Tytuł: "Świadek na czterech łapach"
Wydawnictwo: Sonia Draga, 2012
Ilość stron: 324
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Jednym z najwdzięczniejszych książkowych bohaterów nieodmiennie budzących moją szczerą sympatię, jest zwierzę. A najlepiej pies. Na ogół zwierzęcy bohater wystarcza mi za rekomendację, gdyż przekonałam się już nieraz, że wrażenia czytelnicze są wtedy nadzwyczajne, a przyjemność z lektury nieporównywalnie większa niż w przypadku dwunożnych postaci. Psi bohater - inteligentny, wzruszająco wierny, budzący zaufanie swoim wyrazistym, mądrym i przyjaznym spojrzeniem - jest czynnikiem decydującym o tym, że sięgam po konkretną książkę bez wahania i z niemal stuprocentową pewnością, że wybór okaże się strzałem w dziesiątkę.
Nie inaczej było w przypadku Świadka na czterech łapach. Już pierwszy rzut oka na okładkę przykuł moją uwagę czarującym golden retrieverem, zaś opis na jej rewersie ostatecznie utwierdził w przekonaniu, że lektura idealnie trafia w moje czytelnicze gusta. Dlaczego? O tym za chwilę:)
Andy Carpenter to zbliżający się do czterdziestki prawnik, który swoją postawą i nastawieniem do życia wymyka się wszelkim stereotypom, jakimi zwykło się określać tę grupę zawodową. Jako człowiek o ironicznym poczuciu humoru i ogromnym dystansie do samego siebie zwykł mawiać, że jest odrobinę upośledzony w kwestii etyki zawodowej; Andy to po prostu prawnik, który nie przepada za praktykowaniem prawa. Mając awersję do swojej profesji wkracza do akcji tylko wtedy, gdy sprawa ma szansę stać się dla niego wyzwaniem, a zaangażowanie się w nią - sprawić mu przyjemność. Jako doskonały obrońca sądowy nie unika spraw beznadziejnych nie licząc się z kosztami - może sobie pozwolić na taki kaprys, gdyż kwestie finansowe nie odgrywają większego znaczenia od kiedy odziedziczył pokaźny spadek. Pan Carpenter - co ostatecznie zaskarbiło mu moją sympatię - jest wielkim miłośnikiem psów oraz właścicielem golden retrievera, suczki Tary, a także założycielem fundacji ratującej psy.
Pewnego dnia do psiej fundacji Andy'ego trafia przepiękny golden retriever, który zgodnie z prawem powinien zostać uśpiony za zaatakowanie i pogryzienie swojego właściciela. Jedno spojrzenie na nieszczęsnego, łagodnego czworonoga wystarcza, by Carpenter z właściwą sobie energią i determinacją podjął wszelkie niezbędne działania mające na celu uratowanie mu życia. Podejmując się sądowej obrony oskarżonego psa, traktując go jako ofiarę przemocy domowej działającej w obronie koniecznej, stwarza tym samym precedens - i wygrywa. Kolejnym krokiem jest przygarnięcie psa, lecz wkrótce okazuje się, że to dopiero początek prawdziwej sądowej batalii; wiele wskazuje na to, że Reggie był świadkiem morderstwa, za popełnienie którego skazano niewinnego człowieka, Richarda Evansa. Andy doprowadza do rewizji procesu kierując się swoim niezawodnym instynktem oraz reakcją psa, która upewnia go o niewinności klienta; próbując zebrać nowe dowody i ekspertyzy świadczące na korzyść Evansa, nieoczekiwanie wplątuje się w aferę zataczającą coraz szersze kręgi, w którą może być zamieszany urząd celny oraz instytucje rządowe zajmujące się programem ochrony świadków...
Świadek na czterech łapach to nie tylko jeden z najbardziej błyskotliwych i intrygujących, ale z całą pewnością najbardziej zabawny i finezyjny thriller prawniczy, jaki zdarzyło mi się przeczytać. Powieść Davida Rosenfelta nie tylko nie posiada żadnych słabych stron, ona jest rewelacyjna w każdym calu.
Pomysłowa, oryginalna i wyjątkowo barwna fabuła stanowi udane połączenie wątku kryminalnego i sądowego, których konstrukcję bez przesady można nazwać majstersztykiem. Efektownie spinającą je klamrą, a zarazem motywem przewodnim jest wzruszający wątek psa desperacko walczącego o ocalenie życia swojemu panu - oczywiście z niewielką pomocą prawnika Andy'ego.
Intryga kryminalna naszpikowana jest zaskakującymi zwrotami akcji i fałszywymi tropami, dzięki którym trzyma czytelnika w napięciu i niepewności dosłownie do ostatniej strony fundując istny rollercoaster emocji. Doskonałym jej urozmaiceniem są toczące się równolegle i na wielu poziomach śledztwa, które spełniają rolę kroplówki z adrenaliną. Niezapomnianych wrażeń i rozrywki na najwyższym poziomie dostarczają błyskotliwe potyczki prosto z sali sądowej oraz perypetie związane z przygotowaniem procesu: poszukiwania świadków i ekspertów, zbieranie informacji, przepychanki z prokuratorem, urabianie sędziego, wreszcie sama rozprawa. To wszystko przydaje powieści barw, podgrzewa emocje, nie pozwala się nudzić ani przez chwilę, ale także bawi, gdyż obserwujemy ten cały chaos z wyżyn narracji pierwszoosobowej, czyli oczami Andy'ego Carpentera - bardzo nietypowego prawnika charakteryzującego się błyskotliwym i ironicznym poczuciem humoru oraz zdrowym dystansem do świata i własnej osoby.
Mocną strona powieści są rewelacyjnie wykreowani bohaterowie - na czele z Carpenterem. Każdy z nich, nawet statyści z tła, są wyraziści, wiarygodni, a jednocześnie zaprezentowani z humorem uwypuklającym ich drobne dziwactwa i cechy charakteru w sposób, któremu nie można się oprzeć. Każdy z nich od razu zapada w pamięć, głównie dzięki kilku trafnym, zabawnym określeniom idealnie podsumowującym ich osobowość. Nie mogę powstrzymać się od zacytowania słów bohatera opisujących postać Marcusa Clarka, prywatnego detektywa, a zarazem ochroniarza Andy'ego:
Ludzie powierzają mu swoje sekrety przekonani, że albo je wyjawią, albo zginą. Ja wyznałbym Marcusowi wszystko, co chciałby wiedzieć, kiedy by mnie o to poprosił. I jeszcze bym mu podziękował, że dał mi taką możliwość.
Zapewniam Was, że to zaledwie próbka stylu autora i dowcipu bohatera, który wspina się na wyżyny kunsztu opisując kolejne postaci: Laurie, dziewczynę Andy'ego, policjantkę piszącą pamiętnik od dziewiątego roku życia, Kevina - wspólnika Carpentera, błyskotliwego prawnika, ale i wyjątkowego hipochondryka, Sama - komputerowego geniusza czy Ednę - leniwą sekretarkę bohatera, której życiową namiętnością jest rozwiązywanie krzyżówek.
Świadek na czterech łapach to lekki, inteligentny i zabawny thriller prawniczy w brawurowy sposób żonglujący konwencjami, wywołujący całą gamę najbardziej skrajnych emocji i gwarantujący rozrywkę najwyższych lotów. Jestem zachwycona każdym aspektem tej niezwykłej powieści, która łączy elementy charakterystyczne dla wzruszającej i ciepłej powieści obyczajowej, drapieżnego i trzymającego w napięciu kryminału oraz błyskotliwego, cechującego się rozmachem i polotem thrillera sądowego - a wszystko to okraszone solidną dawką fantastycznego, ironicznego humoru. Gorąco polecam każdemu z Was - a zwłaszcza miłośnikom zwierząt. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać!
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/128157/swiadek-na-czterech-lapach/opinia/5587979#opinia5587979
Baza recenzji Syndykatu ZwB
za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga :) |
Przyznam szczerze, że gdyby nie Ty to nie zainteresowałabym się tą książką...:) I straciłabym ciekawą lekturę tym samym. :) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńEwa - a widzisz? Mnie też czasami omijają prawdziwe perełki:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam zwierzaki, a jeśli jeszcze w fabule króluje piękny golden retriever to już jestem kupiona na całego :)
OdpowiedzUsuńMiłego dzionka :)
Natula - i w fabule, i na okładce, co mnie rozbroiło zupełnie:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Thrillery prawnicze rzadko goszczą w mojej biblioteczce, ale czas najwyższy to zmienić:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
I ja uwielbiam, kiedy bohaterem książki jest zwierzę. Zatem i po tą powieść również sięgnę!
OdpowiedzUsuńGdybym tylko miała czas...
OdpowiedzUsuńWolę koty, ale niech będzie i pies, skoro wciągająca lektura ;-)
Pozdrawiam wiosennie!
Agnesto - książka jest tak rewelacyjna, że mogłaby być i wiewiórka xD
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Mogę się skisić :D
OdpowiedzUsuńKiedyś zawiodłam się na pewnej książce ze zwierzakiem w roli głównej i od tamtej pory jakoś niechętnie sięgam po lektury z takimi bohaterami. Powinnam to jednak zmienić, bo przecież nie jest powiedziane, że teraz każda książka ze zwierzakiem w roli głównej będzie słaba. "Świadek"zapowiada się ciekawie, więc z chęcią zapoznam się z tym tytułem bliżej.
OdpowiedzUsuńtetiisheri - naprawdę? A co to była za książka, bo mnie zaintrygowałaś:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Tez kiedyś zawiodłam się na książce ze zwierzakiem w roli głównej. Ale jak się okazuje pomysł pomysłowi nie równy. Więc może kiedyś, jak wpadnie w moje łapki :)
UsuńThrillery lubię czytać, ale z prawniczy chyba jeszcze nie miałam do czynienia. Widzę, że ogólnie zapowiada się bardzo ciekawie i twoja wysoka ocena tylko potwierdza, że tę książkę muszę mieć.
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji musiałabym być chyba postrzelona żeby nie dopisać jej sobie do listy lektur. A książki z czworonogami w tle uwielbiam, więc to dodatkowy plusik :)
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo mnie zachęciłaś :) Mam ochotę teraz, tuż po 6 rano biec do księgarni i kupić tę książkę. Muszę przeczytać :))
OdpowiedzUsuńNo proszę proszę, brzmi to niezgorzej całkiem. A ja wiem, Isadoro, że nie dajesz 5/5 bez powodu :D
OdpowiedzUsuńLubię takie niezobowiązujące lektury, chętnie przeczytam. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńI ja z wielką chęcią sięgnęłabym po tę książkę :) Dobry umilacz czasu hehe :)
OdpowiedzUsuńZabawny thriller prawniczy, to musi być ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńCzuje się zachęcona i ten piesek na okładce, cudo.
Od kiedy poznałam Marleya z książki Grogana 'Marley i ja', na dobre rozsmakowałam się w powieściach, gdzie znaczącą rolę odgrywają zwierzęta :)
Samo to, że bohaterem jest pies już mnie motywuje by ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuń