Tytuł: "Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty"
Wydawnictwo: Czarne, 2013
Ilość stron: 157
Okładka: twarda
Obserwowanie fiest miało w sobie coś z przyglądania się cudzym snom.
Z czym kojarzy się Wam Hiszpania? Czy na sam dźwięk tej nazwy nie
pojawia się w Waszej wyobraźni wizja lazurowego morza i rozedrganych
upałem złocistych plaż, tancerki w falbaniastej sukni przytupującej
obcasem do wtóru kastanietom czy krwawego tańca torreadora z bykiem?
Ale Hiszpania to nie tylko plaże, corrida i flamenco, to także długa i
barwna tradycja specyficznego świętowania przybierającego formę
hipnotyzujących widowisk na pograniczu masowej histerii - fiest.
Katarzyna Kobylarczyk przez trzy lata podróżowała po Półwyspie
Iberyjskim ulegając magii tych ludycznych spektakli. Fiesty stały się
jej uzależnieniem, nałogiem i celem kolejnych wypraw. Cykl reportaży Pył z landrynek dokumentuje najbardziej malownicze, dziwaczne i
absurdalne fiesty, jakie autorce udało się zobaczyć i uświadamia, jak w
istocie niewiele wiemy o Hiszpanii, mentalności jej mieszkańców oraz
specyfice tego oryginalnego aspektu kultury, jakim są fiesty.
Niecodzienne hobby wybrała sobie autorka, ale też samo zjawisko jest co
najmniej osobliwe i ekscentryczne, przynajmniej dla obserwatora spoza
tego kręgu kulturowego. Nie ma chyba dnia bez fiesty w Hiszpanii, gdyż w
zasadzie każdy powód jest dobry do świętowania: celebrowanie jakiegoś
ważnego lub śmiesznie nieistotnego wydarzenia historycznego, uczczenie
świętego patrona, obrzędy religijne. Ale najdziwniejsze są formy, jakie
świętowanie przybiera. Autorka może pochwalić się galerią takich
kuriozów, jak procesja ludzi - mchów, bieg z figurą Chrystusa zamkniętą w
szklanej trumnie, rzucanie zdechłymi szczurami w zgromadzony tłum,
podpalanie figur większych niż domy, obrzucanie błotem, pomidorami,
rzepą, wojna landrynkowa, procesja biczowników, wspólna kąpiel pasterzy i
kóz, odpędzanie czarownic płonącym bimbrem, konny wyścig uliczkami
miasteczka, pędzenie byków przez miasto... Wydaje się, że ludzka
inwencja i wyobraźnia w tej materii przekroczyła wszelkie granice,
jednak czytelnik, próbując dotrzymać autorce kroku w tym szaleńczym
korowodzie, zaczyna się zastanawiać nad znaczeniem fenomenu fiest, a nie
tylko zdumiewać nad ich dziką różnorodnością. Niestety, próżno szukać
satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie.
Katarzyna Kobylarczyk pozwala czasem odetchnąć czytelnikowi, zatrzymuje
się na chwilę i opowiada o historii fiest - jednak, jak sama przyznaje,
nader często trudno jest zgadnąć, o czym niektóre z nich opowiadają. Nie
ich geneza jest dla autorki najważniejsza, ale ich przebieg, dynamizm
chwili i uzależniająca atmosfera zbiorowego szaleństwa, wprawiające w
trans połączenie chaosu i tłumu napędzanego adrenaliną, gdzie ryzyko i
niebezpieczeństwo są naturalnym, nieodłącznym i wielce pożądanym
elementem. Jednak im bardziej zagłębiamy się w dziki świat ulicznego
świętowania, tym bardziej natarczywe staje się pytanie: dlaczego? Czemu
to służy? Jakie jest kulturowe znaczenie fiest? Czy są czymś w rodzaju
wentylu bezpieczeństwa, chwilowej, szalonej ucieczki od szarej
codzienności i ustalonego porządku społecznego? Czy to jakaś odmiana
karnawału? Dlaczego ludzie bez żadnych zahamowań poddają się sile tłumu,
dlaczego chcą współuczestniczyć w widowisku, którego sensu i celu
nieraz nie znają?
Niestety, autorka nie analizuje głębiej tego fenomenu, nie drąży tematu,
nie rozmawia z uczestnikami, raczej unosi się na powierzchni
zagadnienia pozostawiając mnóstwo pytań bez odpowiedzi i rozczarowujące
uczucie niedosytu. Skupia się na rejestrowaniu wrażeń - jej reportaże to
krótkie i chaotyczne, choć trzeba przyznać, że wyraziste, sugestywne i
dynamiczne migawki, uchwycone w biegu sekwencje obrazów składających się
na niepowtarzalny klimat fiesty. Czy autorka jest czynnym uczestnikiem
wydarzeń, czy dała się ponieść zbiorowemu szaleństwu? Raczej nie. Nawet
będąc w centrum tłumu, mentalnie stoi z boku, jej rezerwa i dystans są
wyczuwalne, co ma swoje wady i zalety. Z jednej strony sprzyja to
realizacji założenia rejestrowania własnych wrażeń jako obserwatora
stojącego wyraźnie z boku i w miarę obiektywnego oddania specyfiki
kulturowego fenomenu fiest, z drugiej zaś strony brak zaangażowania w
tok wydarzeń i zwykła ciekawość turysty zamiast deklarowanej fascynacji
owocują powierzchownym ujęciem tematu, które może rozczarować bardziej
dociekliwego czytelnika. Wydaje mi się, że zamysłem autorki był właśnie
spontaniczny zapis chwili, uchwycenie klimatu i własna gorączkowa
refleksja - i to znalazło odzwierciedlenie w jej reportażach. Jednakże
zjawisko fiesty jest dużo bardziej złożone i wielowymiarowe: sacrum
miesza się z profanum, tradycja z komercją, ludzi opanowuje szaleństwo,
histeria, napędza ich adrenalina, a czytelnik chciałby wiedzieć - jak to
się dzieje? Szkoda, że przeanalizowania tego aspektu i próby odpowiedzi
na to pytanie zabrakło w tekstach Kobylarczyk.
Pył z landrynek to podróż przez Hiszpanię diametralnie różną od tej
znanej z folderów reklamowych biur podróży. To wyprawa przez kraj pełen
małych, ciasnych, zakurzonych miasteczek, w których czas jakby stanął w
miejscu przed kilkuset laty i od tamtej chwili ani drgnął,
klaustrofobicznych osad wysychających w palącym słońcu interioru
zamieszkałych przez surowych mieszkańców tworzących hermetyczne, wrogie
społeczności, praktykujących niezrozumiałe, dziwaczne rytuały, gdzie
najbardziej ponure legendy przeplatają się z rzeczywistością. W ten
dziki, niegościnny krajobraz doskonale wpisuje się tradycja fiest, a ich
kulturowy podtekst - choć słabo zgłębiony przez autorkę i nadal
niezrozumiały - staje się nagle lepiej wyczuwalny. Harmonii kompozycji
cyklu reportaży dopełnia klimat zbudowany dzięki nawiązaniom do prozy
duchowych przewodników autorki po Hiszpanii: Hemingwaya, Marqueza,
Unamuno i Bunuela; odkrywanie tego kraju, próby zrozumienia jego
specyfiki i zgłębienia mentalności oraz światopoglądu jego mieszkańców
były i nadal pozostają wielkim wyzwaniem; za sprawą reportaży Katarzyny
Kobylarczyk mamy szansę zajrzeć do tego świata z pogranicza
rzeczywistości.
Moja ocena: 3/5 (interesująca, warto przeczytać)
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/161974/pyl-z-landrynek/opinia/11869149#opinia11869149
za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarne :) |
Ta książka jest na mojej liście Must have od momentu gdym ją w zapowiedziach ujrzała. Jestem hiszpanofilką, więc MUSZĘ przeczytać :D
OdpowiedzUsuńMnie Hiszpania nigdy nie pociągała, ale żyłka zainteresowań antropologicznych robi swoje. Dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńMoje informacje o Hiszpanii są bardzo powierzchowne, więc dobrze by było zagłębić się w ten temat, a ta książka wydaje się być do tego celu wprost idealna. Myślę, że zajrzę do niej.
OdpowiedzUsuńA mnie ta książka ciekawi, bo bardzo chcę pojechać do Hiszpanii:))) I moje pierwsze skojarzenie z tym krajem to właśnie fiesta, chyba nie jestem więc szablonowym turystą:)
OdpowiedzUsuńOjjjj jakbym chciała się wybrać do Hiszpanii... :) Bardzo ciągną mnie te rejony. :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł, który niestety spalił odrobinę na panewce. Może warto dać szansę książce, a jednocześnie autorce? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Na początku pomyślałam, że to świetna książka, ale skoro nie daje odpowiedzi, a przynajmniej nie próbuje nadać kontekstu kulturowego fiestom to czuję się zniechęcona. Same opisy dziwacznych obrzędów to za mało.
OdpowiedzUsuńintrygująca i zarazem inspirująca wydaje się być ta książka
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na konkurs
http://mieedzykartkami.blogspot.com/2013/05/konkurs.html
pozdrawiam
Mnie książka nie porwała, ale spotkanie z autorką tak :) Na dniach pojawi się u mnie relacja!
OdpowiedzUsuńChętnie poznałabym tę książką, choć szkoda, że autorka nie zgłębiła bardziej tematu i pozostawiła uczucie niedosytu... niemniej jednak wydaje mi się, że nie ma zbyt wiele książek dotyczących Hiszpańskich fiest na rynku literackim więc z braku laku warto ją poznać :)
OdpowiedzUsuńA co do samej Hiszpanii to wydaje się, że jest miejscem niesamowitego zderzenia różnych kultur i tradycji - tak odmiennych od naszych Polskich :)
Pozdrawiam :)
O, nie słyszałam o tej książce, a bardzo się interesują Hiszpanią, więc mimo niedociągnięć i tak chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńMimo średnią oceną przyznam, że mam wielką chęć na książkę, dlatego że moja kuzynka mieszka w Hiszpanii (jej mąż to Hiszpan), byłam 3 lata temu w jej miejscowości na weselu. W międzyczasie zaliczyłam kilka fiest, które miło wspominam, jako jakąś nowość, ale wymęczyły mnie potwornie. Na bieżąco dostaję informacje o różnych świętach, fiestach, które dosłownie dzieją się co tydzień. Kuzynka przesyła mi zdjęcia parad, wszyscy się przebierają. Niedawno ze zdziwieniem przeczytałam o ,,Pogrzebie sardyny", czego to oni nie wymyślą :)
OdpowiedzUsuń