Tytuł: "Pożegnanie z ojczyzną: rok 1793"
Wydawnictwo: Świat Książki, 2011
Ilość stron: 463
Okładka: miękka
Osiemnastowieczna historia Polski, a zwłaszcza czasy króla Stanisława
Augusta Poniatowskiego, Konstytucji 3 Maja i rozbiorów - stanowi
najmniej przeze mnie lubianą kartę w naszych dziejach i to już od szkoły
podstawowej. Nigdy nie udało mi się przemóc swej niechęci ku tej epoce -
czy dlatego, że mało chwalebna, bo prostą drogą prowadząca do
zniknięcia Polski z mapy Europy na 123 lata, czy też z innych powodów,
które jakoś nie prowadziły do głębszej refleksji nad ich genezą - nie
wiem. Lektury związane z tym okresem omijałam szerokim łukiem
przeczuwając, że straszliwie mnie wynudzą i okażą się stratą czasu.
Dlaczego więc sięgnęłam po tę właśnie powieść? Ano głównie dlatego, że
jej autorką jest Renata Czarnecka, której styl pisarski tak mnie
oczarował na kartach Barbary i króla oraz Signory Fiorelli,
kapeluszniczki królowej Bony.
Choć fabuła obu powieści osadzona jest w epoce renesansu - czasach, w których odnajduję się dużo łatwiej - a więc od wydarzeń opisanych w Pożegnaniu z ojczyzną dzieli je ponad dwieście lat, wyszłam z założenia, że nawet jeśli nie porwie mnie fabuła, wszelkie niedostatki z pewnością wynagrodzi mi niepowtarzalny klimat, jaki swoim piórem potrafi wyczarować Czarnecka. Myślicie, że to niewiele, by spróbować przebrnąć przez książkę o niezbyt lubianej tematyce? Jeśli tak, z pewnością nigdy wcześniej nie mieliście do czynienia z prozą autorki. Tak więc, uzbrojona jedynie w umiarkowane oczekiwania i wspomnienia wrażeń towarzyszących lekturze poprzednich powieści Czarneckiej, zaczęłam czytać. I przepadłam na dobre!
Choć fabuła obu powieści osadzona jest w epoce renesansu - czasach, w których odnajduję się dużo łatwiej - a więc od wydarzeń opisanych w Pożegnaniu z ojczyzną dzieli je ponad dwieście lat, wyszłam z założenia, że nawet jeśli nie porwie mnie fabuła, wszelkie niedostatki z pewnością wynagrodzi mi niepowtarzalny klimat, jaki swoim piórem potrafi wyczarować Czarnecka. Myślicie, że to niewiele, by spróbować przebrnąć przez książkę o niezbyt lubianej tematyce? Jeśli tak, z pewnością nigdy wcześniej nie mieliście do czynienia z prozą autorki. Tak więc, uzbrojona jedynie w umiarkowane oczekiwania i wspomnienia wrażeń towarzyszących lekturze poprzednich powieści Czarneckiej, zaczęłam czytać. I przepadłam na dobre!
Przenosimy się do osiemnastowiecznej Warszawy roku 1793. Z pewnością
wielu czytelników kojarzy tę datę, choćby i mgliście, słusznie
utożsamiając ją z drugim rozbiorem Polski. Fabuła powieści oscyluje
jednak wokół wydarzeń poprzedzających ten akt i ukazuje kulisy jego
przygotowań. Na arystokratycznych salonach i warszawskich ulicach
jeszcze nie przebrzmiały echa wydarzeń sprzed roku, kiedy to grupa
magnatów dążących do obalenia reform Sejmu Wielkiego i zniesienia
Konstytucji 3 Maja zawiązała konfederację targowicką i wezwała na pomoc
wojska rosyjskie, co zapoczątkowało polsko-rosyjską wojnę, przegraną dla
nas zresztą. Kiedy ludność Warszawy zmuszona jest utrzymywać oddziały
imperatorowej stacjonujące w mieście, między Rosją a Prusami prowadzone
są rozmowy zakończone podpisaniem traktatu o drugim rozbiorze ziem
polskich. Trudna sytuacja w kraju podzieliła także arystokrację, która
niezależnie od sympatii politycznych próbuje żyć normalnie. Kwitnie
życie towarzyskie i kulturalne, organizowane są bale, na których coraz
częściej spotkać można rosyjskich oficerów, a nawet i nowego ambasadora
cesarzowej Katarzyny - Jakoba Johanna Sieversa, który ma za zadanie
przygotować grunt pod rozbiór Polski. Wszyscy żyją przygotowaniami do
mających się wkrótce rozpocząć obrad sejmu w Grodnie (który później
zostanie nazwany rozbiorowym), a pozornie swobodna i rozrywkowa
atmosfera spotkań i przyjęć aż kipi od niepewnej nerwowości
charakterystycznej dla zakulisowych rozgrywek, mniejszych lub większych
intryg i zwyczajnych codziennych problemów, której nawet arystokracja ma
pod dostatkiem. Śledzimy perypetie szlacheckich rodów, wśród których
prym wiodą prorosyjscy Radziwiłłowie, Potoccy oraz patrioci Czartoryscy.
Najbardziej wyrazistą postacią w tym doborowym gronie jest księżna
wojewodzina wileńska, Helena Radziwiłłowa, niezwykle energiczna i
żywiołowa kobieta, której największym zmartwieniem jest utrzymanie się w
łaskach imperatorowej i wprowadzenie na petersburski dwór swojej córki
Krystyny z zamiarem korzystnego jej wyswatania. Potrafi korzystać z
życia i dość swobodnie się prowadzi - czy to dla własnej przyjemności,
czy dla uzyskania wpływów i wbrew obiekcjom męża próbuje mieszać się do
polityki... Księżna Izabela Czartoryska, która po latach burzliwego
życia odnalazła się wreszcie w roli żony i matki, również ma powody do
zmartwienia, a ich źródłem są jej dzieci właśnie (notabene, każde z
innego ojca). Nigdy nie otrząsnęła się po tragicznej śmierci najstarszej
córki, a tymczasem bezskutecznie próbuje pocieszyć rozwiedzioną Marię
Annę po utracie synka, o którego upomniał się jej były mąż, książę
Wirtembergii. Sen z powiek Izabeli spędza także syn Konstanty angażujący
się w działalność patriotyczną, co w opanowanej przez wojska rosyjskie
Warszawie jest szczególnie niebezpieczne. Niegdyś wpływowy ród
Czartoryskich coraz bardziej traci na znaczeniu, a ich majątki zagrożone
są sekwestrem. Nikt, nawet Radziwiłłowie nie mogą czuć się zupełnie
bezpiecznie: aktywnie działa tajna carska policja i szpiedzy ambasadora,
którzy przed zbliżającymi się obradami sejmu próbują wybadać nastroje
panujące wśród arystokracji, przekupują i grożą. Losy pojedynczych
bohaterów, których poznajemy lepiej lub gorzej, którzy pojawiają się
epizodycznie, w tle lub przeciwnie - zawłaszczają fabułę - składają się
na niezwykle złożony, barwny, panoramiczny obraz epoki i tej części
społeczeństwa, która miała wówczas najwięcej do powiedzenia, której
sympatie i nastroje liczyły się najbardziej i której działania
ukształtowały naszą historię. Nie ma tu bowiem jednego głównego
bohatera, co może nieco przeszkadzać czytelnikom przywiązanym do
tradycyjnej kompozycji powieści i kibicowania ulubieńcowi. Trzeba jednak
przyznać, że zaletą takiego rozwiązania jest możliwość bliższego i
pełniejszego poznania arystokracji tamtych czasów w ogóle - autorka
ukazuje czytelnikowi wyjątkowo bogatą galerię postaci, z których każda
została przedstawiona z niezwykłą dbałością pod kątem psychologicznym i
historycznym, wyraziście stosownie do charakteru i zajmowanej pozycji w
towarzystwie. Nigdy bym nie pomyślała, że tak wiele emocji może
przysporzyć dość mglista dla mnie postać księcia Józefa Poniatowskiego,
którego dotąd kojarzyłam głównie za sprawą obrazu Januarego
Suchodolskiego przedstawiającą jego śmierć w nurtach Elstery lub
rosyjskiego ambasadora Jakoba Sieversa, który praktycznie doprowadził do
drugiego rozbioru Polski. Dzięki niesamowitej prozie Renaty Czarneckiej
te wszystkie w różnym stopniu nam znane z kart historii postaci
dosłownie ożywają, stają się bohaterami z krwi i kości, osobowościami o
skomplikowanych, niejednoznacznych charakterach, niebywale
intrygującymi, co stwierdziłam z niemałym zdziwieniem, gdyż trudno mi
było uwierzyć, że dokonanie tego jest możliwe. Dotąd nudni, bezbarwni,
nie budzący żadnych emocji zdrajcy i patrioci nagle ożywiają i
sprawiają, że jednoznaczna ocena ich działań nie jest możliwa;
rozsadzają ramy powieści, zaczynają żyć własnym życiem, intrygować i
fascynować. Niepotrzebny jest tu jeden główny bohater, by przyciągnąć
uwagę czytelnika i zawłaszczyć jego emocje; autorce udało się obdzielić
osobowością i charakterem podmiot zbiorowy, jakim uczyniła
osiemnastowieczną arystokrację. W Pożegnaniu z ojczyzną udało jej się
ukazać całą złożoność tej warstwy, a także oddać jej ducha - a do tego
trzeba nie tylko rzetelnej wiedzy historycznej, ale i nie lada talentu
oraz wyobraźni. Na szczęście dla czytelnika Renata Czarnecka dysponuje
tymi cechami i wykorzystuje je po mistrzowsku. Na pierwszy rzut oka
wydawać by się mogło, że akcja powieści tkwi w miejscu, a oszałamiająca
wielowątkowość fabuły dodatkowo blokuje jej rozwój. Jestem jednak pewna,
że wnikliwy czytelnik dostrzeże, na czym polega urok tego zabiegu: po
pierwsze ta przeciągnięta w czasie akcja pozwala lepiej zorientować się w
sytuacji politycznej kraju oraz poglądach, sympatiach i antypatiach
poszczególnych bohaterów, po drugie - umożliwia wczucie się w atmosferę
osiemnastowiecznej Warszawy i codzienne życie ówczesnej arystokracji, co
moim zdaniem jest równie istotne i znakomicie dopełnia wrażenia z
lektury. Przed naszymi oczami przesuwają się oszałamiające bogactwem
szczegółów sceny niezliczonych balów, wyrafinowanych spotkań
towarzyskich arystokratek, ale i podejrzanych szulerni, które tak
przyciągały żądnych wrażeń rosyjskich oficerów i młodych polskich
magnatów. Niemal słyszymy gwar warszawskich ulic, turkot kół karocy
zdążającej do któregoś z magnackich pałaców, szelest wyrafinowanych
toalet dam, widzimy sielankowe scenki rozgrywające się w Łazienkach czy w
rywalizujących ze sobą posiadłościach Heleny Radziwiłłowej i Izabeli
Czartoryskiej - cały czas jednak czujemy podskórny niepokój, bo zdajemy
sobie sprawę, że cały ten blichtr przykrywa prawdziwe niebezpieczeństwo,
wciąż się toczącą, ale z góry przegraną walkę z zaborcą. Razem z
bohaterami uświadamiamy sobie, że losy Polski już dawno zostały
przesądzone, a teraz chodzi jedynie o to, by ze skrajnie niekorzystnej
sytuacji wyciągnąć dla siebie jak najwięcej korzyści. I to jest
prawdziwa stawka, o jaką toczy się gra w Pożegnaniu z ojczyzną, to
jest ukryta treść powieści. Jeśli ktoś oczekuje dynamicznej akcji
prowadzącej do spektakularnego finału, z pewnością będzie rozczarowany;
jeśli jednak liczy na malownicze, rzetelnie i z polotem zaprezentowane
widowisko historyczne, jego nadzieje zostaną spełnione. Książka Renaty
Czarneckiej to epicka, cudownie wielowątkowa, mocno i pewnie osadzona w
historycznych realiach, a zarazem fascynująco barwna opowieść nie tylko
ukazująca kulisy przygotowań do drugiego rozbioru Polski, ale również
podejmująca wnikliwą analizę ówczesnej obyczajowości i mentalności
arystokracji. Trudno nie dostrzec powiązań między tymże a upadkiem kraju
- po raz pierwszy w życiu uświadomiłam sobie tę zależność, po raz
pierwszy zabrzmiała ona dla mnie wiarygodnie i logicznie, wreszcie po
raz pierwszy zauważyłam tragiczną, wielowymiarową i niejednoznaczną
sytuację Polski w okresie rozbiorów. Co ważne - nigdy wcześniej nie
miałam ochoty, by się nad nią głębiej zastanowić czy wręcz
przeanalizować - do tego trzeba mi było fenomenalnej prozy Renaty
Czarneckiej. Niespieszna narracja, po mistrzowsku budowany klimat,
wyraziste i intrygujące sylwetki bohaterów (głowę bym sobie dała uciąć,
żeby poznać dalsze losy prześlicznej Marii Naryszkiny i Heleny
Radziwiłłowej) na tle przełomowych dla naszego kraju wydarzeń
przedstawionych z polotem i znawstwem tematu stanowią o atrakcyjności
lektury. Ja jestem nią oczarowana i już nie mogę się doczekać, kiedy
sięgnę po kontynuację Pożegnania z ojczyzną, Pod sztandarem miłości:
rok 1794. Szczerze polecam miłośnikom powieści historycznej - i niech
Was nie zraża czas akcji. Ja przekonałam się, że nawet o wydarzeniach, o
których zwykło się wspominać w kontekście patriotyzmu i
bogoojczyźnianych klimatach, można opowiadać bez patetycznego zadęcia i z
niekłamaną pasją.
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/101971/pozegnanie-z-ojczyzna-rok-1793/opinia/15858076#opinia15858076
Za książkę serdecznie dziękuję Autorce:)
recenzja bierze udział w wyzwaniu czytamy książki historyczne |
Uwielbiam ten okres historyczny.
OdpowiedzUsuńChoć naprawdę nie chciałabym wtedy się urodzić.
Czasy panowania Poniatowskiego połączone z rozbiorami - to jest coś dla mnie! Moja wisienka na historycznym torcie!
Czytałam wcześniej "Barbara i król" tej autorki i myślę, że skuszę się też i na tę książkę :)
Ooo, no to w takim razie rzeczywiście jest lektura dla ciebie! Polecam serdecznie:)
UsuńAutorka do tej mi nie znana, ja w przeciwieństwie do Ciebie bardzo lubię tamtą epokę, jak i wcześniejsze, sięgając, aż po starożytność, natomiast zawsze miałam problem z polubieniem historii współczesnej :) Tytuł sobie notuje, bo kiedyś będę chciała się zagłębić w przedstawionej przez autorkę historii, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, wygląda na to, że jestem niechlubnym wyjątkiem, jeśli chodzi o XVIII wiek :D
UsuńPowinnaś być zadowolona, nie zapomnij podzielić się wrażeniami:)
Też nie darzę sympatią tamtego czasu, ale tak zachwalasz książki Renaty Czarneckiej, że jestem skłonna zaryzykować przeczytanie "Pożegnania z ojczyzną" :)
OdpowiedzUsuńTo będzie dobry wybór, polecam!
UsuńChwilowo cierpię na przesyt wszystkiego, co związane z historią...
OdpowiedzUsuńZdarza się i tak... :D
UsuńPowtórzę się Karolino, ale jeszcze raz napiszę: to w sam raz dla mnie :))
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy:)
UsuńCzytałam jeszcze przed założeniem bloga, pamiętam, że pożyczyłam z biblioteki, tak bez przekonania, za namową pani bibliotekarki. I to był strzał w 10kę:)
OdpowiedzUsuńZupełnie się nie dziwię, że książka przypadła ci do gustu.
Mnie też trzeba było namawiać, ale podobnie jak ty, nie żałuję:)
UsuńPodchodzę do tej książki z pewnym dystansem, ale Twoja recenzja jak zwykle zachęca :)
OdpowiedzUsuńAneczko, nic na siłę:)
UsuńA ja się przyznam, że lubię te czasy przedrozbiorowe i rozbiorowe, choc to czasy trudne i smutne z punktu widzenia Polaka. Jednak mimo tego, co spotkało Polskę i Polaków, to ważne lata, wiele dobrego się także wtedy wydarzyło,choć to może brzmieć dziwnie. M.in. ten okres historyczny był moim ulubionym na olimpiadach historycznych :)
OdpowiedzUsuńNiestety z autorką jeszcze nie miałam styczności, ale po "Barbarę i króla" chcę sięgnąć od dawna.
No proszę, kolejna miłośniczka tamtych czasów! Powinno ci się spodobać, a przyznam się, że "Pożegnanie z ojczyzną" podobało mi się bardziej nawet, niż "Barbara i król" :)
UsuńTo też mój mało ulubiony okres, ale jeśli spodoba mi się proza pisarki to sięgnę i po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę - naprawdę warto!
UsuńNajpierw muszę się wreszcie zabrać za "Barbarę i króla", bo to naprawdę już wstyd, że ona tyle czeka;) Mam nadzieję, że się nie zawiodę i sięgnę po kolejne książki autorki, bo w takich klimatach ostatnio gustuję:)
OdpowiedzUsuńW takim razie powieści pani Czarneckiej są jak stworzone dla ciebie, polecam gorąco:)
UsuńOj choć tak zachwalasz tym razem się nie skuszę :) zupełnie nie przemawia do mnie ta pozycja :)
OdpowiedzUsuńZnakomita recenzja! Przeczytałam ją z wielką przyjemnością i jestem pewna, że ta książka byłaby równie interesującą lekturą. ;)
OdpowiedzUsuńNawet po takiej rekomendacji trudno przełamać mi się do tego okresu historycznego... Może kiedyś zmienię zdanie.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tak Ci się podobają książki Renaty Czarneckiej. To teraz czas na "Pod sztandarem miłości" :-)
OdpowiedzUsuńRenatę Czarnecką poznałam właśnie dzięki Twoim recenzjom jej książek. Koniecznie muszę sięgnąć po jej twórczość.
OdpowiedzUsuń