czwartek, 20 października 2016

"Rzymianami bendąc" - recenzja przedpremierowa

Autor: Matthew Kneale
Tytuł: "Rzymianami bendąc"
Wydawnictwo: Wiatr od Morza, 21.10.2016
Ilość stron: 240
Okładka: miękka

Niech nie zwiedzie Was okładka przyciagająca wzrok kolorowymi, dziecięcymi rysunkami, ani zabawnie brzmiący, okraszony błędem ortograficznym tytuł, sugerujący lekką, dowcipną, być może nawet infantylną treść. W końcu autorem tej książki jest Matthew Kneale, mający na swoim koncie znakomitych Anglików na pokładzie i Drobne występki w czasach obfitości. Kto miał do czynienia z jego prozą, ten wie, że Brytyjczyk, będąc uważnym i wnikliwym obserwatorem ludzkiej natury, zwykł wyjątkowo celnie punktować i z jednej strony bezlitośnie obnażać wady, z drugiej zaś z taktem i empatią pochylać się nad ludzkimi niedoskonałościami; autor, pod przykrywką błyskotliwego humoru przemyca w swoich utworach treści mądre i ważkie, lekkim i przewrotnym stylem, pogłębiającym wymowę i wzmacniającym wydźwięk treści, zwracając uwagę na bolączki i problemy współczesnego (choć nie tylko) człowieka. Nie inaczej rzecz się ma z najnowszą powieścią Kneala, jednak w przypadku Rzymianami bendąc autor, by przemówić do wrażliwości i wyobraźni czytelnika, przykuć jego uwagę i skłonić go do chwilowej chociażby zmiany perspektywy postrzegania świata, zastosował zupełnie inne chwyty i literackie zabiegi.


Rzymianami bendąc to najeżona błędami ortograficznymi, gramatycznymi i stylistycznymi (brawa i wyrazy uznania dla tłumacza!) opowieść dziewięcioletniego chłopca. Mały Lawrence po rozwodzie rodziców zamieszkał wraz z matką i młodszą siostrą w Londynie. Wygląda jednak na to, że ojciec nie ma zamiaru pogodzić się z zaistniałą sytuacją, bo czyż w przeciwnym wypadku przyjeżdżałby ze Szkocji specjalnie po to, by zastraszać, prześladować i szkalować byłą żonę? Rodzeństwo z radością i ulgą przyjmuje więc decyzję matki, by na jakiś czas wyjechać do Rzymu - miasta, w którym niegdyś studiowała i w którym mieszkają jej starzy przyjaciele. Jednakże podróż ta, pobyt w Wiecznym Mieście, a przede wszystkim zachowania i reakcje dawnych znajomych matki staną się katalizatorem wydarzeń trudnych do ogarnięcia umysłem dziecka i uświadomią Larry'emu, że nie wszystko jest takie, jakim się na pierwszy rzut oka wydaje.

Początek w najmniejszym stopniu nie zapowiada dramatycznej treści ani nie przygotowuje czytelnika na późniejszy rozwój wypadków. Oto bowiem dziecięcy narrator – bohater opowiada o swoim codziennym życiu – szkolnych perypetiach, przepychankach z młodszą siostrą, mieszkaniu z mamą po odejściu taty – o wszystkich tych zwyczajnych, a jednak z punktu widzenia kilkulatka niezwykle istotnych sprawach. Opowieść chłopca śledzimy zrazu z typową dla wielu dorosłych pobłażliwością, uprzejmym zainteresowaniem, z jakim, pochłonięci własnymi sprawami, przysłuchujemy się dziecięcej paplaninie. Aż nagle, w jednej chwili orientujemy się, że w tej pozornie błahej, bezładnej historii coś jest nie tak. Wraz z rozwojem fabuły początkowo niejasne podejrzenia zmieniają się w ponurą pewność, że w monologu dziecka pojawia się jakiś zgrzyt, a kiedy w końcu dociera do nas, jakie jest jego źródło, niemal włosy staja nam dęba na głowie, tak porażająca jest to świadomość.

Dysonans pomiędzy tym, w jaki sposób bohater postrzega rzeczywistość i wydarzenia, w jakich uczestniczy – jako coś naturalnego, oczywistego, zwyczajnego -  a tym, jak widzi je i ocenia dorosły czytelnik, któremu natychmiast zapala się czerwona, ostrzegawcza lampka, wywiera niesamowite, piorunujące wrażenie. Uświadamiamy sobie, jak wrażliwym, inteligentnym, odpowiedzialnym i nad wiek dojrzałym dzieckiem jest Larry – i jak dalece na kształtowanie tych cech miały wpływ zawirowania związane z rozwodem rodziców oraz wynikające z tego faktu konsekwencje. Dociera do nas, w jak ogromnym stopniu dzieci przejmują sposób myślenia dorosłych i ich postrzegania świata oraz jak wielkim jest to obciążeniem dla ich psychiki.

Śledzimy, jak Lawrence próbuje sobie radzić z odpowiedzialnością za problemy dorosłych (po części narzuconą z góry, być może nawet nieświadomie, ale jednak, po części przyjętą z poczucia obowiązku i będącą konsekwencją miłości do matki), z własnymi emocjami i uczuciami wobec najbliższych, które są mocno ambiwalentne, jak desperacko usiłuje zrozumieć to, co przydarza się jemu i jego rodzinie oraz poszukuje jakiegokolwiek punktu zaczepienia, by móc kurczowo się go trzymać i uchronić swój świat przed chaosem. Larry jest bystrym obserwatorem, dostrzega więcej, niż jest w stanie zrozumieć, a przede wszystkim więcej, niż otoczeniu się wydaje – próbuje objaśnić sobie to, czego doświadcza zgodnie ze specyficzną dziecięcą logiką, a czytelnik z rosnącą fascynacją, ale i przerażeniem może śledzić, w jaki sposób psychika dziecka wytwarza mechanizmy obronne w zetknięciu z sytuacją, która przekracza granice jego pojmowania.

Dziecięca perspektywa, przedstawiona tak wiarygodnie pod kątem psychologicznym, okazała się strzałem w dziesiątkę. I nie chodzi tylko o styl naśladujący dziecięcy – odrobinę naiwny, infantylny – o język, w którym aż roi się od różnego rodzaju błędów – od ortograficznych do składniowych; to wszystko ma jedynie zwrócić uwagę na to, co naprawdę istotne, a ukryte głębiej. Na całkowicie odmienny sposób postrzegania świata, na zupełnie inne priorytety, na różnice w podejściu do tych samych kwestii. Zwraca uwagę, jak wyjątkowo celne i trafne potrafią być dziecięce obserwacje, które nieraz dotykają sedna, do którego dorośli nawet się nie zbliżają i z jaką łatwością nazywają rzeczy po imieniu. Uświadamia, jak kruchą i delikatną konstrukcją jest psychika dziecka, jak łatwo ją wypaczyć, straumatyzować – i jak ogromnych nakładów sił oraz cierpliwości wymaga naprawa krzywd wyrządzonych przez dorosłych.


Rzymianami bendąc to książka przykuwająca uwagę od pierwszego zdania. Stylizacja narracji na dziecięcą to nie tani chwyt, mający zmiękczyć serca co wrażliwszych czytelników, ale fragment dobrze przemyślanej koncepcji. Celem autora było zwrócenie uwagi na pewne kwestie, o których napisałam powyżej – i dokonał tego wszelkimi dostępnymi środkami, jakie miał do dyspozycji. Psychologiczna wiarygodność, budowana konsekwentnie na wielu płaszczyznach, opierająca się na oryginalnym, choć karkołomnym pomyśle, jest największym atutem powieści Kneala; dziecięcy bohater jest przekonujący i autentyczny w swoich reakcjach, zachowaniu, odruchach i emocjach, nieprzerysowany, prawdziwy – stąd porażająca siła jej wymowy. Powieść Brytyjczyka to nie tandetny wyciskacz łez, a mądra, poruszająca książka zwracająca uwagę na błędy, jakie popełniają dorośli w relacjach z dziećmi i ukazująca rozmiar spustoszeń, jakich mogą one dokonać w dziecięcej psychice. Fascynujące było móc śledzić tok myślenia małego bohatera, tak bardzo różniący się od naszego; nie można nie docenić wyczucia, taktu i psychologicznej wiedzy, jaką wykazał się autor oraz talentu, który pozwolił mu tak rzetelnie i przekonująco oddać niuanse dwóch perspektyw, dwóch punktów widzenia: osoby dorosłej i dziecka. Gorąco polecam tę niesamowitą, piękną i wzruszającą powieść; skłania do refleksji, nie pozostawia obojętnym i siedzi w głowie jeszcze długo po zakończeniu lektury. A o to przecież w literaturze chodzi.

Moja ocena: 5/5



za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Wiatr od Morza :)

9 komentarzy:

  1. Przyznaję bez bicia, że dałam się zwieść, bo patrząc na tytuł i okładkę spodziewałabym się zupełnie innej lektury. Przekonałaś mnie do poszukania tej książki. W minionych miesiącach miałam okazję przeczytać dwie inne również napisane z perspektywy dziecka i bardzo dobrze je wspominam, choć każda wywołała wiele emocjonalnych reakcji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachwyca mnie to, że są tak wiarygodne psychologicznie! Mam nadzieję, że i ta powieść przypadnie Ci do gustu. 😉

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że będę się mogła o tym wkrótce przekonać :)

      Usuń
  2. Dzięki za tą recenzję. "Anglicy" byli moją książką roku 2015, a przegapiłem nie tylko tą powieść ale też "Występki"! A MUSZĘ to przeczytać. Ja też byłem chłopcem, kiedy rodzice się rozwodzili, i też miałem młodszą siostrę. No cóż, cholernie jestem ciekaw i już się trochę boję, bo przeżywam takie lektury bardzo mocno, a "dziecko we mnie" nie zawsze budzi to, do czego chciałbym wracać... W zasadzie zwykle właśnie nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj koniecznie! Być może książka stanie się dla Ciebie czymś w rodzaju katharsis.

      Usuń
  3. Trochę się boję tych błędów, ale tak poza tym całkiem kusząca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepotrzebnie, to trochę tak, jakbyś czytała dziecięce wypracowanie, można się przyzwyczaić 😁

      Usuń
  4. Masz rację, też dałam się oszukać, choć przecież czytałam już dwie poprzednie książki tego autora. Zaczynałam lekturę z pobłażliwym uśmiechem na ustach, a potem ten uśmiech stopniowo znikał i zastąpiły go ciarki. I to zakończenie, od momentu konfrontacji z ojcem! Przerażające i bardzo prawdziwe. Też niedługo będę recenzować powieść, wtedy rozpiszę się szerzej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mamy podobne odczucia! Z niecierpliwością czekam na Twoją recenzję ^^

      Usuń

Spam, reklamy, wulgaryzmy i wypowiedzi niezwiązane z tematem będą natychmiast usuwane.