Tytuł: "Intrygantki"
Wydawnictwo: Znak literanova, 2013
Ilość stron: 235
Okładka: miękka
Twórczość Erica-Emmanuela Schmitta budzi we mnie ambiwalentne emocje i wciąż zaskakuje - nie zawsze pozytywnie. Ledwie zdążyłam się zachwycić Moim życiem z Mozartem i wzruszyć Ewangelią według Piłata, nastąpiło potężne rozczarowanie Trucicielką, które to uczucie z kolei w pewnym stopniu zniwelowały całkiem zadowalające Małe zbrodnie małżeńskie. Poziom utworów Schmitta jest dramatycznie nierówny, do każdego jednak podchodzę przepełniona nadzieją, że uda mu się wznieść ponad pretensjonalne quasi-coelhowskie wynurzenia i ponownie mnie zachwycić, poruszyć, wstrząsnąć. Dlatego też z niemałymi obawami, ale i cichą nadzieją zabrałam się za lekturę Intrygantek.
Jest to zbiór czterech dramatów będący ukłonem Schmitta w kierunku klasyki gatunku, tematycznie mocno zróżnicowanych, jednak układających się w zgrabna, przemyślaną całość, stanowiących wielowymiarową kompozycję przykuwającą uwagę refleksjami dotyczącymi natury człowieka, istoty Boga, sensu życia. Tematyka oklepana, jednak niech Was to nie zniechęca. Tym razem Schmitt nie uderza w patetyczne, pseudofilozoficzne tony, a serwuje nam zaskakująco świeże, atrakcyjne, niebanalne spojrzenie na kwestie od stuleci znajdujących się w centrum zainteresowań tak filozofów, jak i zwykłych ludzi.
Noc w Valognes przedstawia historię pięciu kobiet, które dzieli niemal wszystko: pochodzenie, pozycja społeczna, status materialny, łączy zaś jedno: wszystkie stały się ofiarami miłosnych podbojów Don Juana. Spotykają się w pałacu jednej z nich, by dokonać zemsty na niesławnym uwodzicielu. Zwabiają go podstępem, zaś urażona duma i złamane serca dyktują zemstę licząc na to, że przyniesie ona ukojenie, pozwoli ostatecznie rozliczyć się z przeszłością, pomoże pozbyć się pielęgnowanej latami urazy. Misterny plan, którego sednem miało być pognębienie Don Juana poprzez zmuszenie go do dozgonnej wierności jednej kobiecie, wali się w gruzy; wkrótce okazuje się, że upływ czasu nie uodpornił bohaterek na wdzięk tego pożeracza niewieścich serc. Dawne namiętności odżywają, silniejsze niż gniew i nienawiść. Bohaterowie przekonują się na własnej skórze, jak trudno kontrolować własne emocje i narzucić im dyscyplinę rozsądku; jak wielkim wyzwaniem jest akceptacja swego losu oraz sprostanie własnym i cudzym wyobrażeniom, zrozumienie swoich potrzeb i pragnień, pogodzenie się z ich konsekwencjami.
Akcja Gościa rozgrywa się w przededniu II wojny światowej, tuż po Anschlussie Austrii, w wiedeńskim gabinecie Zygmunta Freuda. Doktor jest stary i schorowany, zastanawia się, czy powinien wraz z rodziną wyjechać z kraju. Nachodzi go gestapo, córka zostaje zabrana na przesłuchanie, a on wciąż nie potrafi wybrać pomiędzy życiem a utratą godności. Nagle pojawia się Nieznajomy - Bóg czy szaleniec - z którym Freud prowadzi filozoficzną dysputę o naturze zła, wolnej woli człowieka i roli Boga. Dramat znakomicie oddaje istotę odwiecznych rozterek człowieka nie potrafiącego zrozumieć i zaakceptować istnienia zła. Jego sednem są głębokie refleksje nad sensem wiary, życia i śmierci, dotyczące natury Boga, Jego miłości do rodzaju ludzkiego. Wynika z nich co prawda truizm, ale jakże pięknie, niebanalnie podany: nauka nie jest i nigdy nie będzie jedynym wyjaśnieniem, ostateczną odpowiedzią na nękające człowieka pytania egzystencjalne; nie wszystko da się zmierzyć i zbadać, logicznie wytłumaczyć - czasem potrzeba czegoś więcej...
Minidramat Knebel to monolog, którego istotą jest zakazana miłość, wyrosła na gruncie samotności, niezrozumienia, alienacji; miłość potępiana i nieakceptowana, ale nadająca życiu sens. Pomimo niewielkiej objętości utwór niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, wzrusza i skłania do refleksji.
Szatańska filozofia to z kolei przewrotna, gorzka opowieść o cierpiącym na depresję szatanie, który rozpaczliwie szuka sposobu na doprowadzenie ludzkości do upadku. Wobec banalności zła poszukuje czegoś nowego, wyjątkowego, co przyniesie spektakularny efekt i zapewni stuprocentową skuteczność. I znajduje...
Znakomite, przepełnione ironią przesłanie zwraca uwagę na kierunek, w którym podąża ludzkość.
Intrygantki przywróciły mi wiarę w Erica-Emmanuela Schmitta; nie w jego kunszt pisarski, bo nie pozwolił mi nigdy weń zwątpić, lecz w zdolność do poruszania najwrażliwszych strun w duszy, skłaniania do refleksji w niewymuszony, niebanalny sposób, bez pseudofilozoficznego zadęcia, za to ze zrozumieniem, głębią i zaskakującą świeżością. Zachwyciło mnie niemal wszystko: minimalistyczna, a zarazem niezwykle plastyczna forma dramatu kryjąca bogactwo treści; wyraziste postaci, których sarkazm, ironiczny humor i cięty dowcip jednocześnie ujmują ciężaru gatunkowego, jak i podkreślają dramatyczną wymowę utworów; podejście do kwestii ostatecznych i fundamentalnych, takich jak zło, śmierć, życie, wiara, Bóg i miłość bez ocierania się o trywialność i patos; różnorodność środków wyrazu, zaskakujące zwroty akcji, metafory, symbolika, rewelacyjne puenty, literackie i filozoficzne nawiązania (Biblia, nauki Freuda, filozofia oświecenia) - wszystko to tworzy harmonijną, logiczną, spójną całość, której nie sposób nie docenić. I niech Was nie zwiedzie prostota i truizm przesłania kładącego nacisk na odwieczny konflikt między uczuciami a rozumem: droga wyznaczana przez rozsądek, podobnie jak zawierzenie porywom serca, nie gwarantuje szczęścia i spełnienia; nasze życie to nieustanne balansowanie pomiędzy tymi dwiema skrajnościami, walka o zachowanie duchowej równowagi, która pomoże znaleźć odpowiedzi na dręczące nas pytania. Schmitt przypomina nam te prawdy z klasą, ironicznym dystansem, autentyczną troską i na wysokim literackim poziomie. Idealnie trafia w moją wrażliwość pozwalając połączyć przyjemność obcowania z pięknem języka z refleksyjną zadumą nad głębią i prostotą emanującą z treści.
Moja ocena: 5/5
recenzja napisana dla portalu Oblicza Kultury :) |
Ja Schmitta pokochałam właśnie po "Trucicielce" i od tej pory czytam wszystko, co nawinie mi się pod rękę. "Intrygantki" jeszcze przede mną, ale cieszy mnie wysoka ocena - na pewno po nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńKasia J. - ooo, tym bardziej jestem ciekawa, jak ocenisz "Intrygantki"! Czekam zatem z niecierpliwością!
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Czekałam na recenzję Intrygantek. Ja Schmitta lubię, ale nierówny jest strasznie jeżeli chodzi o poziom książek, jedne są genialne inne...szkoda pisać. Dobrze, że Intrygantki trzymają ten wyższy poziom:) Na pewno kupie. Z kupowaniem czekam obecnie pełna nadziei na doroczną promocje empiku 3 w cenie 2 czy coś takiego zawsze było...mam nadzieje, że doczekam sie w tym roku.
OdpowiedzUsuńanetapzn - no właśnie, ta nierówność Schmitta intryguje mnie najbardziej - nigdy nie wiesz, co ci się trafi:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja właśnie nie lubię tego "nigdy nie wiesz, co ci się trafi". Lubię być pewna, że książka znanego mi autora, który już raz mnie zachwycił, będzie trzymała w miarę dobry poziom. Jeśli tak nie jest, czuję się oszukana i rozczarowana. Trochę to irracjonalne, wiem, nie musicie mi tłumaczyć, ale co ja na to poradzę:):)
UsuńDlatego właśnie boję się trochę Schmitta. Coelhowskie opowiastki podobały mi się w czasie, gdy potrzebowałam zapewnień, że życie jest piękne, że wszystko będzie dobrze, że marzenia się spełniają, blablabla. Wyrosłam z tego, dojrzałam do bardziej świadomego czytelnictwa tego typu książek.
Zachwyciły mnie "Przypadki Adolfa H.", oczarowała "Marzycielka z Ostendy", a potem dostałam w głowę "Kiki van Beethoven" i "Trucicielką". No i jak ja miałam patrzeć na "Intrygantki"? Po Twojej recenzji, Isadoro, jestem spokojniejsza:) Jak zobaczę w bibliotece, na pewno zaklepię.
Rozczarowana - tak; oszukana - nieee... W końcu nawet uznany pisarz może spłodzić słabsze dziełko:) Coelho nigdy do mnie nie trafiał, natomiast u Schmitta znajdowałam odpowiedzi, czułam, że nadajemy na tych samych falach - być może "Intrygantki" nie będą tym, czego szukasz, jednak moim zdaniem są o niebo lepsze od "Trucicielki", a to już coś:) Ze Schmittem już tak jest, że jednak trzeba przekonać się samemu, polecenia i rekomendacje niewiele dają, skoro opinie na temat jego twórczości są tak diametralnie różne:)
UsuńMam nadzieję, że jednak się nie zawiedziesz, chętnie poznam Twoje zdanie!
Pozdrawiam serdecznie:)
Isadoro, czytałam twoją recenzję na wdechu:) Bałam się jak ocenisz tę książkę. Masz rację, że poziom utworów Schmitta nie jest równy i obawiałam się, że będzie coraz gorzej. Przyznam, że na końcu odetchnęłam z ulgą, że oto "Intrygantkami" znów wznosi się na wyżyny. Intryguje mnie zwłaszcza "Szatańska filozofia". Oceniłaś książkę wysoko, a dla mnie to znak, że trzeba koniecznie przeczytać. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńJulia Orzech - ja też byłam pełna obaw, czy Schmitt nie stacza się po równi pochyłej - na szczęście wygląda na to, że ma lepsze i gorsze okresy, a tym razem dał radę!
UsuńMnie chyba najbardziej spodobała się właśnie "Noc w Valognes", ale "Szatańska filozofia" ma swój niezaprzeczalny urok, jest naprawdę przewrotna, dobra!
Pozdrawiam serdecznie:)
Muszę ją zdobyć! do tej pory kupowałam Schmitta już w dniu premiery, ale..teraz zniechęciła mnie miękka okładka. Z nadzieją czekam na twardą, wszystkie jego książki mam w takiej wersji i jak to będzie na półce wyglądało?:P
OdpowiedzUsuńOczywiście żartuję, bo książkę kupię tak czy siak. Recenzja tylko wywołała moją niecierpliwość!
Scathach - hehe, rozumiem, skoro zbierasz twarde okładki, to nie masz wyjścia, książki muszą jakoś wyglądać na półce! Mam podobnie z powieściami Philippy Gregory:)
UsuńJa z kolei przymierzam się do kupna "Kobiety w lustrze", którą, jak pamiętam, ty miałaś szczęście czytać!
Pozdrawiam serdecznie:)
Zgadza się! I tu zwracam honor - ją mam w miękkiej. No, ale z twardą oprawą zwyczajnie wygrała chęć posiadania autografu :)
UsuńCieszy mnie tak wysoka Twoja ocena, bo jeśli Ty ambiwalentnie podchodzisz do Schmitta i oceniasz "Intrygantki" tak wysoko to ja z moją słabością do wszelkiej jego twórczości z pewnością będę zadowolona ;) Oczywiście już nie mogę się doczekać, kiedy ja przeczytam!
OdpowiedzUsuńMalice - oj, na pewno! Mam nadzieję, że nie zniechęca cię forma dramatu, bo też nie powinna - właściwie nie wyobrażam sobie, żeby proza poradziła sobie w tym przypadku równie rewelacyjnie z przesłaniem Schmitta:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Tego autora jeszcze nie znam i zawsze mam jakieś opory przed nim, jeśli już trafię, np w bibliotece... gdzieś przeczytałam, że jest porównywalny do Coelho, a tego znowu nie znoszę. I tak się zastanawiam, czy się w końcu przełamać, może warto by było? Sadząc po Twojej ocenie - tak :)
OdpowiedzUsuńTrinity - czasem zdarzają mu się utwory bardzo w coelhowskich klimatach, generalnie jednak jestem zdania, że warto zapoznać się z twórczością Schmitta. Trzeba przekonać się samemu, czy nadajecie na tych samych falach:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Zaciekawiłaś mnie tą książką, ponieważ często szukam takich historii, które skłaniają do refleksji w sposób "niewymuszony". Mam nadzieję, że nie jest tylko przeładowana odniesieniami do innych tekstów i przesadnie filozoficzna.
OdpowiedzUsuńmonalisap - myślę, że od odbiorcy zależy, na ile rozmaite nawiązania - czy to literackie, czy filozoficzne - do niego trafią. Moim zdaniem w "Intrygantkach" Schmitt mówi o ważnych sprawach lekko i z ironią bynajmniej ich nie bagatelizując:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam Schmitta, więc nie przepuszczę tej książki;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się do Schmitta przekonać. Tyle nad nim zachwytów co i krytyki. Podejrzewam, że z nim jest trochę jak z Coelho, którego ja bardzo lubię, a ma on również zdecydowanych przeciwników.
OdpowiedzUsuńMagda K-ska - doskonale cię rozumiem, ja z kolei nie mogę przekonać się do Coelho. Kontrowersyjni są ci panowie, nie ma co! :)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Tego autora czytałam na razie tylko "Oskara i panią Różę", ale widzę, że koniecznie muszę nadrobić braki, i zabrać się za kolejną jego książkę!
OdpowiedzUsuńtoska82 - ja z kolei nie miałam jeszcze do czynienia z wymienioną przez ciebie lekturą - sporo Schmitt napisał i mam nadzieję dotrzeć do wszystkich jego dzieł:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Póki co znam jedynie Kobietę w lustrze i jakoś nie do końca wiem, co o niej myśleć. Ma w sobie dużo uroku, jakąś ciekawą myśl ale z jakiegoś powodu się nią nie zachwyciłam... Może ta książka bardziej mnie przekona... choć póki co od autora robię sobie małą przerwę...
OdpowiedzUsuńalison2 - zdarzają się autorzy, którymi nijak nie potrafimy się zachwycić, najwyraźniej takim dla ciebie jest Schmitt; nic na siłę! "Kobiety w lustrze" nie czytałam, ale mam na nią wielką ochotę i pewnie prędzej czy później się na nią natknę:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Może przy okazji jakiegoś spotkania po prostu Ci wypozyczę ? ;-) Tylko że niestety wygląda na to, że przez kolejnych 6 miesięcy nie będzie mnie w Polsce :-(
UsuńBrzmi intrygująco :)
OdpowiedzUsuńMam je.Nabyłam sobie, ale nie przepadam za tą formą więc nie wiem jak będzie z czytaniem.Wolałabym to widzieć na scenie, tak mi się dramaty lepiej odbiera. Pomaga w odbiorze interpretacja aktorska. )
OdpowiedzUsuńnatanna - ja rzadko czytam dramaty, natomiast "Intrygantki" są zaprezentowane tak obrazowo, że wyobraźni niewiele trzeba, by kolejne sceny dosłownie przesuwały się przed naszymi oczami:) Co nie zmienia faktu, że również chciałabym zobaczyć dramaty Schmitta na deskach teatru:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
A mnie do Schmitta już od dawna w ogóle nie ciągnie. :/ Nic a nic...
OdpowiedzUsuńZrazić czy zwątpić w Schmitta jeszcze nie miałam okazji, jednak po jednej z jego książek poczułam taki przesyt, że zaprzestałam lektury. Jednak Twoja recenzja... Aż chce się wrócić do Schmitta. Czas separacji minął.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja, jak zwykle zachęca do czytania:) Mam nadzieję, że będę mogła się ze Schmittem zaprzyjaźnić:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Za Schmittem nie przepadam, dla mnie to taki trochę lepszy Coelho, choć oczywiście ma dobre momenty, np. w postaci książki "Kiedy byłem dziełem sztuki".
OdpowiedzUsuń