wtorek, 15 września 2015

Wywiad z Vanorą Bennett, autorką "Portretu nieznanej damy"

Moi drodzy,

dzisiaj mam dla Was wywiad z Vanorą Bennett, brytyjską pisarką i dziennikarką, autorką m.in. Portretu nieznanej damy, jak i powieści, które jeszcze nie doczekały się polskiego przekładu: The White Russian, Midnight in St. Petersburg, The People's Queen, Figures in Silk oraz Blood Royal. Zapraszam do lektury!



źródło
Karolina Małkiewicz: jesteś autorką dwóch powieści, których akcja jest osadzona w Rosji lub opowiada o losach Rosjan, czterech powieści związanych z historią Anglii oraz dwóch książek non-fiction powstałych na bazie twoich dziennikarskich doświadczeń. Co było źródłem twoich inspiracji w przypadku każdej z nich?

Vanora Bennet: uwielbiam pisać odkąd sięgam pamięcią, zaś swoją karierę dziennikarską zaczęłam w Rosji tuż po upadku ZSRR, w 1991 roku, więc fascynacja wszystkim, co rosyjskie, pojawiła się raczej naturalnie, jako konsekwencja obranej przeze mnie drogi zawodowej. Na szczęście języka zaczęłam się uczyć jeszcze przed podjęciem studiów, za sprawą mojej nauczycielki francuskiego, rosyjskiego pochodzenia - to dzięki niej po raz pierwszy zetknęłam się z tą charakterystyczną dla emigrantów melancholią, wyczuwalną w tonie głosu i każdym wypowiadanym zdaniu.

KM: Cztery z twoich powieści, w tym wydany u nas "Portret nieznanej damy", opowiadają o czasach Plantagenetów i Tudorów. Dlaczego zdecydowałaś się pisać właśnie o tym wycinku angielskiej historii?

VB: Właściwie to zadecydował o tym przypadek. Natchnęła mnie wizyta na wystawie rysunków niemieckiego artysty Hansa Holbeina, nadwornego malarza Henryka VIII, którą miałam okazję podziwiać podczas urlopowego wypadu do Londynu na początku lat 90-tych. Portrety ludzi, którzy doszli do władzy wraz z wyniesieniem na tron Henryka Tudora, typowych nowobogackich - wielkich mężczyzn o nieokrzesanym wyglądzie, o nalanych twarzach przypominających płaty mięsa i świdrujących, wyrachowanych oczkach - tak bardzo przypominały mi współczesnych moskiewskich nuworyszy, których każdego dnia mijałam na tamtejszych ulicach, że nie mogłam powstrzymać się przed zakupem katalogu z wystawy i przeczytania go od deski do deski. W broszurze moją uwagę zwróciła niepozorna wzmianka o pewnej fascynującej, choć naciąganej teorii dotyczącej historii związanej z jedną z zamieszczonych w niej reprodukcji. Zaczęłam zastanawiać się, jak potoczyłaby się historia, gdyby teoria ta okazała się prawdziwa i ani się obejrzałam, a miałam gotową fabułę powieści. Opowiadała ona nie tylko o religijnym konflikcie między katolikami a protestantami, znalazło się w niej miejsce na intrygujący trójkąt miłosny, ukazywała też inne, bardziej mroczne oblicze katolickiego świętego, Tomasza More'a. Pisanie o tym dawało mi tyle radości, że planowałam powstanie kolejnych powieści. 

Fabuła mojej pierwszej książki osadzona była w czasach, kiedy rozgrywała się ta wielka angielska opera mydlana, jaką były próby podejmowane przez Henryka VIII, by zmienić jedną żonę na inną, zwieńczone zerwaniem z Rzymem, jednak mówiąc szczerze miałam pewne obawy mierząc się z tak kultowym tematem i doszłam do wniosku, że znacznie lepiej czuję się opisując historie ludzi znajdujących się z dala od  centrum wydarzeń. Nadal interesowała mnie kwestia władzy, mechanizmów, dzięki którym wygrywa jedna opcja polityczna, podczas gdy druga ponosi klęskę i zostaje skazana na zapomnienie, ale chciałam podejść do tematu w inny sposób. Łatwiej było mi pisać na przykład o średniowieczu, kiedy drastyczne zmiany na szczytach władzy nie zdarzały się często, inaczej, niż miało to miejsce we współczesnej Rosji, co miałam okazję obserwować pracując jako dziennikarka. Cofnęłam się więc w czasie. Zależało mi, aby ukazać ówczesną rzeczywistość z perspektywy nie ludzi władzy, ale artystów i literatów - stąd więc tacy bohaterowie moich powieści, jak drukarz William Caxton, poeta Geoffrey Chaucer czy Christine de Pisan, pierwsza francuska pisarka. Jednak kwestią czasu było to, że w końcu wrócę do pisania o Rosji...

KM: W powieściach "The White Russian" i "Midnight in St.Petersburg" piszesz o Rosji i Rosjanach na emigracji. Co cię tak fascynuje w tym kraju i jego mieszkańcach, że wciąż do nich wracasz na kartach swoich książek?

VB: Fabułę moich dwóch ostatnich powieści osadziłam w Rosji z początków XX wieku, dzięki czemu mogłam ponownie się przyjrzeć rewolucji, Rasputinowi, pogrążonemu w wojnie Piotrogrodowi - miastu przemianowanemu na Leningrad, potem Petersburg - które podczas swego pobytu w Rosji pokochałam całym sercem za jego artystów i pisarzy; miłość do tego miasta to jedna strona medalu - drugą był sceptycyzm wobec reżimu i metod jego działania, których nie potrafiłam zaakceptować. Kiedy pracowałam jako dziennikarka w czasie wojny w Czeczenii, docierały do mnie głosy, jak Rosjanie zwykli traktować członków mniejszości narodowych i w ogóle każdego, kto w jakikolwiek sposób odstawał od normy - czy to pod względem wyglądu, obyczajów, czy zachowania. Wybierając na bohaterkę powieści "Midnight in St. Petersburg" żydowską dziewczynkę, która w 1917 roku ucieka z getta przed pogromem, prześladowaną z powodu ciemnej karnacji i obco brzmiącego nazwiska, opowiedziałam w ten sposób historię bardziej współczesną, opartą na bazie doświadczeń moich czeczeńskich przyjaciół. 
Pisząc o rosyjskiej emigracji również bazowałam na autentycznych przeżyciach ludzi, którzy z różnych powodów musieli opuścić swoją ojczyznę. Moi rodzice byli muzykami i wielu ich znajomych z różnych części świata, których miałam okazję poznać, było emigrantami z krajów Europy środkowej lub wschodniej, także żydowskiego pochodzenia. Przytłaczały ich złe wspomnienia i nigdzie tak naprawdę nie czuli się jak w domu. W powieści "The White Russian" pisałam o rosyjskich kręgach emigracyjnych w Paryżu w latach 30-tych XX wieku, infiltrowanych przez stalinowskich agentów, nawiązując do historii życia przyjaciół moich rodziców.

KM: Czy podczas przeprowadzania researchu do twoich powieści przydarzyło ci się coś dziwnego lub zaskakującego?

VB: Aby uwiarygodnić postać jednej z moich bohaterek, żydowskiej lutniczki Inny, postanowiłam własnoręcznie wykonać skrzypce! W pewnym warsztacie w Cambridge przez trzy lata pracowałam nad tym instrumentem, w zeszłym roku udało mi się je skończyć.Do dziś nie mogę wyjść z podziwu, że rzeczywiście mogę na nich grać!

KM: Który rodzaj literatury uważasz za bardziej wymagający i trudniejszy: non-fiction czy fikcję historyczną?

VB: Jako dziennikarce trudniej jest mi pisać o ludzkich uczuciach i emocjach, wolę koncentrować się na faktach. I choć przeprowadzanie researchu do powieści historycznych jest pod wieloma względami fascynujące i czasem po prostu trudniej jest wyjść z biblioteki i wreszcie zacząć pisać, to jednak żmudne badanie szczegółów dotyczących np. życia codziennego kilkaset lat temu, bywa nużące. Po skończeniu pracy z ulgą wracam do współczesnej Rosji, w której elektryczność i telefon na szczęście są codziennością.

KM: Czy jest taka epoka, w której chciałabyś osadzić akcję swojej przyszłej powieści?

VB: Nie jestem pewna; aktualnie piszę książkę non-fiction o Rosji w dobie rewolucji i przyszło mi do głowy, że dobrze byłoby spróbować swoich sił w czymś bardziej współczesnym - na przykład pisząc o rosyjskiej emigracji w Londynie. Ale jeśli zaintryguje mnie jakiś temat nieco bardziej odsunięty w czasie, niewykluczone, że się nim zajmę.



KM: Którego bohatera swoich powieści lubisz najbardziej i dlaczego?

VB: Przez długi czas był nim Hans Holbein, jeden z bohaterów "Portretu nieznanej damy", mojej pierwszej powieści. Pisząc książkę, miałam wrażenie, że opowiada on sam o sobie - poprzez swoje dzieła, w których widać intelektualną głębię, artystyczną finezję, wrażliwość i pasję. Mam nadzieję, że udało mi się choć w części oddać jego osobowość na kartach książki.

KM: Którą z twoich książek pisało ci się najtrudniej i z jakiego powodu?

VB: Najtrudniej przebiegały prace nad moją trzecią powieścią, której bohaterką była francuska żona Henryka V. Nie miałam pojęcia, że tak ciężko będzie dowiedzieć się czegokolwiek o historii średniowiecznej Francji. Wymyśliłam sobie mroczną opowieść o stracie i szaleństwie, ale niełatwo było nadać moim planom właściwą formę. Początkowo chciałam, by bohaterkami były trzy kobiety: księżniczka, artystka i wojowniczka, Joanna d'Arc, a fabuła opowiadała o tym, jak każda z nich stawia czoło zagrożeniu w czasach wojny stuletniej. Jednak mój wydawca był zainteresowany jedynie losami księżniczki, więc musiałam dokonać licznych przeróbek, by jakoś pogodzić nasze wizje. Myślę, że efekt jest całkiem zadowalający.

KM: Jak to się stało, że zostałaś dziennikarką?

VB: I znów zadziałał przypadek! Kiedy skończyłam studia i byłam na etapie zastanawiania się, co chciałabym w życiu robić, dowiedziałam się, ze agencja Reutera poszukuje rosyjskojęzycznych dziennikarzy. Zgłosiłam się, chociaż nie miałam stosownego wykształcenia, jednak wysłano mnie na roczny kurs dziennikarski  i ostatecznie zatrudniono. Nie dane mi było początkowo pojechać, jak się spodziewałam, do Moskwy, ale do Paryża, potem do Azji i Afryki...W ten sposób zaczęła się moja przygoda z dziennikarstwem.

KM: Gdybyś mogła przenieść się w czasie i wcielić w jakąś sławną postać historyczną, kto by to był?

VB: Och, wielu jest takich ludzi! Prawdopodobnie byłby to jakiś mężczyzna, chociaż przypuszczam, że trudno byłoby mi zmienić punkt widzenia z kobiecego na męski - może Gandhi albo Nelson Mandela? Myślę, że fajnie byłoby być odkrywcą - jak choćby mój praprapradziadek, bohater naszej rodzinnej legendy, botanik, który jako jeden z pierwszych sprowadził z Indii do Wielkiej Brytanii rododendrony i odkrył, że z listków krzewów herbacianych rosnących w Indiach można zrobić herbatę.

KM: Czy twoim zdaniem któraś ze współczesnych kobiet mogłaby być bohaterką powieści?Jeśli tak, to która?

VB: Popularność wśród czytelników zyskują te bohaterki, które muszą walczyć z przeciwnościami losu, by móc osiągnąć swój cel, pokazują charakter, by przeprowadzić swoją wolę, a zważywszy na to, jak trudne było to w czasach, kiedy kobiety musiały funkcjonować w przestrzeni i rolach narzuconych im przez mężczyzn, nic dziwnego, że niewiele było takich, które wymykały się tym ograniczeniom, a ich ambicja i bezwzględność dorównywały męskiej - jak na przykład Anny Boleyn. Dziś na porządku dziennym jest to, że kobieta jest niezależna i może się realizować w równej mierze, co mężczyzna, ma władzę nad własnym życiem - gdyby przenieść współczesną kobietę w czasie, pewnie skończyłaby na stosie jako czarownica. 

KM: Kiedy zaczęłaś pisać? Czy było to twoim marzeniem z dzieciństwa?

VB: Pisałam już jako dziecko, ale były to raczej wierszyki i krótkie historyjki; moja mama często powtarzała mi, że jest to coś, co powinnam w życiu robić. Przełomowym momentem, kiedy zdałam sobie sprawę, że chcę pisać coś więcej, niż newsy dla Reutera, był pobyt w Afryce. Czułam się wtedy samotna i znudzona, zaczęłam więc pisać relację z podróży - odkryłam, że przy tej czynności nie dość, że czas szybko mija, to na dodatek daje mi ona niesamowitą frajdę. Wtedy po raz pierwszy poczułam, jakie to fantastyczne uczucie zatracić się w pisaniu.

KM: Jak wygląda twój zwykły dzień?

VB: Chaotycznie. Oczywiście staram się trzymać ustalonego harmonogramu i codziennie znaleźć czas na pisanie, ale mając dwójkę dzieci, duży, stary dom, pracę w niepełnym wymiarze godzin i tysiąc spraw do załatwienia każdego dnia, nie zawsze wszystko układa się tak, jak to sobie zaplanuję.

KM: Czy masz jakieś nietypowe pisarskie nawyki?

VB: Właściwie żadnych, no, może z wyjątkiem pochłaniania hektolitrów czarnej kawy.

KM: Czy pracujesz aktualnie nad nową książką? Jeśli tak, to czy możesz uchylić rąbka tajemnicy?

VB: Mam ochotę przyjrzeć się bliżej historii Rasputina.

KM: Jaki rodzaj literatury lubisz najbardziej? Masz swoich ulubionych autorów? Twórczość którego jest ci najbliższa?

VB: Uwielbiam długie, obszerne, epickie historie - obojętnie, czy będzie to proza Emily Bronte, Tołstoja czy Bułhakowa. Niedawno wróciłam do "Anny Kareniny", w której zaczytywałam się w młodości, nie tylko ze względu na Wrońskiego, w którym podkochiwałam się jako nastolatka, ale głównie dlatego, że uwielbiałam idealistycznego wrażliwca Lewina.

KM: Czy kiedykolwiek byłaś w Polsce? Z czym ci się kojarzy nasz kraj?

VB: Och tak, byłam! I bardzo mi się podobało! Odwiedziłam Polskę podczas tygodniowej wycieczki zorganizowanej przez polski rząd dla dziennikarzy, byłam w Warszawie, Krakowie i na Mazurach, które wydały mi się szczególnie piękne i fascynujące - przez całe lata marzyłam, by móc zamieszkać nad jednym z tych waszych cudownych jezior... Poza tym kilka lat temu moją współlokatorką przez jakiś czas była pewna dziewczyna, od której zaraziłam się miłością do tego, co polskie. Dzięki niej poznałam wielu ciekawych ludzi - między innymi Pawła Huelle i filmowca Pawła Pawlikowskiego, a za sprawą mojej przyjaciółki - tłumaczki Antonii Lloyd-Jones, wiele znakomitych polskich książek, jak chociażby biografię Ryszarda Kapuścińskiego, mojego absolutnego, niedoścignionego dziennikarskiego ideału od wielu lat.
Zawsze wyobrażałam sobie Polskę jako kraj, w którym na każdym kroku można spotkać pianistów grających w parkach Szopena - zabawne, że kiedy odwiedziłam wasz kraj, okazało się, że wcale nie jest to romantyczny mit, tylko fakt - w jednym z warszawskich parków miałam okazję wysłuchać takiego właśnie pięknego koncertu.


źródło
KM: Vanora, muszę zadać to pytanie. Co, według ciebie, spotkało książęta z Tower? Czy to Ryszard III jest winnym śmierci swoich bratanków? A jeśli nie on, to kto?

VB: Ha, widzę, że najtrudniejsze pytanie zachowałaś na koniec! Nie da się ukryć, że miał ku temu możliwości, ale jakoś nie mogę uwierzyć, że miał coś wspólnego ze zniknięciem chłopców. W swojej powieści "The Daughter of Time", Josephine Tey snuje teorię, że książęta zamordował nie Ryszard, a jego następca Henryk VII i według mnie jest to przekonująca teza. Całkowicie fikcyjną teorię spiskową wymyśliłam na potrzeby fabuły "Portretu nieznanej damy", ale właściwie krąży ich tyle, że już chyba nigdy nie poznamy prawdy. Pewnie dlatego są one tak atrakcyjne i popularne, że trudno je zweryfikować i wyjaśnić, pozostawiając tyle miejsca dla wyobraźni.



Zapraszam do odwiedzenia bloga Vanory: http://vanorabennett.com/.

6 komentarzy:

  1. Nie znam autorki, ale wywiad czyta się rewelacyjnie :) Dobra robota!!! Szczególnie ten polski akcent pod koniec jest ujmujący :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie było znów o niej usłyszeć. Może w końcu jakiś polski wydawca zdecyduje się oddać w nasze ręce pozostałe powieści Vanory, przynajmniej te o historii Anglii. Tak o tym marzę, bo przecież "Portret..." jest rewelacyjny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Cię za to ostatnie pytanie! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam książek tej pisarki, ale za sprawą wywiadu widzę, że warto sięgnąć po V. Bennet. Bardzo ciekawy wywiad - gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wywiad, a "Portret" bardzo mi przypadł do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak widać, kawa świetnie się komponuje z pisaniem, bo to nałóg nie tylko tej autorki. :)
    "Portretu..." jeszcze nie znam, ale chętnie to zmienię.

    OdpowiedzUsuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.