Tytuł: "To właśnie robię"
Wydawnictwo: Świat Książki, 2017
Ilość stron: 372
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Jeśli chodzi o literaturę
faktu, to mam szczególną słabość do książek pisanych przez korespondentów
wojennych, dokumentujących swą pracę w najbardziej newralgicznych,
konfliktogennych i niebezpiecznych rejonach świata. Śledzę ich treść z
mieszaniną fascynacji i podziwu, z nadzieją, że kiedyś uda mi się zrozumieć
ludzi, którzy wbrew zdrowemu rozsądkowi, ryzykując własnym życiem pchają się dokładnie
tam, skąd wszyscy uciekają, skąd padają strzały, by uwiecznić, zrelacjonować
całemu światu tworzącą się właśnie historię. Co ich napędza i motywuje -
poczucie misji, uzależnienie od adrenaliny, potrzeba sprawdzenia się,
rywalizacji, pragnienie sławy, bycia w centrum wydarzeń - że próbują podejść
jak najbliżej, by jak najwięcej zobaczyć i zrobić jak najlepsze zdjęcia?
Do tej pory miałam do
czynienia z książkami, których autorami i bohaterami byli mężczyźni, w których
dominował męski punkt widzenia. Byłam ciekawa kobiecej perspektywy i
skonfrontowania jej z męskim sposobem postrzegania zawodu korespondenta
wojennego, radzenia sobie ze skutkami stresu bojowego oraz tym, jaką płacą cenę
za przyglądanie się śmierci z bliska. To właśnie robię amerykańskiej
fotoreporterki Lynsey Addario daje czytelnikowi taką możliwość.
Dorobek zawodowy Addario
jest imponujący: relacjonowała i dokumentowała konflikty zbrojne w Afganistanie
i Iraku, ludobójstwo w Darfurze, obalenie reżimu Kaddafiego w Libii, wojny
domowe w Kongo i Syrii; w swoich pracach, regularnie pojawiających się na
łamach The New York Timesa, National Geographic czy Newsweeka, porusza kwestie
dotyczące kobiet i praw człowieka w różnych częściach świata, głównie w Afryce
i Azji. Nic dziwnego, że jej działalność zawodową uhonorowano m.in. Nagrodą
MacArthura czy Pulitzerem za dziennikarstwo międzynarodowe.
To właśnie
robię to opowieść o życiu Lynsey Addario: o wyborach, które doprowadziły
ją do obrania takiej, a nie innej drogi, ale także o specyfice i kulisach
zawodu fotoreportera wojennego, ukazanych z perspektywy jej własnych, często
dramatycznych i traumatycznych doświadczeń.
Addario opowiada o tym,
jak udało jej się połączyć pasję fotografowania, podróżowania i odkrywania
świata z potrzebą ukazywania prawdy, dokumentowania niesprawiedliwości,
ludzkiej krzywdy i cierpienia w nadziei, że dzięki temu obudzi sumienie i
wrażliwość świata, wyzwoli emocje i reakcje zdolne im przeciwdziałać. Praca
daje jej poczucie sensu i spełnienia, jest dla niej swego rodzaju misją, ale
też wymaga ogromnych poświęceń. Ceną za bycie w centrum wydarzeń, za życie na
krawędzi, w stanie permanentnego niebezpieczeństwa i zagrożenia, w nieustannym
strachu i tęsknocie za najbliższymi, kiedy uderzenia adrenaliny przesłaniają zdrowy
rozsądek, a synonimem normalności staje się nuda – jest psychiczne
wyniszczenie, wypalenie emocjonalne, zespół stresu pourazowego, ucieczka w
alkohol, narkotyki i przygodny seks – by odreagować, znieczulić, zapomnieć.
Ceną są trudności w nawiązywaniu i podtrzymywaniu normalnych relacji
międzyludzkich, a często i własne życie…
Addario uświadamia czytelnikowi, że
zawód reportera wojennego i życie rodzinne bardzo często się wykluczają: nie
każdy partner jest w stanie zaakceptować szalony tryb życia i związane z nim
emocjonalne obciążenie. Lynsey, po kilku nieudanych związkach, spotkała
wreszcie mężczyznę na tyle wyrozumiałego i kochającego, że był w stanie
zaakceptować jej życiowe wybory, wspierał ją w każdej podjętej decyzji i
dodawał wewnętrznej siły pozwalającej przetrwać najtrudniejsze chwile. Dzięki
niemu udało jej się zachować normalność, utrzymać równowagę między byciem żoną
i matką a fotoreporterką wojenną, osiągnąć pełnię. Miała wiele szczęścia, bo
nie każdy w jej zawodzie może powiedzieć to samo; nawet przy wsparciu
najbliższych psychika często nie radzi sobie z natłokiem traumatycznych
doświadczeń, co w najbardziej drastycznych przypadkach może skończyć się
samobójstwem.
Lynsey Addario w pogoni za
prawdą nieraz ryzykowała życiem, fotografując obozy szkoleniowe rebeliantów w Darfurze,
spotkania talibskich przywódców w Afganistanie, uliczne demonstracje w Iraku,
dokumentując tragiczne sceny w obozach dla uchodźców czy opisując historie
kobiet, które padły ofiarami wojny domowej w Kongo. Często na pierwszej linii
frontu, pod ostrzałem, niejednokrotnie patrzyła na śmierć towarzyszy czy
współpracowników, przeżyła porwanie przez zwolenników Kaddafiego w Libii oraz
kilka miesięcy skrajnej niepewności co do swego dalszego losu i wyrzutów
sumienia, że przysparza najbliższym cierpienia. Świadectwo Lynsey pokazuje, jak
wygląda codzienność i na czym w istocie polega praca / misja korespondenta wojennego oraz jaką cenę
się za nią płaci - co motywuje, pcha do działania, dlaczego uzależnia i jaki
przyświeca cel. Pozwala spojrzeć na świat oczami kogoś, kto za wszelką cenę
chce pokazać prawdę, przebieg wydarzeń tworzących Historię, mieć wpływ na to,
co ujrzy świat i jak ten świat zareaguje; kto kształtuje naszą wrażliwość, a w
dużym mierze i światopogląd; kto każdego dnia roztrząsa dziesiątki moralnych
dylematów, by ich skutki powracały do nich każdej bezsennej nocy. Udowadnia, że
pogodzenie życia zawodowego z prywatnym i zachowanie normalności jest możliwe –
dotychczas, czytając relacje korespondentów wojennych – mężczyzn zwróciłam
uwagę, że mimo desperackich prób większości z nich nie bardzo się to udawało.
Narracja autorki uzupełnia
znany mi już portret „typowego” korespondenta wojennego, zbudowany na podstawie
historii życia takich sławnych przedstawicieli tego fachu, jak Silva i
Marinovich (Bractwo Bang Bang) czy choćby naszych Wojciecha Jagielskiego czy
Krzysztofa Millera (Korespondenci.pl). Addario, podobnie jak mężczyźni
uprawiający ten zawód, bez ogródek opowiada o sobie, swojej pracy, emocjach,
moralnych rozterkach, wątpliwościach; być może jest to dla nich sposób na walkę
z traumą, rodzaj terapii – w każdym razie pozwala to czytelnikowi jeśli nie
zrozumieć, to chociaż przybliżyć sposób postrzegania świata i perspektywę
ludzi, którzy nazbyt często ryzykują własnym życiem, by dać świadectwo
historycznym wydarzeniom.
Czy jest jakaś różnica w kobiecym i męskim podejściu
do tego specyficznego zawodu? Chciałoby się powiedzieć, że płeć nie ma tu
znaczenia: dobry fotoreporter wojenny to po prostu człowiek zdeterminowany i
maksymalnie zmotywowany, mający poczucie misji – mechanizmy psychiczne i cechy
charakteru są podobne, odporność psychiczna jest cechą jednostkową, niezależną
od płci. Styl pisania Addario, podobnie jak jej kolegów po fachu, jest konkretny
i rzeczowy, maksymalnie przykuwający uwagę czytelnika dzięki wyważeniu emocji i
mistrzowskiemu balansowaniu między chłodnym dystansem a przepełnionym empatią
zaangażowaniem; nie ma tu owijania w bawełnę, nawet najtrudniejsze emocje są
nazywane po imieniu, fakty podawane treściwie, acz obrazowo, dzięki czemu można
sobie z łatwością wyobrazić nie tylko opisywane sytuacje, ale i uświadomić ich
grozę i znaczenie. Warto sięgnąć po To właśnie robię jeśli interesują Was
kulisy pracy korespondenta wojennego i, jeśli patrząc na zdjęcia z pierwszych
stron gazet, zastanawiacie się, co u licha musiał mieć w głowie człowiek,
któremu udało się podejść na tyle blisko, by uchwycić na kliszy coś, co jest w
stanie naruszyć naszą strefę komfortu.
Moja ocena: 5/5
za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Świat Książki :) |
Bardzo ciekawa i zachęcająca recenzja.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję ☺
UsuńOd pewnego czasu interesuję się literaturą faktu i przyznam, że co chwilę odkrywam książki warte poznania. Ta publikacja również do takich należy. Nie wyobrażam sobie prowadzenia życia takiego jak autorka, nie chcę nawet myśleć o tym, co przeżywa jej rodzina, a mimo wszystko sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńDla mnie to również niewyobrażalne, ale uwielbiam poznawać takie historie 😊
UsuńReportaże jakos nigdy mnie nie przyciągały, a te wojenne wyjatkowo przygnębiają.
OdpowiedzUsuńBywa i tak. Mnie bardziej poruszają niż przygnębiają, a na pewno fascynują. ☺
UsuńAutorzy wikłający się w samo centrum zagłady, punkty zapalne częstokroć ogromnych katastrof i czeluści żywiołów zawsze budzili mój podzi nie tylko nieustraszonością, ale właśnie poczuciem misji i pragnieniem odzwierciedlenia prawdy, pokazania jej światu. Ciekawiło mnie, czy zarysowana zostanie tu rozbieżność pomiędz optyka kobiecą i męską, lecz dzięki Tobie wiem, że korespondent wojenny to po prostu stan ducha, nie zaś płci i wynika z zaangażowania, praworządności i odwagi.
OdpowiedzUsuńSama postać autorki bardzo mi zaimponowała i trwam pod wrażeniem jej życiorysu. Na tę chwilę w mocno skondensowanej formie, lecz lapidarnej, jak świetnie go ujęłaś w swojej recencji. Może przysłość to zmieni... Dziękuję za przedstawienie tak cennej i przeszywającej pozycji :)
Też byłam trochę zaskoczona, ale wygląda na to, że korespondent wojenny nie ma płci.
UsuńBardzo proszę, zawsze do usług ☺