Tytuł: "Odrodzić się z popiołów"
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka, 2016
Ilość stron: 196
Okładka: miękka
6 sierpnia 1945 roku o
godzinie 8.15 Amerykanie dokonali pierwszego w dziejach ataku jądrowego,
zrzucając na Hiroszimę bombę atomową.
To suche stwierdzenie faktu w
najmniejszym stopniu nie oddaje porażającej grozy tamtego zdarzenia,
potworności tego bezprecedensowego eksperymentu, w wyniku którego w jednej
chwili sto tysięcy ludzi po prostu wyparowało, drugie tyle zmarło w ciągu
najbliższych dni w konsekwencji obrażeń wywołanych efektem fali uderzeniowej i
skażenia promieniotwórczego, a pozostałe pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców tego
kwitnącego niegdyś miasta do końca życia cierpiało z powodu choroby
popromiennej. I chociaż zrzucenie bomby na Hiroszimę i Nagasaki ostatecznie
zakończyło II wojnę światową, zmuszając Japonię do bezwarunkowej kapitulacji,
skutki wybuchu przekroczyły wszelkie wyobrażenia i są odczuwane po dziś dzień. Znając rozmiar katastrofy, mając świadomość
ogromu zniszczeń, niemal trudno uwierzyć, że ktokolwiek mógł przeżyć moment
wybuchu i jego potworne konsekwencje.
Jednym z ocaleńców był
Shinji Mikamo, wówczas 19-latek, który tego feralnego dnia pomagał ojcu w
rozbiórce domu, przeznaczonego przez władze do wyburzenia. Los chciał, że 6
sierpnia 1945 roku o 8.15 znajdował się on nieco ponad kilometr od strefy zero.
Choć odniósł straszliwe obrażenia, udało mu się przeżyć, a nawet dożyć
sędziwego wieku; o tragicznych doświadczeniach tego dnia, który zaważył na
całym jego późniejszym życiu, opowiada czytelnikowi córka Shinji, dr Akiko
Mikamo.
Kilka lat temu czytałam
wstrząsający reportaż amerykańskiego dziennikarza Johna Herseya, który rok po
ataku udał się do Hiroszimy, do strefy zrzutu bomby, by porozmawiać z jego
ofiarami. Podobnie jak relacje ocalonych zebrane przez Herseya – nazywanych w
Japonii hibakusha – tak i świadectwo Shinji Mikamo poraża autentyzmem i grozą,
atakuje wrażliwość czytelnika sugestywnymi, przerażająco plastycznymi obrazami
ogromu zniszczenia: kilometry ruin i zgliszczy, wśród których zalegały stosy
rozkładających się w sierpniowym upale ciał i potwornie okaleczonych żywych,
snujących się między nimi w otępieniu. Opowieść Shinji jest jeszcze jedną,
tragiczną kroplą w morzu straszliwych doświadczeń innych hibakusha, którym
niespodziewany atak przy użyciu nieznanej dotąd broni zamienił życie w piekło.
We wspomnieniach Mikamo i
innych ocalonych, którzy przeżyli kataklizm i kilkanaście lat czekali na pomoc
medyczną i ekonomiczną od własnego rządu, dominuje totalne zaskoczenie i
całkowita dezorientacja, pogłębiana przez długotrwały brak jakichkolwiek
informacji co do rodzaju użytej broni, a więc i natury doznanych obrażeń.
Głęboki szok wywołany tak makabrycznymi ranami i niewyobrażalnym cierpieniem,
jak i bólem po stracie bliskich czy też niepewnością co do ich losu, dantejskie
obrazy zniszczenia i śmierci na niespotykaną wcześniej skalę, stał się
przyczyną traumy, wyrzeźbił ślady w psychice, które pozostały do końca życia.
Ale wszystko to było
jedynie początkiem gehenny, gdyż przed ocalonymi piętrzyły się liczne wyzwania
– począwszy od trudności w uzyskaniu opieki medycznej, poprzez długą i bolesną
rekonwalescencję po mozolne próby ułożenia sobie życia na nowo. Mając
świadomość tego, co przeżył Shinji, wprost niewiarygodne wydaje się to, że mu
się powiodło. Mikamo był jednym z niewielu ludzi, którzy znaleźli się tak blisko
miejsca eksplozji, przeżyli bezpośredni kontakt z promieniowaniem cieplnym,
fala uderzeniową i skażeniem radioaktywnym – i choć stracił zdrowie, rodzinę,
cały dobytek, a nawet pozycję społeczną (w Japonii człowiek pozbawiony rodziny
nic nie znaczy, traci swoje miejsce w świecie, ochronę, wsparcie, znaczenie i
szacunek, o czym wielokrotnie boleśnie przekonywał się na własnej skórze
bohater), odbił się od dna: ożenił się, założył rodzinę, zdobył pracę, dorobił
się niewielkiego majątku i zyskał powszechny szacunek. Co więcej – nigdy nie
winił Amerykanów za zrzucenie bomby, zaś pilota Enola Gay wręcz darzył
szacunkiem za to, że powierzone mu zadanie wykonał rzetelnie i z powodzeniem.
Odrodzić się z popiołów zwraca uwagę na pewną charakterystyczną cechę japońskiej mentalności:
pogodzenie się z losem – nie rezygnację i użalanie się nad sobą, ale głębokie
zrozumienie nieszczęścia, które spotkało człowieka i traktowanie ataku
jądrowego jako czegoś, czego można było się spodziewać w czasie wojny, w sposób
neutralny moralnie, z godnością. Człowiekowi wychowanemu w kulturze Zachodu
trudno jest zrozumieć takie nastawienie, ale nie da się ukryć, że to właśnie dzięki
niemu ludziom, którzy przeżyli wybuch bomby, udało się podźwignąć z
nieszczęścia, odbudować swoje życie, jeszcze raz zacząć wszystko od nowa. Nie
chcę wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, ale nie mogę uwierzyć w to, że
Shinji, który przeżył atak nuklearny, cierpiał na chorobę popromienną, przez
jakiś czas był społecznym wyrzutkiem, który nie mógł doczekać jakiejkolwiek
pomocy od państwa, a społeczeństwo pogardzało nim jako sierotą i kaleką – dożył
sędziwego wieku jako szanowany obywatel – nie zawdzięcza swego długiego,
dobrego życia specyficznemu podejściu i filozofii życiowej, przynajmniej w
pewnym stopniu.
Odrodzić się z popiołów to pouczające i głęboko poruszające świadectwo człowieka, który cudem ocalał z
pierwszego w historii ataku jądrowego. Ukazuje jego heroiczną walkę o powrót do
normalności, do życia – w wymiarze fizycznym, duchowym i społecznym – proces
pokonywania traumy, godzenia się z losem, budowania nowego życia na zgliszczach
dawnego. Przedstawia powojenne losy japońskiej rodziny na tle głębokich
przemian, do jakich doszło po podpisaniu przez cesarza kapitulacji:
kulturalnych, obyczajowych, ekonomicznych i politycznych. Historia Shinji Mikamo stanowi naukę na
przyszłość i pokazuje, jak ważny jest życiowy optymizm, przebaczenie, empatia,
pogodzenie się z losem i walka o własne życie – wiem, że łatwo się mówi takie
rzeczy, ale skoro ofierze ataku jądrowego udało się odrodzić z popiołów, to
chyba nie trzeba dalej szukać większej inspiracji. Wszystko zależy od nas
samych, naprawdę.
Moja ocena: 4/5
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Prószyński i s-ka ;) |
Mam na czytniku i dużej wagi do tej książki nie przywiązywałam, aż do teraz. Muszę koniecznie przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMnie ona zajęła jeden dzień - jest cienka i szybko się czyta, mimo sporego ładunku emocjonalnego. To w ramach dodatkowej zachęty ☺
UsuńWidziałam tę książkę u mnie w bibliotece. Przeczytałabym ją głównie z racji poruszenia tematyki "życia po atomie". Mam nadzieję, że kiedyś, czyli jeszcze w tym roku, znajdę czas na jej lekturę :)
OdpowiedzUsuńJeśli Cię interesuje tematyka, to polecam reportaż, o którym mowa w tekście - "Hiroszima" Johna Herseya, opinia na blogu ☺
UsuńTo musi być wstrząsająca, ale i intrygująca lektura. Jestem bardzo na tak!
OdpowiedzUsuńPolecam! ☺
UsuńNie wiem czy chcę o tym czytać , bo później dlugo to odchorowuje. Z drugiej strony i tak zawsze w końcu po taką literaturę sięgam 😕 Mocna rzecz, pewnikiem przeczytam😊
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, ale nie musisz się obawiać - autorka nie epatuje cierpieniem i koszmarnymi obrazami, choć jedno i drugie jest obecne, to zrozumiałe.
UsuńKsiążki o takiej tematyce jeszcze nie czytałam. Zmiana perspektywy, jak widać, daje zupełnie inny obraz tamtych wydarzeń. Czuję się zainteresowaną tą książką! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy, z pewnością nie zawiedziesz się na tej lekturze. ☺
Usuń