Tytuł: "Relikwia"
Wydawnictwo:Sol
Proza Marcina Pilisa ma to do siebie, że wywołuje istną burzę, gonitwę  myśli. Refleksje kłębią się w głowie, trudno je pozbierać i poukładać w  jakąś uporządkowaną myśl jednym trafnym zdaniem podsumowującym tę  książkę. Ona wymyka się wszelkim uogólnieniom, nie podlega  szufladkowaniu, to  najdoskonalszy przejaw przerostu treści nad formą.  Miałabym ochotę zapisać naraz wszystkie myśli cisnące mi się do głowy,  ale najzwyczajniej w świecie nie wiem, od czego zacząć!
Akcja powieści toczy się w niewielkim polskim miasteczku, przeciętnym i  właściwie niczym szczególnym się nie wyróżniającym. Senna atmosfera oraz  bardzo rutynowe podejście do spraw religijnych jego mieszkańców  zmieniają się diametralnie i niemalże z dnia na dzień, kiedy ksiądz  Augustyn, poważany i lubiany proboszcz miejscowej parafii ogłasza wieść o  znalezieniu relikwii. Mają nią być kości należące do dawno zmarłego  kanonika odkryte przez archeologów w kościelnej krypcie. Czy to  mistyfikacja mająca na celu zwrócenie wiernych ku Kościołowi czy  prawdziwy cud?
 

