Tytuł: "Oblubienica z Azincourt"
Cykl: Katarzyna Walezy, t.I
Wydawnictwo: Literackie, 2014
Ilość stron: 550
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Początkowo nic nie wskazywało na to, że dziesiąte
dziecko francuskiej pary królewskiej - Izabeli Bawarskiej i Karola VI
Szalonego, księżniczka Katarzyna Walezyjska, w jakikolwiek sposób zapisze się
na kartach średniowiecznej historii. Los i okoliczności sprawiły jednak, że
choć była zaledwie pionkiem w politycznej grze swoich francuskich krewnych,
została królową Anglii z prawem do francuskiego tronu, matką Henryka VI
Lancastera oraz protoplastką dynastii Tudorów. Zanim jednak dane jej było
poślubić Henryka V Plantageneta, wiele musiało się wydarzyć zarówno w jej
życiu, jak i historii rodzinnego kraju.
Losy Katarzyny poznajemy za sprawą bohaterki
fikcyjnej, Guillaumette Dupain, jej mamki, niani, zaufanej służki i powiernicy,
a więc osoby niewiele znaczącej, za to doskonale orientującej się we
wszystkich niemal sprawach istotnych dla fabuły.
Dzięki niej dowiadujemy się, jak wyglądało dzieciństwo i młodość nie tylko księżniczki, ale również gromadki pozostałych dzieci monarszej pary, a nie miało ono nic wspólnego z popularnymi wyobrażeniami o baśniowym, wolnym od trosk życiu. Katarzyna i jej rodzeństwo niemal od urodzenia pozostawali pod niedbałą opieką sztabu służących, zapomniani i zaniedbywani przez własnych rodziców: pogrążonego w szaleństwie ojca, nękanego napadami szału i oderwanego od rzeczywistości oraz rozwiązłej matki pochłoniętej własnymi miłostkami i intrygami, mającymi jej zapewnić pełnię władzy - do momentu, kiedy można ich było wykorzystać jako pionki w politycznej grze, przygotowując dla nich mariaże zgodne z interesem ich matki oraz jej kochanka, księcia Burgundii, Jana bez Trwogi. Kiedy Izabeli Bawarskiej pozostaje do dyspozycji jedynie Katarzyna, wraz ze swym książęcym kochankiem próbuje osłabić wpływy delfina Karola (późniejszego Karola VII zwanego Zwycięskim) i wydać córkę za angielskiego króla z prawami do francuskiego tronu po kądzieli, Henryka V Plantageneta. Katarzyna, rozdarta między miłością i lojalnością do brata i przyszłego męża, rzecz jasna nie ma nic do gadania, zostaje postawiona przed faktem dokonanym i na mocy traktatu pokojowego w Troyes, będącego następstwem dotkliwej dla Francuzów klęski pod Azincourt, poślubia angielskiego monarchę.
Dzięki niej dowiadujemy się, jak wyglądało dzieciństwo i młodość nie tylko księżniczki, ale również gromadki pozostałych dzieci monarszej pary, a nie miało ono nic wspólnego z popularnymi wyobrażeniami o baśniowym, wolnym od trosk życiu. Katarzyna i jej rodzeństwo niemal od urodzenia pozostawali pod niedbałą opieką sztabu służących, zapomniani i zaniedbywani przez własnych rodziców: pogrążonego w szaleństwie ojca, nękanego napadami szału i oderwanego od rzeczywistości oraz rozwiązłej matki pochłoniętej własnymi miłostkami i intrygami, mającymi jej zapewnić pełnię władzy - do momentu, kiedy można ich było wykorzystać jako pionki w politycznej grze, przygotowując dla nich mariaże zgodne z interesem ich matki oraz jej kochanka, księcia Burgundii, Jana bez Trwogi. Kiedy Izabeli Bawarskiej pozostaje do dyspozycji jedynie Katarzyna, wraz ze swym książęcym kochankiem próbuje osłabić wpływy delfina Karola (późniejszego Karola VII zwanego Zwycięskim) i wydać córkę za angielskiego króla z prawami do francuskiego tronu po kądzieli, Henryka V Plantageneta. Katarzyna, rozdarta między miłością i lojalnością do brata i przyszłego męża, rzecz jasna nie ma nic do gadania, zostaje postawiona przed faktem dokonanym i na mocy traktatu pokojowego w Troyes, będącego następstwem dotkliwej dla Francuzów klęski pod Azincourt, poślubia angielskiego monarchę.
Nie przepadam za zabiegiem, na jakie zdecydowała się
Joanna Hickson – zastosowaniu narracji pierwszoosobowej i opowiadaniu o
rozgrywających się wydarzeniach z perspektywy postaci fikcyjnej,
niezaangażowanej w ich tok, ale doskonale zorientowanej w realiach.
Nieporównywalnie bliższa jest mi forma przyjęta przez Philippę Gregory
(charakterystyczna dla wszystkich powieści cyklu tudorowskiego i wojen kuzynów,
za wyjątkiem Błazna królowej), gdzie rolę narratorki bierze na siebie główna
bohaterka i to z jej punktu widzenia czytelnik poznaje ważne wydarzenia
historyczne, które protagonistki dotyczą pośrednio lub bezpośrednio, na
kształtowanie których ma wpływ lub też odwrotnie – które formują jej przyszłość
w mniejszym bądź większym stopniu. W przypadku Oblubienicy z Azincourt wybór
takiej a nie innej narratorki niejako wymusza wprowadzenie do fabuły wątków,
które nie mają dla niej większego znaczenia, niewiele do niej wnoszą, bo
dotyczą prywatnego życia fikcyjnej postaci i jej relacji z podopieczną; jest to
zwyczajnie średnio interesujące w
obliczu wydarzeń kształtujących historię średniowiecznej Europy, a poza tym
dość nużące. Z drugiej strony to właśnie dzięki opiekunce młodej księżniczki poznajemy
tragiczną sytuację królewskich dzieci, niełatwe i skomplikowane relacje
pomiędzy Katarzyną a jej rodzeństwem i rodzicami – relacja osoby pozostającej
nieco na uboczu, zdystansowanej, a jednocześnie posiadającej kompetencje, by je
ocenić i o nich opowiedzieć, sprawia, że podane informacje stają się bardziej
wiarygodne, niż gdyby przekazywała je czytelnikowi sama księżniczka.
Autorka niezwykle umiejętnie wprowadza czytelnika w
zawiłości fabuły, z dbałością o historyczną wiarygodność, a zarazem ciekawie i
czytelnie zarysowując kontekst polityczny. Wyjątkowo barwnie i intrygująco
ukazuje Francję wstrząsaną wewnętrznymi konfliktami między Burgundczykami,
zwolennikami Jana bez Trwogi i wspierającą go królową a stronnikami hrabiego
Armagnac opowiadającego się za delfinem; Francję, która po klęsce pod Azincourt
musiała ulec angielskiemu monarsze. Mamy tu szalonego króla niezdolnego do
sprawowania rządów i ambitną królową gotową na wszystko, byle tylko utrzymać
się u steru władzy, nawet jeśli oznacza to odsunięcie od tronu własnego syna. Jest tu
więc królewski dwór, gdzie ścierają się różne wpływy i stronnictwa, zawiązują
się sojusze, rodzą intrygi, dochodzi do zdrad i trwa otwarta bądź zakulisowa
walka o władzę. Pośrodku tego wszystkiego, w centrum wydarzeń i w sercu tego
gniazda intryg mamy dorastającą Katarzynę, od najmłodszych lat marionetkę w
rękach krewnych: zarówno matka, jak i brat pragną wykorzystać ją do swoich
celów wydając za angielskiego króla, by w ten sposób zyskać przewagę nad drugą
stroną konfliktu.
Jak na ironię o samej księżniczce trudno powiedzieć
cokolwiek więcej – jest po prostu kolejną arystokratką, przeznaczoną do
dynastycznego małżeństwa, zmuszoną przez okoliczności i los do podporządkowania
się woli krewnych. Autorka starała się udramatyzować jej postać, każąc wybierać pomiędzy lojalnością wobec brata i przyszłego
męża, ale tak naprawdę jej myśli i uczucia nie mają żadnego znaczenia – fakt zaślubin
z Henrykiem V automatycznie stawia ją w opozycji do delfina, czyniąc ją wrogiem
Karola, co osłabia dramatyzm jej sytuacji, bo tak naprawdę wcale nie dokonuje
żadnego wyboru i o niczym nie decyduje. Katarzyna to świadoma swego
przeznaczenia, pogodzona z losem i poddająca się woli krewnych młoda kobieta,
której osobowość nie do końca ma szansę zabłysnąć; błyszczą za to bohaterowie
bardziej wyraziści, kształtujący rzeczywistość:
delfin, późniejszy król Karol VII Zwycięski, zdeterminowany, by
dochodzić swych praw, konsekwentnie dążący do celu; Henryk V Plantagenet –
rycerski, ale też brutalny i bezwzględny oraz Jan bez Trwogi – cyniczny i
wyrachowany okrutnik. Katarzyna niknie w natłoku tych postaci, ale… jest, jak być powinno. Jako francuska księżniczka i oblubienica angielskiego króla raczej
nie miała szansy, by pokazać swą osobowość. Czytelnik, który zna jej dalsze losy,
może mieć nadzieję, że w następnym tomie postać Katarzyny nabierze rumieńców –
poznamy ją jako nielubianą angielską władczynię, późniejszą wdowę, która
spotyka na swej drodze niejakiego Owena Tudora…
Oblubienica z Azincourt to kawał solidnej beletrystyki historycznej. Może tło historyczno - obyczajowe nie jest tak oszałamiająco rozbudowane, jak w powieściach Philippy Gregory, a postaci bohaterów i relacje między nimi zbyt płaskie, jednoznaczne i uproszczone, niemniej jednak lektura przykuwa uwagę czytelnika, pozwala wyobraźni przenieść się w czasie i wsiąknąć w realia średniowiecznej Francji na długie godziny, a przede wszystkim - spotkać postaci, które dawno już skryła pomroka dziejów.
Moja ocena: 4/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/231343/oblubienica-z-azincourt/opinia/22852252#opinia22852252
A ja właśnie kończę czytać. Dla mnie rewelacja! Nie przeszkadzają mi nawet błędy w druku. Książkę poprawiało trzech korektorów - tak wynika ze stopki redakcyjnej. I nawet wiem, w którym miejscu zmienia się korektor, bo wraz ze zmianą zmieniają się też zasady poprawnej polszczyzny. ;-) Poza tym, wydawca chyba też nie bardzo wie, jak się nazywa, bo już na stronie tytułowej jest błąd w nazwie wydawnictwa. Niemniej, książkę i tak polecam. I masz rację, to nie jest to samo, co u Philippy Gregory, więc nie rozumiem skąd u Anglików takie porównanie? Mam już w oryginale drugi tom, a także "Red Rose, White Rose" i chyba nie będę czekać na polskie wydanie, tylko przeczytam oryginał. :-)
OdpowiedzUsuńHah, błąd w nazwie wydawnictwa też zauważyłam :D
UsuńNa szczęście drugi tom wychodzi niebawem i strasznie się cieszę, że będzie mi dane (mam nadzieję) przeczytać obie części w stosunkowo niedługich odstępach czasu :)
Trochę się boję tej płytkości... lubię bohaterów konkretnych. Po powieści historyczne nie sięgam za często, a jak już tak to chcę, żeby była naprawdę mega.
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Bohaterowie są nie tyle płytcy, ile zbyt oczywiści, jednowymiarowi, czarno - biali, ale zarysowani bardzo konkretnie i ciekawie :) Warto się skusić na lekturę:)
UsuńPS. U Philippy Gregory "Kochanek dziewicy" ma jeszcze narrację trzecioosobową. :-)
OdpowiedzUsuńHah, a widzisz, dobrze, że mnie poprawiłaś :) Przez tę nieszczęsną narrację "Błazen królowej" jest chyba najmniej przeze mnie lubianą powieścią Philippy :/
UsuńDoszłam do wniosku, że w powieściach historycznych o przeróżnych księżnych i królowych też wolę narrację pierwszoosobową z perspektywy tychże właśnie bohaterek. Dopuszczanie do głosu nań, przyjaciółek i dam dworu zazwyczaj nie jest już takie udane, bo ta główna bohaterka gdzieś niknie w tle. Co do tej książki, to myślę, że zainteresują się nią w swoim czasie. Muszę tylko na nową nabrać ochoty na powieści historyczne :)
OdpowiedzUsuńAno racja! Nie przeczę, że losy takiej damy dworu byłyby interesujące dla czytelnika, gdyby narratorka nie zestawiała ich z losami swojej pani, siłą rzeczy wypadnie przy niej blado i nieciekawie :)
UsuńMoże kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńZachęcam :)
UsuńZapomniałam o tej powieści, a tak mi sięspodobała, gdy widziałam ją rok temu w zapowiedziach... Przyszło mi też teraz do głowy, że strasznie dawno nie czytałam żadnej historycznej powieści, chyba muszę cośsobie sprawić :)
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj, w połowie października drugi tom, więc będziesz mogła czytać jeden za drugim :)
UsuńO, wczoraj do mnie dotarła, zabieram się za nią niedługo (;
OdpowiedzUsuńHah, super! Porównamy wrażenia :)
UsuńTyle książek... Tak mało czasu...
OdpowiedzUsuń...i znowu o powieściach pani Gregory wspominasz...
Jak żyć?! (czyt. jak to wszystko ogarnąć?) :P
A bo jak mam do czego, to lubię przyrównywać, a jak przyrównywać - to do najlepszych :)
UsuńDla mnie bomba. Będę szukać :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! Udanych łowów! :D
UsuńCzytałam, Katarzynę spotkało wiele przeciwności losu i cierpienia, spisków i knowań. Z chęcią przeczytałabym kolejny tom.
OdpowiedzUsuńBaaaardzo mi się podobała, bardzo . U mnie to w ogóle wpisała się w cykl, najpierw był audiobook Cornwella, potem Hickson, sztuka Szekspira i film na jej podstawie. Czekam na drugi tom!
OdpowiedzUsuń