niedziela, 27 lutego 2011

"Rzeźnia numer pięć"

Autor: Kurt Vonnegut
Tytuł: "Rzeźnia numer pięć"
Wydawnictwo: Książnica - Grupa Wydawnicza Publicat

Oto książka "krótka i popaprana,bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego" - słowa samego autora najlepiej chyba oddają jej charakter.
W istocie,książka jest krótka,ale skondensowana ; wspomnienia Vonneguta z pobytu w niemieckim obozie jenieckim i alianckiego bombardowania Drezna u schyłku drugiej wojny światowej właściwie niewiele różniłyby się od zwykłego sprawozdania,gdyby nie kilka charakterystycznych zabiegów,które robią ogromne wrażenie na czytelniku - być może silniejsze,niż gdyby zostały opowiedziane soczystym,kwiecistym językiem,pełnym wielkich i patetycznych słów.
Pierwszym z tych zabiegów jest oddanie narracji wymyślonemu bohaterowi,Billowi Pillgrimowi i spojrzenie oczami tego przegranego nieudacznika złamanego przez życie na koszmar wojny.
Zdystansowanie się od wojennych przeżyć,zrzucenie ciężaru relacjonowania ich na wyimaginowaną postać pozwalają czytelnikowi zdać sobie sprawę,że mimo upływu czasu autorowi nie do końca udało się otrząsnąć i pogodzić z dramatem tamtych dni.
Drugim z tych zabiegów jest motyw podróży w czasie Billy'ego oraz filozofia mieszkańców planety Tralfamadoria - ich krótkie,treściwe,dosadne,a przez to zrozumiałe i łatwiej zapadające w pamięć słowa robią na czytelniku potężne wrażenie.
Po co te podróże w czasie rodem z science fiction? Po co kosmici?
Wprowadzenie tych motywów pozwala autorowi przemycić pewne treści tak,by czytelnikowi łatwiej było się pogodzić z jego przemyśleniami ; udziwnienia w tym wypadku bardziej wzruszają,mocniej uderzają w emocje.
Spodobała mi się refleksja Vonneguta,którą wkłada w usta Tralfamadorian - że śmierć nie jest niczym strasznym,to stan przejściowy ; choć człowiek teraz aktualnie jest martwy,to przecież żyje w wielu innych momentach.Trzeba starać się zapamiętać ludzi właśnie w tych niezliczonych chwilach,przeżywać je wciąż na nowo,delektować się nimi.Ilustracją do tej filozofii są właśnie podróże w czasie,jakie odbywa Pillgrim.Kolejna metoda na rozliczenie się z koszmarnymi wspomnieniami z nalotu na Drezno.Kiedy te stają się zbyt przytłaczające,można po prostu przenieść się w bardziej radosny okres życia.
Książka ta nie jest tylko opowieścią o wojnie i przeciw wojnie.
Vonnegut zawarł w niej wiele innych poglądów ; znajdziemy tu refleksje dotyczące Ameryki i Amerykanów, starości, śmierci, ogólnie pojętej erotyki i jej obecności w kulturze masowej.
Kwitowanie słowami "Zdarza się" każdego przypadku śmierci pozwala chwilę się zastanowić - czy nie podchodzimy zbyt pobłażliwie do tragedii wokół nas? Czy nie stała się ona dla nas chlebem powszednim,czy w ogóle zwracamy uwagę na ogrom nieszczęścia? A może to po prostu kolejne nawiązanie do refleksji Tralfamadorian,dla których śmierć to rzeczywiście nic takiego? A skoro nawiązanie,to w jakim kontekście - czy to pochwała takiego podejścia,czy jego potępienie? Z całą pewnością jest to następna próba rozprawienia się z historią,której autor był świadkiem i uczestnikiem,a która powtarza się wokół nas każdego niemal dnia,na każdym kontynencie.
I chociaż o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego,ogromny ładunek emocjonalny,jaki generuje,impet,z jakim okalecza ludzką psychikę i uderza w nasz światopogląd ,nie pozwalają o niej zapomnieć,zepchnąć w podświadomość.Zawsze znajdzie sposób,aby w najmniej oczekiwanym momencie powrócić,sprawić,by o niej pamiętano.

Moja ocena: 4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.