czwartek, 17 grudnia 2015

"Spalić wiedźmę" - recenzja przedpremierowa

Autor: Magdalena Kubasiewicz
Tytuł: "Spalić wiedźmę"
Wydawnictwo: Genius Creations, 11. 01. 2016
Okładka: miękka

Sięgając po powieści z gatunku fantasy, najchętniej wybieram takie, których fabuła nawiązuje bądź czerpie ze świata mitów i legend, zaś wykreowane przez autora uniwersum stanowi kompilację swojsko współczesnej rzeczywistości i świata rodem z baśni, mitów i podań. Jeśli na dodatek fabuła odwołuje się do naszej rodzimej, słowiańskiej mitologii, a także odnosi do przeszłości, folkloru i topografii jakiegoś miejsca (jak na przykład w Nigdziebądź Gaimana), zaś wszystko to spowija otoczka magii i czarów, to zdecydowanie jest to lektura dla mnie wręcz wymarzona. Taką książką okazała się debiutancka powieść Magdaleny Kubasiewicz Spalić wiedźmę; powieść, której autorka zaprasza czytelników do starego, dobrego, magicznego Krakowa, przy czym to ostatnie określenie należy potraktować jak najbardziej dosłownie. Kubasiewicz uczyniła bowiem miasto areną - i przedmiotem - zmagań sił nadprzyrodzonych, w których stawką jest dalsze istnienie metropolii.

Sara Weronika Sokolska, zwana Saniką, nosi dumne miano Pierwszej Czarownicy Polanii, a do jej obowiązków należy ochrona Krakowa przed mrocznymi, magicznymi siłami i trzymanie w szachu wszelkiej maści nadprzyrodzonych istot, które mogłyby zagrozić miastu i jego mieszkańcom. Bezkompromisowa, dzika i uparta Sanika ma niełatwe zadanie, zwłaszcza, że nie może liczyć na wsparcie Loży Magów, z którą jest skonfliktowana - nikt jednak nie śmie przeciwstawić się ulubienicy króla Juliana Łukomskiego, potężnej wiedźmie znikąd, której magiczne zdolności nie zostały usankcjonowane żadnym uniwersyteckim tytułem, co nie mieści się w głowach ambitnym i dumnym członkom Loży.
Pewnego dnia Sanika odkrywa, że miasto, którego ma strzec, znalazło się w wielkim niebezpieczeństwie. Hordy trzymanych dotąd w szachu magicznych istot wykazują nadzwyczajną aktywność, ktoś - lub coś - łamie ochronne zaklęcia, jakie czarownica roztoczyła nad Krakowem, dopuszcza się ataków na obrońców stolicy Polanii oraz kradzieży magicznych artefaktów, zapewniających miastu bezpieczeństwo. Wszystko wskazuje na to, że nadnaturalne siły, które moc wiedźmy trzymała dotąd z dala od Krakowa, szykują się do ostatecznego ataku; zaciera się granica pomiędzy światami, a nocny król gotuje się do konfrontacji z Saniką i przejęcia władzy nad miastem.

Mam ostatnio szczęście do powieściowych debiutów – książka Magdaleny Kubasiewicz jest tego potwierdzeniem. Wykreowany przez autorkę świat zachwyca i oszałamia wielowymiarowością, bogactwem i – paradoksalnie – rozmachem, choć miejsce akcji ogranicza się do Krakowa. Ale za to jak przedstawionego! Stolica europejskiego mocarstwa, Polanii, jest miastem nowoczesnym, korzystającym z wszelkich zdobyczy cywilizacji, stanowiących nieodłączny element współczesności, a jednocześnie dosłownie zanurzonym w magii; ona również jest integralną częścią rzeczywistości, choć dostępną tylko dla wybranych: adeptów tej trudnej sztuki na magicznych uniwersytetach oraz czarownic, czarodziejek i magów zrzeszonych w Loży, których zadaniem jest kontrolowanie magicznych sił i ochrona miasta. W tym świecie obok ludzi pojawiają się istoty nadprzyrodzone, żywcem wyjęte ze słowiańskiej mitologii (biesy, strzygi, żywiołaki, topielice, boginki) i krakowskich legend (mistrz Twardowski, Smok Wawelski, diabeł krzysztoforski); o zachowanie kruchej równowagi i spokój w mieście dba nadworna czarownica, czyli Sanika. Oba te światy – ludzki i nadnaturalny – wchodzą ze sobą w interakcje, przenikają się wzajemnie, łączą w płynny, naturalny, pozbawiony jakichkolwiek zgrzytów sposób; czytelnik po prostu akceptuje bez mrugnięcia okiem wszelkie pomysły autorki i daje się porwać jej opowieści.

Sam Kraków został przedstawiony jako miejsce z gruntu niezwykłe, niemal predestynowane do emanowania magiczną mocą i zamieszkiwania przez istoty nadprzyrodzone. W nawiązaniu do miejskiej legendy z początków XX wieku o wawelskim czakramie, jest on miejscem, gdzie granica między światami jest cieńsza niż gdziekolwiek indziej, a magiczne siły są szczególnie aktywne; kamień wydzielający energię miał się ponoć znajdować na terenie nieistniejącego dziś kościoła św. Gereona na Wzgórzu Wawelskim, który to motyw autorka bardzo pomysłowo wykorzystała w fabule: ów kamień, wraz z lustrem Twardowskiego i Nożem Dwóch Braci z Sukiennic, uczyniła potężnymi artefaktami o magicznej mocy, które miały chronić Kraków przed siłami zła. Muszę przyznać, że ta zgrabna, oryginalna trawestacja krakowskich legend bardzo przypadła mi do gustu.
Dużo frajdy sprawia odkrywanie miasta, a raczej jego nieznanego oblicza, w czym swoją rolę odgrywa jego topografia – podobnie jak w Gaimanowskim Londynie Pod każda lokacja, raczej dobrze znana większości czytelników, ma swoją podszewkę i dodatkowe znaczenie. Przemierzając ulice Krakowa stopniowo odkrywamy niuanse świata przedstawionego – wiedza o nim nie jest bynajmniej podana na tacy, trzeba ją sobie budować z okruchów informacji pojawiających się tu i ówdzie w tekście, a układających się w konkretną wizję. Poznajemy prawa rządzące światem, różne jego wymiary i odcienie – nasza perspektywa poszerza się wraz z rozwojem fabuły, a koncepcja autorki nabiera kształtów i rumieńców. Paradoksalnie im więcej się o nim dowiadujemy, tym bardziej mroczny i tajemniczy nam się wydaje, coś wspaniałego!

Nawet ograny i mocno wyeksploatowany motyw walki dobra ze złem, stanowiący sedno fabuły, prezentuje się zaskakująco świeżo i atrakcyjnie.  Granice między nimi nie są jednoznacznie określone i o ile sama Sanika reprezentuje moce chroniące miasto, zaś nocny król – zło, ciemność i upadek, o tyle siły, jakimi posługuje się czarownica, są równie potężne i niebezpieczne, jak te, którymi dysponuje jej adwersarz i bardzo prawdopodobne, że wywodzą się z jednego źródła. O ile jednak korzenie magii mogą budzić wątpliwości, o tyle cele i motywacje przeciwników są jasno określone, siły zrównoważone, a wynik konfrontacji – niepewny. I to jest kolejny atut powieści Kubasiewicz – nic nie jest oczywiste, jednoznaczne i jednowymiarowe, wszystko ma pozytywne i negatywne aspekty i nie zawsze na pierwszy rzut oka można stwierdzić, jak jest naprawdę – co jest szczególnie intrygującą kwestią w przypadku postaci bohaterów. A konkretnie bohaterki, bo to Sanika zdominowała fabułę i przyćmiła pozostałe postaci.

Właściwie nic w tym dziwnego, zważywszy na charakter, jakim obdarowała ją autorka: wiedźma jest zbuntowana, dzika, nieokiełznana, chadza własnymi ścieżkami, a przy tym jest śmiertelnie niebezpieczna. Nikt nie wie, skąd się wzięła, jak trafiła pod skrzydła swej poprzedniczki Kaliny i na dwór Juliana. Przeszłość Saniki pozostaje tajemnicza i niejasna, czytelnik poznaje zaledwie jej fragmenty, a raczej migawki, które trudno interpretować w sposób nie budzący żadnych obiekcji – czy to z retrospekcji, snów, wizji samej Saniki, strzępów jej wypowiedzi, czy też aluzji innych bohaterów – ale w tym gąszczu niedomówień tkwi cały urok jej postaci. Wobec wielu niejasności, sekretów i wątpliwości spowijających postać bohaterki, trudności, jakie trzeba sobie zadać, by poskładać jej portret z tropów podrzucanych przez autorkę, Sanika w dużej mierze pozostaje dla nas zagadką. Stanowczo trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to kwestia niedopracowania postaci, a celowy zamysł autorki, gdyż to, czego się dowiadujemy, daje mocne przesłanki ku temu, by uznać wizję Kubasiewicz za spójną, a postać protagonistki – za doskonale przemyślaną.
Inni bohaterowie pozostają w cieniu wiedźmy, ale znowu, nie ze względu na niedostatki warsztatowe, ale określoną koncepcję autorki. Sanika przytłacza ich osobowością, przyćmiewa talentami i choć na godną przeciwniczkę wyrasta czarodziejka Lidia, intrygujący wydaje się być przewodniczący Loży, Krystian Chmielewski, a spory potencjał ma w sobie król Julian Łukomski, żadne z nich nie może się równać z Pierwszą Czarownicą Polanii.

Niektórzy czytelnicy mogą mieć wrażenie, że ograniczenia, jakie narzuciła sobie autorka – czyli zawężenie świata przedstawionego do Krakowa i celowo zaburzone proporcje w kreacji sylwetek bohaterów – działają na niekorzyść powieści; nic bardziej mylnego. Uniwersum może i zostało zredukowane do samego Krakowa, ale i wykreowane „na bogato” – dzięki specyfice miasta, kipiącego historią, obrosłego legendami, cechującego się niepowtarzalną atmosferą, lecz także za sprawą wyobraźni autorki, której nie tylko udało się znakomicie uchwycić jego charakter, ale i przetworzyć wszystkie jego składowe na swój własny sposób, zgodny jednak z duchem i klimatem oryginału.
Spalić wiedźmę to nieszablonowa, świeża, zachwycająca twórczym wykorzystaniem popularnych motywów oraz kreatywną adaptacją mitów i legend powieść fantasy, zaskakująca bogactwem i wielowymiarowością pozornie prostej, a tak naprawdę rozgałęziającej się w najmniej oczekiwanych kierunkach fabuły, jak i jej dopracowaniem w najdrobniejszych szczegółach oraz przemyślaną koncepcją, której autorka nie narzuca czytelnikowi, lecz pozwala odkrywać jej niuanse - i zachwycać się nimi -  krok po kroku. Jeśli więc gustujecie w  fabule osnutej wokół legend, baśni, mitów i magii, a jednocześnie cenicie niebanalność i lubicie dawać się zaskoczyć autorowi - jest to lektura dla Was.

Moja ocena: 5/5


za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Genius Creations ;)

11 komentarzy:

  1. Zrezygnowałam ostatnio z czytania debiutów, zbyt wiele razy sięzraziłam, ale ta Wiedźma mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam taki czas, ale ostatnio trafiam na zadziwiająco dobre debiuty - jak choćby "Pan Darcy nie żyje" czy "Król Wron" ;) A po Wiedźmę warto sięgnąć :v

      Usuń
  2. Ah! Musiałam przeczytać Twoją recenzję, mimo iż dopiero wczoraj zaczęłam lekturę ;) Wychodzi na to, że czeka mnie dobra przygoda :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze, a miałam sobie ten tytuł odpuścić. Zaskoczyłaś mnie swoją opinią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem miłośniczką powieści fantasy, więc raczej się nie skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Osobiście jestem zawiedziona i książką, i recenzją.
    Za Spalić Wiedźmę wzięłam się właśnie ze względu na Twoją recenzję i muszę powiedzieć, iż nie mogę się z nią zgodzić. Książka jest słabo wydana [blędy edytorskie], a sama treść jest dokładnym przeciwieństwem tego, co przedstawia recenzja. Czasem mam nawet wrażenie, że recenzentka próbuje przekonać czytelników, że to, co w ksiązce było złe, było w istocie dobre.
    Sara może i jest dla czytelników zagadką, ale jest to ten gatunek zagadki, który szybko się nudzi i zaczyna drażnić, bo nie jest interesujący, tylko przeidealizowany i nie ma w nim nic zaskakującego. Drugoplanowe postacie są zaś bardzo schematyczne. Ich wypowiedzi brzmią sztucznie, zaś język samej autorki pełen jest szablonów i pustych wyrażeń.
    Wymieniać można by jeszcze długo, jednak nie piszę własnej recenzji, a komentuję czyjąś. Dlatego powiem tylko, że wiem, że gdy obejmujemy nad czymś patronat trzeba zrobić temu dobrą reklamę. Ale sądzę, że opisywanie słabej książki, jako wspaniałej jest działaniem na własną szkodę, bo traci się wiarygodność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimie,

      bardzo mi przykro, że czujesz się zawiedziona, co więcej - rozumiem Twoje rozgoryczenie, miewam podobnie, kiedy nie potrafię zachwycić się czymś, co polecają inni.
      No cóż, każdy ma prawo do swoich odczuć - z którymi dyskutować nie wypada - i opinii, z Twoją z kolei trudno mi się zgodzić. Swoje argumenty za taką, a nie inną oceną książki przedstawiłam w recenzji i nie będę się powtarzać. Trudno mi doszukać się w powieści wad, które Ty dostrzegłaś: schematyczności, sztuczności i czegokolwiek irytującego, co skłoniło Cię, by zarzucić mi, że w istocie zachwalam książkę słabą i mierną (co do wspomnianych przez Ciebie błędów - w moim ebookowym egzemplarzu nic niepokojącego nie rzuciło mi się w oczy).
      Tłumaczyć się z recenzji nie mam zamiaru, bo zawsze staram się solidnie uzasadnić swoją ocenę. Za każdym razem piszę w zgodzie z własnymi odczuciami, zaś podpisując się imieniem i nazwiskiem, nie występując pod pseudonimem czy jako anonim, ponoszę odpowiedzialność za swoje słowa. I rozumiem, że zarzucanie mi nachalnego promowania słabej literatury wynika właśnie z Twojego rozgoryczenia i zawodu lekturą - przyjmuję to do wiadomości. Patronuję książce, która mnie ujęła i pozytywnie zaskoczyła, czym z przyjemnością podzieliłam się z czytelnikami. Przykro mi, że nie znalazłaś w niej tego, co ja. I dziękuję za dobrą radę, do której nawiasem mówiąc zwykle się stosuję: nigdy nie opisuję książek, które uznałam za słabe, jako wspaniałe - sądzę, że między innymi za to cenią mnie czytelnicy bloga. Nie każdego można zadowolić, niestety.

      Usuń
    2. Drogi Anonimie!

      Twoje zarzuty z pewnością miałyby większą wagę, gdybyś, mimo wszystko, podpisał się pod nimi. My naprawdę nie wysyłamy rosyjskich zabójców za konstruktywną, uzasadnioną krytykę.
      Błędy edytorskie - nie podałaś żadnego przykładu, nie umiem więc w żaden sposób odnieść się do tego zarzutu.
      Twojej opinii na temat lektury nie zamierzam kwestionować, bo to subiektywne odczucie. Ale i niespecjalnie życzę sobie sugestii, że patronaty proponujemy ludziom, którzy wystawiają nam laurki. Każdy patron dostaje dużo większy fragment, niż publikujemy oficjalnie, i to na jego podstawie podejmuje decyzję o jego objęciu (lub też nie), nikt nie jest przymuszany.

      Usuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.