Tytuł: "Sweetland"
Wydawnictwo: Wiatr od Morza, 11. 05. 2015
Ilość stron: 371
Okładka: miękka
Kanadyjski pisarz Michael Crummey, Nowofundlandczyk, miłość
do rodzinnej, a surowej i niegościnnej krainy ma we krwi. Jak bardzo jest mu
ona bliska i jak szczególne miejsce zajmuje w jego sercu, pokazał chociażby w Dostatku - utrzymanej w konwencji realizmu magicznego,
rozgrywającej się na przestrzeni dwóch wieków opowieści o mieszkańcach dwóch
rybackich osad. W Sweetland po raz kolejny została ukazana niezwykła
więź łącząca wyspiarzy ze swą małą ojczyzną - miłość niełatwa, wymagająca,
destrukcyjna, w której można się zatracić na śmierć.
Sweetland to niewielka, słabo zaludniona wysepka u wybrzeży
Nowej Fundlandii, której historia rozpoczęła się przed dwustu laty wraz z
pojawieniem się pierwszych osadników. Rybak i emerytowany latarnik, Moses
Sweetland, potomek jednej z rodzin, od której nazwiska wyspa wzięła swoje
miano, to jeden z kilkudziesięciu mieszkańców małej osady Chance Cove, który
podobnie jak pozostali zmaga się z trudami w tej surowej, niegościnnej krainie
oraz stale pogarszającymi się warunkami życia za sprawą kryzysu tutejszego
rybołówstwa. Rządowa propozycja opuszczenia wyspy w zamian za godziwą
rekompensatę umożliwiającą rozpoczęcie nowego życia, spotyka się z entuzjazmem
zdecydowanej większości społeczności. Jedynym warunkiem jest jednomyślna zgoda
wszystkich mieszkańców. Ostatecznie plany sąsiadów krzyżuje Sweetland,
kategorycznie sprzeciwiający się opuszczeniu ukochanej wyspy. Ani prośby rodziny,
namowy przyjaciół, kusząca obietnica pieniężnego zadośćuczynienia, ani nawet
anonimowe pogróżki czy złowróżbne incydenty dające podstawy do obawy o własne
życie, nie są w stanie wpłynąć na zmianę decyzji Mosesa. Jego ślepy upór
prowadzi do tragedii, która popycha go na drogę z której nie będzie odwrotu…
Najnowsza powieść Crummeya jest jak jej bohaterowie –
surowa, oszczędna w słowach, a jednak wyrazista i zapadająca w pamięć na długo.
Kanadyjski pisarz przenosi czytelnika do świata i społeczności o dwustuletniej
historii, które na naszych oczach rozpadają się, przestają istnieć, gdyż taka
jest kolej rzeczy. Tylko jeden człowiek nie jest w stanie się z tym pogodzić i
rozpaczliwie usiłuje powstrzymać to, co nieuniknione. Wrogość gotowego na zmiany
otoczenia jest dla niego ciosem, swego rodzaju zdradą, generują pogłębiającą
się samotność, poczucie wyalienowania i niezrozumienia. Sweetland zdaje sobie
sprawę, że w tym konflikcie to on jest skazany na porażkę, że w starciu z
prawami stanowionymi przez społeczeństwo i bezwzględnością przyrody nie ma
szans, a jego przeznaczeniem jest samotność zarówno w fizycznym, jak i duchowym
wymiarze.
Mimo tego godzi się z losem, zaś tragedia, jakiej mimowolnie
stał się współwinnym, tylko utwierdza go w słuszności podjętej decyzji. Czuje,
że jego miejsce jest na tej niegościnnej wyspie, która stała się domem i grobem
wielu pokoleń, a także jego znajomych, przyjaciół i rodziny. Czuje głęboką więź
z tym miejscem i wszystkimi, którzy stanowili jego część; bierze na siebie rolę
strażnika przeszłości, wypełnia misję, w myśl której dopóki on żyje, przeszłość
nie odejdzie w zapomnienie i będzie istnieć. Skoro nie może powstrzymać upadku
społeczności, desperacko próbuje zachować jedyne, co zostało – historię tego
miejsca. Tkwiącą w opuszczonych budynkach, na starym cmentarzu, w znajomych
miejscach, w nim samym i jego wspomnieniach.
Czy w postawie Sweetlanda jest heroizm, czy też naiwność,
desperacja, poczucie obowiązku? Czy jego decyzja wypływa z przekonania, że nie
ma nic do stracenia, czy to poświęcenie, pragnienie ostatecznego spełnienia,
poczucia sensu życia? Czy to rodzaj pokuty za tragedię, której czuł się winny?
Wyraz żalu i tęsknoty za światem, który odchodzi do przeszłości,
nieumiejętności zaadaptowania się do nieuniknionych zmian? Chęć dożycia swoich
dni na własnych warunkach, wyraz indywidualizmu? Pytania, jakie stawia Crummey
przed czytelnikiem, mnożą się bez końca, a w ocenie motywacji bohatera wcale
nie pomaga niejednoznaczne zakończenie. Ale może to i lepiej?
Z pozoru prosta, wręcz banalna fabuła skrywa pod podszewką
całe bogactwo treści. Niewyrażone uczucia, niewypowiedziane słowa, ciche
dramaty, których można się doszukiwać między wierszami, interpretować je na
różne sposoby, prowokują do refleksji i intrygują. Wraz z rozwojem fabuły
początkowo mało zrozumiałe przyczyny niechęci i uporu Sweetlanda stają się
bardziej klarowne. Poznajemy jego przeszłość, powody oszpecenia twarzy i
uczuciowego dystansu, a także relacje z sąsiadami i rodziną, jego charakter,
wydarzenia, które ukształtowały jego postawę i wpłynęły na motywy postępowania
– a cała tę wiedzę budujemy mozolnie ze strzępków wspomnień bohatera, w których
nieraz trudno odróżnić fakty od fantazji i majaków. Tworzy to niesamowity klimat:
surowa, ponura sceneria opuszczonej osady, zaludniające ją duchy przeszłości i
dramat samotnego człowieka, który skazał się na taki los na własne życzenie.
Sweetland to przepełniona nostalgią, poruszająca opowieść
o z góry skazanych na porażkę zmaganiach jednostki ze światem, ze zmianami,
jakim on podlega, z prawami, jakie nim rządzą. To przygnębiająco piękny wyraz
tęsknoty za przeszłością, za teraźniejszością odchodzącą w cień, za poczuciem
przynależności do określonego miejsca i
społeczności, nadającej sens życiu. To opowieść o samotności właściwej człowiekowi
skłóconemu z całym światem, nieumiejącemu przystosować się do życia na jego
warunkach, o destrukcyjnej odwadze bycia sobą na przekór wszystkiemu. To wreszcie
także smutna refleksja nad nieubłaganymi zmianami, za którymi albo się nadąża,
albo jest się skazanym na samotność i klęskę. Niezależnie od powodów, dla
których sięgniecie po tę książkę – po stokroć warto.
Moja ocena: 4/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/251018/sweetland/opinia/25522371#opinia25522371
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Wiatr od Morza :) |
Intrygują mnie takie historie o zamkniętych społecznościach, z dużym naciskiem na psychikę postaci. Mam nadzieję, że trafię na "Sweetland" w którejś bibliotece :)
OdpowiedzUsuńmiedzysklejonymikartkami.blogspot.com
Mmm, brzmi smakowicie :) Ale po "Dostatku" jestem już pewna, że Crummey potrafi czarować słowem... Skończę tylko "Za ścianą" S. Waters i też biorę się za "Sweetland" :)
OdpowiedzUsuńNie jestem do końca przekonana, czy by mi się spodobało, ale jakoś mnie tak kusi... I okładka bardzo ładna :)
OdpowiedzUsuńSwietna recenzja,naprawde jestem pod wrazeniem i przeczytalabym ksiazke "w ciemno", szczerze.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiłaś ta książką. A okładka jest niezwykle klimatyczna:)
OdpowiedzUsuńMoże być świetną książką. Jak nadrobię wszystkie zaległości to myślę, że znajdę czas aby przeczytać "Sweetland".
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść:)
OdpowiedzUsuńSkoro warto ją poznać to zwrócę na nią uwagę.
OdpowiedzUsuńCzytałam już o "Dostatku" i mnie pisarz zaintrygował.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że pisarz wart jest, by się nim zainteresować.
Chętnie przeczytam skoro warto ją poznać!
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka przykuła moją uwagę. Myślę, że treść też przypadłaby mi do gustu, choć osobiście wolę bardziej słoneczne rejony. ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać. Jestem ciekawa czy zrozumiem motywacje bohatera, który tak rozpaczliwie nie chce zmian i pragnie zatrzymać czas, chociaż wie, że to niemożliwe. Spodziewam się dość trudnej lektury, ale chętnie podejmę wyzwanie :)
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja. Zachęciłaś mnie do tej nostalgicznie się zapowiadającej lektury
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam gdzie mam to napisać, więc piszę w tym miejscu. Zawitałam w tym blogu po raz pierwszy. Dodałam go do obserwowanych.
Pozdrawiam
http://literackie-zamieszanie.blogspot.com/
Niby taka zbyt spokojna, zapowiadająca się nudnawo, "życiowa" (nie przepadam) książka, a jakoś mnie do niej ciągnie. A ja swojej intuicji niezwykle ufam. :)
OdpowiedzUsuń