Tytuł: "Rzymianami bendąc"
Wydawnictwo: Wiatr od Morza, 21.10.2016
Ilość stron: 240
Okładka: miękka
Niech nie zwiedzie Was
okładka przyciągająca wzrok kolorowymi, dziecięcymi rysunkami, ani zabawnie
brzmiący, okraszony błędem ortograficznym tytuł, sugerujący lekką, dowcipną,
być może nawet infantylną treść. W końcu autorem tej książki jest Matthew
Kneale, mający na swoim koncie znakomitych Anglików na pokładzie i Drobne występki w czasach obfitości. Kto miał do czynienia z jego
prozą, ten wie, że Brytyjczyk, będąc uważnym i wnikliwym obserwatorem ludzkiej
natury, zwykł wyjątkowo celnie punktować i z jednej strony bezlitośnie obnażać
wady, z drugiej zaś z taktem i empatią pochylać się nad ludzkimi
niedoskonałościami; autor, pod przykrywką błyskotliwego humoru przemyca w
swoich utworach treści mądre i ważkie, lekkim i przewrotnym stylem,
pogłębiającym wymowę i wzmacniającym wydźwięk treści, zwracając uwagę na
bolączki i problemy współczesnego (choć nie tylko) człowieka. Nie inaczej rzecz
się ma z najnowszą powieścią Kneala, jednak w przypadku Rzymianami
bendąc autor, by przemówić do wrażliwości i wyobraźni czytelnika, przykuć
jego uwagę i skłonić go do chwilowej chociażby zmiany perspektywy postrzegania
świata, zastosował zupełnie inne chwyty i literackie zabiegi.
Rzymianami bendąc to najeżona błędami ortograficznymi, gramatycznymi i stylistycznymi (brawa i
wyrazy uznania dla tłumacza!) opowieść dziewięcioletniego chłopca. Mały
Lawrence po rozwodzie rodziców zamieszkał wraz z matką i młodszą siostrą w
Londynie. Wygląda jednak na to, że ojciec nie ma zamiaru pogodzić się z
zaistniałą sytuacją, bo czyż w przeciwnym wypadku przyjeżdżałby ze Szkocji
specjalnie po to, by zastraszać, prześladować i szkalować byłą żonę? Rodzeństwo
z radością i ulgą przyjmuje więc decyzję matki, by na jakiś czas wyjechać do
Rzymu - miasta, w którym niegdyś studiowała i w którym mieszkają jej starzy
przyjaciele. Jednakże podróż ta, pobyt w Wiecznym Mieście, a przede wszystkim
zachowania i reakcje dawnych znajomych matki staną się katalizatorem wydarzeń
trudnych do ogarnięcia umysłem dziecka i uświadomią Larry'emu, że nie wszystko
jest takie, jakim się na pierwszy rzut oka wydaje.
Początek w najmniejszym
stopniu nie zapowiada dramatycznej treści ani nie przygotowuje czytelnika na
późniejszy rozwój wypadków. Oto bowiem dziecięcy narrator – bohater opowiada o
swoim codziennym życiu – szkolnych perypetiach, przepychankach z młodszą
siostrą, mieszkaniu z mamą po odejściu taty – o wszystkich tych zwyczajnych, a
jednak z punktu widzenia kilkulatka niezwykle istotnych sprawach. Opowieść
chłopca śledzimy zrazu z typową dla wielu dorosłych pobłażliwością, uprzejmym
zainteresowaniem, z jakim, pochłonięci własnymi sprawami, przysłuchujemy się
dziecięcej paplaninie. Aż nagle, w jednej chwili orientujemy się, że w tej pozornie
błahej, bezładnej historii coś jest nie tak. Wraz z rozwojem fabuły początkowo
niejasne podejrzenia zmieniają się w ponurą pewność, że w monologu dziecka
pojawia się jakiś zgrzyt, a kiedy w końcu dociera do nas, jakie jest jego
źródło, niemal włosy staja nam dęba na głowie, tak porażająca jest to
świadomość.
Dysonans pomiędzy tym, w
jaki sposób bohater postrzega rzeczywistość i wydarzenia, w jakich uczestniczy
– jako coś naturalnego, oczywistego, zwyczajnego - a tym, jak widzi je i ocenia dorosły czytelnik,
któremu natychmiast zapala się czerwona, ostrzegawcza lampka, wywiera
niesamowite, piorunujące wrażenie. Uświadamiamy sobie, jak wrażliwym,
inteligentnym, odpowiedzialnym i nad wiek dojrzałym dzieckiem jest Larry – i
jak dalece na kształtowanie tych cech miały wpływ zawirowania związane z
rozwodem rodziców oraz wynikające z tego faktu konsekwencje. Dociera do nas, w
jak ogromnym stopniu dzieci przejmują sposób myślenia dorosłych i ich
postrzegania świata oraz jak wielkim jest to obciążeniem dla ich psychiki.
Śledzimy, jak Lawrence
próbuje sobie radzić z odpowiedzialnością za problemy dorosłych (po części
narzuconą z góry, być może nawet nieświadomie, ale jednak, po części przyjętą z
poczucia obowiązku i będącą konsekwencją miłości do matki), z własnymi emocjami
i uczuciami wobec najbliższych, które są mocno ambiwalentne, jak desperacko
usiłuje zrozumieć to, co przydarza się jemu i jego rodzinie oraz poszukuje
jakiegokolwiek punktu zaczepienia, by móc kurczowo się go trzymać i uchronić
swój świat przed chaosem. Larry jest bystrym obserwatorem, dostrzega więcej,
niż jest w stanie zrozumieć, a przede wszystkim więcej, niż otoczeniu się
wydaje – próbuje objaśnić sobie to, czego doświadcza zgodnie ze specyficzną
dziecięcą logiką, a czytelnik z rosnącą fascynacją, ale i przerażeniem może
śledzić, w jaki sposób psychika dziecka wytwarza mechanizmy obronne w
zetknięciu z sytuacją, która przekracza granice jego pojmowania.
Dziecięca perspektywa,
przedstawiona tak wiarygodnie pod kątem psychologicznym, okazała się strzałem w
dziesiątkę. I nie chodzi tylko o styl naśladujący dziecięcy – odrobinę naiwny,
infantylny – o język, w którym aż roi się od różnego rodzaju błędów – od
ortograficznych do składniowych; to wszystko ma jedynie zwrócić uwagę na to, co
naprawdę istotne, a ukryte głębiej. Na całkowicie odmienny sposób postrzegania
świata, na zupełnie inne priorytety, na różnice w podejściu do tych samych
kwestii. Zwraca uwagę, jak wyjątkowo celne i trafne potrafią być dziecięce
obserwacje, które nieraz dotykają sedna, do którego dorośli nawet się nie
zbliżają i z jaką łatwością nazywają rzeczy po imieniu. Uświadamia, jak kruchą
i delikatną konstrukcją jest psychika dziecka, jak łatwo ją wypaczyć,
straumatyzować – i jak ogromnych nakładów sił oraz cierpliwości wymaga naprawa
krzywd wyrządzonych przez dorosłych.
Rzymianami bendąc to
książka przykuwająca uwagę od pierwszego zdania. Stylizacja narracji na
dziecięcą to nie tani chwyt, mający zmiękczyć serca co wrażliwszych
czytelników, ale fragment dobrze przemyślanej koncepcji. Celem autora było
zwrócenie uwagi na pewne kwestie, o których napisałam powyżej – i dokonał tego
wszelkimi dostępnymi środkami, jakie miał do dyspozycji. Psychologiczna
wiarygodność, budowana konsekwentnie na wielu płaszczyznach, opierająca się na
oryginalnym, choć karkołomnym pomyśle, jest największym atutem powieści Kneala;
dziecięcy bohater jest przekonujący i autentyczny w swoich reakcjach,
zachowaniu, odruchach i emocjach, nieprzerysowany, prawdziwy – stąd porażająca
siła jej wymowy. Powieść Brytyjczyka to nie tandetny wyciskacz łez, a mądra,
poruszająca książka zwracająca uwagę na błędy, jakie popełniają dorośli w
relacjach z dziećmi i ukazująca rozmiar spustoszeń, jakich mogą one dokonać w
dziecięcej psychice. Fascynujące było móc śledzić tok myślenia małego bohatera,
tak bardzo różniący się od naszego; nie można nie docenić wyczucia, taktu i
psychologicznej wiedzy, jaką wykazał się autor oraz talentu, który pozwolił mu
tak rzetelnie i przekonująco oddać niuanse dwóch perspektyw, dwóch punktów
widzenia: osoby dorosłej i dziecka. Gorąco polecam tę niesamowitą, piękną i
wzruszającą powieść; skłania do refleksji, nie pozostawia obojętnym i siedzi w
głowie jeszcze długo po zakończeniu lektury. A o to przecież w literaturze
chodzi.
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/3866616/rzymianami-bendac/opinia/35825337#opinia35825337
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Wiatr od Morza :) |
Przyznaję bez bicia, że dałam się zwieść, bo patrząc na tytuł i okładkę spodziewałabym się zupełnie innej lektury. Przekonałaś mnie do poszukania tej książki. W minionych miesiącach miałam okazję przeczytać dwie inne również napisane z perspektywy dziecka i bardzo dobrze je wspominam, choć każda wywołała wiele emocjonalnych reakcji...
OdpowiedzUsuńZachwyca mnie to, że są tak wiarygodne psychologicznie! Mam nadzieję, że i ta powieść przypadnie Ci do gustu. 😉
UsuńMam nadzieję, że będę się mogła o tym wkrótce przekonać :)
UsuńDzięki za tą recenzję. "Anglicy" byli moją książką roku 2015, a przegapiłem nie tylko tą powieść ale też "Występki"! A MUSZĘ to przeczytać. Ja też byłem chłopcem, kiedy rodzice się rozwodzili, i też miałem młodszą siostrę. No cóż, cholernie jestem ciekaw i już się trochę boję, bo przeżywam takie lektury bardzo mocno, a "dziecko we mnie" nie zawsze budzi to, do czego chciałbym wracać... W zasadzie zwykle właśnie nie...
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie! Być może książka stanie się dla Ciebie czymś w rodzaju katharsis.
UsuńTrochę się boję tych błędów, ale tak poza tym całkiem kusząca.
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie, to trochę tak, jakbyś czytała dziecięce wypracowanie, można się przyzwyczaić 😁
UsuńMasz rację, też dałam się oszukać, choć przecież czytałam już dwie poprzednie książki tego autora. Zaczynałam lekturę z pobłażliwym uśmiechem na ustach, a potem ten uśmiech stopniowo znikał i zastąpiły go ciarki. I to zakończenie, od momentu konfrontacji z ojcem! Przerażające i bardzo prawdziwe. Też niedługo będę recenzować powieść, wtedy rozpiszę się szerzej :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mamy podobne odczucia! Z niecierpliwością czekam na Twoją recenzję ^^
Usuń