Tytuł: "Turniej cieni"
Wydawnictwo: Zysk i s-ka, 2015
Ilość stron: 813
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Elżbieta Cherezińska to jedna z nielicznych pisarek,
po której książki śmiało mogę sięgać w ciemno, z przekonaniem, że nie tylko
mnie nie zawiodą, ale okażą się pasjonującą i niezapomnianą przygodą. Tak
właśnie było, kiedy zaczytywałam się Północną drogą i Odrodzonym królestwem, z każdym kolejnym tomem coraz mocniej
zachwycając się barwną, soczystą prozą i wielowymiarowością tak sylwetek
bohaterów, jak i fabuły osadzonej w moich ulubionych, średniowiecznych
realiach. Niemniej jednak po Turniej cieni sięgałam z lekkim
wahaniem: XIX-wieczna historia, z naciskiem na okres zaborów, nasze powstania
narodowe czy Wielką Emigrację, nigdy nie jawiła mi się w najmniejszym choćby
stopniu intrygująco i nie byłam pewna, czy nawet znakomita proza Cherezińskiej
jest w stanie temu zaradzić.
Nagle jednak okazało się, że ten fragment historii
wcale nie jest nudny, a wręcz przeciwnie. Cherezińska utkała fascynujący, wielobarwny
gobelin XIX-wiecznej wielkiej polityki angażującej europejskie mocarstwa w tzw.
Wielką Grę, wplatając weń nici i naszych dziejów oraz losy Polaków, którzy w
tym turnieju cieni odegrali swoje wielkie, znaczące role - i to pomimo faktu,
że Polski na mapach świata wówczas nie było.
Upadające powstania, zsyłki na Sybir, konspiracja,
skłócona emigracja i inwigilujące jej szeregi carskie tajne służby – aż trudno
uwierzyć, że dalej na wschód, w Azji Środkowej, toczyła się podskórna rozgrywka
o jakże wysoką stawkę, trwała rywalizacja między dwiema potęgami – Anglią i
Rosją – o dominację i wpływy na tych dzikich, słabo poznanych terenach, o
kluczowym strategicznym znaczeniu dla układu sił w ówczesnej Europie. W czasie,
gdy Polacy modlą się o wielki konflikt zbrojny angażujący europejskie
mocarstwa, tylko w nim upatrując szansy na odzyskanie ojczyzny, Anglia i Rosja
próbują podporządkować sobie Afganistan i zapewnić przychylność jego
nieprzewidywalnych przywódców. Niezrozumienie tamtejszej kultury, poczucie wyższości
i pogarda względem tubylców, nieznajomość terenów utrudnia pracę szpiegów i
dyplomatów, generuje mniej lub bardziej tragiczne w skutkach wpadki, mogące
przechylić szalę zwycięstwa na jedną ze stron konfliktu. W tej sytuacji na wagę
złota są ludzie, którzy z rdzenną ludnością potrafią znaleźć wspólny język –
dosłownie i w przenośni – i wykazać się talentami dyplomatycznymi. Kimś takim
jest jeden z głównych bohaterów powieści, Polak Jan Witkiewicz, w młodości
zesłany na Sybir za udział w spisku, ułaskawiony przez cara i zmuszony do
współpracy, kiedy dostrzeżono jego niezwykły talent do języków i umiejętność zjednywania sobie afgańskich przywódców klanowych, zdobywania ich zaufania i
szacunku. Wkrótce okaże się, że nie tylko carscy dyplomaci chcieliby wykorzystać Witkiewicza w swej rozgrywce, jednak Jan nie
godzi się być tylko pionkiem w grze, jakim chcieliby go widzieć mocodawcy, a
pełnić w niej zgoła inną rolę…
Czytelnika, odkrywającego losy Witkiewicza, czekają
nie lada emocje: to postać skryta, enigmatyczna i niemal do końca nie ma
stuprocentowej pewności, na czyją rzecz pracuje; sposób, w jaki wyprowadza w
pole służby dyplomatyczne i wywiady mocarstw, jest po prostu brawurowy i
imponujący, dostarczający niezapomnianych wrażeń i trzymający w nieustannym napięciu.
Zupełnie innym typem człowieka jest drugi z głównych
bohaterów Turnieju cieni, Rufin Piotrowski, najsłynniejszy bodaj uciekinier z
syberyjskiej katorgi. Jest wzruszający, ale i irytujący w swej prostoduszności,
naiwnej wierze w rodaków i idealistycznym patriotyzmie. Choć przez emigrację
niedoceniony i nie traktowany poważnie, na własną rękę wyrusza do kraju, skąd
wiodą go na Sybir – ale to właśnie dzięki specyficznemu charakterowi udaje mu
się wywieść w pole swoich prześladowców i uciec z niewoli, a nawet wpaść na
trop Witkiewicza poszukiwanego przez dwa wywiady! Perypetie Rufina, jego
ucieczka z niewoli nie są może tak emocjonujące jak wywiadowcza gra
Witkiewicza, niemniej jednak wyjątkowo przykuwają uwagę i budzą niekłamaną
ciekawość.
Przeciwwagą dla tych dwóch pozytywnych postaci jest
trzeci główny bohater – hrabia Adam Gurowski, zdrajca, który zaprzedał się
carowi, znienawidzony w kraju i kręgach emigracji. Postać kontrowersyjna, ale i
niejednoznaczna, broniąca swoich przekonań – poniekąd nawet profetycznych – bez
względu na wszystko. Cechuje go pewien tragizm – wydaje mu się, że mimo
„opieki” carskich agentów jest w stanie kształtować swój los, podczas gdy
pozostaje marionetką w ich rękach, zabawką Leoncjusza Dubelta, kontrolującego,
przewidującego każdy jego ruch, reakcję i zachowanie w sposób co najmniej
niepokojący, jak na doskonale wyszkolonego agenta przystało. Trudno tę postać obdarzyć sympatią, może jednak budzić
współczucie, z pewnością jednak śledzenie jego losów jest idealną odskocznią od
perypetii Witkiewicza i Piotrowskiego.
Elżbieta Cherezińska zdążyła przyzwyczaić swoich
czytelników do znakomitych kreacji sylwetek bohaterów – także w Turnieju
cieni ten aspekt nie zawodzi, galeria intrygująco nakreślonych, pełnokrwistych
postaci przesuwa się przed oczami czytelnika jak żywa; każda z nich, czy to
pierwszoplanowa czy zgoła epizodyczna, jest dopracowana w najdrobniejszych
szczegółach, wiarygodna pod kątem historycznym, jak i psychologicznym.
Najlepszym tego przykładem są wyżej wymienieni protagoniści – postaci
autentyczne o życiorysach tak niewiarygodnych, że wydają się być żywcem
wyciągnięte z kart powieści przygodowej. Autorce udało się przykurzonym, zapomnianym XIX-wiecznym
bohaterom nadać głębi, barw, wydobyć ich charakter, ducha, ożywić wręcz. I
udało jej się to znakomicie: wszyscy bohaterowie biorący udział – bezpośrednio
lub pośrednio – w Wielkiej Grze to postaci wyraziste, z charakterem, niejednoznaczne,
zaś ich zachowania, reakcje i czyny – doskonale i wiarygodnie umotywowane. I
czy jest to cyniczny lord James Hamilton, angielscy superszpiedzy Claude Wade i
Alexander Burnes, carski agent Leoncjusz Dubelt czy błyskotliwy dziennikarz
Harry McGonagall – żaden z nich nie pozostawia czytelnika obojętnym, wywołuje
szeroką gamę emocji – i mimowolny podziw dla ich przenikliwości,
dalekowzroczności, zimnej krwi czy inteligencji, dzięki którym starają się
odnieść zwycięstwo nad przeciwnikiem. To fascynujące móc śledzić walkę wywiadów
i pojedynki agentów – jak choćby genialne starcie Witkiewicza z Burnesem w
Kabulu – jak też obserwować, jak liczne, pozornie ze sobą niepowiązane wątki,
splatają się w spójną, oszałamiającą swym rozmachem całość.
Cechą charakterystyczną prozy Cherezińskiej są
barwnie, z wielką starannością o historyczną wiarygodność, wykreowane realia;
niezależnie od tego, czy akcja toczy się na azjatyckich stepach, w angielskich
posiadłościach, paryskich przytułkach czy na ziemiach polskich pod rosyjskim
zaborem – zachwycają prawdopodobieństwem, bogactwem i dbałością o szczegóły,
ale i to nie wszystko. Zwraca uwagę to, jak doskonale oddała autorka mentalność
poszczególnych narodowości, jak świetnie uchwyciła charakterystyczne (nie
stereotypowe) dla nich cechy – czy to Anglików, Rosjan, Afgańczyków, czy
Polaków. I choć początkowo trudno rozeznać się w fabule, ogarnąć wszystkie,
jakże liczne, wątki, ich znaczenie, powiązania między nimi oraz role
poszczególnych bohaterów w intrydze, wraz z rozwojem fabuły wszystkie elementy
układanki zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. Wtedy czytelnikowi pozostaje
jedynie zachwycić się wewnętrzną spójnością i misterną konstrukcją fabuły oraz
rozmachem i brawurą, z jakimi autorka prowadzi go poprzez zawiłości i meandry
intrygi.
Turniej cieni to powieść fascynująca – w
najgłębszym znaczeniu tego słowa. Poza wszystkimi zaletami, o których starałam
się opowiedzieć, posiada jeszcze jedną, zupełnie zaskakującą, choć przecież
proza Cherezińskiej ma to do siebie, że
czytelnik mimowolnie czuje dumę z własnego kraju i własnej historii, nawet,
jeśli jej źródłem są czasy nie do końca temu uczuciu sprzyjające – tak było
choćby w przypadku rozbicia dzielnicowego, wspaniale przedstawionego w Koronie
śniegu i krwi. W tej powieści jest podobnie: okres zaborów i powstań
narodowych większości czytelników raczej nie jawi się jako szczególnie ciekawy,
ja sama na lekcjach historii im poświęconych umierałam z nudów, irytowała mnie
niemoc i kłótliwość polskiej emigracji, nieumiejętność porozumienia się, a więc
typowo polskie cechy i mentalność, dziwnie aktualne także w dzisiejszych
czasach. Cherezińska sprawiła, że udało mi się spojrzeć głębiej i dostrzec
prosty fakt, że nawet w czasach, kiedy Polska nie istniała na mapach świata,
Polacy mieli znaczący – choć nie zawsze oczywisty – wpływ na losy całego
kontynentu. A nawet kontynentów. I że polska emigracja to nie tylko swary i
konflikty, ale także upór, determinacja i wola działania – i działanie, na
wielu różnych frontach. Jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy powinniście Turniej cieni przeczytać – naprawdę muszę dodawać coś więcej?
Moja ocena: 5/5
recenzja napisana dla portalu DużeKa :) |
Ah! Ah! Ah! - wybacz, ale na lepszy komentarz mnie w tym momencie nie stać :) Jak ja się cieszę, że już mam tę powieść na półce :)
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo ciekawa, zachęciłaś mnie do przeczytania książki. choć oczywiście wiem, że Cherezińska świetnie pisze swoje książki.
OdpowiedzUsuńJak tylko przeczytam "Koronę...", wezmę się za tę:)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że kiedyś czytałam już u ciebie o twórczości tej autorki i twoje zachwyty były kuszące, ale niestety to nie jest coś w czym się zaczytuję. Ale fani Cherezińskiej z pewnością się nie zawiodą. ;)
OdpowiedzUsuńCykl "Północna Droga" jakoś mnie nie zachwycił, ale może warto się przeprosić z p. Cherezińską :)
OdpowiedzUsuńKsiążka napisana z wielkim rozmachem, choć bałam się, że nie jestem w stanie zrozumieć tych wszystkich powiązań - bo jedni bohaterowie to agenci, inni są podwójni, itd. Ale sobie poradziłam i myślę, że warto sięgnąć po tę powieść.
OdpowiedzUsuń