Tytuł: "Niedokończone opowieści"
Wydawnictwo: Mg, 2014
Ilość stron: 239
Okładka: twarda
Utwory niedokończone, a wydane drukiem, to zjawisko w równym stopniu - i z tego samego powodu - fascynujące, co irytujące. Nigdy już bowiem ponad wszelką wątpliwość nie dowiemy się, czy to niedostatek natchnienia, brak pomysłu na dalszy rozwój wydarzeń czy też inne jeszcze okoliczności sprawiły, że autor przerwał pracę nad utworem, podobnie jak w sferze domysłów pozostanie, czy zupełnie ją zarzucił czy też odłożył na później, lecz nie dane mu było do niej powrócić. Podobne wątpliwości nękają czytelnika po lekturze Niedokończonych opowieści Charlotte Bronte.
Pisarka zostawiła po sobie cztery wyjątkowo intrygująco zapowiadające się utwory: Ashworth, Emma, Państwo Moore oraz Historia Williego Ellina. Ciekawość, która nigdy nie zostanie zaspokojona, miesza się z żalem, że już nigdy nie poznamy powodów, dla których fabuła urywa się w tym konkretnym momencie, w jakim kierunku rozwinęłaby się akcja, jaki los spotkałby bohaterów oraz jaki był ostateczny zamysł autorki i przesłanie utworu (o ile zdążyły się takowe pojawić), a nawet, czy ukończone dzieła odniosłyby podobny sukces, co Jane Eyre, Shirley czy Villette.
Już fragment pierwszego tekstu, Ashworth, prezentuje fabułę na tyle szeroko i szczegółowo zarysowaną, że z powodzeniem mogłaby ona stanowić wprowadzenie do całkiem obszernej i intrygującej powieści. Niestety, lektura pozostawia po sobie spory niedosyt i całą masę pytań, na które nie uzyskamy już nigdy odpowiedzi; nie poznamy powodów, dla których tytułowy bohater nigdy nie uznał dwóch swoich synów pochodzących z legalnego związku ani dlaczego oni oraz ich siostra wychowywali się osobno; nie dowiemy się, jaki los przygotowała dla nich pisarka ani która z urodziwych i dumnych dam: panna Ashworth czy panna Fairburne ostatecznie zdobyła serce pana Westa.
Z nie mniejszymi rozterkami zostawia czytelnika lektura Emmy, historia kojarząca się poniekąd ze słynną Małą księżniczką autorstwa Frances Hodgson Burnett. Oto bowiem do szkoły prowadzonej przez siostry Wilcox zostaje przyjęta młodziutka, bogata dziedziczka, panna Fitzgibbon, ze względu na swój status społeczny i majątek od pierwszego dnia faworyzowana przez właścicielki pensji - do momentu, kiedy na jaw wychodzi oszustwo. Czytelnik nigdy już nie pozna motywów postępowania opiekuna dziewczynki ani dalszych losów tejże - niemniej zastanawia, czy ułożyłyby się podobnie jak małej Sary?
W opowieści zatytułowanej Państwo Moore poznajemy świeżo upieczonych małżonków i obserwujemy ich w trakcie prób ustalenia domowej hierarchii. Rozpieszczona i przyzwyczajona do tego, że zawsze gra pierwsze skrzypce, Sarah Julia musi ustąpić jednak przed tyranią wynikającą z prawnej (i nie tylko) przewagi Johna Henry'ego. Ciekawi przede wszystkim rola, jaką do odegrania miałby brat pana Moore'a oraz przyjaciółka jego żony pojawiający się w tym samym czasie w niezbyt gościnnym domostwie. Ten tekst intryguje z innych jeszcze względów: Charlotte Bronte najwyraźniej przymierzała się do analizy stosunków damsko - męskich, instytucji małżeństwa, sposobu postrzegania siebie nawzajem i kwestii oczekiwań przedstawicieli obu płci wobec siebie - kąśliwe dialogi między młodymi małżonkami obfitujące w trafne spostrzeżenia i celne riposty pozwalają czytelnikowi tworzyć pewne wyobrażenie na temat poglądów pisarki na wyżej wymienione tematy.
Historia Williego Ellina, opowieść o dwóch braciach, z których starszy, będący prawnym opiekunem młodszego, znęca się nad nim fizycznie i psychicznie, intryguje niemniej niż pozostałe utwory autorki. Ciekawi zwłaszcza postać obrońcy młodego Williego, tajemniczego pana Bosasa, i rola, jaką być może miałby do odegrania w dalszej części fabuły, podobnie jak tożsamość młodej kobiety, która przyjęła na siebie rolę pocieszycielki chłopca (rezydentki domu pana Ellina? Jego żony, krewnej?). Tej nad wyraz tajemniczej, dość posępnej fabule pikanterii dodaje tożsamość narratora, który sam przyznaje, że nie jest istotą ludzką. To kolejna z zagadek, których rozwiązania pewnie nigdy już nie poznamy...
Niedokończone opowieści - mimo oczywistej i jedynej wady - to pozycja obowiązkowa i prawdziwa gratka dla każdego miłośnika twórczości sióstr Bronte. Czytelnik znajdzie tu wszystko to, co najpiękniejsze w XIX-wiecznej literaturze: piękny, elegancki język, wysmakowany, wręcz wyrafinowany styl, spokojną, leniwą narrację, sugestywne i plastyczne opisy pobudzające wyobraźnię, intrygująco przedstawione sylwetki bohaterów, a nade wszystko - ciekawie zarysowaną fabułę i potencjał ukryty w tych opowieściach, których dalszy ciąg może podpowiedzieć Wam tylko własna wyobraźnia. O czym chciała nam opowiedzieć Charlotte Bronte, jakie myśli kłębiły się jej w głowie, co ją dręczyło do tego stopnia, że postanowiła przelać to na papier - i dlaczego nigdy swoich dzieł nie ukończyła - nigdy się tego nie dowiemy, mimo nieustannej pracy biografów i badaczy twórczości utalentowanego rodzeństwa. Czy te cztery opowieści mogłyby stanowić klucz do poznania osobowości Charlotte? Przeczytajcie i spróbujcie sami odpowiedzieć na to pytanie.
recenzja napisana dla portalu Oblicza Kultury :) |
Można się zdenerwować w trakcie lektury takiego tomu :) w pewnym stopniu nawet twierdzę, że wydawanie książek tego typu powinno być zabronione, żeby oszczędzić nerwy czytelników, choć są tacy pisarze, których nawet niedokończone książki brałabym w ciemno :)
OdpowiedzUsuńBronte jeszcze nie czytałam, ale sądzę tak jak Ty, że warto przeczytać ją jak uwielbia się autorki :)
OdpowiedzUsuńNie lubię niedokończonych historii. Podczas lektury tej książki zaintrygowanie będzie się mieszać z irytacją;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o tej powieści Ch. Bronte, ale jak tylko będę mieć okazję to na pewno po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńCzeka na mnie. Leży w szafce w pracy i przyjdzie jej czas. Dziś mam trochę roboty, ale może mimo wszystko?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam w jeden wieczór :) Szkoda, że nie będzie nam dane przeczytać dalszego ciągu, bo każda z tych opowieści zapowiada się ciekawie, a jak na ironię kończy się zawsze w momencie, kiedy chciałoby się czytać dalej... Pozostaje tylko wyobraźnia... :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę to, co napisałam już na jednym z blogów pod receznją tej książki. Chciałabym, żeby jakaś brytyjska autorka pokusiła się o dokończenie tych historii. Wiem, że to już nie będzie to samo, ale wierzę też, że są na świecie naprawdę zdolni pisarze, którzy potrafią pociągnąć dalej takie XIX-wieczne opowieści. W moim odczuciu doskonale zrobiła to Marie Dobbs z powieścią Jane Austen - "Sanditon". :-)
OdpowiedzUsuńWysoko cenię talent pisarski Charlotte i już nie mogę się doczekać chwili, kiedy "Niedokończone opowieści" trafią w moje ręce. ;))
OdpowiedzUsuńAleż nie mogę się doczekać lektury tych niedokończonych historii! Całe szczęście, że już je mam u siebie. Dla mnie fakt, że pozostały niedokończone ma w sobie jakąś magiczną tajemnicę...
OdpowiedzUsuńMam w planach tę książkę i zazdroszczę możliwości przeczytania jej :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKocham "Jane Eyre", ale pozostała twórczość sióstr Bronte nie zachwyca mnie na tyle, by czytać niedokończone opowieści.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś skuszę się na ten tytuł, ale póki co mam inne książki tej autorki w planach :)
OdpowiedzUsuńJako, że uważam się za fankę sióstr Bronte, to na pewno przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze książek sióstr Bronte, chociaż mam je w planach, wszak to już klasyka. Jednak myślę, że po ten tom nie sięgnę. Zbyt wiele nerwów by mnie jego lektura kosztowała;)
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię przy okazji zaprosić do zabawy Liebster Blog Award, do której Cię nominowałam. Jeśli masz ochotę, będzie mi miło:) http://sietylkowydaje.blogspot.com/2014/09/liebster-blog-award.html
Masz rację, przygody z prozą sióstr Bronte lepiej nie zaczynać od utworów niedokończonych :D
UsuńDziękuję za nominację, być może się skuszę:)
Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z książkami sióstr Bronte, ale z tego co czytam to warto. Postaram się to nadrobić w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńDla mnie każdy fragment literatury z tamtych czasów jest bezcenny, a już szczególnie fragment napisany ręką kogoś takiego jak Charlotta. Ale to wcale nie znaczy, że nie irytują mnie niedokończone utwory. Irytują, i to baaardzo. Pamiętam, jak się wściekałam czytając nigdy nieukończone powieści Jane Austen - rewelacyjne, cudownie napisane, gdyby je stworzyła do końca, niektóre z nich byłyby arcydziełami. Wściekałam się, ale nie żałuję, że je czytałam, że je mam i że do nich czasami wracam. Z Charlottą zapewne będzie tak samo. Tylko czasami przemyka mi przez głowę podobna myśl, o której piszesz - jaka była przyczyna przerwania pisania? Może autorka wcale nie chciała, by te fragmenty ujrzały światło dzienne?
OdpowiedzUsuńMiałam podobnie przy lekturze niedokończonych utworów C.S.Lewisa - znalezionych po jego śmierci i wydanych przez jego sekretarza. Och, naprawdę, takich rzeczy nie robi się autorom, zdecydowanie!
UsuńTo wprost idealna lektura dla mnie. Znam już kilka książek sióstr Bronte i ich biografię pióra Eryka Ostrowskiego. Nieopisane wrażenia.
OdpowiedzUsuń