Tytuł: "W świecie jurt i szamanów"
Wydawnictwo: Muza, 2013
Ilość stron: 335
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Wspaniałe były te przerwy w podróży, gdy obolały schodziłem z konia i natychmiast jak długi uwalałem się obok zwierzęcia na miękkiej poduszce mchu. Drzemiąc w pachnących oparach tajgi zrywałem jagody zwisające nad głową. I chciałem już tak zostać na zawsze.
Bolesław Uryn to pisarz, fotograf i niezależny reporter, ale także niestrudzony podróżnik i pasjonat survivalu, który od siedemnastu lat co roku odbywa długie wyprawy do Mongolii: samochodem terenowym i konno po tajdze, stepie i pustyni lub kanadyjką - po rwących rzekach i krystalicznie czystych jeziorach. Zaznaczyć trzeba, że survival to dla autora nie szpanerskie udawanie komandosa, ale raczej szkoła życia, kuźnia charakteru i wspaniałe przygody w egzotycznej, odludnej scenerii. Zapierające dech w piersiach plenery Mongolii idealnie nadają się do tego typu wypraw; ta dzika, niegościnna kraina na peryferiach cywilizacji, zamieszkana przez potomków niezwyciężonego Czyngis - chana nieodmiennie kusi i fascynuje, zaś efektem tej fascynacji są fotografie zdobywające nagrody w prestiżowych konkursach, relacje z podróży publikowane na łamach tematycznych czasopism oraz książki - właśnie takie, jak ta.
W świecie jurt i szamanów to coś więcej niż tylko zapis wrażeń z licznych podróży do Mongolii; to znakomita, pełna pasji, wielowymiarowa opowieść o tej krainie: jej burzliwej historii, przebogatej, pełnej kontrastów przyrodzie, zadziwiającej kulturze dumnych i gościnnych potomków Temudżyna. Niniejsza książka wspaniale łączy w sobie zalety dobrego przewodnika zawierającego całe mnóstwo mniej lub bardziej znanych faktów historycznych, geograficznych i etnologicznych z dynamiczną, pełną życia, subiektywną relacją - dzięki temu czytelnik otrzymuje wyjątkowo pełny, wieloaspektowy i rzetelny obraz Mongolii, który mnie osobiście zachwycił i urzekł.
Bolesław Uryn zawarł w swojej książce sporo faktów typowo encyklopedycznych, ale podanych ciekawie, z wyraźnie wyczuwalną pasją, dzięki czemu bliżej im do ogniskowej gawędy, niż typowego wykładu. Uzupełniają je zapisy rozmów z gościnnymi tubylcami, rzeczowe refleksje wynikające z wieloletniej obserwacji i doświadczeń autora wyniesionych z mongolskiej codzienności, jak również starannie dobrane fragmenty relacji różnej maści podróżników: od Marco Polo, poprzez XIX - wiecznych pionierów w typie Konstantego von Rengartena czy Romana Maxymiliana Ungern von Sternberga, po współczesnych eksploratorów i towarzyszy poprzednich wypraw autora. Starannie wyważone proporcje pomiędzy elementami narracji czynią lekturą znacznie ciekawszą i bardziej atrakcyjną, niż można się było spodziewać.
Najwięcej miejsca poświęca Uryn mongolskiej historii - co jest zupełnie zrozumiałe ze względu na to, że jest ona żywym i nieodłącznym elementem codzienności; jak w żadnym innym miejscu na świecie widać, że teraźniejszość jest bezpośrednią kontynuacją przeszłości. Tu ludzie nadal żyją jak przed wiekami, a nieliczne modyfikacje i zdobycze cywilizacyjne tylko ten status podkreślają. Stąd też opowieść o Czyngis - chanie i stworzonym przezeń imperium, które odegrało ogromną rolę w historii Eurazji - od krajów arabskich po zachodnią Europę; postaci, która od ośmiuset lat jest największym powodem do dumy Mongołów. Mało kto wie, że ten siejący popłoch i przerażenie wódz był... rudowłosy i szarooki oraz że dziś na terenie Eurazji żyje około szesnastu milionów ludzi spokrewnionych z nim w linii prostej - taki jest efekt jego okrutnych podbojów i bezwzględnej polityki...
Sporo miejsca poświęca autor codziennemu życiu na stepie: kulturze i zwyczajom mongolskich koczowników; omawia fenomen jurty, która pozwala przetrwać jej mieszkańcom w skrajnych warunkach, kiedy roczne różnice temperatur sięgają 80 stopni Celsjusza; opowiada o największym mongolskim święcie i igrzyskach sportowych w jednym - Wielkim Naadamie, festiwalu kazachskich sokolników oraz - co mnie zaintrygowało najbardziej - instytucji szamana, jego roli na przestrzeni stuleci, znaczeniu dla społeczności koczowniczych, a także o lamaizmie, który aż do czasów komunizmu miał się w Mongolii całkiem nieźle wypierając tradycyjne wierzenia. Ciekawym rozdziałem jest ten poświęcony ałmasowi, czyli mongolskiemu yeti; wiara w niego jest powszechna w całym kraju, a jego istnienie potwierdza wiele relacji zarówno tubylców, jak i podróżników...
Bolesław Uryn podkreśla długą tradycję związku naszego kraju z Mongolią datującą się od XIII wieku - nie tylko za sprawą najazdów hordy Czyngis - chana, ale też misji niejakiego Benedykta Polaka, wrocławskiego mnicha wysłanego z papieską prośbą do wielkiego chana o zaniechanie najazdów na Europę czy też XIX - wiecznych podróżników i uczonych, jak hrabia Jan Potocki, profesor Benedykt Dybowski czy współczesnej paleontolog profesor dr Zofii Kielan - Jaworowskiej. Autor wspomina również swoje poprzednie wyprawy wraz z towarzyszami po bezdrożach Mongolii, obfitujące w niebezpieczne nieraz przygody, ale przede wszystkim ogromnie satysfakcjonujące i głęboko zapadające w pamięć, pozwalające poznać ten piękny, dziki kraj oraz egzotyczną, wspaniałą kulturę zamieszkujących go ludów. Co ważne - nie autor i jego perypetie są w tej opowieści najważniejsze, a jego osobowość nie dominuje nad narracją ani jej nie przytłacza; Bolesław Uryn nie epatuje czytelnika swoją ogromną przecież wiedzą, lecz koncentruje się na tym, co go otacza i niezmiennie fascynuje: przyrodzie, kulturze, napotkanych ludziach. Z jego prozy przebija pokora i dystans do samego siebie, otwartość na nowe doznania i doświadczenia, a przede wszystkim zaraźliwa pasja i entuzjazm budzący wielką sympatię czytelnika. Brakowało mi tego typu publikacji: subiektywnej relacji z podróży osadzonej w zajmująco nakreślonym kontekście historyczno - obyczajowym i szczerego zachwytu nad krainą, która choć poznawana od kilkunastu lat, nadal skrywa fascynujące tajemnice. Spodobało mi się to, że autor zamiast narzekać na chmary komarów i meszek unoszące się latem nad tajgą zachwyca się odurzającym zapachem stepu, nad którym unosi się delikatna mgiełka skondensowanych olejków eterycznych; że zamiast wybrzydzać nad tajgowym menu i ciasnotą koczowniczej jurty potrafi docenić i uszanować niezmieniony od stuleci styl życia zgodny z rytmem natury, podziwiać bezkresne przestrzenie nieskażone dotykiem cywilizacji, integrować się z naturą - i opowiadać o swoich wrażeniach w sposób tak naturalny, pełen zaraźliwego entuzjazmu, a zarazem pozbawiony naiwnego idealizowania czy nonszalanckiej wszechwiedzy. Dzięki temu W świecie jurt i szamanów to fascynująca, wielopłaszczyznowa opowieść o Mongolii pozwalająca poczuć powiew historii i oddech teraźniejszości, poznać wszystkie barwy i zapachy jej dzikiej, nieokiełznanej przyrody oraz doświadczyć magicznego dotyku wyjątkowej kultury potomków Czyngis - chana. Gorąco polecam wszystkim, którzy marzą o wyprawie w ten intrygująco piękny zakątek świata, przeżyciu niezapomnianej, męskiej przygody lub po prostu o odpoczynku od naszej jazgotliwej i gnuśnej rzeczywistości.
recenzja napisana dla portalu Oblicza Kultury :) |
Szczerze mówiąc niewiele wiem na temat Mongolii.Nad czym ubolewam.Za książkami typowo reporterskimi za bardzo nie przepadam,przeczytałam kilka ale odstręcza mnie zimny,bezpłciowy opis miejsc i sytuacji.Może akurat źle trafiłam,bo z tego co piszesz ta książka przepełniona jest myślami i odczuciami autora.Jeśli uda mi się ją gdzieś znaleźć to się skuszę,może dzięki niej polubię taką literaturę:)
OdpowiedzUsuńUdanego tygodnia:)
Gosia B - nie ma się czego obawiać, to naprawdę kawał porządnej, rzetelnej prozy, która jest w stanie zafascynować i przekonać do tego zakątka świata, jakim jest Mongolia:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Książkę widziałem w ofercie Muzy, ale póki co się wstrzymałem z zakupem.
OdpowiedzUsuńpisanyinaczej - jeśli to Twoje klimaty, polecam, bo warto:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Na książkę zwróciłam uwagę, gdy ukazała się w zapowiedziach. Mongolia urzekła mnie dawno temu dzięki książce "Tengeri. Syn Czarnego Wilka" i chętnie przeczytałabym relację pana Uryna :)
OdpowiedzUsuńKasia J - no popatrz, kolejna rzecz, która nas łączy:) Zaczynam się bać! :D
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
zaciekawił mnie ten szaman :D
OdpowiedzUsuńGdyby nie fakt, że nie tak dawno przytaszczyłam do domu piękny pakiecik książek podróżniczych, które wygrałam u Anety, pewnie znowy bym Ci zazdrościła, a tak po prostu muszę się za nie zabrać ;-) Nawet za tę Rumunię, na którą czekasz choć pewnie nie będzie pierwszą, która wpadnie mi w łapki ;-)
OdpowiedzUsuńalison2 - ależ oczywiście, że czekam na Rumunię! Siedzę jak na szpilkach, moja droga :D
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Zazdroszczę książki :P
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się ciekawa, jednak nie wpasowuje się chwilowo w moje kręgi zainteresować, bowiem dopiero co mam za sobą kucie na blachę najazdów mongolskich na ziemie europejskie (matura z historii to masakra), więc - póki co - z Mongolią chyba nie chcę mieć nic wspólnego, choć nie ukrywam, że pan Uryn wydaje się postacią niezwykle barwną i interesującą.
OdpowiedzUsuńAleż mi narobiłaś ochoty, widziałam Mongolię czytając Twój tekst jak żywą,wręcz czułam zapach trawy, surowy klimat; zwłaszcza, ze już bardzo dawno nie czytałam książki tego typu, zapisuję tytuł i autora w notesie, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńszukaj mnie we mgle - ja niektóre fragmenty czytałam dwukrotnie tylko po to, by pobudzić wyobraźnię; nie miałam pojęcia, że tajga tak odurzająco pachnie! Wszyscy tylko o tych chmarach komarów i już :/
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Książki opisujące podróże, pisane przez ludzi z pasją, są naprawdę warte poznania. Mongolia to kraj, o którym nie wiem zbyt dużo. Ten rejon świata niezbyt mnie interesuje, ale nowych informacji nigdy dosyć;)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji odniosłam wrażenie, że autor książki fachowo podszedł do tematu. Mongolia jak dla mnie to zbyt dziki i przede wszystkim zimny kraj, ale domyślam się, że istnieje wiele osób nim zafascynowanych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Lubię czytać reportaże i książki podróżnicze, ale tylko o miejscach, które mnie interesują. Do takich niestety nie należy Mongolia.
OdpowiedzUsuńW akademiku kiedyś mieszkałam z dziewczyną z Mongolii, przyjechała sobie do nas na Erazmusa. Nieźle co? :)
Beatriz - mam podobnie, ale Mongolia akurat mnie interesuje - stąd mój podwójny zachwyt:)
UsuńSpotkanie z potomkinią Czyngis - chana musiało być groźne :D
Pozdrawiam serdecznie!
Tematyka fascynująca, chętnie bym przeczytała przy odrobinie czasu.. może po maturze :)
OdpowiedzUsuńOstatnio książki podróżnicze mnie interesują, więc i tę dopisuję do listy, mimo że Mongolia raczej nie należy do obszaru, który miałabym ochotę zwiedzić.
OdpowiedzUsuńO, nawet nie wiedziałam, że wydał coś nowego. Czytałam pięknie wydaną "Mongolię. Wyprawę w tajgę i step". Jeśli nie znasz, to polecam. :)
OdpowiedzUsuńAnnRK - no oczywiście, że przeczytam! Strasznie mnie ciągnie w tamte rejony, przynajmniej teoretycznie :D
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Teoretycznie, to mnie też. W praktyce nie wiem czy uśmiechałoby mi się nocowanie w jurcie na dzikim stepie ze świadomością, że wokół nie ma nic, jeszcze dalej też nie ma nic, a za tym nic rozpościera się kolejne nic. :P
UsuńTaka książka to coś dla mojego chłopaka :) Chciał studiować etnologię, więc takie klimaty to jego brożka lub też konik :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie za to uwielbiam literaturę faktu - podaje prawdziwe informacje na tacy, ale nie robi tego w nużący sposób. Zazdroszczę autorowi tych wszystkich wypraw i chętnie poczytałabym o Mongolii kiedyś i dziś :)
OdpowiedzUsuńJa się na wstępie poddaję. Do literatury faktu podchodzę z dużym dystansem, ale po książki podróżnicze nie sięgam wcale. Dlatego zrezygnuję, choć brzmi dość ciekawie :)
OdpowiedzUsuń