środa, 28 października 2015

"Pan Darcy nie żyje"

Autor: Magdalena Knedler
Tytuł: "Pan Darcy nie żyje"
Wydawnictwo: Czwarta Strona, 2015
Ilość stron: 340
Okładka: zintegrowana

Kiedy Magdalena Knedler, moja redakcyjna koleżanka z Obliczy Kultury, autorka wielu znakomitych felietonów, recenzji i opowiadań, zapytała mnie, czy zechciałabym przeczytać jej powieściowy debiut i napisać o nim parę słów, nie wahałam się ani chwili. Zwykle bardzo ostrożnie i ze zrozumiałym sceptycyzmem podchodzę do literackich debiutów, biorąc poprawkę na wszelkie możliwe mankamenty i niedociągnięcia nieuchronnie w nich się pojawiające; oceny utworu wcale nie ułatwia też fakt, że jego autor należy do grona lubianych i cenionych znajomych - czasem naprawdę trudno jest krytycznie ustosunkować się do dzieła autora, którego darzymy sympatią. Mnie szczęśliwie podobne dylematy ominęły, gdyż znając lekkie pióro, świetny styl i znakomity warsztat Magdaleny Knedler - czyli coś, o czym niejeden debiutant może tylko pomarzyć - byłam przekonana, że autorka śpiewająco poradzi sobie z wyzwaniem, jakim jest stworzenie dobrej powieści. Nie byłam jednak przygotowana na to, że będzie to wykonanie nie tyle śpiewające, co... brawurowe!

Już sam pomysł na fabułę wydał mi się oryginalny, tyleż intrygujący, co zabawny; kryminał, którego akcja rozgrywa się na planie filmowym podczas kręcenia kolejnej ekranizacji Dumy i uprzedzenia, w cudownie ironiczny i figlarny sposób nawiązuje do obsesji filmowców dążących do stworzenia adaptacji powieści Jane Austen doskonalszej niż ta z 1995 roku oraz postaci pana Darcy’ego, która przyćmiewałaby kreację Colina Firtha. Koncept ten stał się punktem wyjścia fabuły powieści Magdaleny Knedler, opowiadającej o perypetiach członków pewnej ekipy filmowej, z których każdy skrywa przed światem jakiś sekret, walczy ze słabościami i demonami przeszłości czy próbuje uporać się z życiowym dramatem. I niczym w greckiej tragedii, w jednym miejscu – w malowniczej scenerii urokliwego dworku Bridebridge Hall – gromadzą się bohaterowie – aktorzy i członkowie ekipy – obciążeni własnymi i cudzymi problemami i tajemnicami, uwikłani w dziwne, niejasne relacje i zależności, które zagęszczają panującą na planie atmosferę, jakby nie dość było kotłowaniny emocji i uczuć o różnej barwie i natężeniu, będących wynikiem zawodowej rywalizacji, różnic charakterów czy życiowych doświadczeń. Kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie nielubiany, mający ze wszystkimi na pieńku odtwórca roli pana Darcy’ego, Peter Murphy – podejrzani są wszyscy, każdy miał bowiem powód, by chcieć jego śmierci, nie każdy zaś może przedstawić przekonujące alibi. Prace na planie filmowym zostają wstrzymane, obok policyjnego śledztwa toczy się równolegle inne, bo i członkowie ekipy próbują we własnym zakresie rozwiązać zagadkę śmierci Murphy’ego, starając się jednocześnie zachować swoje sekrety w tajemnicy.

Pan Darcy nie żyje to jeden z najbardziej udanych powieściowych debiutów, z jakimi miałam do czynienia, co mnie właściwie nie dziwi, zważywszy na fakt, że miałam okazję poznać wcześniej literacko – warsztatowe możliwości Magdaleny Knedler. I choć trochę obawiam się, że mój entuzjazm może niektórym wydać się przesadny czy nieszczery, nie mogę go ukrywać, bo byłoby to zwyczajnie niesprawiedliwe wobec autorki. Nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszę, że moja sympatia dla niej może iść w parze z pozytywną oceną jej dzieła! Bo w istocie Pan Darcy nie żyje to powieść, która nie ma żadnych słabych stron i dosłownie każdy jej aspekt jest dopracowany i dopieszczony w najdrobniejszych szczegółach. Jakikolwiek z zarzutów, które tak często pojawiają się przy analizie debiutanckich utworów, nie ma tu racji bytu – warsztat jest doszlifowany, styl naturalny i swobodny, pióro lekkie, dzięki czemu lektura jest prawdziwą przyjemnością. Ogromną zaletą jest wciągająca, niebanalna fabuła oparta na oryginalnym pomyśle będącym wynikiem fascynacji autorki twórczości Jane Austen – jednak i tu Magdalena Knedler zaskakuje czytelnika, gdyż jej powieść nie jest fanowską kontynuacją czy wariacją prozy angielskiej pisarki; Duma i uprzedzenie stanowiła jedynie impuls do stworzenia czegoś zupełnie nowego, zadziwiająco świeżego, na wskroś współczesnego, a jednak pełnego nawiązań i aluzji do powieści Austen. Bo choć nie trzeba być wielbicielem i znawcą twórczości tej dziewiętnastowiecznej pisarki, by doskonale bawić się w trakcie lektury, jednak znajomość jej prozy pozwala wychwycić pewne smaczki ukryte w treści, dzięki czemu lektura dostarcza dodatkowej frajdy, staje się bogatsza i jeszcze bardziej intrygująca.


Pan Darcy nie żyje to wyjątkowo udane połączenie komedii, powieści obyczajowej i kryminału, przy czym wszystkie te trzy elementy występują w doskonale zrównoważonych proporcjach. Autorka swobodnie i z dużym wdziękiem pokonuje granice konwencji i czerpie z nich to, co najlepsze. Dzięki tej wszechstronności przykuwa uwagę świetnie skonstruowana, misternie utkana intryga kryminalna, którą doceniamy coraz bardziej wraz z rozwojem fabuły. Autorka umiejętnie i z wyczuciem podsuwa czytelnikowi fałszywe tropy, wodzi go za nos, nieraz daje w niego prztyczka i do samego końca trzyma w napięciu i niepewności co do tożsamości sprawcy całego zamieszania na planie filmowym. Wielką zaletą powieści są wyraziście nakreślone sylwetki bohaterów – z psychologiczną wiarygodnością, nutką dramatyzmu, ale obleczone nie w sentymentalizm i patos – bo i w tę stronę zdarza się podążać nawet bardziej doświadczonym autorom – a humor i ironię, które jednak nie przekreślają powagi konkretnych wątków ani nie odbierają głębi postaciom bohaterów. Lekkości fabule, a zwłaszcza poważniejszej, obyczajowej tematyce, przydają dowcipne, naturalnie brzmiące dialogi oraz niezwykle sugestywny humor słowny i sytuacyjny. Magdalena Knedler nie tylko z wyczuciem łączy konwencje, ale też dokładnie wie, kiedy należy zmienić ton i nastrój, by nie przytłoczyć lub nie znużyć czytelnika, lecz utrzymać jego uwagę i zainteresowanie, a nawet je podkręcić. Potrafi manipulować emocjami odbiorcy – w najlepszym znaczeniu tego słowa. Udało jej się nie wpaść w pułapkę sentymentalizmu i schematyzmu, lecz stworzyć coś całkowicie nowego, świeżego, ożywczego niemal. Pozostaje mieć nadzieję na kolejne książki autorki – zważywszy na istne trzęsienie ziemi, jakie zafundowała czytelnikom w swoim debiucie, teraz napięcie może już tylko wzrastać. Czego Magdalenie, Wam i sobie życzę. 

Moja ocena: 5/5

Za książkę serdecznie dziękuję Autorce :)

7 komentarzy:

  1. Widzę, że to książka w moim guście:) Fajnie, że mogłaś z czystym sumieniem nawychwalać koleżankę:) Tylko pozazdrościć takich znajomości:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam połączenie powieści obyczajowych z dużą dawką humoru i nieoczekiwanym wątkiem kryminalnym. Widać po Twojej opinii, że nie ma co się wahać nad omawianym debiutem. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już w trakcie lektury nabrałam przekonania, że M. Knedler jest taką pisarką "skończoną"; cóż z tego, że to debiut powieściowy, skoro od razu wszystko jest na swoim miejscu i nie trzeba czekać, aż autorka rozwinie skrzydła z następnymi utworami, bo ona już to zrobiła:) A teraz może być tylko jeszcze lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, i jak tu się nie skusić? Książka już w moich rękach - niedługo zabieram się za czytanie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Karolina, to pierwsza recenzja tej książki, jaką przeczytałam. Oczywiście miga mi w sieci cały czas, a tytuł wydał się od razu intrygujący. I co? I teraz nie mogę się doczekać lektury! Chyba poproszę o taki prezent na gwiazdkę:) Wiesz, doskonale rozumiem twoje obawy jeśli chodzi o debiutantów. Straszne jest jeśli trzeba krytykować powieść osoby, którą się lubi. Dobrze, że nie musiałaś tego robić:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak sobie czytam o czym ta książka jest i aż mi się ciśnie na usta: co za genialny pomysł! ;) Chętnie przeczytam i tak, jak już ktoś wspomniał powyżej - pozazdrościć tak utalentowanych znajomych ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym przeczytać, zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.