środa, 12 kwietnia 2017

"To właśnie robię"


Autor: Lynsey Addario
Tytuł: "To właśnie robię"
Wydawnictwo: Świat Książki, 2017
Ilość stron: 372
Okładka: miękka ze skrzydełkami

Jeśli chodzi o literaturę faktu, to mam szczególną słabość do książek pisanych przez korespondentów wojennych, dokumentujących swą pracę w najbardziej newralgicznych, konfliktogennych i niebezpiecznych rejonach świata. Śledzę ich treść z mieszaniną fascynacji i podziwu, z nadzieją, że kiedyś uda mi się zrozumieć ludzi, którzy wbrew zdrowemu rozsądkowi, ryzykując własnym życiem pchają się dokładnie tam, skąd wszyscy uciekają, skąd padają strzały, by uwiecznić, zrelacjonować całemu światu tworzącą się właśnie historię. Co ich napędza i motywuje - poczucie misji, uzależnienie od adrenaliny, potrzeba sprawdzenia się, rywalizacji, pragnienie sławy, bycia w centrum wydarzeń - że próbują podejść jak najbliżej, by jak najwięcej zobaczyć i zrobić jak najlepsze zdjęcia?

Do tej pory miałam do czynienia z książkami, których autorami i bohaterami byli mężczyźni, w których dominował męski punkt widzenia. Byłam ciekawa kobiecej perspektywy i skonfrontowania jej z męskim sposobem postrzegania zawodu korespondenta wojennego, radzenia sobie ze skutkami stresu bojowego oraz tym, jaką płacą cenę za przyglądanie się śmierci z bliska. To właśnie robię amerykańskiej fotoreporterki Lynsey Addario daje czytelnikowi taką możliwość.


Dorobek zawodowy Addario jest imponujący: relacjonowała i dokumentowała konflikty zbrojne w Afganistanie i Iraku, ludobójstwo w Darfurze, obalenie reżimu Kaddafiego w Libii, wojny domowe w Kongo i Syrii; w swoich pracach, regularnie pojawiających się na łamach The New York Timesa, National Geographic czy Newsweeka, porusza kwestie dotyczące kobiet i praw człowieka w różnych częściach świata, głównie w Afryce i Azji. Nic dziwnego, że jej działalność zawodową uhonorowano m.in. Nagrodą MacArthura czy Pulitzerem za dziennikarstwo międzynarodowe.

To właśnie robię to opowieść o życiu Lynsey Addario: o wyborach, które doprowadziły ją do obrania takiej, a nie innej drogi, ale także o specyfice i kulisach zawodu fotoreportera wojennego, ukazanych z perspektywy jej własnych, często dramatycznych i traumatycznych doświadczeń.
Addario opowiada o tym, jak udało jej się połączyć pasję fotografowania, podróżowania i odkrywania świata z potrzebą ukazywania prawdy, dokumentowania niesprawiedliwości, ludzkiej krzywdy i cierpienia w nadziei, że dzięki temu obudzi sumienie i wrażliwość świata, wyzwoli emocje i reakcje zdolne im przeciwdziałać. Praca daje jej poczucie sensu i spełnienia, jest dla niej swego rodzaju misją, ale też wymaga ogromnych poświęceń. Ceną za bycie w centrum wydarzeń, za życie na krawędzi, w stanie permanentnego niebezpieczeństwa i zagrożenia, w nieustannym strachu i tęsknocie za najbliższymi, kiedy uderzenia adrenaliny przesłaniają zdrowy rozsądek, a synonimem normalności staje się nuda – jest psychiczne wyniszczenie, wypalenie emocjonalne, zespół stresu pourazowego, ucieczka w alkohol, narkotyki i przygodny seks – by odreagować, znieczulić, zapomnieć. Ceną są trudności w nawiązywaniu i podtrzymywaniu normalnych relacji międzyludzkich, a często i własne życie… 

Addario uświadamia czytelnikowi, że zawód reportera wojennego i życie rodzinne bardzo często się wykluczają: nie każdy partner jest w stanie zaakceptować szalony tryb życia i związane z nim emocjonalne obciążenie. Lynsey, po kilku nieudanych związkach, spotkała wreszcie mężczyznę na tyle wyrozumiałego i kochającego, że był w stanie zaakceptować jej życiowe wybory, wspierał ją w każdej podjętej decyzji i dodawał wewnętrznej siły pozwalającej przetrwać najtrudniejsze chwile. Dzięki niemu udało jej się zachować normalność, utrzymać równowagę między byciem żoną i matką a fotoreporterką wojenną, osiągnąć pełnię. Miała wiele szczęścia, bo nie każdy w jej zawodzie może powiedzieć to samo; nawet przy wsparciu najbliższych psychika często nie radzi sobie z natłokiem traumatycznych doświadczeń, co w najbardziej drastycznych przypadkach może skończyć się samobójstwem.

Lynsey Addario w pogoni za prawdą nieraz ryzykowała życiem, fotografując obozy szkoleniowe rebeliantów w Darfurze, spotkania talibskich przywódców w Afganistanie, uliczne demonstracje w Iraku, dokumentując tragiczne sceny w obozach dla uchodźców czy opisując historie kobiet, które padły ofiarami wojny domowej w Kongo. Często na pierwszej linii frontu, pod ostrzałem, niejednokrotnie patrzyła na śmierć towarzyszy czy współpracowników, przeżyła porwanie przez zwolenników Kaddafiego w Libii oraz kilka miesięcy skrajnej niepewności co do swego dalszego losu i wyrzutów sumienia, że przysparza najbliższym cierpienia. Świadectwo Lynsey pokazuje, jak wygląda codzienność i na czym w istocie polega praca /  misja korespondenta wojennego oraz jaką cenę się za nią płaci - co motywuje, pcha do działania, dlaczego uzależnia i jaki przyświeca cel. Pozwala spojrzeć na świat oczami kogoś, kto za wszelką cenę chce pokazać prawdę, przebieg wydarzeń tworzących Historię, mieć wpływ na to, co ujrzy świat i jak ten świat zareaguje; kto kształtuje naszą wrażliwość, a w dużym mierze i światopogląd; kto każdego dnia roztrząsa dziesiątki moralnych dylematów, by ich skutki powracały do nich każdej bezsennej nocy. Udowadnia, że pogodzenie życia zawodowego z prywatnym i zachowanie normalności jest możliwe – dotychczas, czytając relacje korespondentów wojennych – mężczyzn zwróciłam uwagę, że mimo desperackich prób większości z nich nie bardzo się to udawało.

Narracja autorki uzupełnia znany mi już portret „typowego” korespondenta wojennego, zbudowany na podstawie historii życia takich sławnych przedstawicieli tego fachu, jak Silva i Marinovich (Bractwo Bang Bang) czy choćby naszych Wojciecha Jagielskiego czy Krzysztofa Millera (Korespondenci.pl). Addario, podobnie jak mężczyźni uprawiający ten zawód, bez ogródek opowiada o sobie, swojej pracy, emocjach, moralnych rozterkach, wątpliwościach; być może jest to dla nich sposób na walkę z traumą, rodzaj terapii – w każdym razie pozwala to czytelnikowi jeśli nie zrozumieć, to chociaż przybliżyć sposób postrzegania świata i perspektywę ludzi, którzy nazbyt często ryzykują własnym życiem, by dać świadectwo historycznym wydarzeniom. 

Czy jest jakaś różnica w kobiecym i męskim podejściu do tego specyficznego zawodu? Chciałoby się powiedzieć, że płeć nie ma tu znaczenia: dobry fotoreporter wojenny to po prostu człowiek zdeterminowany i maksymalnie zmotywowany, mający poczucie misji – mechanizmy psychiczne i cechy charakteru są podobne, odporność psychiczna jest cechą jednostkową, niezależną od płci. Styl pisania Addario, podobnie jak jej kolegów po fachu, jest konkretny i rzeczowy, maksymalnie przykuwający uwagę czytelnika dzięki wyważeniu emocji i mistrzowskiemu balansowaniu między chłodnym dystansem a przepełnionym empatią zaangażowaniem; nie ma tu owijania w bawełnę, nawet najtrudniejsze emocje są nazywane po imieniu, fakty podawane treściwie, acz obrazowo, dzięki czemu można sobie z łatwością wyobrazić nie tylko opisywane sytuacje, ale i uświadomić ich grozę i znaczenie. Warto sięgnąć po To właśnie robię jeśli interesują Was kulisy pracy korespondenta wojennego i, jeśli patrząc na zdjęcia z pierwszych stron gazet, zastanawiacie się, co u licha musiał mieć w głowie człowiek, któremu udało się podejść na tyle blisko, by uchwycić na kliszy coś, co jest w stanie naruszyć naszą strefę komfortu.

Moja ocena: 5/5


za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Świat Książki :)

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa i zachęcająca recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od pewnego czasu interesuję się literaturą faktu i przyznam, że co chwilę odkrywam książki warte poznania. Ta publikacja również do takich należy. Nie wyobrażam sobie prowadzenia życia takiego jak autorka, nie chcę nawet myśleć o tym, co przeżywa jej rodzina, a mimo wszystko sięgnę po książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to również niewyobrażalne, ale uwielbiam poznawać takie historie 😊

      Usuń
  3. Reportaże jakos nigdy mnie nie przyciągały, a te wojenne wyjatkowo przygnębiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywa i tak. Mnie bardziej poruszają niż przygnębiają, a na pewno fascynują. ☺

      Usuń
  4. Autorzy wikłający się w samo centrum zagłady, punkty zapalne częstokroć ogromnych katastrof i czeluści żywiołów zawsze budzili mój podzi nie tylko nieustraszonością, ale właśnie poczuciem misji i pragnieniem odzwierciedlenia prawdy, pokazania jej światu. Ciekawiło mnie, czy zarysowana zostanie tu rozbieżność pomiędz optyka kobiecą i męską, lecz dzięki Tobie wiem, że korespondent wojenny to po prostu stan ducha, nie zaś płci i wynika z zaangażowania, praworządności i odwagi.

    Sama postać autorki bardzo mi zaimponowała i trwam pod wrażeniem jej życiorysu. Na tę chwilę w mocno skondensowanej formie, lecz lapidarnej, jak świetnie go ujęłaś w swojej recencji. Może przysłość to zmieni... Dziękuję za przedstawienie tak cennej i przeszywającej pozycji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam trochę zaskoczona, ale wygląda na to, że korespondent wojenny nie ma płci.
      Bardzo proszę, zawsze do usług ☺

      Usuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.