Tytuł: "Krótka historia umarłych"
Wydawnictwo: Świat Książki, 2009
Ilość stron: 298
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Nie spotkałam się dotąd z książką, która łączyłaby wątek
postapokaliptyczny z wizją życia po śmierci. Mocno mnie to
zaintrygowało, jednak lektura wywołała we mnie mieszane uczucia,
przygnębiła i wprawiła w melancholijny nastrój.
Tajemnicze Miasto to miejsce zawieszone między światem żywych i
umarłych, przystanek w drodze do wieczności, gdzie trafiają ludzie
bezpośrednio po śmierci i przebywają w nim dopóty, dopóki ktoś na ziemi o
nich pamięta. Swoim wyglądem i strukturą przypomina typową metropolię,
jest enigmatyczne i uniwersalne zarazem - przynajmniej na tyle, by każdy
człowiek mógł się w nim czuć swojsko i identyfikować z nim. To
lustrzane odbicie już niedostępnej dla zmarłych rzeczywistości.
Zamieszkujący Miasto ludzie wiodą zwyczajną, znajomą egzystencję, trwają
w oczekiwaniu na kolejną podróż, której cel - choć znaleźli się
przecież w zaświatach - jest dla nich wielką niewiadomą, pod tym
względem niczym nie różnią się od żywych.
W Mieście splatają się losy kilkorga, pozornie ze sobą niezwiązanych
bohaterów; jest wśród nich Luka Sims, dziennikarz i wydawca jedynej
gazety, wędrowny kaznodzieja Coleman Kinzler, młoda kobieta - Minny
Rings oraz Marion i Phillip Ptackowie - małżeństwo z wieloletnim stażem,
które po śmierci odnalazło się na nowo.
Tymczasem na ziemi ich córka Laura przemierza bezdroża Antarktydy. Tak,
tak - Laura jest bowiem pracownicą koncernu Coca-Cola, którą firma
wysłała na ten kontynent w celu ustalenia, czy woda z tamtejszych
lodowców nadaje się do produkcji znanego napoju. Niestety, od pewnego
czasu kobieta ma poważne kłopoty: awaria ogrzewania i sprzętu w stacji
badawczej uniemożliwia nawiązanie łączności ze światem i jest przyczyną
uwięzienia Laury w lodowej pułapce bez większych szans na przeżycie.
Dziewczyna znajduje pamiętnik jednego ze zmarłych pracowników stacji,
zaś lektura uświadamia jej okrutną prawdę: wirus, który od dłuższego
czasu nękał mieszkańców całej planety, okazał się wyjątkowo zjadliwy i
nie dość, że błyskawicznie się rozprzestrzenia, to nie ma na niego
antidotum, jest stuprocentowo śmiertelny. Laura domyśla się, że jest
ostatnim człowiekiem na ziemi - w dodatku uwięzionym na Antarktydzie,
bez najmniejszych szans na ocalenie.
Jakie skutki sytuacja na ziemi ma dla zawieszonego w czasie Miasta? Jego
mieszkańcy dostrzegają, że zaczyna się ono nagle i gwałtownie
wyludniać, a jego granice - kurczyć w zastraszającym tempie. Zaledwie
kilka osób domyśla się, co może być tego przyczyną. Luka, Minny i
ślepiec zauważają, że ci, którzy pozostali w Mieście, lepiej lub gorzej
znali Laurę, każdego coś z nią łączyło, zaś ostatnie wypadki, jakie
zaobserwowali, nie najlepiej wróżą ludzkości. Wszyscy z obawą,
rezygnacją, ale i z nadzieją czekają na moment, w którym ich dusze
zostaną na zawsze wyrwane z przeszłości.
Krótka historia umarłych to przygnębiająca, posępna opowieść o
zagładzie ludzkości, do której dochodzi w wyniku wirusowej pandemii.
Wątek postapokaliptyczny nie grzeszy oryginalnością, ale też nie on jest
osią fabuły, rozgrywa się raczej na jej peryferiach; zagłada dokonuje
się gdzieś na obrzeżach naszej świadomości, docierają do nas jedynie jej
echa, bo też ani jej przebieg, ani wiarygodność fabuły nie są
najistotniejszymi kwestiami powieści. Dla Brockmeiera koniec świata jest
właściwie pretekstem do zaprezentowania oryginalnej koncepcji życia po
śmierci, zainspirowanej afrykańskimi wierzeniami. W ich myśl człowiek
nie umiera do końca, dopóki trwa w pamięci żyjących. Kiedy umiera
ostatni człowiek pamiętający jakiegoś swojego przodka, antenat
ostatecznie przenosi się w zaświaty. Przeszczepienie tych pierwotnych
wierzeń na grunt zachodniej kultury traci jednak swój urok i sens - w
każdym razie w wykonaniu autora. Wyobrażam sobie, że w przypadku kultury
plemiennej, niepiśmiennej, taka wizja zaświatów służy podtrzymywaniu
jedności wspólnoty i w jakimś sensie wyraża jej tożsamość, ciągłość w
czasie. Oderwanie jej od źródła i poddanie modyfikacji na modłę
zachodnią pozbawia ją głębszej logiki i sensu; przestrzeń, do której
trafia po śmierci człowiek do złudzenia przypomina ziemską rzeczywistość
w najmniej chyba atrakcyjnym wydaniu: wielkiej metropolii i
nieodłącznymi jej atrybutami: zaśmieconymi, cuchnącymi ulicami, hałasem,
anonimowością w tłumie. To przestrzeń właściwie bezcelowa - nawet nazwa
"czyściec" jest nieadekwatna, bo w religii chrześcijańskiej czemuś on
jednak służy. Miasto stanowi poczekalnię, w której trzeba jakoś się
urządzić do czasu, aż śmierć ostatniego pamiętającego na ziemi pozwoli
człowiekowi wyrwać się ze stanu tymczasowego i pójść dalej. Gdzie, tego
autor nie precyzuje.
Życie w Mieście bardzo przypomina ziemską egzystencję, również ludzie
wiele się nie zmienili po swojej śmierci. Mają szansę nawiązać zupełnie
nowe relacje (Luka, Minny) lub naprawić dawne błędy (Marion i Phillip),
ale właściwie - po co? U Brockmeiera wszystko jest przesiąknięte
beznadzieją i rezygnacją, nawet uczucia są desperackie, jakby wypływały z
przekonania, że wkrótce będą miały swój kres, a ich jedynym zadaniem
jest odpędzić dojmującą samotność. Wygląda na to, że mieszkańcy Miasta
tylko czekają na to, aż żyjący wybawią ich od udręki tej dziwnej
egzystencji, choć przecież nie wiadomo, co stanie się z nimi potem.
Jaki więc sens ma taka wizja autora? Moim zdaniem to wypaczenie
pierwowzoru, pozbawienie go pierwotnego sensu, bo niby dlaczego trwanie w
pamięci żyjących miałoby być dla duszy udręką? Nie mówię tu o
permanentnej żałobie na granicy depresji, ale o pamięci wynikającej z
pogodzenia się z losem, zwyczajnym zachowaniu kogoś we wspomnieniach.
Trzeba jednak przyznać, że ta posępna i niepokojąca wizja jest zarazem
oryginalna i mocno przemawiająca do wyobraźni. Rozczarowuje zarówno
wierzących, jak i ateistów, bazuje na największych ludzkich lękach,
budzi fundamentalny strach i niepewność co do przyszłości. Sam pomysł
istnienia dwóch równoległych światów, których trwanie jest ze sobą
ściśle powiązane i zależy od kondycji naszej pamięci, jest piękny,
romantyczny nawet. Kevin Brockmeier pokazał nam alternatywną wersję tej
koncepcji, gdzie zaświaty, równie niedoskonałe jak ziemska
rzeczywistość, są przedłużeniem ludzkiego żywota, a śmierć wbrew naszym
oczekiwaniom nie przynosi odpowiedzi na filozoficzne i ontologiczne
pytania, jedynie uzależnia od pamięci żyjących. Wizja postapo nie
ogranicza się do świata realnego, lecz sięga dalej i głębiej, przenosi
się w inny wymiar, dotyka mocniej odbierając istnienie po raz wtóry.
Przemawia do wyobraźni samotność ostatniego człowieka na ziemi, zaś
powiedzenie "nie mam po co żyć" nabiera zupełnie innego, przerażająco
trafnego znaczenia. Heroiczna wędrówka Laury przez antarktyczną pustynię
to - oprócz bicia serca - jedyna rzecz, która odróżnia żyjących od
zmarłych; typowo ludzki imperatyw, by nie czekać bezczynnie na śmierć,
podjąć jakiekolwiek działanie, choćby bezsensowne i bezcelowe, nawet
jeśli oznacza wyjście śmierci naprzeciw.
Krótka historia umarłych to smutna opowieść o godzeniu się z
nieubłaganymi wyrokami losu, oswajaniu śmierci stroniącym jednak od
optymizmu, nadziei i pociechy. To nostalgiczne przypomnienie o roli,
jaką w naszym życiu odgrywa pamięć, która nie zawsze jest
błogosławieństwem. Proza Brockmeiera jest niełatwa, refleksyjna i
przygnębiająca, przynajmniej dla mnie, ale zwraca uwagę oryginalnym
pomysłem i niebanalnym sposobem wykorzystania pierwotnych wierzeń -
niebanalnym na tyle, że spokojnie można przymknąć oko na drobne
mankamenty fabuły.
Moja ocena: 3/5 (interesująca, warto przeczytać)
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/28594/krotka-historia-umarlych/opinia/1001497#opinia1001497
Ranyyyy, nie znoszę tego pisać, ale tym razem zrobię wyjątek- nie dla mnie:) Pełna podziwu jestem- skąd ty tę ksiażkę masz? Rany boskie!!!
OdpowiedzUsuńanetapzn - książka przeleżała z rok na półce, zanim się za nią zabrałam, a mam ją z jakiejś wymianki na lc, z nazwiskiem dawnej właścicielki nawet :)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
A ze mną się wymieniłaś:) Na "kobieta bez twarzy". Pewnie nazwisko Moniki na niej jest:) Dziwna to książka ale nawet mi się podobała. Nietypowa.Inna.
UsuńPozdrawiam:)
Gosia B - ach, to ty! Kurczę, muszę sobie gdzieś zapisywać z kim i na co się wymieniam, fajnie byłoby pamiętać:)
UsuńKsiążka rzeczywiście dziwna, ale ja takie lubię. Średnia ocena wyraża moje wrażenie jakiegoś niedopracowania myśli przewodniej, losu bohaterów, choć nie można wykluczyć, że taki był zamysł autora:)
Pozdrawiam serdecznie!
Faktycznie,książka jakby nie miała żadnego celu. Ale z ciekawością śledziłam zmagania Laury i losy bohaterów miasteczka. Nawet zaczęłam się zastanawiać ilu ludzi w życiu spotkałam:)
UsuńGosia B-ach to ja Karolinko:) Pamiętam,bo nie wymieniam się zbyt często,a na tą książkę czekałaś aż przeczytam:D
Spokojnego wieczoru:)
Dokładnie to samo chciałam napisać co anetapzn :) Inna ta książka, a do innych się przyzwyczaiłam na Twoim blogu :)
OdpowiedzUsuńTrinity - heh, mnie skusił tytuł, nie wiedziałam, że to coś w rodzaju dystopii/postapo. Ale połączenie całkiem udane!
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Nie mam ochoty na przygnębiające, melancholijne historie. Wystarczy, że mój ponury widok za oknem wprowadza mnie psychiczny dołek, dlatego poszukuje bardziej optymistycznych powieści.
OdpowiedzUsuńMoże i wzbudziła u Ciebie mieszane uczucia, ale i tak chętnie bym ją przeczytała. Zaintrygowała mnie ta książka :)
OdpowiedzUsuńEdyta - prawda, że brzmi intrygująco? Ja w każdym razie nie żałuję, że się za nią zabrałam!
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Świetna recka, ale ta książka mogłaby mnie niepotrzebnie zdołować
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie fabuła i chętnie przeczytałabym tę książkę, ale na przeszkodzie staje mi brak wyjaśnień. Jeśli nie wiadomo, co staje się ludźmi z miasta, o których nikt żyjący już nie pamięta, to jest to dla mnie poważny mankament. Rozumiem, że to nie jest najważniejsze w tej powieści, ale jednak wolałabym, żeby autor przedstawił jakąś koncepcje.
OdpowiedzUsuńDosiak - myślę, że sugeruje dla każdego to, co wynika z jego przekonań - w sumie i dla nas życie po śmierci lub jego brak jest wielką niewiadomą, a w sumie nie jest to najistotniejsze w powieści:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Intrygująca - to słowo jako pierwsze przychodzi mi na myśl po przeczytaniu Twojej recenzji. Dopisuję do mojej listy na kwiecień ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie, lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuńCiekawy tytuł, interesują mnie wirusowe pandemie, więc myślę, że skuszę się na nią :D
OdpowiedzUsuńSheti - o wirusowej pandemii wiele się nie dowiesz, pozostaje w tle całej historii:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Zaintrygowałaś mnie ta książką, rozejrzę się za nią w mojej bibliotece. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO, czytałam tę książkę :) (to się rzadko zdarza, że znam już coś, co recenzujesz ;)). To jedna z tych, które kiedyś przypadkiem zgarnęłam z bibliotecznej półki. Bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńKsiążkozaur - faktycznie, rzadko zdarzają się nam wspólne lektury:)
UsuńMnie też się podobała, choć mocno mnie przygnębiła:)
Pozdrawiam serdecznie!
Lubię czytać melancholijne książki, ale raczej w okresie jesienno-zimowy, na razie więc książka będzie musiała poczekać, bo mam nadzieję, że wiosna jednak do nas w końcu zawita:)))
OdpowiedzUsuńRewelacja! Nawet się nie przyznałaś, że masz takie arcydzieło na półce:) Chętnie od Ciebie pożyczę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Widzę różne opinie o tej książce... Mnie osobiście podoba się zarys fabuły i przeczytałabym ją, aby ot tak oderwać się na chwilę od swej monotonii.
OdpowiedzUsuńzainteresowała mnie ta książka; D
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale tym razem chyba nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńRecenzja wspaniała, ale to niestety nie moje klimaty. Nie skuszę się. Pozdrawiam:)
Przymknę oko, bo książka bardzo mnie interesuje :)
OdpowiedzUsuńTrochę jakby moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńA ja pierwsze słyszę o tej książce, ale jej tematyka jest po prostu jakby stworzona dla mnie!! Cudowna!!
OdpowiedzUsuńObecnie wstrzymuję się z kupowaniem książek, bo już za kilka tygodni Dzień Książki i promocje :P Dopisuję na listę "must have", pod koniec miesiąca na pewno będzie moja! :D
Aaaaah! I dziękuję za banerek! :)
OdpowiedzUsuńWybacz, ale po przeczytaniu pierwszego zdania nie miałam ochoty czytać całej recenzji, bo zwyczajnie wiem, że książka nie jest w moim klimacie.
OdpowiedzUsuń