogger Award! Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wstyd się przyznać, ale nie znałam Cohena z tej strony. Poezja mnie nie ciągnie, ale cieszę się, że tomik zrobił na Tobie takie wrażenie. Zawsze przyjemnie czyta się tak pozytywne recenzje :)

    OdpowiedzUsuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.