Tytuł: "Dziecko szczęścia"
Seria: Saga rodu Laceyów
Wydawnictwo: Książnica - Grupa Wydawnicza Publicat, 2009
Ilość stron: 591
Okładka: twarda
Dziecko szczęścia to drugi tom sagi rodu Laceyów autorstwa Philippy
Gregory - a sięgałam po niego z obawą i świadomością, że jeśli po raz
kolejny pisarka pozwoli mi zajrzeć w otchłań szaleństwa właścicieli
majątku Wideacre, znów przyjdzie mi przez dłuższy czas wracać do
emocjonalnej i psychicznej równowagi. Trylogia ta jest jak narkotyk:
wiesz, czym grozi lektura, a i tak nie potrafisz się oprzeć jej
hipnotyzującemu urokowi, grozie towarzyszącej zatracaniu się bohaterów w
szaleństwie, atmosferze chaosu i zniszczenia, jakiego stali się
sprawcami, a przede wszystkim intensywnej sile osobowości Beatrice, z
którą obcowanie dosłownie wyczerpuje psychicznie i bezwzględnie wymaga
czasu na solidne ochłonięcie. Krótka przerwa pomiędzy kolejnymi
częściami sagi jako tako przywróciła mi wewnętrzny spokój i nie
pozwoliła dłużej opierać się lekturze.
Dziecko szczęścia opowiada o losach kolejnego pokolenia Laceyów,
dwojga kuzynów - Julii i Richarda, żyjących skromnie na obrzeżach
popadającej w ruinę posiadłości Wideacre wraz z Celią, wdową po Harrym
oraz Johnem MacAndrew, mężem Beatrice. Julia i Richard wychowują się
razem, są do siebie ogromnie przywiązani i już jako dzieci planują
wspólną przyszłość - w końcu są współdziedzicami majątku. Dziewczynka z
biegiem czasu zaczyna coraz bardziej przypominać Beatrice w jej
najlepszych latach, nie tylko pod względem urody, lecz również miłości
do ziemi. We wsi uważana jest za dziecko szczęścia, które ma doprowadzić
do ponownego rozkwitu Wideacre i poprawy losu jej mieszkańców;
traktowana jest jak wcielenie Beatrice, co bardzo nie podoba się Celii
usiłującej wychować Julię na zwyczajną młodą damę. Częściowo jej się to
udaje, jednak dziewczyna miewa wizje dotyczące przeszłości swej
legendarnej ciotki, wyczuwa jej obecność, zdarzają jej się także epizody
jasnowidzenia. Richard z kolei odziedziczył najgorsze cechy Laceyów -
jest pozbawionym uczuć sadystą, dobrze maskującym się psychopatą, który
od dzieciństwa próbuje zdominować Julię przekonany, że Wideacre należy
się tylko i wyłącznie jemu.
Los podupadającej posiadłości i jej mieszkańców zmienia się na lepsze
wraz z powrotem do kraju Johna MacAndrew, który z Indii przywiózł małą
fortunę pozwalającą na przywrócenie Wideacre dawnej świetności. Majątek
odżywa, dzięki staraniom Julii i nowego zarządcy Ralfa poprawiają się
relacje między farmerami a dziedzicami, wszystko idzie ku lepszemu. Ale
naznaczona szaleństwem krew Laceyów wkrótce daje o sobie znać...
Dziecko szczęścia w najmniejszym stopniu nie ustępuje poziomem Dziedzictwu, co bardzo mnie cieszy i powinno stanowić znaczącą zachętę
dla czytelników przekonanych o wyższości pierwszej części nad
kolejnymi.
Tym razem śledzimy losy mieszkańców Wideacre z perspektywy Julii Lacey, a
więc stoimy nieco bardziej z boku rodzinnego szaleństwa, które po
Beatrice odziedziczył Richard; wierzcie mi, taki zabieg wyszedł powieści
na plus, znacznie łatwiej utożsamiać się z kimś, kto sprowadza świat do
właściwego wymiaru, nie jest sprawcą całego zła i cierpienia, choć
bycie jego ofiarą nie jest oczywiście sytuacją komfortową,
nieporównywalnie jednak lepszą od powolnego staczania się w otchłań
szaleństwa. Na pierwszy plan wysuwają się relacje pomiędzy Julią a
Richardem - to one są katalizatorem wydarzeń, nadają też barw i
charakteru fabule. Ten, kto czytał poprzednią część doskonale zdaje
sobie sprawę, dlaczego te relacje nie powinny się zacieśniać, los jednak
chce inaczej. Julia darzy Richarda braterską miłością, intuicyjnie
wyczuwa, że jakakolwiek inna forma uczucia byłaby niewłaściwa, udaje jej
się na pewien czas wyzwolić spod dominującego wpływu kuzyna i zmienia
się z uzależnionej emocjonalnie dziewczynki w świadomą swej wartości,
pewną siebie, zakochaną kobietę. Richard z kolei od dzieciństwa
identyfikuje chorą namiętność do Julii z pragnieniem posiadania ziemi na
własność. Jest zaborczy i bezwzględny, podobnie jak Beatrice nie cofnie
się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Niszczycielskie działania
Richarda doprowadzają do zguby całą rodzinę, zaś Julia, ostatkiem sił - w
spektakularnym finale - próbuje złamać rodzinną klątwę. Czy jej
desperacki akt przyniósł oczekiwany skutek - okaże się pewnie w
ostatniej części sagi, Meridon.
Dziecko szczęścia czyta się z ciarkami raz po raz przebiegającymi
wzdłuż kręgosłupa. Powieść trzyma w nieustannym napięciu, co jest nie
tylko kwestią rozwoju fabuły, lecz towarzyszącemu stale przeczuciu
nadciągającej katastrofy. Liczne nawiązania do wydarzeń z poprzedniego
tomu, zgrabnie wplecione w tok akcji, świadczą o tym, że trylogia
stanowi spójną i przemyślaną całość. Philippa Gregory tradycyjnie już
zachwyca pięknem języka, bogactwem i intensywnością emocji, zaś w
postaci głównej bohaterki z łatwością można odnaleźć elementy, które
posłużą do kreacji tych silnych, nietuzinkowych kobiet, jakie znamy
chociażby z cyklu tudorowskiego. Z wielką niecierpliwością czekam na
ostatnią część sagi rodu Laceyów, po której spodziewam się godnego
zamknięcia cyklu, a Was gorąco zachęcam do lektury!
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/41705/dziecko-szczescia/opinia/10307236#opinia10307236
za książkę serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat :) |
Muszę tę trylogię zdobyć, muszę! Bardziej nie można było mnie zachęcić :)
OdpowiedzUsuńEhhhhhh .... Muszę w końcu przeczytać coś Philippy Gregory ...
OdpowiedzUsuń"Dziedzictwo" bardzo mi się podobało, chyba z mocy prawa muszę więc sięgnąć po kolejną część. Zwłaszcza po tak zachęcającej opinii
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej autorce bardzo wiele pochlebnych opinii. Moja ciocia chyba jest jej wielką miłośniczką. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo widziałam u niej na półce kilka książek Philippy Gregory.
OdpowiedzUsuńJa też dałam tej części maksymalną ocenę, ale mimo wszystko brakowało mi tej dramatyczności i intensywności prowadzenia akcji, jaką czułam w "Dziedzictwie". Ale oczywiście to nie zmienia faktu, że Philippa Gregory to mistrzyni :-)
OdpowiedzUsuńkrainaczytania - ja tam nie odczułam żadnych braków - ani w dramaturgii, ani w przebiegu akcji; co więcej - w tej części autorka znacznie lepiej panowała nad narracją, widać, że pióro jej się wyrobiło:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Gdy widzę to nazwisko jestem już niemal pewna że ocena będzie bardzo wysoka :-) Gregory jest w tej chwili moim największym wyrzutem sumienia. Chyba z uwagi na gabaryty, nieustannie wślizgują się przed nią inne książki. Choć jestem całkowicie pewna że gdy już ją poznam to pokocham tak jak Ty. Prawdę mówiąc przez Ciebie już ją pokochałam :-)
OdpowiedzUsuńalison2 - bardzo miło mi to słyszeć! Z niecierpliwością czekam na Twoje wrażenia z którejkolwiek lektury Philippy:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Gdy to nastąpi to wyślę Ci specjalniego maila z zaproszeniem do recenzji :-)
UsuńNigdy bym sam nie zawędrował w okolice tej książki, ale teraz już nie mam wyjścia - dodaję do listy wartych zainteresowania.
OdpowiedzUsuńTaki mały OT - gdzie publikujesz zdjęcia z zamków? Pozdrawiam serdecznie :)
Andrew Vysotsky - wyobraź sobie, że nigdzie ich nie publikuję! Nie przyszło mi to do głowy, bo w całości pochłania mnie ten blog. Ale pomysł wart rozważenia!
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Z blogiem foto nie ma tyle roboty. Zwłaszcza jeśli nie silisz się na artyzmy, a tylko pokazujesz to, co Cię zaciekawiło, urzekło, itd.
Usuńech... niestety to nie mój typ literatury
OdpowiedzUsuńMam całą trylogię od dawna na półce, ale przeczytałam tylko pierwszą cześć i to rok temu. Muszę sobie chyba jakieś wyzwanie zorganizować, żeby kończyć wszelkie serie, a nie rozgrzebywać mnóstwo na raz.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać, a najlepiej to zrobić w całości. Jak będę miała 3 tomy, załatwię wszystko za jednym razem:) Już się nie mogę doczekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
O może ta seria bardziej spodoba mi się niż ta o Tudorach. Póki co muszę jednak sięgnąć po "Kochanice króla". Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKsiążki Philippy to u Ciebie na tony lecą :D Musze w końcu skusić się na jakiś tytuł :)
OdpowiedzUsuńMam twórczość tej autorki w planach!
OdpowiedzUsuńOstatnie stadium uzależnienia od Philippy dostrzegam u Ciebie :) Zazdroszczę Ci tej fascynacji, a szczególnie tych wszystkich książek. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńMój portfel chudnie przez Ciebie:) Dopiero parę dni temu dodałam do koszyka zakupowego "Jonathana Strange'a i pana Norrella", bo po Twojej recenzji nie mogłam żyć bez tej książki, a teraz już "Dziedzictwo" osamotnione na półce zaczyna mnie drażnić - trzeba mu dokupić dalsze tomy do towarzystwa (choćby się miało sięgnąć po nie "za rok, może dwa").
OdpowiedzUsuńPhilippa to Philippa - jej książki nie tylko są dobrze napisane, nie tylko zawierają sporo wiadomości historycznych, ale także zmuszają wręcz do głębszych studiów, do myślenia i szukania większej ilości wiedzy na tematy, które porusza.
Książki tej autorki są naprawdę wciągające! Muszę dorwać kolejne części:)
OdpowiedzUsuńChoroba! Kobieto! Twoje recenzje wpędzają mnie w poczucie winy :P Tyle razy pisałam, że sięgnę po którąś z książek autorki, a do tej pory nie udało mi się tego zrobić :/ :P
OdpowiedzUsuńOch, Twoja ukochana Philippa znowu króluje! :) Jedna z moich koleżanek na studiach uwielbia jej książki, i także usilnie stara się mnie zachęcić do ich czytania. Ale niestety w mojej bibliotece zawsze jakaś z nich wypożyczona... :(
OdpowiedzUsuńWidzę, że obok Philippy Gregory także Gortner jest Pani ulubionym autorem, jego Wyznania Katarzyny Medycejskiej są rewelacyjne.
OdpowiedzUsuń