Tytuł: "Sztywniak.Osobliwe życie nieboszczyków"
Wydawnictwo: Znak
Okładka: miękka
To zdecydowanie nie jest lektura, przy której można by się odprężyć czy odpocząć po męczącym dniu. Pomimo sporej dawki poczucia humoru autorki, co w tym przypadku absolutnie nie oznacza przekraczania granic dobrego smaku czy braku szacunku względem omawianych spraw, jest to lektura dość ciężka; odkładałam ją z poczuciem psychicznego zmęczenia i aby sięgnąć do niej ponownie, musiałam uprzednio naprawdę porządnie odetchnąć.
Nie znaczy to, że książka jest niestrawna czy źle napisana.Wręcz przeciwnie - jest rewelacyjna; nie tylko nowatorska w podejściu do spraw związanych z procesem umierania i wszystkim tym, co dzieje się z ciałem po śmierci, ale także szczegółowo i wyczerpująco wyjaśnia wszelkie fenomeny z tym związane, odpowiada na dziesiątki pytań, które od zawsze mnie nurtowały, a nie było komu ich zadać (lub też było komu, ale nie chciałam zostać potraktowana jako ktoś o niezdrowych zainteresowaniach).Ta lektura zaspokoiła moją osobliwą ciekawość w stu procentach dostarczając konkretnych informacji, a przy okazji oswajając ze śmiercią nazywając rzeczy po imieniu.
Pozytywne wrażenie wywarły na mnie poglądy autorki:
Ta książka nie jest o śmierci w sensie umierania. Śmierć w takiej perspektywie jest smutna i poważna.Utrata kogoś, kogo się kocha, to nic zabawnego. Książka opowiada o ludziach już martwych - o zwłokach.(...)
Zwłoki kogoś bliskiego to coś więcej niż martwe ciało - to miejsce,w którym ta osoba żyła.
A jednocześnie:
Byłoby strasznym marnotrawstwem rezygnować z tego potencjału [zwłok] i nie wykorzystywać go do rozwoju ludzkości.
Zgadzam się z tym! Autorka pokazuje, że wykorzystywanie ciał do różnych projektów badawczych czy eksperymentów mających na celu ratowanie innych ludzkich istnień w żadnym razie nie wyklucza traktowania tychże ciał z rewerencją i szacunkiem. Przy odrobinie dobrej woli bardzo łatwo jest pogodzić te dwie tak diametralnie różne, wydawałoby się, sprawy.
Autorka z charakterystycznym poczuciem humoru ukazuje czytelnikowi multum sposobów, na które można spędzać czas będąc zredukowanym do roli martwego ciała. Można więc swoje zwłoki przekazać nauce - posłużą lekarzom do doskonalenie własnych umiejętności i testowania nowych technik leczenia, pomogą naukowcom przy testach wypadkowych, posłużą patologom i specjalistom medycyny sądowej badającym ofiary i okoliczności przestępstw czy nieszczęśliwych wypadków. Autorka przedstawia też alternatywę dla zwyczajnego pochówku w ziemi czy kremacji - kompostowanie lub coś, co kryje się pod tajemniczą nazwą trawienia tkanek.
Mary Roach nie skupia się jednak tylko na sposobach spędzania czasu po śmierci, nie tylko opowiada szczegółowo o tym, co dzieje się z ludzkim ciałem po zgonie - wiele miejsca poświęca makabrycznej historii sekcji zwłok, pozyskiwania ciał dla nauki czy naukowym sposobom poszukiwania duszy; nawet pomysłom tak dziwacznym, acz dobrze udokumentowanym, jak leczniczy kanibalizm.
Jestem zdania, że temat potraktowała w sposób niezwykle kompleksowy, rzetelny i wyczerpujący.Chyba po raz pierwszy zdarzyło się, że nie miałam po lekturze żadnych pytań - dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam, a być może nawet więcej. Nawet tego, czego wiedzieć nie chciałam.
A więc - odetchnijcie głęboko - będzie Wam to potrzebne - i zabierajcie się do czytania!
Moja ocena: 4/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.