Rzadko zdarzają się u mnie relacje z wydarzeń muzycznych, ale tym razem nie mogłam sobie odpuścić. W końcu udział w koncercie gwiazdy światowego formatu i jednej z legend rocka, jaką jest zespół Queen (nawet, jeśli zabrakło w nim nieodżałowanego Freddiego) to wydarzenie, któremu warto poświęcić osobny post na blogu.
W jaki sposób w ogóle znaleźliśmy się na finałowym koncercie 7 edycji Life Oświęcim Festival? Udział w koncercie Queen od lat był wielkim marzeniem mojej córki. Kiedy zatem nadarzyła się okazja, bilet okazał się idealnym prezentem urodzinowym. Tak więc my zostaliśmy za bramkami (wraz z potężnym tłumem innych fanów bez biletów :P) i obserwowaliśmy koncert dzięki telebimom (widok był całkiem niezły), córka w podskokach pomknęła na płytę stadionu .
trochę sfatygowany, bo ulewa porządnie dała nam się we znaki :) |
Punktualnie o 23.00 muzycy Queen weszli na scenę - przy akompaniamencie nasilającego się deszczu (przez cały dzień była piękna pogoda...), który wkrótce przerodził się w ulewę, trwającą aż do końca występu, czyli bite dwie godziny. Nic to, że przemokliśmy do suchej nitki, ubrania można było wyżymać, a telefon córki dziś "suszy się" w misce pełnej ryżu. I z tego, co udało mi się zaobserwować, fani bawili się świetnie, pomimo skrajnie niesprzyjającej pogody - tańczyli i śpiewali w deszczu, niezapomniane przeżycie, polecam! ^^
Przy dźwiękach energetyzującego One Vision opadła kurtyna i na scenie pojawili się muzycy legendy rocka. Przez moment publiczność wstrzymała oddech - mogę zaryzykować stwierdzenie, że niemal każdy w pierwszym odruchu spodziewał się ujrzeć wybiegającego do fanów Freddiego... Ukłucie żalu jednak szybko minęło i wszyscy dali się porwać fantastycznemu widowisku, jakie zaserwowali Adam Lambert (prawdziwy showman, obdarzony poczuciem humoru, a przy tym pełen pokory do swego wielkiego poprzednika, zdający sobie sprawę, że na koncertach najważniejsza jest muzyka Queen) oraz członkowie grupy: Brian May (gitara, dodatkowy wokal), Roger Taylor (perkusja, dodatkowy wokal), Spike Edney (klawisze), Neil Fairclough (gitara basowa) i Rufus Tiger Taylor (syn Rogera, towarzyszył ojcu na perkusji).
źródło |
Dobrze tutaj wrócić. Dobry wieczór, Polsko! - tymi słowami (po polsku) Brian May przywitał oświęcimską publiczność, wywołując histeryczny aplauz fanów. Wszystkich poruszyły też słowa Adama Lamberta: Nie było drugiego takiego jak on, to dla niego tu dziś jesteśmy. Dobrze wiecie, że ta postać to Freddie Mercury. Trudno się z nim nie zgodzić...
A potem nastąpiło istne szaleństwo. Muzycy Queen zagrali największe hity zespołu, Adam Lambert stanął na wysokości zadania i choć mimo wszystko brakowało mu charyzmy Freddiego, zapewnił publiczności fantastyczne show.
źródło |
Trudno wskazać najlepsze momenty koncertu, który właściwie składa się z samych przebojów. Do najbardziej niezapomnianych z pewnością zaliczyłabym ten, w którym Brian wykonał akustycznie jedną z najpiękniejszych kompozycji Queen. Do wykonania Love of my Life dołączyła się publiczność, a po chwili wszyscy mieli okazję zobaczyć na telebimach nieodżałowanego Freddiego, który zaśpiewał fragment utworu. Wzruszenie - ze zrozumiałych powodów - wzbudziło wykonanie Under Pressure, nostalgiczne Who Wants To Live Forever oraz kolejny utwór, w którym można było posłuchać głosu Mercury'ego (dzięki możliwościom współczesnej techniki zaśpiewał w duecie z Adamem Lambertem) - genialne Bohemian Rhapsody. Żywiołowe, rock'n'rollowe kawałki w stylu Crazy Little Things Called Love, Don't Stop Me Now, Another One Bites The Dust czy I Want To Break Free przeplatały bardziej stonowane, nastrojowe utwory typu Lost Horizon (gitarowa solówka Briana Maya) czy Love of my Life.
fot. Konrad Kubuśka/lfo |
Dwugodzinna muzyczna uczta składająca się z samych evergreenów, przy akompaniamencie ulewnego deszczu i fanów w różnym wieku, zgodnie wyśpiewujących kolejne kawałki, wyklaskujących motyw przewodni We Will Rock You czy wznoszących do góry w finale, przy We Are The Champions, biało-czerwone flagi - to coś, czego zwyczajnie nie da się wymazać z pamięci. Queen oczarowali publiczność, dali naprawdę niezapomniany show, zafundowali potężną dawkę wzruszeń - i zeszli ze sceny przy dźwiękach God Save the Queen, jak na królową przystało.
fot. Mateusz Moskała/lfo |
Setlista:
- One Vision
- Hammer To Fall
- Seven Seas of Rhye
- Stone Cold Crazy
- Another One Bites The Dust
- Fat Bottomed Girl
- Play The Game
- Killer Queen
- Don't Stop Me Now
- Somebody To Love
- Love of my Life
- A Kind of Magic
- Under Pressure
- Crazy Little Things Called Love
- I Want To Break Free
- I Want It All
- Who Wants To Live Forever
- Lost Horizon
- Tie Your Mother Down
- Bohemian Rhapsody
- Radio Ga Ga
- We Will Rock You
- We Are The Champions
Uwagi organizacyjne i techniczne:
- problemy z parkowaniem, no ale to nic dziwnego przy imprezie tego typu;
- problemy z nagłośnieniem: koncert momentami brzmiał nierówno, jak puszczony ze starego magnetofonu, naprawdę nie dało się nic z tym zrobić?
- organizatorzy uważnie sprawdzali wchodzących za bramki i zawartość ich plecaków / toreb. I o ile jestem w stanie zrozumieć, że wszelkie napoje w plastikowych butelkach musiały zostać na zewnątrz, o tyle nie mogę pojąć, dlaczego wpuszczono pana z parasolką z ostrym szpicem, stanowiącą potencjalnie większe zagrożenie, niż półtoralitrowa butelka wody...
- dobra praca policji i służb organizacyjnych
Wróciliśmy do domu o czwartej nad ranem, ubrania wciąż schną, a ja po prostu musiałam dać ujście buzującym we mnie emocjom.
źródło |
Pozazdrościć widowiska, ale moknąć to bym nie chciała ;)
OdpowiedzUsuńNikt nie chciał, ale cóż było robić? Nie mogłam sobie pójść stamtąd tylko dlatego, że zmokłam :P :)
UsuńProblemy z nagłośnieniem? 100 m od sceny w deszczu? Praw fizyki się nie przeskoczy. Gdy pada i wieje to dźwięk musi falować.
OdpowiedzUsuńFreddie to Freddie, niezastąpiony, ale posłuchałam kiedyś w necie Queen z Lambertem i byłam całkiem pozytywnie zaskoczona. A jeszcze skoro piszesz o pokorze wokalisty, to w sumie zazdroszczę Ci tego koncertu;)
OdpowiedzUsuńAdam daje radę ;)
UsuńA mnie w tym roku nie było :( Ale rodzina godnie reprezentowała, siostra uznała, że to był najszczęśliwszy dzień w jej życiu, więc zgodzę się, że koncert musiał być udany :D
OdpowiedzUsuńTak sobie właśnie o Tobie myślałam... No, ale skoro siostra była, to już coś ;) Może w przyszłym roku Ci się uda wpaść? ;)
UsuńAh! Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda, że pogoda nie dopisała. Ale widzę, że warto było pójść na ten koncert :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie było warto ;)
Usuń