Tytuł: "Księga tęsknoty"
Wydawnictwo: Rebis, 2013
Ilość stron: 250
Okładka: twarda z obwolutą
Tak się jakoś złożyło, że moje dwie najwcześniejsze muzyczne fascynacje
wiążą się z Kanadą. Pierwsza to Loreena McKennitt, obdarzona cudownym
głosem harfistka i piosenkarka wykonująca muzykę celtycką, której występ
miałam przyjemność podziwiać w ubiegłym roku w zabrzańskim Domu Muzyki i
Tańca, co było dla mnie spełnieniem licealnego jeszcze marzenia. Druga -
to Leonard Cohen, pieśniarz, poeta i powieściopisarz, który zachwycił
mnie swoim magnetyzującym, głębokim głosem (przez niektórych uważanym za
zbyt monotonny, by uznać go atrakcyjnym) idealnie współgrającym z
prostą, melodyjną muzyką. Utwory takie jak Dance me to the end of
love, The partisan, So long, Marianne, Hallelujah czy Sisters of
mercy do dziś wbijają mnie w fotel i poruszają najgłębsze struny w
duszy.
Ale Leonard Cohen, choć bardziej znany szerokiemu gronu odbiorców na
całym świecie jako pieśniarz właśnie, zaczynał swą karierę jako literat,
autor powieści i wierszy. Księga tęsknoty to dziesiąty już tom poezji
79-letniego Kanadyjczyka będący kontynuacją słynnej Księgi
miłosierdzia sprzed niemal trzydziestu lat, który jest pod wieloma
względami zaskakujący nawet dla jego wiernych fanów. Cohen zebrał w nim
nie tylko wiersze czy teksty piosenek, ale również fragmenty prozy,
luźne zapiski i swobodne refleksje okraszone po raz pierwszy autorskimi
rysunkami, w dużej mierze ironicznymi autoportretami wzbogaconymi równie
poetyckimi lub humorystycznymi komentarzami.
Teksty wchodzące w skład Księgi tęsknoty powstawały na przestrzeni
ostatnich trzydziestu lat i są swoistym podsumowaniem bogatego i
burzliwego życia artysty. Spora ich część narodziła się w buddyjskim
klasztorze Mount Baldy, w którym Cohen spędził pięć lat szukając
oświecenia, próbując oderwać się od tego, co stanowiło treść jego życia i
było zarazem znakiem rozpoznawczym jego utworów: charakterystycznej i
przedziwnej mieszanki sacrum i profanum, religijnego mistycyzmu i
lubieżnej erotyki. U schyłku życia nie braku mocnych i śmiałych akcentów
w poezji Cohena, nacechowanych jednak autoironią i gorzkim humorem
człowieka zdającego sobie sprawę ze swojego wieku i - co tu ukrywać -
zbliżającej się śmierci; nazywa siebie workiem trucizny z zepsutymi
zębami, który jest świadomy tego, że znalazł się już na końcu pieśni,
na końcu modlitwy, jednak podsumowuje to w wielce wymowny sposób: jestem stary, nie żałuję niczego, ani jednej rzeczy, mimo, że jestem
samotny i zły i wypełnia mnie strach oraz pożądanie. Religijne
przeżycia i seksualne doświadczenia wciąż współistnieją w centrum jego
wszechświata, równie ważne, równie absorbujące, w jednakowym stopniu
określające jego naturę, wypierając buddyjskie poszukiwania, które nie
wytrzymały konkurencji z gorączkowym pragnieniem doświadczania życia w
jego sakralno - erotycznym wymiarze. W tym kontekście jego nie żałuje
niczego brzmi nieprzekonująco i niewyraźnie na tle deklaracji: zrozumiałem wreszcie, że nie mam predyspozycji do zagadnień duchowych, wygląda na to, że odsiadywałem deliberując nad bzdurami oraz wyznania
uczynionego z rozbrajającą szczerością i nonszalancją człowieka
stojącego u kresu życia: właściwie nigdy nie zrozumiałem, o czym mówi
(Roshi, duchowy przewodnik). Groteskowy w swej brzydocie starzec, który
nie potrafi się wyzbyć swoich pragnień i własnej seksualności, z
ogromnym dystansem do siebie i pogodną autoironią przyjmuje do
wiadomości efekty upływu czasu żałując jedynie ludzi, którzy połknęli
tak wiele, a skosztowali tak mało.
Księga tęsknoty to refleksyjne i nostalgiczne podsumowanie burzliwego
życia obfitującego w różnorodne, zmysłowe i mistyczne doświadczenia. Tom
poezji Leonarda Cohena jak zwykle zachwyca wnikliwością obserwacji,
bogactwem wrażeń, bezpruderyjną i odważną erotyką w fascynujący i
wyjątkowy sposób przeplatającą się z doznaniami religijnymi. Takiego
chciałabym zapamiętać artystę - nie wyrzekającego się żadnego
wspomnienia i do końca pragnącego czerpać z życia pełnymi garściami,
jednocześnie pogodnego i pogodzonego z losem, z własnymi słabościami i
niedoskonałościami, mającego do siebie ogromny dystans, potrafiącego
ironicznym i dowcipnym komentarzem opatrzyć własne życie. Mam jedynie
nadzieję, że ten mocny akcent u schyłku życia nie jest jednocześnie
ostatnim słowem Leonarda Cohena.
Na koniec - słowo o przekładzie Daniela Wyszogrodzkiego, którym jestem
zachwycona. Z radością i wzruszeniem odnalazłam w nim osobowość artysty,
jego charakterystyczny rytm i melodyjność, gorączkowość i dynamizm,
wyczułam prawdziwość emocji, która zawsze zachwycała mnie w tekstach
piosenek kanadyjskiego pieśniarza. Gorąco polecam, tak po prostu.
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/67349/ksiega-tesknoty/opinia/13096805#opinia13096805
Za książkę serdecznie dziękuję Tłumaczowi, Danielowi Wyszogrodzkiemu :)
Miło przeczytać, ze Cohen ciągle inspiruje, że po Macieju Zembatym i Piotrze Bikoncie kolejni tłumacze sięgają po twórczość barda. Musze zapoznać się z dziełem Daniela Wyszogrodzkiego. Zwłaszcza, ze baaaardzo dawno nie czytałam Cohena:)
OdpowiedzUsuńOch, Zembaty był rewelacyjny w przekładach i interpretacjach Cohena! Chętnie porównałabym przekłady wszystkich trzech tłumaczy moich ulubionych piosenek artysty:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Na jej lekturę mam nadzieję jeszcze w najbliższych dniach! Ale mnie rozochociłaś, chętnie zatopię się w tej melodyjności!
OdpowiedzUsuńAleż CI zazdroszczę tego tomu!!! w sumie kupię sobie własny egzemplarz! a co! :p
OdpowiedzUsuńMarta - warto, gorąco polecam! Znasz to uczucie, kiedy w trakcie lektury nagle spada na ciebie coś w rodzaju gromu z jasnego nieba, jakieś olśnienie? "Księga tęsknoty" zapewniała mi taki bodziec regularnie i często:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Wytrawną fanką Cohena nie jestem, więc książki raczej nie przeczytam. Wole go posłuchać. :)
OdpowiedzUsuńEwa - fakt, połączenie jego poezji i głosu jest niepowtarzalne i zapewnia dużo bogatsze wrażenia, niż lektura wierszy, ale i tak warto:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie miałam pojęcia, że Cohen nie tylko śpiewa, ale też pisze. Obawiam się jednak, że ta książka raczej nie wpisuje się w moje zainteresowanie. Zastanawiam się natomiast czy nie podsunąć jej mamie, która też bardzo lubi słuchać Cohena :)
OdpowiedzUsuńDominika - Cohen nie rozpieszcza nas tomami wierszy - ostatni wydał przed trzydziestu laty, więc myślę, że byłby wspaniałym i niebanalnym prezentem dla twojej Mamy:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Dobry pomysł :))
UsuńCzytałam, że Cohen oprócz muzyki, również pisze. I widzę, że warto zajrzeć. To może być interesująca lektura.
OdpowiedzUsuńGłos Cohena jest po prostu nieziemski, a "Hallelujah" w jego wykonaniu to czysta poezja! Nie miałam pojęcia o tej książce i bardzo dziękuję, że podsunęłaś mi ten tytuł. :)
OdpowiedzUsuńmalutka s_ka - mojego męża głos Cohena nudzi swoją monotonią, ale on się nie zna :D
UsuńJa również niedawno dowiedziałam się o najnowszym tomiku wierszy, cieszę się, że mogłam się tą wiadomością podzielić:)
Pozdrawiam serdecznie!
Świetnie dogadałabyś się z moim mężem, który Loreenę McKennitt uwielbia! :)
OdpowiedzUsuńWstyd przyznać, ale bardzo słabo znam muzykę Cohena, a co dopiero jego twórczość literacką...
Jenah - ależ niespodzianka! Jeszcze nie spotkałam mężczyzny, który zachwyca się głosem Loreeny, ale to chyba ja obracam się w nieodpowiednich kręgach! :D
UsuńZacznij sobie od jego piosenek, a nuż ci przypadną do gustu?
Pozdrawiam serdecznie:)
Mój mąż to w ogóle ciekawe zjawisko :) To on właśnie sprawił, że zafascynowałam się głosem Sarah Brightman, to on pierwszy puścił mi piosenki Kate Bush. A przy tym potrafi włączyć czasem takie ryki, że mi uszy puchną, choć przecież i ja lubię posłuchać cięższej muzyki :)
UsuńNie miałam pojęcia, że Cohen pisze... Po prostu muszę przeczytać, uwielbiam pozycje, skłaniające do refleksji. A jego głos i mnie wzrusza, choć pamiętam, że gdy na topie była piosenka "In my secret life", miałam jej dość, bo leciało ciągle i wszędzie.
OdpowiedzUsuńBeatriz - ooo, kolejny przebój, który uwielbiam! I strasznie podobają mi się te kobiece chórki, są rewelacyjne!
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Loreenę uwielbiam. Cohena też. Ich utwory są magiczne. :)
OdpowiedzUsuńHej! Nominowałam Twojego bloga do Versatile Blogger Award! Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale nie znałam Cohena z tej strony. Poezja mnie nie ciągnie, ale cieszę się, że tomik zrobił na Tobie takie wrażenie. Zawsze przyjemnie czyta się tak pozytywne recenzje :)
OdpowiedzUsuń