Tytuł: "Spalić wiedźmę"
Wydawnictwo: Genius Creations, 11. 01. 2016
Okładka: miękka
Sięgając po powieści z gatunku fantasy, najchętniej
wybieram takie, których fabuła nawiązuje bądź czerpie ze świata mitów i legend,
zaś wykreowane przez autora uniwersum stanowi kompilację swojsko współczesnej
rzeczywistości i świata rodem z baśni, mitów i podań. Jeśli na dodatek fabuła
odwołuje się do naszej rodzimej, słowiańskiej mitologii, a także odnosi do
przeszłości, folkloru i topografii jakiegoś miejsca (jak na przykład w Nigdziebądź Gaimana), zaś wszystko to spowija otoczka magii i
czarów, to zdecydowanie jest to lektura dla mnie wręcz wymarzona. Taką książką okazała się debiutancka powieść Magdaleny Kubasiewicz Spalić
wiedźmę; powieść, której autorka zaprasza czytelników do starego,
dobrego, magicznego Krakowa, przy czym to ostatnie określenie należy
potraktować jak najbardziej dosłownie. Kubasiewicz uczyniła bowiem miasto areną
- i przedmiotem - zmagań sił nadprzyrodzonych, w których stawką jest dalsze
istnienie metropolii.
Sara Weronika Sokolska, zwana Saniką, nosi dumne
miano Pierwszej Czarownicy Polanii, a do jej obowiązków należy ochrona Krakowa
przed mrocznymi, magicznymi siłami i trzymanie w szachu wszelkiej maści nadprzyrodzonych
istot, które mogłyby zagrozić miastu i jego mieszkańcom. Bezkompromisowa, dzika
i uparta Sanika ma niełatwe zadanie, zwłaszcza, że nie może liczyć na wsparcie
Loży Magów, z którą jest skonfliktowana - nikt jednak nie śmie przeciwstawić
się ulubienicy króla Juliana Łukomskiego, potężnej wiedźmie znikąd, której
magiczne zdolności nie zostały usankcjonowane żadnym uniwersyteckim tytułem, co
nie mieści się w głowach ambitnym i dumnym członkom Loży.
Pewnego dnia Sanika odkrywa, że miasto, którego ma
strzec, znalazło się w wielkim niebezpieczeństwie. Hordy trzymanych dotąd w
szachu magicznych istot wykazują nadzwyczajną aktywność, ktoś - lub coś - łamie
ochronne zaklęcia, jakie czarownica roztoczyła nad Krakowem, dopuszcza się
ataków na obrońców stolicy Polanii oraz kradzieży magicznych
artefaktów, zapewniających miastu bezpieczeństwo. Wszystko wskazuje na to, że
nadnaturalne siły, które moc wiedźmy trzymała dotąd z dala od Krakowa, szykują
się do ostatecznego ataku; zaciera się granica pomiędzy światami, a nocny król
gotuje się do konfrontacji z Saniką i przejęcia władzy nad miastem.
Mam ostatnio szczęście do powieściowych debiutów –
książka Magdaleny Kubasiewicz jest tego potwierdzeniem. Wykreowany przez
autorkę świat zachwyca i oszałamia wielowymiarowością, bogactwem i –
paradoksalnie – rozmachem, choć miejsce akcji ogranicza się do Krakowa. Ale za
to jak przedstawionego! Stolica europejskiego mocarstwa, Polanii, jest miastem
nowoczesnym, korzystającym z wszelkich zdobyczy cywilizacji, stanowiących nieodłączny
element współczesności, a jednocześnie dosłownie zanurzonym w
magii; ona również jest integralną częścią rzeczywistości, choć dostępną tylko
dla wybranych: adeptów tej trudnej sztuki na magicznych uniwersytetach oraz
czarownic, czarodziejek i magów zrzeszonych w Loży, których zadaniem jest
kontrolowanie magicznych sił i ochrona miasta. W tym świecie obok ludzi pojawiają się istoty nadprzyrodzone, żywcem wyjęte ze słowiańskiej mitologii (biesy,
strzygi, żywiołaki, topielice, boginki) i krakowskich legend (mistrz
Twardowski, Smok Wawelski, diabeł krzysztoforski); o zachowanie kruchej
równowagi i spokój w mieście dba nadworna czarownica, czyli Sanika. Oba te
światy – ludzki i nadnaturalny – wchodzą ze sobą w interakcje, przenikają się
wzajemnie, łączą w płynny, naturalny, pozbawiony jakichkolwiek zgrzytów sposób;
czytelnik po prostu akceptuje bez mrugnięcia okiem wszelkie pomysły autorki i
daje się porwać jej opowieści.
Sam Kraków został przedstawiony jako miejsce z gruntu
niezwykłe, niemal predestynowane do emanowania magiczną mocą i zamieszkiwania
przez istoty nadprzyrodzone. W nawiązaniu do miejskiej legendy z początków XX
wieku o wawelskim czakramie, jest on miejscem, gdzie granica między światami
jest cieńsza niż gdziekolwiek indziej, a magiczne siły są szczególnie aktywne;
kamień wydzielający energię miał się ponoć znajdować na terenie nieistniejącego
dziś kościoła św. Gereona na Wzgórzu Wawelskim, który to motyw autorka bardzo
pomysłowo wykorzystała w fabule: ów kamień, wraz z lustrem Twardowskiego i
Nożem Dwóch Braci z Sukiennic, uczyniła potężnymi artefaktami o magicznej mocy,
które miały chronić Kraków przed siłami zła. Muszę przyznać, że ta zgrabna,
oryginalna trawestacja krakowskich legend bardzo przypadła mi do gustu.
Dużo frajdy sprawia odkrywanie miasta, a raczej jego
nieznanego oblicza, w czym swoją rolę odgrywa jego topografia – podobnie jak w
Gaimanowskim Londynie Pod każda lokacja, raczej dobrze znana większości
czytelników, ma swoją podszewkę i dodatkowe znaczenie. Przemierzając ulice
Krakowa stopniowo odkrywamy niuanse świata przedstawionego – wiedza o nim nie
jest bynajmniej podana na tacy, trzeba ją sobie budować z okruchów informacji
pojawiających się tu i ówdzie w tekście, a układających się w konkretną wizję.
Poznajemy prawa rządzące światem, różne jego wymiary i odcienie – nasza
perspektywa poszerza się wraz z rozwojem fabuły, a koncepcja autorki nabiera kształtów i rumieńców. Paradoksalnie im więcej się o nim dowiadujemy, tym bardziej mroczny
i tajemniczy nam się wydaje, coś wspaniałego!
Nawet ograny i mocno wyeksploatowany motyw walki
dobra ze złem, stanowiący sedno fabuły, prezentuje się zaskakująco świeżo i
atrakcyjnie. Granice między nimi nie są jednoznacznie określone i o ile sama Sanika reprezentuje moce
chroniące miasto, zaś nocny król – zło, ciemność i upadek, o tyle siły, jakimi
posługuje się czarownica, są równie potężne i niebezpieczne, jak te, którymi dysponuje jej adwersarz i bardzo prawdopodobne, że wywodzą się z jednego źródła. O ile
jednak korzenie magii mogą budzić wątpliwości, o tyle cele i motywacje
przeciwników są jasno określone, siły zrównoważone, a wynik konfrontacji –
niepewny. I to jest kolejny atut powieści Kubasiewicz – nic nie jest oczywiste,
jednoznaczne i jednowymiarowe, wszystko ma pozytywne i negatywne aspekty i nie
zawsze na pierwszy rzut oka można stwierdzić, jak jest naprawdę – co jest
szczególnie intrygującą kwestią w przypadku postaci bohaterów. A konkretnie
bohaterki, bo to Sanika zdominowała fabułę i przyćmiła pozostałe postaci.
Właściwie nic w tym dziwnego, zważywszy na charakter,
jakim obdarowała ją autorka: wiedźma jest zbuntowana, dzika, nieokiełznana,
chadza własnymi ścieżkami, a przy tym jest śmiertelnie niebezpieczna. Nikt nie
wie, skąd się wzięła, jak trafiła pod skrzydła swej poprzedniczki Kaliny i na
dwór Juliana. Przeszłość Saniki pozostaje tajemnicza i niejasna, czytelnik
poznaje zaledwie jej fragmenty, a raczej migawki, które trudno interpretować w sposób nie budzący żadnych obiekcji – czy to z retrospekcji, snów, wizji samej Saniki, strzępów jej
wypowiedzi, czy też aluzji innych bohaterów – ale w tym gąszczu niedomówień tkwi cały
urok jej postaci. Wobec wielu niejasności, sekretów i wątpliwości spowijających
postać bohaterki, trudności, jakie trzeba sobie zadać, by poskładać jej portret
z tropów podrzucanych przez autorkę, Sanika w dużej mierze pozostaje dla
nas zagadką. Stanowczo trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to kwestia
niedopracowania postaci, a celowy zamysł autorki, gdyż to, czego się
dowiadujemy, daje mocne przesłanki ku temu, by uznać wizję Kubasiewicz za spójną,
a postać protagonistki – za doskonale przemyślaną.
Inni bohaterowie pozostają w cieniu wiedźmy, ale znowu,
nie ze względu na niedostatki warsztatowe, ale określoną koncepcję autorki.
Sanika przytłacza ich osobowością, przyćmiewa talentami i choć na godną
przeciwniczkę wyrasta czarodziejka Lidia, intrygujący wydaje się być
przewodniczący Loży, Krystian Chmielewski, a spory potencjał ma w sobie król
Julian Łukomski, żadne z nich nie może się równać z Pierwszą Czarownicą
Polanii.
Niektórzy czytelnicy mogą mieć wrażenie, że
ograniczenia, jakie narzuciła sobie autorka – czyli zawężenie świata
przedstawionego do Krakowa i celowo zaburzone proporcje w kreacji sylwetek
bohaterów – działają na niekorzyść powieści; nic bardziej mylnego. Uniwersum
może i zostało zredukowane do samego Krakowa, ale i wykreowane „na bogato” – dzięki
specyfice miasta, kipiącego historią, obrosłego legendami, cechującego się
niepowtarzalną atmosferą, lecz także za sprawą wyobraźni autorki, której nie
tylko udało się znakomicie uchwycić jego charakter, ale i przetworzyć wszystkie
jego składowe na swój własny sposób, zgodny jednak z duchem i klimatem
oryginału.
Spalić wiedźmę to nieszablonowa, świeża,
zachwycająca twórczym wykorzystaniem popularnych motywów oraz kreatywną adaptacją
mitów i legend powieść fantasy, zaskakująca bogactwem i wielowymiarowością
pozornie prostej, a tak naprawdę rozgałęziającej się w najmniej oczekiwanych
kierunkach fabuły, jak i jej dopracowaniem w najdrobniejszych szczegółach oraz przemyślaną koncepcją, której autorka nie narzuca czytelnikowi, lecz pozwala
odkrywać jej niuanse - i zachwycać się nimi - krok po
kroku. Jeśli więc gustujecie w fabule osnutej wokół legend, baśni, mitów i magii, a jednocześnie cenicie niebanalność i lubicie dawać się zaskoczyć autorowi - jest to lektura dla Was.
Moja ocena: 5/5
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Genius Creations ;) |
Zrezygnowałam ostatnio z czytania debiutów, zbyt wiele razy sięzraziłam, ale ta Wiedźma mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam taki czas, ale ostatnio trafiam na zadziwiająco dobre debiuty - jak choćby "Pan Darcy nie żyje" czy "Król Wron" ;) A po Wiedźmę warto sięgnąć :v
UsuńAh! Musiałam przeczytać Twoją recenzję, mimo iż dopiero wczoraj zaczęłam lekturę ;) Wychodzi na to, że czeka mnie dobra przygoda :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei strasznie jestem ciekawa Twoich wrażeń ;)
UsuńO kurcze, a miałam sobie ten tytuł odpuścić. Zaskoczyłaś mnie swoją opinią.
OdpowiedzUsuńJak już patronować, to nie byle czemu :v
UsuńNie jestem miłośniczką powieści fantasy, więc raczej się nie skuszę ;)
OdpowiedzUsuńTwoja strata :v
UsuńOsobiście jestem zawiedziona i książką, i recenzją.
OdpowiedzUsuńZa Spalić Wiedźmę wzięłam się właśnie ze względu na Twoją recenzję i muszę powiedzieć, iż nie mogę się z nią zgodzić. Książka jest słabo wydana [blędy edytorskie], a sama treść jest dokładnym przeciwieństwem tego, co przedstawia recenzja. Czasem mam nawet wrażenie, że recenzentka próbuje przekonać czytelników, że to, co w ksiązce było złe, było w istocie dobre.
Sara może i jest dla czytelników zagadką, ale jest to ten gatunek zagadki, który szybko się nudzi i zaczyna drażnić, bo nie jest interesujący, tylko przeidealizowany i nie ma w nim nic zaskakującego. Drugoplanowe postacie są zaś bardzo schematyczne. Ich wypowiedzi brzmią sztucznie, zaś język samej autorki pełen jest szablonów i pustych wyrażeń.
Wymieniać można by jeszcze długo, jednak nie piszę własnej recenzji, a komentuję czyjąś. Dlatego powiem tylko, że wiem, że gdy obejmujemy nad czymś patronat trzeba zrobić temu dobrą reklamę. Ale sądzę, że opisywanie słabej książki, jako wspaniałej jest działaniem na własną szkodę, bo traci się wiarygodność.
Drogi Anonimie,
Usuńbardzo mi przykro, że czujesz się zawiedziona, co więcej - rozumiem Twoje rozgoryczenie, miewam podobnie, kiedy nie potrafię zachwycić się czymś, co polecają inni.
No cóż, każdy ma prawo do swoich odczuć - z którymi dyskutować nie wypada - i opinii, z Twoją z kolei trudno mi się zgodzić. Swoje argumenty za taką, a nie inną oceną książki przedstawiłam w recenzji i nie będę się powtarzać. Trudno mi doszukać się w powieści wad, które Ty dostrzegłaś: schematyczności, sztuczności i czegokolwiek irytującego, co skłoniło Cię, by zarzucić mi, że w istocie zachwalam książkę słabą i mierną (co do wspomnianych przez Ciebie błędów - w moim ebookowym egzemplarzu nic niepokojącego nie rzuciło mi się w oczy).
Tłumaczyć się z recenzji nie mam zamiaru, bo zawsze staram się solidnie uzasadnić swoją ocenę. Za każdym razem piszę w zgodzie z własnymi odczuciami, zaś podpisując się imieniem i nazwiskiem, nie występując pod pseudonimem czy jako anonim, ponoszę odpowiedzialność za swoje słowa. I rozumiem, że zarzucanie mi nachalnego promowania słabej literatury wynika właśnie z Twojego rozgoryczenia i zawodu lekturą - przyjmuję to do wiadomości. Patronuję książce, która mnie ujęła i pozytywnie zaskoczyła, czym z przyjemnością podzieliłam się z czytelnikami. Przykro mi, że nie znalazłaś w niej tego, co ja. I dziękuję za dobrą radę, do której nawiasem mówiąc zwykle się stosuję: nigdy nie opisuję książek, które uznałam za słabe, jako wspaniałe - sądzę, że między innymi za to cenią mnie czytelnicy bloga. Nie każdego można zadowolić, niestety.
Drogi Anonimie!
UsuńTwoje zarzuty z pewnością miałyby większą wagę, gdybyś, mimo wszystko, podpisał się pod nimi. My naprawdę nie wysyłamy rosyjskich zabójców za konstruktywną, uzasadnioną krytykę.
Błędy edytorskie - nie podałaś żadnego przykładu, nie umiem więc w żaden sposób odnieść się do tego zarzutu.
Twojej opinii na temat lektury nie zamierzam kwestionować, bo to subiektywne odczucie. Ale i niespecjalnie życzę sobie sugestii, że patronaty proponujemy ludziom, którzy wystawiają nam laurki. Każdy patron dostaje dużo większy fragment, niż publikujemy oficjalnie, i to na jego podstawie podejmuje decyzję o jego objęciu (lub też nie), nikt nie jest przymuszany.