Tytuł: "Campa w sakwach czyli rowerem na Dach Świata"
Wydawnictwo: Bezdroża
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Rower to wolniejsze odkrywanie, głębsze poznawanie, wolność wyboru, niezależność, samowystarczalność. Rower prowadzi cię do miejsc, o których nie wiedziało się że istnieją, pomaga przeżyć chwile, o których nie myślało się, że mogą się wydarzyć. Gdyby nie rower, umknęłyby niezauważone, przejechane, migawkowo dostrzeżone z okna pędzącego autobusu albo jeepa. Bo są takie chwile, obrazy i spotkania, które zdarzają się tylko gdzieś pomiędzy, a rower pozwala im zaistnieć.
Piotr Strzeżysz to zdeklarowany rowerowy włóczykij, który od kilku lat realizuje marzenie zwiedzania świata jednośladem. Przemierzył ponad trzydzieści krajów na czterech kontynentach; Campa w sakwach jest zapisem dokumentującym doświadczenia, wrażenia i refleksje z włóczęgi po Tybecie, którą autor odbył w 2006 roku.
Ten swoisty pamiętnik z podróży okazał się zadziwiająco interesującą i emocjonującą lekturą, co w dużej mierze jest zasługą lekkiego i sugestywnego stylu autora. Przebija z niego ekscytacja, ciekawość świata, fascynacja zarówno otaczającą go rzeczywistością, jak i możliwością jej doświadczania z perspektywy rowerowego siodełka. Czytelnikowi udziela się ten zaraźliwy entuzjazm skutecznie przykuwający uwagę do lektury. Dzięki niemu równie intrygujące wydają się same przygotowania do wyprawy, a więc planowanie optymalnej trasy i pokonywanie niezliczonych, często absurdalnych biurokratycznych przeszkód, jak i wspomnienia z samej podróży.
Proza Strzeżysza jest bardzo zróżnicowana, podobnie jak jego zapiski; składają się na nie nie tylko celne obserwacje dotyczące rozmaitych aspektów chińskiej i tybetańskiej kultury, lecz także refleksje sprowokowane ich odmiennością i specyfiką. Hałaśliwe, chińskie miasta, zagubione w Himalajach wioski, buddyjskie świątynie, dzika i majestatyczna przyroda Dachu Świata, a przede wszystkim napotkani po drodze ludzie - doświadczaniu tego wszystkiego w sposób niczym nieskrępowany i nieograniczony daje wyraz autor, nad wyraz umiejętnie i zachęcająco.
Książka obfituje również w refleksje i luźne przemyślenia dotyczące samotnego podróżowania rowerem, pokonywania własnych słabości, niezależności wynikającej z tego sposobu poznawania świata, wolności i radości, jakie daje możliwość przecierania nowych szlaków, doświadczania świata z nietypowej perspektywy, dreszczyku emocji wywołanego przez nieprzewidywalność i niebezpieczne nawet przygody wynikające z tego typu podróżowania, satysfakcji obcowania z dziką, monumentalną naturą i nieogarnionymi przestrzeniami Tybetu. Okazuje się, że taka rowerowa włóczęga to zarówno doskonały sposób na poznanie własnych możliwości i ograniczeń - tak fizycznych, jak i psychicznych - jak i najbardziej fascynujących zakątków naszego globu.
Strzeżysz uświadamia, że choć świat stał się globalną wioską, zawsze jest w nim coś jeszcze do odkrycia, byle tylko trzymać się z dala od utartych turystycznych szlaków, a zdać się jedynie na własny kaprys i ślepy los - oraz przekonać się, jak wielką satysfakcję to daje.
Campa w sakwach wciąga niemal niepostrzeżenie; pochłania się ją strona po stronie, udziela się emanująca z niej fascynacja i entuzjazm autora. Jedyne, co mi przeszkadzało, to irytujące nieraz podejście autora do odmiennej kultury wynikające zapewne z niezrozumienia jej realiów, tak różne od sympatycznej, pobłażliwej otwartości Cejrowskiego. Drażniły również, na szczęście nieliczne, rozważania na temat filozofii podróżowania rowerem oraz wykreowany w efekcie wizerunek autora, który nie do końca przypadł mi do gustu.
Mimo to Campa w sakwach jest naprawdę dobrym i atrakcyjnym przykładem literatury podróżniczej, która może być również traktowana jako przewodnik dla zapaleńców wybierających się na rowerową wyprawę w Tybet. Nieocenioną pomocą przy jej planowaniu z pewnością okażą się liczne praktyczne informacje, których zatrzęsienie co prawda można znaleźć w internecie, jednak wiarygodności dodaje im fakt, że zostały osobiście zweryfikowane przez autora..
Warto sięgnąć po tę lekturę - nie tylko wzbogaca naszą wiedzę o świecie i jest świadectwem zachodzących w nim zmian, ale również intrygującym zapisem walki człowieka z własnymi słabościami w dążeniu do realizacji marzeń.
Gorąco polecam!
Moja ocena: 4/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/119670/campa-w-sakwach-czyli-rowerem-na-dach-swiata/opinia/4657255#opinia4657255
recenzja napisana dla portalu Sztukater ;) |
Lektura raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Ciekawie się zapowiada, mało do tej pory czytałam książek podróżniczych, ale chyba czas to zmienić :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku! :)
OdpowiedzUsuńA lektura wydaje się interesująca ;)
Prawdę powiedziawszy, rzadko niezmiernie sięgam po takie książki, a wydaje mi się, że to mój błąd. CHyba pora przekonać się do lektur o nieco reportażowym charakterze zwłaszcza, że kocham podróże (te rowerowe także :)))
OdpowiedzUsuńW nowym roku życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń, samych dobrych chwil i lekkości motyla w pokonywaniu trudności wszelakich, których - oby - było jak najmniej. Pozdrawiam!
Z pewnością mi się spodoba. Chętnie przeczytam:))
OdpowiedzUsuńHmm, książki podróżnicze raczej nie należą do moich ulubionych, niestety :)
OdpowiedzUsuńA gdzie podsumowanie roku?! :P
Pozdrawiam :)
Takie książki raczej mnie nie ciekawią, więc tym razem odpuszczam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać choćby po to by uwierzyć we własne marzenia...:)
OdpowiedzUsuńWarto sięgać po takie książki, bo tak jak piszesz - wzbogacają naszą wiedzę o świecie. :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się również okładka. Jest taka słoneczna, mimo że w tle góry ze śniegiem.
Lubię takie opowieści o podróżnikach spełniających swoje marzenia, ja nie mogę tego robić z wielu powodó, ale aawsze miło mi czytać o takich pasjonatach.
OdpowiedzUsuńEdyta - ano, trudno! Jakoś to przeżyję:)
OdpowiedzUsuńtoska82 - na Twoim miejscu zaczęłabym od klasyki (Fiedler, Cejrowski), ale właściwie każda książka podróżnicza jest dobra na początek:)
Catalina - taka też jest:) Wzajemnie!
Dwojra - skoro lubisz podróże, miłą odmianą będzie wędrówka ... po kartach książki podróżniczej:) Tobie również wszystkiego najlepszego!
kasandra - bardzo proszę:)
Pan R - może warto czasem spróbować? Podsumowania nie będzie, lenistwo górą. Zresztą w archiwum wszystko widać xD
Dosiak - szkoda, to naprawdę interesująca rzecz:)
Ewa - całkowicie się z Tobą zgadzam:)
miqaisonfire - tak, cudownie oddaje nastrój książki:0
Pozdrawiam wszystkich gorąco!
O! :) W takim razie będę wyczekiwała Twojej recenzji "15 blizn"!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam noworocznie!
Każdą książkę podróżniczą warto przeczytać! :))))
OdpowiedzUsuńmiqaisonfire - mam nadzieję, że Cię nie zawiodę xD
OdpowiedzUsuńlimonka - niby tak, ale niektórzy autorzy jakoś nie potrafią mnie zainteresować swoją prozą...:)
Pozdrawiam serdecznie!