Tytuł: "Krocząc w ciemności"
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka, 2016
Ilość stron: 424
Leonie Swann dała się poznać jako autorka dwóch
niebanalnych, przebojowych powieści ze stadkiem owiec rozwiązujących zagadki
kryminalne w roli głównej: Sprawiedliwości owiec (gdzie rozwikłują
sprawę tajemniczej śmierci swojego pasterza) oraz Triumfu owiec (gdzie prowadzą śledztwo w sprawie brutalnych zwierzęcych morderstw). W swojej
najnowszej książce pisarka posunęła się o krok dalej; o ile bowiem jej
poprzednie powieści mniej więcej mieściły się w ramach gatunkowych wyznaczanych
przez kryminał i komedię, z lekka ocierając się o absurd i powiastkę
filozoficzną, o tyle Krocząc w ciemności skutecznie wymyka się
próbom podobnego szufladkowania: tu fantastyka i baśń przeplatają się z
kryminałem i komedią w najbardziej zwariowanych konfiguracjach, zaś nieco
szaloną i chaotyczną, ale niebywale atrakcyjną fabułę otula absurd i groteska,
spowija magia, no i przenikają te specyficzne, filozoficzne nutki, które
nadawały niepowtarzalny charakter "owczym" opowieściom.
Tym razem zamiast ze stadkiem owiec mamy do czynienia
z pchlim cyrkiem należącym do Juliusa Birdwella – dawniej włamywacza, aktualnie
tresera pcheł i złotnika, którego specjalnością jest zdejmowanie klątw z kamieni
szlachetnych. Pewnego dnia przed
śmiercią w nurtach Tamizy ratuje go syrena, on zaś w zamian obiecuje jej ocalić
pewną rusałkę z niewoli niejakiego Fawkesa – dyrektora cyrku magicznych istot.
Julius postanawia skorzystać z usług detektywa Franka Greena, zlecając mu
odnalezienie rusałki, ten jednak okazuje się być nieudacznikiem potrzebującym
pomocy psychoterapeuty. Wkrótce na drodze Birdwella staje urocza osóbka z
różkami i kopytkami fauna, Elizabeth, która ratuje jego pchły od śmierci i
szukając zemsty na Fawkesie, wciąga Juliusa w nieprawdopodobną historię. Drogi
właściciela pchlego cyrku, Elizabeth, Franka Greena i samego Fawkesa krzyżują się w pewnym
wiejskim domu chronionym magicznym żywopłotem, stanowiącym azyl dla wszelkiej
maści baśniowo – legendarnych stworzeń, pragnących nade wszystko zachować
wolność.
Krocząc w ciemności pod wieloma względami
przypomina poprzednie powieści Leonie Swann; i tym razem swoją cichą, acz
istotną rolę mają do odegrania zwierzęcy bohaterowie – już co prawda nie stadko
owiec, a gromada pcheł – jednak nie grają one pierwszych skrzypiec, ustępując
pola całej galerii bohaterów, wśród których prym wiodą postaci ludzkie. Jednak
podobnie jak w Sprawiedliwości owiec i Triumfie owiec także i pchły mają
swój własny świat, etos, filozofię życiową i światopogląd. Autorka pozwala nam
zajrzeć do tego niezwykłego świata, ukazując stosunek insektów do
rozgrywających się wydarzeń, ich komentarze bądź refleksje do otaczającej ich
rzeczywistości lub wręcz przedstawiając wydarzenia z pchlego punktu widzenia;
te urocze i zabawne przerywniki nie tylko stanowią urozmaicenie fabuły zmianą
perspektywy narracyjnej czy tematu, ale również spowalniają tempo akcji,
momentami naprawdę szalone. Poza tym czytelnik ze zdumieniem odkrywa, że pchle
przemyślenia nie zawsze pełnią funkcję tylko rozrywkową, często nie są
pozbawione głębszego znaczenia i rzeczywiście potrafią stać się źródłem
refleksji, podobnie jak miało to miejsce w poprzednich powieściach niemieckiej
pisarki.
Jednak to perypetie Juliusa Birdwella i detektywa
Greena wysuwają się na pierwszy plan: ich zaangażowanie w los magicznych istot
i konflikt z Izaakiem Fawkesem, nietypowym czarnym charakterem. Kameralne w
owczych opowieściach grono bohaterów tu rozrasta się do bogatej, oszałamiającej
różnorodnością galerii postaci, z której przedstawiciele rodzaju ludzkiego na
pierwszy rzut oka wydają się najmniej interesujący i nieporadni – wraz z
rozwojem fabuły to właśnie oni nabierają barw, życia i stają się nie mniej
oryginalni, niż cała armia baśniowych stworzeń: Julius, treser pcheł i złotnik,
przejmuje od swoich podopiecznych filozofię życiową, a nawet… osobowość, o ile
w ogóle można mówić o czymś takim w przypadku insektów; Frank Green, nieudolny
detektyw cierpiący na halucynacje i korzystający z pomocy psychoterapeuty, by
zapomnieć o prowadzonych śledztwach, znajduje przyjemność w obcowaniu z pewnym
smokiem; dziarska staruszka Rose Dawn kradnie samochód dostawcy kwiatów, by
dotrzymać towarzystwa swojej przyjaciółce, skazanej na wieczną niedorosłość
Emily. Jest wreszcie i Isaac Fawkes – czarny charakter zmęczony swą rolą,
nękany wyrzutami sumienia, którego nie sposób nie lubić (notabene bohater
inspirowany autentyczną postacią angielskiego sztukmistrza z przełomu XVII i
XVIII wieku), no i cała magiczna menażeria: uwięziona rusałka, ślimacza dama,
syreny, fauni, smok, mężczyzna z lisią kitą, a także istoty człowiekopodobne,
ale tym groźniejsze, jakby rodem z horroru: Thistle i Hunch.
Wszystkie te dziwaczne, osobliwe stworzenia zaludniają nie tylko Londyn, gdzie głównie toczy się akcja powieści (podobnie jak u Gaimana w Nigdziebądź czy Aaronovitcha w Rzekach Londynu), ale generalnie egzystują wszędzie tam, gdzie człowiek, dzieląc z nim przestrzeń miejską i wiejską – bo tak naprawdę dopiero na sielskiej, angielskiej prowincji, w otoczeniu lasów, łąk i pól, czują się jak u siebie. Cały świat jest przesiąknięty magią (ale raczej magią wywodzącą się z natury, mocy żywiołów), lecz dostrzec jej przejawy mogą tylko nieliczni. Konsekwencje tego osobliwego daru bywają różne: opłakane dla Emily, niosące nieoczekiwane możliwości dla Juliusa i Franka, jednak nikogo nie pozostawiają sobą.
Wszystkie te dziwaczne, osobliwe stworzenia zaludniają nie tylko Londyn, gdzie głównie toczy się akcja powieści (podobnie jak u Gaimana w Nigdziebądź czy Aaronovitcha w Rzekach Londynu), ale generalnie egzystują wszędzie tam, gdzie człowiek, dzieląc z nim przestrzeń miejską i wiejską – bo tak naprawdę dopiero na sielskiej, angielskiej prowincji, w otoczeniu lasów, łąk i pól, czują się jak u siebie. Cały świat jest przesiąknięty magią (ale raczej magią wywodzącą się z natury, mocy żywiołów), lecz dostrzec jej przejawy mogą tylko nieliczni. Konsekwencje tego osobliwego daru bywają różne: opłakane dla Emily, niosące nieoczekiwane możliwości dla Juliusa i Franka, jednak nikogo nie pozostawiają sobą.
Krocząc w ciemności to zabawna, urokliwa powieść,
ze zwariowaną, momentami absurdalną fabułą, obfitującą w humor słowny i
sytuacyjny, liczne i zaskakujące zwroty akcji, jak również natłok wątków,
postaci i wydarzeń sprawiających wrażenie chaosu, jednak łączących się w
logiczną, spójną, choć dziwaczną całość. Leonie Swann wykorzystała sprawdzone w
„owczych powieściach” chwyty i motywy, rozwijając niektóre pomysły, poddając je
rozmaitym przeobrażeniom, a efekt tych zabaw formą dosłownie zapiera dech w
piersiach. Najnowsza powieść niemieckiej pisarki zachwyca zgrabnym połączeniem
komedii, kryminału i fantasy z domieszką wielu innych elementów, stanowiących o
atrakcyjności fabuły. Choć jej głównym celem jest rozbawienie czytelnika,
niesie ona ze sobą i głębsze treści, proste, ale ważne prawdy życiowe;
pokazuje, że czasem warto wznieść się ponad swój strach czy inne ograniczenia,
istniejące głównie w naszym umyśle, że warto zaryzykować i postawić wszystko na
jedną kartę, by wykonać swój wielki skok w nieznane; uczy, że jeśli czegoś nie
widać, to wcale nie znaczy, że to coś nie istnieje; jeśli to widzisz, to
niekoniecznie z tobą jest coś nie tak, być może to świat zwariował, nie ty.
Dajcie się porwać tej szalonej, niebanalnej,
zaskakującej i ze wszech miar udanej opowieści, a gwarantuję, że w zupełnie
inny sposób będziecie odtąd patrzeć nie tylko na pchły.
Moja ocena: 4/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/289611/kroczac-w-ciemnosci/opinia/31567048#opinia31567048
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Prószyński i s-ka ;) |
Zainteresowała mnie zwariowana fabuła. Myślę, że książka może okazać się dosyć zaskakująca :)
OdpowiedzUsuńO tak, no i sposób jej prowadzenia również :)
UsuńCzytałam kilka opinii, różnych w swej treści, o tej pozycji. Domyślam się, że jest to dość zabawna historia i myślę, że do niej zajrzę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJest zabawna, zwariowana i zaskakująca, warto przeczytać ;)
UsuńPozdrawiam również!
książka wydaje się być interesująca...zwłaszcza ta zwariowana fabuła i stworzenia 😊
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
marcepanowerecenzje.blogspot.com
I taka też jest, najlepiej przekonać się samemu ;)
UsuńPozdrawiam ciepło ;)
Mam, ale jeszcze nie czytałam. Z Twojej recenzji wnioskuję, że powieść powinna mi się podobać i mam nadzieję, że tak właśnie będzie ;)
OdpowiedzUsuńJa również mam taką nadzieję, czekam zatem na recenzję! ;)
UsuńNo proszę, a ja "Sprawiedliwość owiec" czytam już od kilku lat i nie mogę się przekonać. Do filozofii mi blisko (nawet z racji zawodu), ale tej książki jakoś się obawiam - że może za lekka, za laicka. Powoli jednak się przekonuję. Czy można zacząć czytać od tej książki, o której tu piszesz? Bo może potrzeba mi trochę przekory, żeby w ogóle spróbować pióra Swann ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że można! To zupełnie inna bajka, niż "owcze opowieści", choć to właśnie one skradły moje serce ;)
UsuńTo było moje pierwsze spotkanie z autorką (owce dopiero przede mną) i muszę przyznać, że byłam zachwycona. Absurd goni absurd, choć na całe szczęście wszystko zgrabnie wymyka się chaosowi, humor jest, choć nienachalny, tak w sam raz na uśmiech podczas lektury. No i oczywiście te cudowne pchły, ich piosenki i filozoficzne wręcz podejście do ciemności. Zabawa na naprawdę wysokim poziomie :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
O tak, styl Leonie Swann wyjątkowo mi odpowiada i mam nadzieję, że autorka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa ;) W takim razie i "owcze opowieści" przypadną Ci do gustu, na bank! ^^
Usuń