Tytuł: "Dom z liści"
Wydawnictwo: Mag, 2016
Ilość stron: 795
Okładka: twarda z obwolutą
Dom z liści był reklamowany przez polskiego wydawcę jako powieść oryginalna, niezapomniana
i przerażająca jak żadna inna. Z jednej strony - banał; z drugiej - po takich
słowach czytelnika kusi, by podjąć wyzwanie i przekonać się o ich prawdziwości.
I choć zarys fabuły nie zapowiadał ani czegoś specjalnie oryginalnego, ani
przerażającego, wkrótce okazało się, że niezwykle złożona i niemożebnie zagmatwana,
warstwowa fabuła, jak i nietypowa, współgrająca z treścią i dopełniająca ją
konstrukcja powieści, angażują umysł w niebywałym stopniu, wciągając czytelnika w intelektualną i
psychologiczną grę, w której niezwykle łatwo jest stracić rozeznanie między
tym, co prawdziwe i tym, co nierealne.
Zacznijmy od fabuły - a
dokładnie od najbardziej wewnętrznej jej warstwy, wokół której narastają
kolejne. Jej sedno stanowi tzw. Relacja Navidsona - film dokumentalny (którego
autentyczność jest przedmiotem burzliwych dyskusji) zmontowany z nagrań
pochodzących z kamer, które Will Navidson, światowej sławy fotograf, rozmieścił
w różnych częściach swego nowego domu.
Mężczyzna, by naprawić rodzinne relacje,
rezygnuje z wyjazdów w niebezpieczne
rejony świata i wraz z żoną i dwójką dzieci wprowadza się do starego,
XVIII-wiecznego domostwa gdzieś w Wirginii. Szybko orientuje się, że z
budynkiem jest coś nie tak: nie zgadzają się jego wewnętrzne i zewnętrzne
wymiary, pojawiają się w nim pokoje i korytarze tworzące potężne, nieprzebyte
labirynty, których obecność i charakter przeczy wszelkim prawom fizyki.
Navidson instaluje system kamer mających rejestrować to, co dzieje się wewnątrz
domu, zaś nagrania te, wraz z zapisem z kamer użytych do eksploracji
tajemniczych korytarzy, składają się na film nazywany od tej pory Relacją
Navidsona.
Tekstowy zapis tejże
relacji, a więc niesamowitych wydarzeń, do których doszło w domu przy Ash Tree
Lane w Wirginii, opracował i zamieścił w swoim notesie niejako Zampano,
ekscentryczny, niewidomy staruszek. Opracowanie to jest niezwykle obszerne i
dość chaotyczne - zawiera nie tylko komentarze i uwagi samego Zampano dotyczące
filmu, będące próbą analizy i interpretacji jego treści, ale również zebrane
przez niego naukowe i pseudonaukowe analizy wszelkiej maści ekspertów na temat
autentyczności nagrania, hipotezy dotyczące natury zaobserwowanych zjawisk, a
nawet opinie psychologiczne odnoszące się do osobowości i motywacji bohaterów
nagrania.
Relację Navidsona,
wzbogaconą o dygresje i komentarze Zampano, znajduje po śmierci staruszka
niejako Johnny Wagabunda - pracownik salonu tatuażu z Los Angeles. Zaczyna on
studiować notatki, niepostrzeżenie poświęcając im coraz więcej czasu, aż traci
kontakt z rzeczywistością i popada w obsesję. Wagabunda analizuje treści
zapisków, dodaje własne komentarze, tworzy notatki o emocjonalnym, osobistym
charakterze - tak różne od utrzymanych w suchym, pełnym dystansu,
dziennikarskim stylu zapisków Zampano. Są to głównie migawki dokumentujące
narkotyczno - seksualne ekscesy, dramatyczne wydarzenia z przeszłości, jak i
bieżące, burzliwe incydenty, które stanowią zapis stopniowego popadania
bohatera w szaleństwo.
Jakby tego było mało,
Relacja Navidsona, wzbogacona komentarzami Zampano, które z kolei opatrzone są
zapiskami Wagabundy, dodatkowo zawiera notatki i przypisy wydawcy (Johnny
zdecydował się nowiem wydać Relację Navidsona), co tylko pogłębia zagubienie i
dezorientację czytelnika.
Fabuła Relacji Navidsona,
po odrzuceniu wszystkich późniejszych komentarzy i przypisów, sama w sobie jest
całkiem intrygującą powieścią grozy. Stare domostwo, które drwi sobie z praw
fizyki i zamiast upragnionego azylu stanowi niezgłębioną plątaninę korytarzy,
tajemnicza, rozszerzająca się przestrzeń, pomieszczenia zmieniające swoje rozmiary
i położenie, znikające i pojawiające się nagle korytarze, nienazwane zagrożenie
czające się w ich mroku - to wszystko nie tylko tworzy posępną, niepokojącą
atmosferę udzielającą się czytelnikowi, ale również budzi w Navidsonie
pragnienie eksploracji; wkrótce jednak okazuje się, że labirynt jest wyzwaniem,
któremu nie potrafi sprostać nawet profesjonalna ekipa badaczy. Zapuszczenie
się w system korytarzy jest niczym zagłębienie się w meandry własnego umysłu -
są tacy, którzy pogrążając się w mrokach labiryntu, gubią się w mroku własnej
duszy.
Wydaje się, że dom
specyficznie oddziałuje na ludzką psychikę - większość osób, które miały choćby
chwilową czy przypadkową z nim styczność, przypłaciły ten kontakt
psychosomatycznymi dolegliwościami. Były jednak i takie - jak choćby Holloway,
szef ekipy eksploratorów, Zampano czy Johnny Wagabunda, które dom doprowadził
do obłędu. Czy dom jest rodzajem katalizatora, który wydobywa z
podświadomości i potęguje najgłębsze lęki,
doprowadzając do szaleństwa? Ci, którzy próbują zgłębić zagadkę budynku przy
Ash Tree Lane, stopniowo popadają w obsesję i tracą kontakt z rzeczywistością.
Świadczy o tym choćby charakter zapisków Zampano, który gromadzi wszelkiego
rodzaju ekspertyzy i analizy, tworząc na ich podstawie najbardziej dziwaczne i
szalone teorie wzbogacone literackimi, mitologicznymi, architektonicznymi,
matematycznymi czy psychologicznymi dygresjami, co daje wystarczający wgląd w
jego znękany umysł; podobnie autoanaliza Johnny'ego - liczne retrospekcje z
traumatycznego dzieciństwa i innych doświadczeń, które odcisnęły piętno na jego
życiu i psychice, obsesyjne zatracanie się w zapiskach Zampano pokazują jego
postępujące odrealnienie i utratę kontaktu z otoczeniem.
Totalnie zakręconą i
zagmatwaną fabułę dodatkowo dopełnia specyficzny układ tekstu. Autor bowiem
pogłębia dezorientację czytelnika rezygnując z typowego układu strony na rzecz
takiego, który odzwierciedla akcję, charakter domu Navidsonów, a nawet stan
umysłu poszczególnych bohaterów. Danielewski zastosował trzy różne rodzaje
fontów, co jedynie pozornie utrudnia lekturę, w istocie zaś pozwala odróżnić
narrację prowadzoną przez każdego z trzech głównych bohaterów; czytelnik
docenia ten zabieg zwłaszcza w przypadku, kiedy na jednej stronie ma do
czynienia z Relacją Navidsona niepostrzeżenie przechodzącą w notatki Zampano,
niespodziewane poprzecinane dygresjami Wagabundy czy przypisami o jeszcze innym
charakterze. Często w tego typu tekst wdrukowane są fragmenty notatek – od
naukowych analiz poprzez urywki wierszy po wyimki z dziennika – umieszczone w
oddzielnych ramkach, przekreślone, wybrakowane, odwrócone o sto osiemdziesiąt
stopni, ułożone spiralnie, do góry nogami, w poprzek lub wzdłuż strony,
zapisane szyfrem bądź w lustrzanym odbiciu; zdania zbijają się w zwarte
kolumny i ciasne szpalty, by po chwili
rozwlec się na dwie strony. Tekst, podobnie jak korytarze, niespodziewanie
zmienia kierunek, kształt, charakter lub po prostu zanika. Ma to swój głęboki
sens, gdyż konstrukcja tekstu, sposób jego organizacji i układ strony mają
bezpośredni związek z fabułą – wzmagają i potęgują wrażenia z lektury, a efekt
jest doprawdy niesamowity. Taki zabieg wprowadza co prawda element chaosu i
dodatkowo zaburza orientację, ale też daje wyobrażenie o tym, co rozgrywa się
tak w czeluściach labiryntu, jak i umysłach bohaterów – choć w sumie na jedno
wychodzi.
Dom z liści angażuje
uwagę, umysł i zmysły czytelnika nie
tylko w sam akt czytania – zmusza go do podjęcia podobnej analizy wydarzeń jak
ta, która stała się udziałem każdego z bohaterów, do przeniknięcia przez barierę formy, do
zatracenia się w narracji; prowokuje do szukania zależności i powiązań między
nimi, a także śladów i wskazówek, które pozwoliłyby sensownie zinterpretować
wypływające w toku narracji fakty czy pojawiające się wnioski, do
rozszyfrowania symboliki i znaczenia poszczególnych fragmentów,
przeanalizowania aluzji, sugestii i tropów rozrzucanych przez autora to tu, to
tam tylko po to, by po chwili czytelnik orientował się, że nie wszystko, co
przed momentem poukładał sobie w głowie istotnie jest na swoim miejscu i trzeba
zaczynać wszystko od nowa.
Danielewski wodzi nas za
nos, kształtuje w naszym umyśle wyobrażenie czegoś, przekonuje nas do
jego słuszności, by następnie poddać w wątpliwość, podważyć naszą wiarę w
autentyczność przedstawionych zdarzeń, dezorientuje na różne sposoby oraz wielu
poziomach i podczas gdy my dwoimy się i troimy, by przeniknąć jego wizję i
przedrzeć się do sedna poprzez warstwy fabuły, naszym wysiłkom towarzyszy
wrażenie, że autor doskonale się naszym kosztem bawi.
Kiedy uda nam się wyrwać
umysł z zaklętego kręgu nakreślonego przez Relację Navidsona, Notes Zampano i
zapiski Wagabundy, przestaniemy na moment głowić się nad wymyślną zagadką domu
przy Ash Tree Lane i porzucimy wszelkie analizy – czy to bohaterów czy też
własne, powstałe na ich kanwie – być może dość przekornie stwierdzimy, że
zarówno forma powieści, jak i jej treść były jedynie pretekstem, swego rodzaju
eksperymentem, w którym nieświadomie wzięliśmy udział. Bo może tu wcale nie
chodziło o skomplikowaną zagadkę ani nawet nie o to, by ukazać mechanizm
popadania w obłęd, a o uświadomienie czytelnikowi, jak łatwo, za pomocą
określonych chwytów psychologicznych i zabiegów literackich można wpłynąć na
naszą percepcję, zasugerować pewien sposób myślenia zgodny z zamysłem autora,
narzucić wizję, zapętlić ideę, zapanować nad naszym umysłem i emocjami
podobnie, jak dom Navidsonów zawładnął umysłami bohaterów? Może autorowi nie
chodziło o nic więcej niż wywołanie zamętu w głowie czytelnika, a my po prostu
dorabiamy ideologię i przydajemy wszystkiemu znaczenie na wzór Navidsona,
Zampano i Wagabundy? Jak by nie było Dom z liści stanowi wyzwanie dla
czytelnika i tylko od nas zależy, czy poczujemy po prostu satysfakcję z lektury
czy nie będziemy w stanie się od niej uwolnić.
Największą zaletą powieści
Danielewskiego – równie intrygującej, co irytującej niezliczonymi przypisami i
dygresjami, przez co może sprawiać wrażenie przekombinowanej i przegadanej –
jest nie tyle jej klimat, stworzony dzięki tradycyjnym zabiegom: stopniowaniu
napięcia, sugestywnym opisom stanów emocjonalnych, niesamowitym, tajemniczym,
przepełnionym grozą wydarzeniom, a możliwość wczucia się w emocje bohaterów w
stopniu dotąd niespotykanym - dzięki
zastosowaniu chwytów nie tylko dających wyobrażenie, ale pozwalających poczuć
jak działa znękany, osuwający się w obłęd umysł. Wrażenia są tak intensywne, że
niemal namacalne – a wszystko dzięki „zmasowanemu atakowi” na nasze zmysły,
psychikę i umysł. Dom z liści zachwyca rozmachem wizji autora – której może i
do końca nie ogarniam, ale potrafię docenić to, jak na różne sposoby powyginała
mój umysł. Możliwość wielorakich i różnorodnych interpretacji na wielu
płaszczyznach, a także trwająca długo po zakończeniu lektury, podświadoma nawet analiza
poszczególnych fragmentów czy ustępów tekstu to niesamowite doświadczenie
przynoszące mnóstwo frajdy, z którym warto się zmierzyć. Podejmiecie wyzwanie?
Moja ocena: 5/5
recenzja napisana dla portalu DużeKa :) |
Takie zagmatwane powieści zostawię sobie na czas po maturach :D
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię ☺
UsuńJakoś nie mam ochoty na czytanie tej książki - po przekartkowaniu w księgarni odniosłem wrażenie przerostu skomplikowanej formy nad niespecjalną treścią.
OdpowiedzUsuńByć może 😊
UsuńDla mnie tu wszystko układa się w przemyślaną całość i ma sens, a nie jest w mojej naturze doszukiwanie się go gdziekolwiek i na siłę ☺
Chętnie podjęłabym takie wyzwanie czytelnicze :)
OdpowiedzUsuńW takim razie zapraszam do lektury 😊
UsuńOczywiście, że podejmę wyzwanie, zwłaszcza że od jakiegoś czasu czaję się na tę książkę. Zupełnie nie spodziewałam się takiego rozmachu w kreowaniu tej historii, ale cieszę się, że tak to właśnie wygląda. Liczę na niebanalną przygodę literacką i jestem bardzo ciekawa układu tekstu i tych wszystkich wariacji, o których napisałaś :)
OdpowiedzUsuńTak czułam, że sobie nie odpuścisz takiej lektury 😁
UsuńNo i czekam na recenzję, z niecierpliwością!
Jestem świeżo po lekturze i mogę powiedzieć jedno - nie spotkałam wcześniej TAKIEJ książki, oryginalności z pewnością nie można jej odmówić ;)
OdpowiedzUsuńO tak, zdecydowanie! ☺
UsuńMuszę kiedyś przeczytać :) Dobry, mieszający w głowie horror to to, co lubię najbardziej ^^
OdpowiedzUsuńRaczej bardziej powieść psychologiczna niż horror, ale zdecydowanie warto przeczytać! ☺
UsuńIntryguje mnie "Dom z liści" (ten klimat, groza, a teraz Twoja recenzja wszystko podsyciła) ale i trochę onieśmiela, bo wiem, że trudno by mi było znaleźć tyle czasu, poświęcić tyle uwagi, żeby to wszystko dokładnie spić, aż do dna. Warto chyba mieć taki egzemplarz u siebie na półce, by swoje odleżał, ale zawsze czekał w gotowości.
OdpowiedzUsuńZgadzam się! Zaczynam lekko panikować na myśl, ile treści, smaczków, nawiązań pominęłam, nie ogarnęłam, przegapiłam. No, ale zawsze można sięgnąć po lekturę ponownie 😁
UsuńNo właśnie jeszcze się nie zdecydowałam.:)
OdpowiedzUsuń