Tytuł: "Stara Słaboniowa i spiekładuchy"
Wydawnictwo: Oficynka, 2013
Ilość stron: 444
Okładka: miękka
Jak pewnie większość z Was się orientuje, rzadko sięgam po literaturę z
kręgu fantasy. Czasem jednak robię wyjątek - jeśli tylko tematyka
książki nawiązuje lub oscyluje wokół świata baśni, mitów i legend,
ulegam pokusie - nie trzeba mi większej zachęty. Tak też było w
przypadku literackiego debiutu Joanny Łańcuckiej, nie przypuszczałam
jednak, że fabuła Starej Słaboniowej i spiekładuchów bez reszty
zawładnie moją wyobraźnią, oczaruje magią wykreowanego świata, poruszy i
rozbawi jednocześnie na wiele różnych sposobów. Nie podejrzewałam, że w
obcym mi i niezbyt lubianym gatunku literackim znajdę prawdziwą perełkę
mającą do zaoferowania znacznie, znacznie więcej, niż ktokolwiek mógłby
się spodziewać.
Teofila Słaboniowa wydaje się być prostą, wiejską kobietą. Mieszka w
rodzinnej wsi o mało wdzięcznej nazwie Capówka gdzieś na kresach Polski -
od ilu lat, tego nie wie nawet ona sama, utrzymując, że przestała
liczyć mijające lata ukończywszy siedemdziesiątkę. Od śmierci męża i
przeprowadzki dzieci do miasta żyje samotnie w starej chacie, za całe
towarzystwo mając kota Mruczka; codziennie doi krowę, karmi kury, pieli
grządki, zbiera zioła, czasem wpadnie w odwiedziny sąsiadka lub
chrześnica Aneta. Staruszka jednak nie narzeka na nudę, gdyż wbrew
pozorom zajęć i wrażeń jej nie brakuje.
Słaboniowa jest dobrym duchem wsi, opiekunką i strażniczką jej
mieszkańców - dla każdego ma dobre słowo, nie poskąpi dobrej rady,
poczęstuje herbatą, wysłucha i podpowie rozwiązanie; choć w kościele
widuje się ją tylko od wielkiego święta i jest traktowana może nie z
sympatią, ale z szacunkiem i nabożnym lękiem, ludzie ciągną do niej z
każdym problemem i troską, jaka ich przerasta, w nadziei na ratunek.
Słaboniowa bowiem nie jest zwyczajną kobieciną - jak trzeba potrafi
zacytować Fausta, rozwiązać zagadkę kryminalną i jak nikt inny zna się
nie tylko na życiu i ludzkiej naturze, ale też na sprawach
nadprzyrodzonych, diabelskich sztuczkach, których ostatnimi czasy
namnożyło się pod wiejskimi strzechami. Jej przeszłość okrywa mroczna
tajemnica, której część stanowi zawarty w młodości pakt z Diabłem; dziś
broni mieszkańców osady przez zakusami spiekładuchów, które najwyraźniej
upodobały sobie Capówkę. Tak więc stawia Słaboniowa czoła
przerażającemu Koziełowi - samemu księciu piekieł, który próbuje
odzyskać swą dawną uczennicę i który sporo namiesza w życiu chrześnicy
bohaterki, Anetki. Ratuje piękną Justynkę przed prowadzącym ją na
manowce Kaukiem, przegania Kikimorę od niemowlęcej kołyski, rozprawia
się ze Zmorą nękającą żonę sołtysa, wywołującą udar Południcą i siejącym
postrach Strzygoniem; odprawia egzorcyzmy, spotyka się z prawdziwą
czarownicą, rozmawia z duchami, a nawet ze Śmiercią... Tylko ona
dostrzega, że nieustannie krzyczące niemowlę, ludzie umierający z powodu
udaru, brzydnąca w oczach dziewczyna czy zajeżdżona na śmierć klacz to w
istocie sprawki sił nieczystych - i tylko ona potrafi im zaradzić
wykorzystując sobie tylko znane sposoby.
Słaboniowa jest idealnym okazem prawdziwej wiedźmy, jakby żywcem
wciągniętą z naszych wyobrażeń: pokrzywiona reumatyzmem staruszka -
zielarka, mieszkająca samotnie, na peryferiach miejscowej społeczności,
która traktuje ją z rezerwą i niechętnym szacunkiem silnie zabarwionym
lękiem przed jej magicznymi zdolnościami - czy to prawdziwymi, czy też
urojonymi, zrodzonymi przez bujną ludzką wyobraźnię. To bystra, ciekawa
świata obserwatorka, a jednocześnie wyrozumiała wobec ludzkich słabości,
mądra i doświadczona przez życie kobieta, której powołaniem jest służyć
społeczności, która bez mrugnięcia okiem w jednej chwili uczyniłaby z
niej kozła ofiarnego. Słaboniowa dobrze o tym wie, ale przyjmuje swój
los nie tyle z rezygnacją, ile wiedziona poczuciem obowiązku. Daleka
jest od osądzania innych - sama ma niejedno na sumieniu, a jej
przeszłość i skrywane sekrety czytelnik poznaje stopniowo, krok po
kroku, zbierając strzępy informacji porozrzucane przez autorkę to tu, to
tam, w miarę rozwoju fabuły składając niezwykle zaskakujący, złożony
portret bohaterki. A trzeba przyznać, że został on odmalowany po
mistrzowsku - postać Słaboniowej jest wyjątkowo realistyczna,
autentyczna do szpiku kości, prawdziwa w swoich emocjach i reakcjach,
budząca gwałtowną i niesłabnącą sympatię, mocno zapadająca w pamięć. To
jedna z najciekawiej i najbarwniej wykreowanych postaci kobiecych, z
jakimi zetknęłam się na kartach literatury - i zdecydowanie jedna z
najbardziej fascynujących.
Choć Teofila Słaboniowa jest najjaśniejszą gwiazdą na firmamencie
powieści Joanny Łańcuckiej, nie można powiedzieć, by autorka poskąpiła
czegokolwiek postaciom pozostałych bohaterów. Genialnym posunięciem było
osadzenie akcji na polskiej wsi zagubionej gdzieś na wschodzie, w
dodatku w okresie przemian ustrojowych, dzięki czemu kontrast pomiędzy
nowoczesnym materializmem w peerelowskim wydaniu a mieszanką żarliwej,
wiejskiej religijności i zabobonnych wierzeń jest wyjątkowo sugestywny i
komiczny. Aby obraz był pełniejszy i prawdziwszy, autorka nadała z
pozoru cichej i spokojnej wsi bardziej realistycznych, dramatycznych
cech. Okazuje się, że w niepozornej, zwyczajnej wiosce drzemią
niesamowite historie, a jej mieszkańcy, którzy podobno w przesądy nie
wierzą, skrywają mroczne, wstydliwe i przerażające sekrety. Jak w każdym
innym miejscu na ziemi spotkamy tu ludzi, którzy na różne sposoby i z
różnym skutkiem zmagają się z codziennymi troskami i problemami: a to
topią zmartwienia w alkoholu, wyżywają się na żonach i dzieciach, a to
rozmyślają, jakby tu córkę dobrze i z korzyścią dla rodziny za mąż
wydać, jak ukryć przed ludźmi bękarta zrodzonego z grzechu czy nakarmić
wiecznie głodującą gromadkę dzieci. Wstydliwe sekrety, ukrywane pod
płaszczykiem fałszywej pobożności, zakopane za stodołą, zamknięte w
komórce czy utopione w stawie - efekty ludzkiej niegodziwości i
słabości, doznanej krzywdy, żądzy zemsty, obsesji i lęków, sąsiedzkich
niesnasek - to one przywołują nadprzyrodzone siły, które ich nękają i
dręczą. Ich personifikacje to mocno osadzone w słowiańskiej mitologii i
ludowej demonologii istoty, z którymi walczy Słaboniowa - a walczy tak
naprawdę z mrocznymi przejawami ludzkiej natury. I to jest właśnie sedno
powieści Joanny Łańcuckiej, jej drugie dno, brawurowo przesądzające o
wartości Starej Słaboniowej i spiekładuchów.
Nie mogłabym nie wspomnieć o rewelacyjnym i niezwykle trafionym zabiegu
autorki, mianowicie stylizacji języka bohaterów na ludową gwarę, co
okazało się jednym z głównych atutów powieści, przydającym jej zarówno
autentyzmu, jak i uroku. Dosadny, nie stroniący od nieprzyzwoitości
język, brzmiący jednak naturalnie w ustach bohaterów, nie tylko sprzyja
wizualizacji poszczególnych scen i nadaje lekkości dialogom, ale
wprowadza komizm sytuacyjny, któremu nie sposób się oprzeć. Ten zabieg
odegrał znaczącą rolę w budowaniu odpowiedniego klimatu, podkreśleniu
swojskości i autentyzmu fabuły oraz mentalności mieszkańców małej
społeczności, zarazem jednak przydając rozgrywającym się wydarzeniom
znamion wiarygodności, co już przeraża i wywołuje gęsią skórkę. Podszytą
grozą atmosferę powieści tworzy spora dawka magii, wiejskich zabobonów,
pradawnych wierzeń i ludowych podań wplecionych w zwykłe, wiejskie
życie. Jest to mieszanka tak harmonijna i wyważona, że jej wiarygodność
nie budzi najmniejszych zastrzeżeń, a autentyzm i naturalność przekonują
bez reszty, nie wywołując żadnych fałszywych zgrzytów. Być może jestem
podatna na tego typu ludowe opowieści, ale zdarzyło mi się słyszeć kilka
współczesnych historii podobnych do tych, jakie przytrafiły się
mieszkańcom Capówki i nie zwątpić w ich prawdziwość, stąd moja
zabarwiona nutką grozy fascynacja, szybsze bicie serca i absolutny
zachwyt prozą Łańcuckiej.
Stara Słaboniowa i spiekładuchy to idealna propozycja dla tych, którym
marzy się świeże, nowatorskie spojrzenie na rodzimy folklor i świat
słowiańskich wierzeń. Autorka umiejętnie i śmiało łączy wydawałoby się
odległą i legendarną przeszłość z pozornie zlaicyzowaną teraźniejszością
udowadniając, że nie jest ona ludowym wymysłem, ale głęboko ukrytą,
wciąż aktualną symboliczną prawdą o człowieku, bazującą na życiowej
mądrości i doświadczeniu minionych pokoleń - może na pierwszy rzut oka
niedostrzegalną, ale żywą i istniejącą. To ze wszech miar udany,
znakomity debiut ukazujący w całej krasie talent Łańcuckiej - jej
biegłość w operowaniu słowem, śmiałość w żonglowaniu konwencją -
czytelnik odnajdzie tu elementy klasycznej ghost story, horroru,
kryminału, a nawet rzetelnej obyczajówki, motywów ludowych podań, baśni i
wierzeń - a także wyrazistą i barwną galerię postaci, trzymającą w
napięciu akcję naszpikowaną przerażającymi historiami i zaskakującą
wielowymiarowość przesłania ukrytą w nacechowanych refleksyjnością i
humorem dialogach jak i poruszających wewnętrznych monologach bohaterów.
To kawał porządnej fantastyki w najlepszym wydaniu i jeden z
najbardziej niezwykłych, wyjątkowo udanych debiutów literackich, z
jakim dotąd się spotkałam. Gorąco polecam!
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166828/stara-slaboniowa-i-spiekladuchy/opinia/14530809#opinia14530809
Chętnie przeczytałabym.
OdpowiedzUsuńJa akurat fantastykę uwielbiam, a skoro jest jeszcze połączona z mitologią słowiańską to brzmi jak ideał :)
OdpowiedzUsuńHa, mówiłam! Wiesz, że ja też fantastykę omijam, a tu się zachwyciłam!
OdpowiedzUsuńKsiążka zdecydowanie dla mnie! Jej tematyka pokrywa się w dodatku w pewnym stopniu z pisaną przeze mnie pracą magisterską ;)
OdpowiedzUsuńSkłamałabym pisząc że szaleję za taką tematyką, jednak recenzja jest na tyle zachęcająca, że chyba gotowa byłabym zaryzykować...
OdpowiedzUsuńPatrz, tobie tak się podobała, a ja nie strawiłam tej książki.
OdpowiedzUsuńNie mam zbytnio ochoty na tą książkę. Nawet mimo pozytywnej oceny.
OdpowiedzUsuńW sumie to fantasy jakoś mnie odpycha, ale ostatnio miałam okazję usłyszeć fragment tej książki w bardzo fajnej interpretacji i jakoś poczułam chęć jej przeczytania :D A twoja pozytywna recenzja tylko się do tego przyczyniła ^^
OdpowiedzUsuńHa! Wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę!
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. :)
Tak, ta książka to mój absolutny must have i jestem przekonana, że będzie mi się podobać. Nowe spojrzenie na folklor i gwara bohaterów to dodatkowa zachęta dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJak Ty to robisz, że znajdujesz takie perełki? Mam ochotę natychmiast ją przeczytać! Zwłaszcza, że idzie zima, a wtedy wyjątkowo dobrze czyta mi się takie historie.
OdpowiedzUsuńŚwietna, wciągająca lektura! Jak ogarnę moje zaległości książkowe, będę Cię błagać o wypożyczenie:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńJuż od dwóch miesięcy mam tę książkę na oku, ale jeszcze nie udało mi się jej zdobyć. Jak widzę, wiele tracę, dlatego muszę szybko się zmobilizować!
OdpowiedzUsuńGenialny tytuł! Chętnie przeczytam, bo zapowiada się wyjątkowa lektura :)
OdpowiedzUsuńMoże zaryzykuję, skoro tak dobrze poszło mi z Ziemiańskim. Szczególnie, że lubię mity i legendy :P Jestem bardzo ciekawa tej stylizacji na gwarę ludową oraz połączenia gatunków.
OdpowiedzUsuńSiedzę z otwartą buzią oczarowana twoją recenzją. Uwielbiam takie książki i cieszę się, że ty je namiętnie wyszukujesz, bo potem ja mogę korzystać:) Tematyka totalnie moja więc nie będę się nawet zastanawiać:) dodatkowo kusi fakt, że jest to tak udany debiut.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Sam tytuł książki brzmi dla mnie zachęcająco; coś w nim jest, coś, co mnie kojarzy się z wiejskim staruchami, mądrymi, szeptuchami etc.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam !
O ciekawe! Nie słyszałam jeszcze
OdpowiedzUsuńJuż od dawna bardzo chcę przeczytać tę książkę i mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej, bo nie mogę się jej doczekać:)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że i Tobie przypadła do gustu ta książka. W mojej rodzinie swego czasu trwały boje o to, kto pierwszy zacznie czytać historię Starej Słaboniowej. ;)
OdpowiedzUsuńCałość brzmi bardzo ciekawie, ale podczas czytania nie mogłam opędzić się od myśli, że Słaboniowa przypomina Babunię Jagódkę z powieści Anny Brzezińskiej.
OdpowiedzUsuńNaprawdę interesująca książka w bardzo dziwnej okładce ! :) Nie znam tej autorki, ale po Twojej recenzji z chęcią przyjrzę się jej twórczości.
OdpowiedzUsuńNie spotkałem się jeszcze z tą pozycją, ale bardzo lubię tego rodzaju klimaty i z całą pewnością jaj poszukam.
OdpowiedzUsuńPs. Też uwielbiam Loreenę McKennitt i celtycką stylistykę. To naprawdę muzyka która porusza w nas czułe struny. Polecam Ci też Chloe Agnew i Moye Brennan oraz znakomity muzyczny projekt Celtic Women.
Dziękuję za rekomendację, na pewno z niej skorzystam!
UsuńPozdrawiam serdecznie:)