piątek, 26 kwietnia 2013

"Jutro przypłynie królowa"

Autor: Maciej Wasielewski
Tytuł: "Jutro przypłynie królowa"
Wydawnictwo: Czarne, 2013
Ilość stron: 165
Okładka: twarda

Pitcairn to mała, skalista wysepka zagubiona na Oceanie Spokojnym, mająca jakieś cztery kilometry kwadratowe powierzchni. Jest najodleglejszym terytorium zamorskim Wielkiej Brytanii; obecnie zamieszkuje ją sześćdziesiąt osób - potomków dziewięciu angielskich buntowników z Bounty i dwunastu tahitańskich kobiet.
Ludziom z zewnątrz Pitcairn jawi się jako raj na ziemi. Romantyczna legenda o dumnych potomkach XVIII - wiecznych marynarzy i Tahitanek o egzotycznej urodzie do dziś rozpala wyobraźnię, podobnie jak wizja niewielkiej, izolowanej wspólnoty żyjącej w komunie będącej marzeniem każdego hipisa, gdzieś na środku oceanu, skąd do najbliższego lądu są dwa dni żeglugi i gdzie sześć razy do roku podpływa statek. Brzmi jak sielanka, prawda?

W rzeczywistości, skrzętnie ukrywanej przez tubylców przed światem, wyspa jest więzieniem, a rządzi nią terror. Jej mieszkańcy od dziesięcioleci muszą podporządkowywać się bezwzględnym, niepisanym prawom regulującym stosunki społeczne i międzyludzkie, wynikającym z geograficznej i historycznej izolacji. Ucieczka stąd jest praktycznie niemożliwa, nie istnieje prywatność - wszyscy wiedzą o sobie wszystko, niczego nie da się ukryć, a jednocześnie żaden sekret nie może opuścić wyspy. A Pitcairneńczycy mają sporo do ukrycia. O wydarzeniach na wyspie wie każdy, bo każdy miał z nimi w taki czy inny sposób do czynienia, jednak nikomu nie wolno o nich opowiadać światu; zdrada jest surowo karana. I żeby było jasne, mówimy o współczesności.


Maciejowi Wasielewskiemu w dużej mierze udało się dotrzeć do prawdy o wyspie Pitcairn i jej mieszkańcach. Jego reportaż jest wstrząsającym świadectwem kultury, która na przestrzeni stuleci uczyniła z rajskiej wyspy "piekło oblepione miodem". Aby dostać się na nią, musiał przed tubylcami ukryć swe prawdziwe zamiary (dziennikarze są zastraszani i deportowani) i podać się za antropologa badającego żeglarskie sagi. Podczas pobytu na Pitcairn wielokrotnie spotykał się z zawoalowanymi groźbami, w końcu musiał opuścić to miejsce. Jednak materiał, jaki udało mu się zabrać, jest wymowny i przerażający.

Jutro przypłynie królowa  to niezwykle udana próba nakreślenia zasad rządzących zamkniętą społecznością, relacji i zależności charakteryzujących wspólnotą Pitcairn - brytyjską kolonią deklarującą swoją suwerenność, której mieszkańcy są anglofobami jak na potomków buntowników przystało - co nie przeszkadza im korzystać ze środków, jakie rząd brytyjski przeznacza na jej utrzymanie. Reguły koegzystencji nie są skomplikowane, społeczeństwo dzieli się na trzy grupy: rodowitych Pitcairneńczyków posiadających najwyższy status, Przechrztów (naturalizowanych przybyszów) oraz Judaszów, czyli zdrajców. O genezie tej ostatniej nazwy za chwilę.

Nie wiem kiedy, ale uwierzyliśmy, że wolno nam wszystko.

Kulturowa izolacja, oderwanie od korzeni, samowola i poczucie bezkarności zaowocowały moralną degrengoladą utrwalaną przez stulecia, która znalazła wyraz w przerażającym zwyczaju przekształconym w społeczną normę. O tragicznej sytuacji pitcairneńskich dziewcząt świat dowiedział się w 2004 roku, kiedy kilka z nich zdecydowało się przerwać zmowę milczenia i opowiedzieć o gwałtach, jakich na wyspie przez długie lata doświadczały kilkuletnie nawet dziewczynki. Zapoczątkowała je grupa najsilniejszych mężczyzn na wyspie zwanych Chłopcami, a wkrótce przywilej ten rozciągnął się na cała męską populację. Sieć wzajemnych zależności i przysług doprowadziła do społecznego przyzwolenia na gwałty, traktowane jako spłata zaciągniętego długu (pomoc przy budowie domu, przy zbiorze owoców, uratowanie życia). Gwałcono nawet własne krewniaczki (wyjątkiem były stosunki ojciec - córka, ale często zdarzało się, że tatuś udostępniał córkę bratu czy sąsiadowi licząc na odwzajemnienie przysługi), było to zachowanie powszechne, praktykowane przez całe pokolenia, którego nie uniknęła żadna kobieta na wyspie. Procesy sądowe, jakie ruszyły po pierwszych oskarżeniach, były farsą, podobnie jak wyroki. Rodziny, które zdecydowały się wystąpić przeciwko wspólnocie i zeznawać, spotykały się z groźbami i innymi szykanami, jako Judasze plasując się najniżej w społecznej hierarchii Pitcairneńczyków.

Kto oddał więcej przysług, ten stoi wyżej we wspólnotowej hierarchii. Kto zaciągał długi u wszystkich, ten nikomu nie może odmówić.

Maciej Wasielewski dotarł do świadków tamtych wydarzeń, zmienił ich personalia - i pozwolił mówić. Niektórzy z rozmówców nadal mieszkają na wyspie, innym udało się z niej uciec, ale dla ofiar gwałtów koszmar wciąż trwa. Nie potrafią poradzić sobie z traumą, zacząć nowego życia, nawiązać normalnych relacji międzyludzkich, rany psychiczne są zbyt głębokie.
Jednak choć wątek brutalnych gwałtów będących przywilejem mężczyzn jest w reportażu dominujący, najbardziej wstrząsający i najwięcej nam mówi o wyspiarzach i ich życiu, nie jest jedynym, jaki porusza autor. Sygnalizuje wiele innych kwestii, kilka pozostaje niedopowiedzianych, inne intuicyjnie wyczuwa, ale - jak sam stwierdza - boi się zapytać. Czytelnik musi sam snuć domysły, wnioskować ze skąpych wypowiedzi mieszkańców lub z tego, co ukryte między wierszami. Ta niejednoznaczność jest zarazem fascynująca i przerażająca, autor nie narzuca interpretacji odkrytych faktów; jakie jeszcze tajemnice kryje rajska wyspa na Pacyfiku?

Ogromną zaletą publikacji jest jej wielopłaszczyznowość. Wasielewski przytacza w skrócie historię wyspy, a więc buntu na Bounty, opowiada o początkach kolonizacji Pitcairn i krwawych wydarzeniach, które drastycznie ograniczyły liczbę kolonistów. Szokująca jest świadomość, że geny wyspiarzy pochodzą od dziewięciu Anglików i dwunastu tahitańskich kobiet; dla tubylców to powód do dumy, jednak dla nas to przede wszystkim koszmar w postaci obciążeń genetycznych, przez lata kumulujących się w małej, zamkniętej społeczności. Wiadomo, że wielu z marynarzy Bounty cierpiało na skłonności autodestrukcyjne i psychopatię, charakteryzowała ich impulsywność i agresja. Co takiego mogli odziedziczyć potomkowie skłonnych do dominacji, zaburzonych psychicznie mężczyzn i uległych, usłużnych Tahitanek? Czy wykształcone przez Pitcairneńczyków normy społeczne i powszechnie akceptowalne zachowania są wynikiem genetycznych obciążeń w równym stopniu, co kulturowa izolacja? Statystyki są bezlitosne i przerażające: odsetek ludzi z poważnymi zaburzeniami psychicznymi na świecie wynosi 1%, na Pitcairn... 30%.
Problem jednak jest bardziej złożony. Autor ukazuje stosunek Wielkiej Brytanii do swej maleńkiej kolonii na przestrzeni lat, jak również hierarchów Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, do którego należeli mieszkańcy wyspy. Mimo licznych sygnałów, że na Pitcairn źle się dzieje, władze jak długo mogły, ignorowały problem, pozostawiając zdesperowanych ludzi samych sobie. Czy w takiej sytuacji może dziwić bezkarność i samowola na wyspie?

Jutro przypłynie królowa to coś znacznie więcej, niż reportaż o życiu współczesnych potomków zbuntowanych XVIII - wiecznych marynarzy. Pitcairn jest metaforą społeczeństwa, które zatraciło zasady moralne niemal niezauważalnie, a doprowadziły do tego lata izolacji, chowu wsobnego, negacji kultury, obojętności innych. To studium zła, do jakiego zdolny jest człowiek bezkarny, oderwany od korzeni kulturowych i moralnych. Publikacja Wasielewskiego pokazuje, czym jest banalność zła, jak łatwo przekroczyć jego granice i zatracić istotę człowieczeństwa. To porażający siłą przekazu obraz zamkniętej społeczności i zasad nią rządzących, a także głęboka i wielowymiarowa analiza ludzkiej natury sięgająca pierwotnych źródeł kultury i moralności. Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, wręcz przeciwnie; i niech Was nie zmyli jej niewielka objętość: na niespełna stu siedemdziesięciu stronach kryje się prawdziwe bogactwo treści, szaleństwo emocji i fundamentalnych pytań o istotę człowieczeństwa. Gorąco polecam!


Moja ocena: 5/5

Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/163657/jutro-przyplynie-krolowa/opinia/11291151#opinia11291151



za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarne :)

10 komentarzy:

  1. a wydawać by się mogło, że takie wyspy to raj na ziemi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, świetna książka! Jak Ty już coś zrecenzujesz... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Maciej Wasielewski ukazał ogrom zła, jaki może unieść zaledwie mała wyspa. Sprawy, o których pisze po prostu trudno ogarnąć rozumem. Bardzo dobra i bogata w emocje lektura.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero niedawno miałam przyjemność poznać reportaże tego wydawnictwa i zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. W najbliższym czasie będę czytać kolejny więc ten tytuł będzie musiał nieco poczekać ... ale będę go miała na uwadze, szczególnie po Twoich wrażeniach z lektury.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo wszystko to chyba jednak nie dla mnie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pełna podziwu dla Twej tak dogłębnej opinii o książce, która ukazuje społeczność, która gdzieś tam została zapomniana, pozostawiona sobie i co z tego wynikło.)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czarne to chyba moje ulubione wydawnictwo, więc wszystkie ich książki biorę w ciemno:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowita tematyka, zupełnie mi nieznany zakątek świata, świetna recenzja - jestem na TAK, bardzo mnie zachęciłaś swoim tekstem - dziękuję :) Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie miałam pojęcia o istnieniu takiej społeczności!
    Muszę przeczytać ten reportaż, koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo lubię reportaże Wydawnictwa Czarne, bo są naprawdę świetnie napisane jak i bardzo ładnie wydane. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na "Jutro przypłynie królowa", ale Twoja recenzja bardzo mnie zaciekawiła :) I cieszę się, że to ponownie Polak jest autorem ;)

    OdpowiedzUsuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.