Tytuł: "Rzeka złodziei"
Wydawnictwo: Wiatr od Morza, 2016
Ilość stron: 399
Okładka: miękka
Weszliśmy z butami w tragedię całej rasy ludzi i zbanalizowaliśmy ją naszym małym, obrzydliwym melodramatem.
Michael Crummey, autor Dostatku, Pobojowiska i Sweetland, dzięki wydawnictwu Wiatr od
Morza powraca do czytelników wraz z powieścią Rzeka złodziei -
swoim literackim debiutem, pierwotnie wydanym 15 lat temu - i ponownie przenosi
nas na dziką, surową Nową Fundlandię, tym razem cofając się do pierwszej połowy
XIX wieku i początków europejskiego osadnictwa na wyspie.
Mieszkający nad zatoką Exploits osadnicy - głównie
traperzy i rybacy - walczą o przetrwanie w surowej, niegościnnej krainie,
nieustannie ścierając się z rdzennymi mieszkańcami tych ziem - plemieniem Beothuków,
zwanych Czerwonymi Indianami, spychanych przez białych w głąb lądu.
Konflikt
eskaluje od lat; w odwecie za bezkarnie zajmowane ziemie, Indianie dopuszczają
się nieudolnych aktów kradzieży i wandalizmu, które z kolei prowokują
kolonistów do krwawej zemsty, w poczuciu, że są bezkarni i sami mogą stanowić
prawo na zajętych przez siebie terenach. Zażegnania konfliktu, naprawienia
stosunków, a właściwie nawiązania pokojowych relacji podejmuje się gubernator
wyspy, Duckworth, wysyłając oficera marynarki wojennej Davida Buchana z
ekspedycją w najbardziej newralgiczny rejon zatoki. Celem Buchana jest nie
tylko ukrócenie samowoli osadników i wyegzekwowanie obowiązującego prawa, ale
przede wszystkim nawiązania pokojowych stosunków z tubylcami. Oficer namawia do
udziału w wyprawie najbardziej prominentnego osadnika, Johna Peytona Seniora, z
którego pomocą werbuje pozostałych uczestników ekspedycji, w tym jego syna,
Johna Juniora, pozostającego z ojcem w konflikcie i rywalizującego z nim o
względy Cassie, młodej kobiety prowadzącej ich dom. Skutki wyprawy będą miały
znaczący wpływ nie tylko na losy indiańskiej społeczności, ale również jej
uczestników.
W powieściach Michaela Crummeya lubię i cenię to, że
choć opowiadane historie rozgrywają są w tym samym zakątku świata, każda z nich
jest inna i na swój sposób wyjątkowa. Tym razem kanadyjski pisarz poruszył
kwestię kolonizacji amerykańskiego kontynentu i jego dramatycznych skutków –
wypierania rdzennych mieszkańców Nowej Fundlandii przez osadników i
stopniowego, metodycznego niszczenia ich kultury. Tematyka powieści zbliżona
jest do tej, jaką poruszył Matthew Kneale w Anglikach na pokładzie, książce
również wydanej nakładem Wiatru od Morza, jednakże Crummey przedstawia ją i
omawia w sposób bardziej złożony, zwracając uwagę na niejednoznaczność moralną
i wielowymiarowość kluczowych kwestii, ukazując mechanizm eskalacji konfliktu będącego wynikiem obopólnego braku zaufania, niezrozumienia, nienawiści,
strachu; konfliktu niedopuszczającego możliwości kompromisu, tworzącego zaklęty
krąg, z którego nie ma ucieczki.
Kanadyjczyk wręcz fenomenalnie, po mistrzowsku
manipuluje uczuciami czytelnika, dając do zrozumienia, jak łatwo
niesprawiedliwie osądzić drugiego człowieka czy wyrobić sobie krzywdzącą dla
niego opinię; niewiele w jego powieści jest bohaterów i zdarzeń, które można
jednoznacznie ocenić, potępić, wydać werdykt, przy którym nie zadrży nam
powieka, nie obudzi się sumienie. Proza Crummeya jest dla czytelnika prawdziwym
wyzwaniem, wymagającym nie tylko zaangażowania emocjonalnego i umysłowej
gimnastyki, ale również – a może przede wszystkim – wewnętrznych dyskusji z
własnym sumieniem i poczuciem moralności. Rzekę złodziei cechuje narracja
trzymająca w napięciu głównie ze względu na konstrukcję fabuły; liczne retrospekcje
stopniowo odsłaniają prawdę, a raczej jej fragmenty, ujawniają mroczne i
wstydliwe sekrety bohaterów, które niejednokrotnie diametralnie zmieniają nasze
postrzeganie świata i ich samych – ludzkich intencji, motywów i czynów oraz
uświadamiają, jak łatwo, pochopnie, powierzchownie i stereotypowo, nie mając
pełnego obrazu sytuacji, jesteśmy skłonni osądzać innych.
Lecz literacki debiut Michaela Crummeya fascynuje nie
tylko dlatego, że wszechstronnie angażuje czytelnika i nie pozostawia obojętnym
wobec stawianych przed nim moralnych rozterek i dylematów. Mocnym atutem
powieści są postaci bohaterów: ludzi twardych, surowych i hardych jak kraina, w
której przyszło im żyć, wyrazistych, wewnętrznie skomplikowanych, z charakterem
i dzięki temu zapadających w pamięć. Szczególnie silne wrażenie wywarła na mnie
postać Cassie, której przeszłość i motywy działania - podobnie jak wielu innych bohaterów Rzeki
złodziei – poznajemy stopniowo, wraz z rozwojem fabuły. Dramatyczne koleje
losu tej niezwykle silnej psychicznie i dumnej, a jednocześnie wrażliwej
kobiety, jej głęboka samotność i tajemnice, jakie ciążą na jej życiu, to jedne
z najbardziej poruszających fragmentów powieści; jej przemyślenia z kolei
należą do tych najmocniej zapadających w pamięć: są treściwe, głębokie,
trafiają w sedno i nieraz były dla mnie jak uderzenie obuchem w głowę.
Początkowo byłam przekonana, że to konflikt pomiędzy
Peytonami, ojcem i synem, będzie tym, co w największym stopniu pochłonie moją
uwagę, lecz tak się nie stało. Znacznie większe emocje generowała we mnie
postać Josepha Reilly’ego, który uciekając przed stryczkiem z Anglii, osiadł
nad zatoką Exploits i ożenił się z Indianką, nie zważając na uprzedzenia i
złośliwości sąsiadów. Pozornie Reilly jest sympatycznym, jowialnym, otwartym,
nieskomplikowanym człowiekiem, bezgranicznie lojalnym wobec starszego z
Peytonów, któremu wiele zawdzięcza – i generalnie na tym zasadza się jego
dramat, którego kolejne odsłony śledzimy w miarę rozwoju fabuły. Właśnie
Irlandczyk i jego mroczna przeszłość, tak wyraźnie rzutująca na jego późniejsze
postępowanie, okazały się dla mnie bodaj najtrudniejszymi momentami powieści.
Na dobrą sprawę takich momentów jest w Rzece
złodziei mnóstwo. Czytelnik natrafia na większość z nich zupełnie
nieoczekiwanie, natyka się na nie mimochodem, bo też cechą powieści Crummeya
jest pewna powściągliwość, surowość – tak w budowaniu nastroju, oddawaniu
emocji, jak i kreowaniu postaci bohaterów czy przedstawianiu przebiegu zdarzeń
– dzięki czemu wszystko, z czym czytelnik ma do czynienia na kartach książki,
jest znaczące, pełne treści, doniosłe w swojej prostocie, a co za tym idzie –
zapadające w pamięć i skłaniające do refleksji. Kanadyjczyk obrał chyba
najlepszy z możliwych sposobów, by opowiedzieć o nieustannej walce człowieka z
własną, bogatą w niedoskonałości naturą,
a zwłaszcza z najbardziej negatywnymi jej aspektami: żądzą posiadania i zemsty,
chęcią dominacji i egoizmem wykluczającym jakikolwiek kompromis oraz strachem i
nienawiścią będącymi efektem niezrozumienia i braku chęci zrozumienia
odmienności drugiego człowieka.
Snując opowieść związaną z zetknięciem się
dwóch odmiennych kultur i dramatycznych tego konsekwencji – opowiada historię uniwersalną, dotyczącą
natury człowieka – niezmiennej niezależnie od czasu i miejsca, w jakim przyszło
mu żyć. Crummey jak nikt inny, wplatając
zwykłe, ludzkie tragedie w dramat o znacznie większym zasięgu – historię
XIX-wiecznego osadnictwa – unikając wielkich słów i monumentalnych obrazów, potrafi
mówić o najważniejszych rzeczach, najbardziej osobistych emocjach i
najtrudniejszych dylematach tak, że poruszają najgłębsze struny w duszy i
pozostają w pamięci długo po zakończeniu lektury. Proza kanadyjskiego pisarza,
choć wymagająca i stanowiąca dla odbiorcy nie lada wyzwanie, jest zarazem
najwspanialszą dla niego nagrodą. Warto, byście przekonali się o tym sami.
Moja ocena: 5/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/299150/rzeka-zlodziei/opinia/33059173#opinia33059173
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Wiatr od Morza ;) |
Michaela Crummey pokochałam za "Sweetland" i nie mogę się doczekać "Rzeki złodziei". Twoja recenzja narobiła mi jeszcze więcej apetytu... Ach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Między sklejonymi kartkami
Ja z kolei koniecznie muszę przeczytać "Dostatek". Polecam "Pobojowisko" tego samego autora! ;)
UsuńPozdrawiam również!
Mam już zapisany ten tytuł i zamierzam przeczytać. Tak pozytywna ocena tylko utwierdza mnie w tym zamiarze.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! Książka jest tego warta! Co więcej - cała proza tego autora jest warta, by ją poznać :)
UsuńJest coś ujmującego w tym przywiązaniu do stałego miejsca akcji, w dodatku tak surowego jak Nowa Fundlandia. W takiej scenerii jakoś, bo ja wiem, uprawomocnia się badanie pierwotnych instynktów i ludzkiej natury.
OdpowiedzUsuńPlus świetna recenzja :)
Och, idealnie ujęłaś moje odczucia! Właśnie coś takiego chodziło mi po głowie, tylko nie potrafiłam tego tak pięknie wyrazić, dziękuję! :)
UsuńIntrygują takie intensywnie emocjonalne książki - i na tę pewnie kiedyś przyjdzie czas...
OdpowiedzUsuńNo ja myślę! :)))
UsuńHmm, mogę się skusić, wygląda ciekawie
OdpowiedzUsuńZachęcam! ;)
UsuńCrummey coraz bardziej mnie intryguje. Tematyka jego powieści, styl, jak i emocje, jakie wzbudza w czytelnikach... Byle więcej takich autorów! A na "Rzekę" zdecydowanie narobiłaś mi smaku i - pomijając już nazwisko autora, sam Twój opis mi wystarcza, by sięgnąć po książkę :)
OdpowiedzUsuńA bardzo dziękuję, taki był mój niecny plan :P
UsuńW ogóle polecam całą ofertę Wiatru od Morza - wydają niewiele, ale publikacje dobierają bardzo starannie i wysoko stawiają poprzeczkę ;)