środa, 6 sierpnia 2014

"Mój Che. Bardzo intymnie"

Autor: Aleida March
Tytuł: "Mój Che. Bardzo intymnie"
Wydawnictwo: Sine Qua Non, 2014
Ilość stron: 263
Okładka: miękka ze skrzydełkami

Ernesto Che Guevara - dla jednych ucieleśnienie ideału rewolucjonisty, bohater i bojownik o wolność, dla innych - kat i sadystyczny zbrodniarz odpowiedzialny za śmierć setek niewinnych ludzi. Współczesny świat uczynił z niego ikonę popkultury, której wizerunek drukowany jest masowo na młodzieżowych koszulkach. Dla Aleidy March był ukochanym mężem, wspaniałym ojcem ich dzieci, wrażliwym mężczyzną i jedynym autorytetem. Druga żona Che po kilkudziesięciu latach zdecydowała się opowiedzieć o swoim związku z kontrowersyjnym kubańskim rewolucjonistą, zaś portret, jaki wyłania się z jej opowieści, jest co najmniej zastanawiający i więcej mówi nie tyle o bohaterze wspomnień, co o kobiecie, która postanowiła dzielić z nim życie.

Aleida March była prostą, wiejską dziewczyną, która wiodła w miarę beztroskie życie na kubańskiej prowincji w otoczeniu najbliższych - do czasu, gdy na studiach zetknęła się z rewolucyjnym Ruchem 26 Lipca założonym przez Fidela Castro i skierowanym przeciwko dyktaturze generała Batisty. Została jego bojowniczką i to w czasie wykonywania jednego z  zadań poznała legendarnego już wówczas Che Guevarę, charyzmatycznego przywódcę rebeliantów. Z biegiem czasu Aleida została jego towarzyszką broni, osobistą asystentką i sekretarką, wreszcie także żoną i matką jego dzieci.

Mój Che. Bardzo intymnie nie jest typową biografią, raczej dokładnie tym, co sugeruje tytuł: garścią wspomnień ubranych w słowa. Wspomnień zakochanej kobiety, należałoby dodać, idealnie wpisującej się w profil psychologiczny żon czy kochanek dyktatorów. Aleida March w swojej opowieści przedstawia co prawda obraz kubańskiej rewolucji i portret Che Guevary, jednak jest on mocno subiektywny, bardzo jednostronny, a nazywając rzecz po imieniu - przekłamany tak, jak to tylko możliwe. W rzeczywistości to pomnik wystawiony bohaterowi - zbrodniarzowi przez kochającą, oddaną, ślepo zapatrzoną w niego żonę, zafascynowaną jego charyzmatyczną osobowością, przy której zatraciła własną. Aleida w patetycznym tonie rodem z rewolucyjnych przemówień wychwala zalety Che, ukazuje jego nieznane oblicze - romantycznego poety, wrażliwego kochanka, cudownego ojca, zaangażowanego, pełnego poświęcenia i bezgranicznie oddanego sprawie bojownika - wznosi peany pochwalne na jego cześć, które jednak brzmią fałszywie zwłaszcza wtedy, gdy umniejsza lub zgoła bagatelizuje jego błędy czy usprawiedliwia popełniane przez niego zbrodnie. W podobnym duchu March opowiada o wydarzeniach rewolucyjnych - sypiąc jak z rękawa frazesami godnymi zindoktrynowanej bojowniczki (którą rzeczywiście jest mimo upływu lat), nie mającymi nic wspólnego z prawdą historyczną, co ostatecznie dyskwalifikuje jej narrację pod kątem jakiejkolwiek wiarygodności.

Mój Che. Bardzo intymnie to w istocie publikacja, która więcej mówi czytelnikowi o jej autorce, niż bohaterze wspomnień. Aleida March, która jako młoda dziewczyna zetknęła się z charyzmatycznym, starszym od siebie przywódcą, uległa fascynacji jego osobowością i autorytetem, uzależniła się od niego emocjonalnie i pozwoliła sobą manipulować, nigdy tak naprawdę nie uwolniła się spod wpływu i pozostała ślepa na otaczającą ją rzeczywistość, bezkrytycznie wpatrzona w swój ideał, w nadczłowieka, jakiego uczyniła z Che. Zrozumiałe jest, że wspomnienia rządzą się własnymi prawami, zwłaszcza, jeśli snuje je kobieta bez pamięci zakochana w swoim mężczyźnie, jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to niby "kobiece spojrzenie na rewolucję" i "ludzkie oblicze kubańskiego rewolucjonisty" to tak naprawdę bardzo wybiórczy, tendencyjny i kłamliwy obraz nie mający nic wspólnego z prawdą historyczną, ba! Nie pozostawiający najmniejszych nawet wątpliwości, że to jedyny słuszny obraz, jaki powinien zaistnieć w ludzkiej świadomości. March prezentuje tu własną, wyidealizowaną wersję historii i - co tu kryć - wyjątkowo szkodliwą, zwłaszcza dla czytelników, którzy znają Che jedynie z romantycznego, modnego wizerunku na koszulce.

Moim zdaniem wydawnictwo popełniło błąd rezygnując z przedmowy, która nakreśliłaby właściwy kontekst historyczny wydarzeń opisywanych przez autorkę, a umożliwiający prawidłową ich ocenę; publikacja Aleidy March niestety utrwala nieprawdziwy, popkulturowy wizerunek Che i kłamliwy obraz kubańskiej rewolucji nie dając czytelnikowi szansy skonfrontowania jej rewelacji z obiektywnymi materiałami historycznymi, choćby w podstawowym zakresie. Nie każdemu chce się szukać historycznych źródeł czy sięgać choćby do zasobów Wikipedii, by sprawdzić, ile jest prawdy we wspomnieniach żony Che Guevary, po lekturze tej publikacji w świadomości czytelnika nie obeznanego z tematem zapisze się bardzo wypaczony jego obraz, a to już jest szkodliwe, po prostu.

Mój Che. Bardzo intymnie to lektura, która pozostawiła po sobie irytację i niesmak. Garść przypadkowych wspomnień w patetycznym tonie przywodzącym na myśl rewolucyjne przemówienia, bezkrytyczny i wyidealizowany do granic możliwości obraz kubańskiego bojownika i wydarzeń, w jakich czynnie uczestniczył - to nie było udane, inspirujące doświadczenie. Z niejaką ciekawością obejrzałam bogatą galerię fotografii pochodzącą z prywatnego archiwum autorki, ale generalnie na tym zalety jej publikacji się kończą. Chyba, że ktoś ma ochotę przekonać się, jak długie cienie potrafią rzucać ludzie pokroju Che Guevary, czego najlepszym, żywym dowodem jest Aleida March.

Moja ocena: 2/5



za książkę serdecznie dziękuję księgarni Matras :)

12 komentarzy:

  1. Eee aż tak źle? :) jak dla mnie było nieźle, obiektywizmu się nie spodziewałam, wie.c nie byłam zawiedziona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się nie spodziewałam obiektywizmu, w końcu to nie pierwsze wspomnienia, jakie czytałam, ale mimo wszystko lektura jest tak tendencyjna i niesmaczna, że nie potrafię ocenić jej inaczej :P

      Usuń
  2. A już myślałam, że to będzie wartościowa lektura. Szkoda, że pominięto fakty historyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle pominięto, ile ukazano je w nieprawdziwym świetle :)

      Usuń
  3. Odniosłam podobne wrażenie - książka w żaden sposób nie może być nazwana wiarygodnym obrazem rewolucji. Swoją drogą, rozumiem, że zakochana kobieta zupełnie inaczej widzi świat i swojego wybranka, ale naiwność Aleidy miejscami mnie irytowała... Za to bardzo podobały mi się dołączone zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zdjęcia to zdecydowanie najmocniejszy punkt tej publikacji :/

      Usuń
  4. Karolina, nooooo! Che był przecież diabelnie przystojny, nic dziwnego że żona była w niego tak zapatrzona, też bym była! :P Ale tak całkiem serio (podtrzymuję poprzednie stanowisko! :D), niestety również miałam nieprzyjemność czytać kiedyś książkę o Che, Jeana Cormiera, bardzo, bardzo, bardzo nieobiektywną, wręcz wychwalającą, gdzie w zasadzie nie było ani jednego zdania na temat ofiar rewolucji. Dla mnie, historyka z wykształcenia, trochę to bolesne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy, no przyznaję, miał swój urok, ale litości, żeby aż tak zatracić swoją osobowość? Poza tym nic dziwnego, że w popkulturze funkcjonuje taki a nie inny obraz Che, skoro powstaje tyle jednostronnych publikacji na jego temat :/
      Dla mnie, jako czytelnika, to też bolesne :D

      Usuń
  5. Fakt, każdy może mieć własne zdanie na temat danego człowieka, ale wyidealizowanie go w całej "biografii" chyba również u mnie spowodowałby pewien niesmak

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślałam, że to coś lepszego. A miałabym nawet chęć... Postać Che intryguje mnie od dawna... ale chyba nie ma co tracić czasu akurat na tę pozycję...

    OdpowiedzUsuń
  7. Biografia? Nie dla mnie. Musiałaby być nie wiem jaka dobra i nie wiem kogo, żebym po nią sięgnęła ;)

    OdpowiedzUsuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.